niedziela, 26 listopada 2006

Smalec wegetarianski

Irlandia, chociaz na pierwszy rzut oka nie jest moze rajem dla wegetarian ze wzgledy na kulinarne nawyki autochtonow, to jednak - przy odrobinie kreatywnosci staje sie miejscem calkiem dla nich znosnym :-)

Spora czesc osob powstrzymuje przed przejsciem na wegetarianizm walory pseudosmakowe miesnych potraw (dlatego pseudosmakowe, bo wspolczesnym wedlinom itp. smak nadaja przede wszystkim dodatki chemiczne). Oczywiscie dla chcacego nic trudnego. Osobiscie nie przepadam, ale istnieja przeciez wegetarianskie parowki, kielbasy, kotlety, weganskie sery, itp. wiec jezeli ktos naprawde chce przestac przykladac reke do zabijania innych istot, czujacych strach i ból - ma wybor.

I tak np. wczoraj dostalem od kolegi (dzieki, Zen :-), rowniez wegetarianina - wegetarianski smalec :-) W wygladzie i smaku nie do odroznienia nie do odróżnienia od "naturalnego".

/Powyżej - otrzymany wczoraj wegetarianski smalec :-) /

Jak zrobic taki smalec? Kolega za bardzo nie wiedzial (smalec przyrzadzony przez zone przywiozl pare dni temu z Polski), ale wklepalem w google "smalec wegetraianski" i juz wszystko jasne :-)

Podaje za internetowa wegetarianska ksiazka kucharska: www.puszka.pl ale od razu zaznaczam - ze na internecie jest sporo innych, takze znacznie prostszych przepisow na wegetarianski smalec :-)

"Dla kogoś, kto nie może zapomnieć smaku chleba ze smalcem i ogórkiem kiszonym. W smaku i zapachu nie do odróżnienia. Tylko bardzo kaloryczny." Informacje ogólne: Rodzaj diety: wegańska Kategoria: dodatki do pieczywa Czas przygotowania: 30 min Składniki: granulat sojowy (najdrobniejszy) 1/3 paczki bulion wegetariański instant 1 łyżeczka 2-3 cebule 1-2 ząbki czosnku 1 szklanka oleju margaryna planta, 1 kostka 2-3 pieczarki przyprawy: pieprz, sól, majeranek, sos sojowy Przepis: Na patelni rozgrzać olej i plantę, aż się planta rozpuści. Cebulę i pieczarki posiekać i wrzucić na patelnię, dodać granulat, bulion , wyciśnięty lub pokrojony czosnek i smażyć na małym ogniu ok. 15 min. Dodać przyprawy, a pod koniec smażenia można wrzucić posiekaną natkę pietruszki lub szczypiorek. Można też dodać posiekane jabłko. Troche ostudzić i zlać do słoika. Ostudzić aż do zastygnięcia, z tym że przed zastygnięciem jeszcze raz wymieszać. Wskazówki i uwagi: Zamiast pieczarek można dodać boczniaka. Czosnek najlepiej dodawać pod koniec smażenia."

Smacznego ;-)

sobota, 18 listopada 2006

III Wizyta w Polsce. Plusy dodatnie i plusy ujemne...

Ostatni tydzien (a dokladnie: miedzy 9 a 16 bm) bylem w Polsce. I coz tam w Polsce? Bez wiekszych zmian. Sa plusy dodatnie - i plusy ujemne, jakby powiedzial to nasz byly prezydent...

Troche "na kolanie" spisalem co najwazniejsze, czesc rzeczy jednak pomijajac, zeby nie bylo, zem skrajny malkontent, ktoremu nie tylko belka - ale i zdzblo w oku przeszkadza... Jezeli pominalem jakies zmiany w kierunku normalnosci, to pewnie dlatego - ze normalnie w naszym, sredniej wielkosci kraju lezacym w srodku Europy, powinno byc juz co najmniej od dekady. A ciagle nie jest...

LOTNISKO

Majac troche czasu do odlotu, pozwiedzalem sobie oddany niedawno do uzytku nowy terminal lotniska w Cork. Ktos kiedys na moim blogu narzekal, ze lotnisko w Cork przypomina mu kurnik ;-) No, to juz raczej czas przeszly...

Na chwile zatrzymalem sie przed kantorem: jak sie okazuje, swoja walute moga tutaj wymienic m.in. Czesi i Wegrzy. Ale nie my, mimo ze to nas jest tutaj najwiecej... Jak widac, zlotowka jest ciagle waluta wymieniana "wewnetrznie" - w przeciwienstwie do korony czy forinta. O czyms to chyba jednak swiadczy...

Przy odprawie bagazowej podchodzi do nas czlowiek w zoltej kamizelce i rozdaje chetnym ulotki (po polsku - lot jest do Polski wiec wiadomo, ze wiekszosc stojacych w kolejce - to Polacy) informujace o nowych obostrzeniach dotyczacych bagazu podrecznego. M.in. nie mozna w takim bagazu przewozic napojow w opakowaniach wiekszych niz 100 ml (ale napoje w wiekszych objetosciach mozna bez problemu kupic w sklepie - po odprawie paszportowej, czy wrecz w samolocie). Kilku naszych Rodakow nie chcac przepakowac napojow do bagazu glownego - w desperacji wypija je "na miejscu". Na szczescie - chodzi o zwykle tescowe soczki :-)

LOT

Tym razem polecialem liniami Centralwings (to ci od ochydnej, aczkolwiek prawdziwej reklamy: "Bo my, Polacy, lubimy latac TANIO"), ktore rozpoczely obslugiwanie bezposrednich polaczen m.in. z Cork do Krakowa. Co prawda na forach dyskusyjnych przestrzegano przed notorycznymi zmianami godzin odlotow u tego przewoznika (dodajmy: Centralwings to polska firma), ale poniewaz bilet kupilem 2 miesiace wczesniej, wiec coz - zaryzykowalem. I jak bylo? W polowie - dobrze. Z Cork do Krakowa lot odbyl sie normalnie. Fantastyczne widoki na miasta w dole, fantastyczne widoki sklebionych chmur. Nad Polska - sklebionych tego dnia szczegolnie. Lecimy ponad chmurami, przez ktore nie widac absolutnie nic. Tylko sniezno - chmurno - bialy krajobraz dookola. Zaczalem sie zastanawiac, czy moze Pan Bog juz nawet nie chce patrzec z gory na nasz Kraj?

Od takich mysli oderwala mnie stewardessa, ktora przy ladowaniu zaczela rozdawac nam po cukierku - co jest raczej niespotykane w innych tanich liniach. Zeby jednak nie bylo tak dobrze - powrotny lot z Krakowa do Cork byl opozniony o... 4 godziny - i juz nie dostalismy cukierkow :-( Trzeba jednak oddac sprawiedliwosc, ze Centralwings rozeslal 4 dni przed terminem wylotu z Krakowa info (sms-em i e-malem) o planowanym opoznieniu. Tyle tylko, ze - ja je otrzymalem, bo mam telefon z roamingiem, natomiast moja znajoma, w dodatku z malym dzieckiem, ktora takiego roamingu nie miala, a przypadkowo tez wracala tym samym lotem - odczekala te cztery godziny na lotnisku...

/Na zdjatku powyzej stoje przed nowo wybudowanym na moim osiedlu centrum handlowym "Pasaz Ruczaj". Projektanci nowych krakowskich osiedli pamietaja oczywiscie o lokalach komercyjnych. Szkoda - ze nie pamietaja za bardzo o placach zabaw dla dzieci czy odrobiny zieleni.../

WYBORY

Trafilem akurat na wybory samorzadowe. Oczywiscie - nie glosowalem. Jest to dla mnie oczywiste, bo skoro nie mieszkam w danym miejscu, uwazam ze nie mam moralnego prawa wybierac ludziom mieszkajacym tam stale - kto ma nimi rzadzic. Inna rzecz, ze wybor byl, jak mawia klasyk, "pomiedzy tyfusem a cholera". Z nudow popatrzylem tylko z okna tramwaju na plakaty wyborcze. Czesc z kandydatow miala wyraznie kryminalna fizjonomie, czesc - twarze nieskazone mysla - a reszta byla przynajmniej nieogolona. Tak - ja wiem, ze moja fotka mozna z kolei dzieci (i nie tylko) straszyc, ale ja przeciez nie startuje w zadnych wyborach ;-)

Napisalem o fizjonomiach, bo o programach politycznych nawet nie ma co wspominac: kazdy z kandydatow jest wspanialy, ma wizje rozwoju, ma pomysly na kase (z reguly - chodzi o wyciagniecie tej kasy z UE, a nie o zwiekszenie dochodow wlasnych), i wie co ma zrobic, zeby Polska rosla w sile a ludziom zylo sie dostatniej. W Krakowie dodatkowo do chetnych "robienia ludziom dobrze" dolaczyli tez ci, ktorzy miastem rzadzili poprzednio. Czemu wtedy tym ludziom dobrze nie zrobili, i dlaczego chca zeby im znowu uwierzyc - nie wiadomo. A jak nie wiadomo o co chodzi - to zapewne chodzi o pieniadze...

MPK

Przy okazji jazdy tramwajem: zastanawialiscie sie moze, dlaczego w polskiej komunikacji miejskiej z reguly zawsze jest tlok? Do tej pory myslalem, ze zachodzi tu zaleznosc: jest duzo ludzi, a malo autobusow i tramwaji, bo decydenci tak kradna, ze na te autobusy i tramwaje nie wystarcza. Tymczasem - nie. Autobusow, itp. jest wystarczajaco. Jest ich tak duzo, ze gdyby je wypuscic na trase, to kazdy pasazer moglby spedzic podroz siedzac, tak jak jest to w normalnych krajach. Skad wiem o tej liczbie? Ano stad, ze zrodla masowego przekazu zapodaly, ze w Krakowie (a jest tak pewnie i w innych miastach) w czasie ciszy wyborczej nie wyjechaly autobusy i tramwaje oblepione reklamami kandydatow (a po miescie jezdzilo ich mnostwo). Zostaly w zajezdniach. Wyjechaly za to inne, obslugujac jakby nigdy nic wszystkie linie...

Czyli - tabor jest znacznie wiekszy, niz nam sie wydaje. A to znaczy - ze nie musimy stac w scisku. A dlaczego jest jak jest? Pewnie dlatego, ze wlodarze MPK maja swoich "klientow" gleboko w "poszanowaniu". Po co wypuszczac wiecej autobusow? Beda sie psuc, spalac benzyne, i jeszcze kierowcom trzeba placic. A ze ludzie przez to gniota sie w niemilosiernym tloku? A kto by tam sie w Polsce ludzmi przejmowal. Jak im nie pasuje - niech jezdza taksowkami...

PKP

Pojechalem tez odwiedzic moich Rodzicow. Pociag mialem w srodku nocy, dworzec PKP w Krakowie jest wtedy zamkniety, wiec cala lumpiarnia gromadzi sie w przejsciach pod peronami, gdzie ulokowano tez kasy biletowe. Normalny czlowiek wytrzymuje tam na bezdechu ze 2 minuty. Duszac sie w odorze niemytych cial, udalo mi sie kupic bilet - od obrazonej na mnie (i chyba caly swiat) z nieznanego mi powodu Pani Kasjerki. Co ciekawe - wracajac, zaplacilem u konduktora w pociagu (bo kasa na stacji z ktorej wyjezdzalem byla nieczynna) za bilet na ta sama trase o... 12,0 zl mniej - niz za taki sam bilet w krakowskiej kasie... Ot, po prostu konduktor sam, nie proszony, wynalazl dla mnie jakas znizke. I zaznaczam: nie jestem mlodzieza do lat 16 ani osoba po 70 - tce, kobieta w ciazy czy z dzieckiem na reku, jak rowniez nie posiadam widocznego kalectwa (a o ukrytym - poki co nic nie wiem). I nie bylo to w weekend... Czy ktos jest to w stanie mi wytlumaczyc?

Po wyjsciu z pociagu - juz z powrotem w Krakowie, o 4 rano, - przyczepia sie do mnie dwoch byczkow proszac o "uzyczenie impulsika" bo do dziewczyny chca zadzwonic. "Nie mam komorki" - rzucam burkliwie, chociaz w kieszeni mam ich dwie (z polska i irlandzka karta). Klamac nieladnie, jednak jestem pewien ze po wyjeciu komorki i przekazaniu "byczkowi" juz bym jej wiecej nie zobaczyl. Czemu w takich miejscach, gdzie wiadomo ze kreci sie podejrzany element nie ma w zasiegu wzroku policjanta lub sok-isty czy ochroniarza?

PRACA W POLSCE

Jak jest z praca? Praca w Polsce jest. Zreszta, zawsze byla. Glownie dla dziewczyn w agencjach towarzyskich i dla akwizytorow (roznie zwanych). Ponadto: dla wyspecjalizowanych specjalistow (wiem: maslo maslane). A co z reszta? Reszty nie trzeba, jak lubia slyszec kelnerzy i taksowkarze. A na powaznie: dla reszty jest praca za pareset zlotych. Ewentualnie: jest taka sama praca za granica, za kilka razy wiecej, nawet przy wyzszych kosztach zycia. Rachunek jest prosty. Co prawda bezrobocie w Polsce nadal jest najwieksze w UE, ale pracodawcy placza, ze brakuje im ludzi do pracy. Tia, za 600 zl - brakuje. Jakby zaplacili chociaz z 600 euro, toby sie chetni znalezli. W koncu - ceny produktow sa i tu - i tam - porownywalne (za wyjatkiem moze wodki i papierosow). A tak - wciska sie ludziom ze brakuje rak do pracy, pewnie po to, aby przygotowac grunt pod inwazje tanszych robotnikow z bratniej Ukrainy, ktorzy beda szczesliwi pracujac za 2 zl na godzine... Niemniej - widzialem na miescie sporo ogloszen poprzyklejanych do witryn: szukaja sprzedawcow, kelnerek, zmywajacych, itp...

ZAKUPY

Cos mi odbilo i postanowilem wesprzec polski przemysl. W tym celu nabylem na prezent wyprodukowany w Polsce "stacjonarny" odtwarzacz plyt kompaktowych i mp3 wraz z radiem. Gwoli prawdy, poczatkowo chcialem taki sprzet kupic w Irlandii i przywiezc z soba do Polski, bo jednak taniej, ale mialem tak zapchany bagaz, ze stwierdzilem ze kupie to juz na miejscu. I kupilem. Cos firmy z nazwa na "E" - znanej jeszcze za komuny (nie chce tu robic negatywnej reklamy podajac pelna nazwe - moze po prostu jakis pechowiec ze mnie?). Za cene wyzsza niz podobnej klasy odtwarzacze znanych w swiecie firm. Pomyslalem, ze moze jest lepsze - bo polskie, nawet bez domieszki zagranicznego kapitalu... Niestety - blad. Po powrocie do domu okazalo sie, ze dziala tylko radio... Na szczescie wymienilem bez zbednego handryczenia sie (prosze, idzie nowe...) na podobny sprzet bardzo znanej firmy i w tej samej cenie... No coz - zarobil polski sklep, ale juz nie polska fabryka... Ale ja naprawde chcialem dobrze...

Za to - udalo mi sie kupic sluchawki do mojego telefonu. Sluchawki - niby zwykla rzecz, tyle ze mi chodzilo raczej o sluchawke, taka na jedno ucho. Bo kiedy w pracy slucham sobie ksiazek (nagranych w mp3, ktore wrzucam do mojej komorki), to jednak wypada miec tez minimalny chocby kontakt ze swiatem zewnetrznym, a wkladanie jednej sluchawki w ucho a drugiej do kieszeni jest mi troche nieporeczne. W sklepach w Cork sprzedawcy rozkladali rece zdziwieni w ogole moim pytaniem. Wg nich - nic takiego do mojego modelu telefonu (SE k750i) nie istnieje. A tu prosze - taka sluchawke kupilem bez problemu w byle punkciku zdejmowania simlockow w Polsce. I to oryginalna :-)

Co ponadto kupilem w Polsce? Niewiele. Przeciez niemal wszystko jest tutaj - i to czesto znacznie tansze. Kupilem jedynie to - czego tutaj kupic nie moglem: oprocz rzeczonych sluchawek - troche polskich ksiazek (i to raczej bardziej, hm, "specjalistycznych") i plyt, oraz suvenirow z polskimi akcentami dla znajomych.

CENY (MIESZKAN)

Swoja droga - jestem zszokowany cenami w Kraju. Wszystkiego - od zywnosci po rtv i agd. W Krakowie sa praktycznie niemal takie same jak w Cork. Tyle ze tu - zarabia sie znaaacznie wiecej... W zasadzie w Polsce sa tansze, jak wspominialem, jedynie wodka i papierosy. No - i mieszkania. Z tymze te ostatnie - to pewnie juz niedlugo zrownaja sie z cenami z tymi irlandzkimi. W Krakowie mieszkania w ciagu ostatnich 3 lat podrozaly... 3 razy. Mysle, ze to jakis kant, ze ktos tych biednych ludzi oszukuje. Ze to jakas banka mydlana, ktora moze peknac z hukiem. To normalne, ze mieszkania drozeja. Ale - w normalnych krajach, gdzie gospodarka sie rozwija, gdzie praktycznie nie ma bezrobocia, gdzie przepisy sa dla ludzi i gdzie ci ludzie dobrze zarabiaja a nadwyzki kapitalu lokuja w nieruchomosciach. Tymczasem Polska ma najwyzsze bezrobocie w UE (i nie pomogl wyjazd setek tysiecy, czy wrecz paru milionow - nikt nie ma dokladnych danych - ludzi za granice), przepisy sa wredne, panstwo jest nieprzyjazne dla obywateli - premiujac rentami i zasilkami obibokow i dajac po lapach tym bardziej aktywnym, a wszystko - mimo ze komuna zdechla 17 lat temu - nadal opiera sie na lokalnych ukladach i ukladzikach oraz centralnym TKM (teraz, k... My! - jak to swego czau powiedzial milosciwie panujacy Polakom w Polsce Jaroslaw K.)... Wiec dlaczego w takiej sytuacji w Polsce mieszkania drozeja, i to w chwili gdy setki tysiecy mlodych Polakow calymi rodzinami opuszcza Polske z zamiarem "niepowrotu"? Doprawdy - nie wiem...

POWROT

Powrot z Polski odbyl sie w miare normalnie. Czyli - tylko czterogodzinne opoznienie polskich linii Centralwings, pozniej - odprawa, gdzie od razu jakis wasacz z bronia przy pasku (po co im te pistolety?) kazal mi zdjac buty i wyjac pasek ze spodni przy przechodzeniu przez bramke (tylko w Polsce mi sie to zdarza...), po drugiej stronie bramki, stojac w skarpetkach i ze spodniami w garsci zostaje nagle poddany przesluchaniu na okolicznosc tego, co mam w torbie podroznej, mimo ze katem oka widze, ze przepytywacz widzi na swoim monitorze jak na dloni, co tez ludzie w tych torbach maja. "Nie pamietam - odpowiadam juz troche wk... - jak pan masz ochote, to mozesz pan sobie otworzyc i zobaczyc" - proponuje. Pan ochoty nie mial. Najwidoczniej to bylo pytanie retoryczne...

Jeszcze odprawa paszportowa. Szklana budka podkreslajaca dystans, kolejny umundurowany i uzbrojony wasacz dlugo i nieufnie porownuje moja fizjonomie z tym co jest w paszporcie, patrzac na mnie wzrokiem w ktorym istnieje glebokie przekonanie, ze jestem seryjnym morderca usilujacym za pomoca dobrze sfalszowanych dokumentow uciec z Polski. Tyle tylko - ze dokumenty mam prawdziwe i morderca, przynajmniej na razie, nie jestem, wiec uzbrojony funkcjonariusz z wyraznym zalem odpycha od siebie moj paszport. Takich slow jak "dzien dobry", "prosze", "dziekuje" i "do widzenia" - umundurowany polski wasacz, z bronia przy pasku siedzacy w szklanej budce - po prostu nie zna...

Dalej - tez normalnie. Poniewaz tymi liniami leca niemal wylacznie nasi Rodacy, wiec zachowanie jest do przewidzenia: musi byc galop, przepychanie sie w kolejce, wyscig do samolotu (nie wiem po co, skoro miejsca sa numerowane, a numery na biletach), pozniej picia piffka w trakcie lotu, znowu przepychanie sie przy wyjsciu i galop do odprawy (tez nie wiem po co, skoro i tak trzeba czekac na bagaze).

Sama odprawa paszportowa przy wlocie, to po prostu - w porownaniu z tym co bylo w Krakowie - sama przyjemnosc. Irlandzki urzednik (niesamowite, patrzcie Panstwo - bez broni!!! i nieodgrodzony tafla szkla) uwija sie bardzo szybko, nie zapominajac usmiechnac sie do kazdego, rzucic jakis zart czy wrecz nieporadne "dzien dobry" (uczcie sie - polscy wasacze, skoro taki Ajrisz lamie sobie jezyk zeby nas, Polakow, powitac w swojej Ojczyznie w naszym jezyku, to wy moglibyscie wydusic z siebie tych pare grzecznosciowych zwrotow...).

Pozniej jeszcze stadne tloczenie sie przy odbiorze bagazu (ludzie, po co to? chcecie jakies lepsze walizki sobie wybrac, czy jak?), taksowka (place w przeliczeniu niemal tyle samo, co z lotniska w Krakowie, a i trasa jest podobnej odleglosci) - i juz.

Jestem z powrotem w domu...


Reasumujac, zeby nie bylo tak pesymistycznie: milo jest spedzic troche czasu w Polsce, pod warunkiem ze sie pracuje gdzie indziej i za inne pieniadze... Bo Polska - to piekny Kraj, to nasza Ojczyzna, to nasza Historia...

Wiec dlaczego jest jak jest?

piątek, 17 listopada 2006

Polska zywnosc w irlandzkim Tesco

Polskie produkty spozywcze w Irlandii (czy wrecz cale "polskie polki") - po "polskich" sklepach oraz sieci Dunnes Stores - doslownie przed paroma dniami zaczelo wprowadzac rowniez Tesco.

Jak widac na zdjeciu ponizej - popyt jest duzy, oczywiscie: glownie ze strony naszych Rodakow. Podobno wkrotce ma sie zwiekszyc czestotliwosc dostaw a tym samym dostepnosc i asortyment polskich towarow na polkach. No i ceny maja byc znacznie nizsze niz te oferowane nam dotychczas w "polskich" sklepach przez obrotnych Ukraincow i Litwinow.

Swoja droga, zaczyna byc dziwnie: w irlandzkim Tesco Polacy (licznie tam zatrudnieni) sprzedaja Polakom (licznie tam kupujacym) towary importowane z Polski...

/Powyżej: ogolocona z polskich produktow polka w przy Paul Street w Cork/

piątek, 3 listopada 2006

Rafał A. Ziemkiewicz: "Polactwo"

"Ja w ogóle nie lubię chodzić do kina. A szczególnie nie chodzę na filmy polskie w ogole... Nudzi mnie to po prostu... Zagraniczny to owszem. Pójdę sobie. Bo fajne są filmy zagraniczne. Wie pan?" - twierdzil inz. Mamon w kultowej scenie z "Rejs"-u.

Kiedy ogladam polskie produkcje filmowe minionej dekady, zaczynam uwazac inz. Mamonia niemal za proroka... A jak jest z - ksiazkami? Wg mnie - znacznie lepiej. Od czasu kiedy polityczna cenzura stala sie niechlubna przeszloscia, ksiazek wydano u nas mnostwo, i chociaz na wiekszosc z nich niepotrzebnie scieto drzewa, to jednak mozna z tego morza tytulow wylowic prawdziwe perelki.

Inna rzecz, ze jak alarmuja badania, czytelnictwo wsrod Polakow spada w zastraszajacym tempie... Dlaczego? Wg mnie - z dwoch powodow: cen ksiazek i braku wolnego czasu. Ksiazki w Polsce sa drogie, prosze Panstwa. Niewielu Polakow zdecyduje sie przeznaczyc na jakas wydawnicza nowosc polowe swojej dniowki. Tymczasem w Irlandii, w ktorej aktualnie mieszkam, ta sama nowosc czesto kosztuje... pol godziny pracy. Wynika to pewnie w duzej czesci ze znacznie nizszych jednostkowych kosztow druku wielotysiecznego anglojezycznego nakladu, przeznaczonego na wydawniczy rynek kilku panstw w porownaniu z bardzo niskimi nakladami polskojezycznych edycji - ale nie tylko... Sytuacje troche ratuje mozliwosc kupienia ksiazek "z drugiej reki", czy tez korzystania z bibliotek, itp, ale czy na to ma czas przecietny Kowalski zmeczony colodniowa pogonia za paroma zlotymi? Ja wiem, ze dla chcacego nic trudnego - ale zawsze...

Niemniej, sa ksiazki ktore przeczytac trzeba, bez wzgledu na ich "okladkowa" cene i ciagly brak czasu. I to ksiazki wydane wspolczesnie, w dodatku traktujace o naszym kraju - i o nas samych...

Do takich ksiazek nalezy np. "Polactwo" Rafala A. Ziemkiewicza*. Jest to wnikliwa, momentami az do bolu, analiza nas, Polakow. I tych, zyjacych w Ojczyznie, i tych - poza jej granicami... I wbrew pozorom - czyta sie ja jednym tchem ;-)

Oddaje na chwile glos autorowi, ktory we wstepie do "Polactwa" pisze:
"Znam czlowieka, ktory juz po 1989 roku dwa razy w Polsce bankrutowal, a kiedy przeniosl sie za ocean i zalozyl tam ten sam biznes, ktorego nie byl w stanie skutecznie prowadzic u nas, prosperuje. Tu byl nieudacznikiem, a tam nagle okazuje sie zdolnym przedsiebiorca? U siebie jestesmy leniami, a na saksach grozna konkurencja dla Chinczykow?(...)

Nie ma to nic wspolnego z cechami charakteru, zwlaszcza narodowego. Polak w Polsce jest leniwy, a na Zachodzie pracowity z tego samego powodu: bo tak mu sie oplaca. Kiedy pojedzie do Ameryki, zaczyna funkcjonowac w systemie ktory premiuje pracowitosc, aktywnosc i pomyslowosc. Ale dopoki jest u siebie, to wie od pokolen, ze tutaj grunt sie nie wychylac, ze pokorne ciele dwie matki ssie, stoj w kacie - znajda cie, nie badz orlem bo wylecisz, a czy sie stoi czy sie lezy kazdemu sie nalezy tyle samo.

To wyjasnienie, nie usprawiedliwienie. Ktos powie: to nie my wymyslilismy ten system, czyniacy z ludzi wolnych niewolnikow, a z niewolnikow zadowolonych ze swojego losu degeneratow, ktorym do szczescia wystarczy juz tylko regularnie zmieniana micha i od czasu do czasu pare najprostszych rozrywek. Nie wprowadzono tego systemu nad Wisla na nasze zyczenie, przeciwnie, przy znaczacym oporze. Owszem: przegralismy wojne, bylismy przez pol wieku okupowani, zreszta za zgoda i przy obludnym wspolczuciu sojusznikow, dla ktorych szafowalismy - nikt nie odwazy sie powiedziec tej oczywistej prawdy, ze niepotrzebnie - krwia polskich zolnierzy. Walczylismy dzielnie, cierpielismy, konspirowalismy, nie tylko w ubieglym stuleciu, ale w calej naszej historii, oczywiscie, ze o tym wiem.

Tyle ze to wszystko dawno i nieprawda. Nie chcemy pamietac, ze kiedy jedni Polacy szli do powstania, do lasu, walczyc za ojczyzne, to inni podazali za nimi, zeby poleglych powstancow obdzierac z butow. Tymczasem, naturalna koleja rzeczy, tych pierwszych bylo coraz mniej, az w koncu wygineli - a drudzy mnozyli sie, kwitli, az w koncu przyniesiono im w darze ustroj bedacy spelnieniem ich marzen, idealnie dopasowany do ich oczekiwan, i jeszcze dowartosciujacy poczuciem dumy z wlasnej, chamskiej tezyzny i przekonaniem, ze wszyscy, ktorzy nie pracuja lopata, zyja z laski robotnika i chlopa. I tak oto socjalizm, narzucony knutem i naganem czekisty, stopil sie z panszczyzniana mentalnoscia Polaka i stal sie jego druga natura (...).

Stalismy sie polactwem, bo z nas polactwo zrobiono, ale pozostalismy nim po odzyskaniu niepodleglosci juz z wlasnego wyboru. Obdarowani przez historie wolnoscia, o jakiej bez zadnej nadziei marzyly przeszle pokolenia, pozostalismy w duszach niewolnicza trzoda. Bo tak jest wygodniej. A takze troche dlatego, ze nikt nie ma odwagi polactwu powiedziec w oczy prawdy. Vox populi, vox dei - narodu krytykowac nie wolno! Ilekroc napomkne w felietonie czy artykule o przywarach tubylczej ludnosci III RP, zaraz dostaje peczek listow z wyrazami oburzenia i napomnieniami: nie obrazac Polakow! Jak pan smiesz krytykowac ten narod, ktory tak wiele przeszedl! My, spoleczenstwo polskie, stanowczo protestujemy przeciwko zamieszczaniu w naszej ulubionej gazecie felietonow Rafala Ziemkiewicza, w ktorych autor zionie pogarda dla prostych ludzi! (...)"

Panie i Panowie: z autorem "Polactwa" Rafalem A. Ziemkiewiczem* mozna sie nie zgadzac. Ale "Polactwo" - przeczytac trzeba... To po prostu lektura obowiazkowa...


*Rafal A. Ziemkiewicz: pisarz, krytyk literacki, dziennikarz, felietonista, komentator ekonomiczny i polityczny. Urodził się w 1964 roku. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutował w roku 1982 opowiadaniem „Z palcem na spuście”. Autor wielu opowiadań, czterech powieści, z których dwie – „Pieprzony los kataryniarza” (1995) i „Walc stulecia” (1998) – nagrodzone zostały Nagrodą im. Janusza A. Zajdla. Współpracował m.in. z „Gazetą Polską”, radiem „WAWA”, czasopismem „Fenix”, „Fantastyką”, radiową „Trójką”. Związany z Unią Polityki Realnej.