sobota, 30 czerwca 2007

"Życie w Irlandii" pisze o Cork

Tygodnik "Zycie w Irlandii" wprowadzil wlasnie dodatkowa strone z wiadomosciami z Cork. Jest to juz druga, po "Anonsie Polskim" polska gazeta w Irlandii, ktora poswieca cala strone wylacznie informacjom z miasta, w ktorym mieszkam :-)

/Powyzej: winieta aktualnego numeru "Zycia"/

Cieszy fakt, ze o Cork zaczyna sie pisac coraz wiecej, i to pozytywnie, rzecz jasna :-)

Dla tych, ktorzy sa zainteresowani informacjami z Cork, oprocz "Zycia w Irlandii" polecam rowniez (czy tez moze - przede wszystkim, bo sam sie tam udzielam ;-) tygodnik "Anons Polski" i lokalny 2-tygodnik z Cork: "Emigracja.ie" (tytuly gazet sa aktywnymi linkami i prowadza do moich tekstow publikowanych w ww.)

poniedziałek, 25 czerwca 2007

Metoo.ie

Metoo.ie to nowy polsko-irlandzki portal internetowy. Niedawno mialem przyjemnosc poznac dwoch z posrod jego Tworcow, podczas ich wizyty w Cork: sa to przesympatyczni, inteligentni ludzie, ktorzy maja pewna wizje wartą - wg mnie - rozpropagowania. Totez z przyjemnoscia zamieszczam ponizszy tekst ich autorstwa:

Jak pisza Tworcy Metoo.ie: "stworzyliśmy tę przestrzeń dla wszystkich Polaków przebywających na Zielonej Wyspie. Jesteśmy czymś więcej, niż zwykłą stroną internetową. Chcemy docierać zarówno do sób, które dopiero się na Wyspę wybierają bądź przybyły tu stosunkowo niedawno, jak i do tych, którzy w Irlandii przebywają już od dłuższego czasu. Z nami nikt nie będzie się czuł samotny lub zagubiony w tej jakże ciekawej czaso-przestrzeni.

Optymistyczne nastawienie, które propagujemy, sprawia, że każdy nasz użytkownik będzie swobodnie mógł stwierdzić: me too jest dobrze! Co więcej, wspólnie sprawimy, że miejsce to stanie się naszym drugim domem. Dla osób świeżo przybyłych na Wyspę proponujemy profesjonalny, aczkolwiek w bardzo prosty sposób napisany, poradnik, dzięki któremu każdy będzie wiedział, co powinien zrobić w pierwszych dniach swojego pobytu w tym kraju.

Natomiast dla tych, którzy realia irlandzkie już poznali, mamy kompletny serwis informacyjny, skupiający się w głównej mierze na tym, co dzieje się w Irlandii. Dodatkowo na naszych łamach umieszczamy informacje na temat nadchodzących wydarzeń kulturalnych, relacje z tych wydarzeń wraz galeriami zdjęć, wywiady z ciekawymi ludźmi. Poza tym, nasi użytkownicy mają możliwość korzystania z forum, na którym tradycyjnie mogą wymienić się swoimi spostrzeżeniami na każdy temat.

Naszą domeną jest ciągły rozwój, w związku z tym w najbliższym czasie zamierzamy uruchomić dodatkowe usługi, w skład których wejdą między innymi: profesjonalny serwis randkowy oraz rozbudowany serwis rekrutacyjny.

Metoo.ie to również nagrody. Każdy, biorąc udział w naszych konkursach, ma możliwość wygrania płyt CD, biletów do kina, wejściówek na koncerty orazw wielu innych ciekawych gadżetów."

Zapraszam wszystkich moich Czytelnikow na www.metoo.ie ;-)

====================
W marcu 2009 r. portal zakończył (?) działalność.

sobota, 23 czerwca 2007

Cork: Collins Barracks czyli muzeum w koszarach

Collins Barracks - to wojskowe koszary mieszczace sie w polnocnej czesci Cork, przy Old Youghal Road. Znajduje sie w nich muzeum bezplatnie dostepne dla zwiedzajacych.

Najstarsze znajdujace sie tam koszarowe budynki pochodza z poczatku XIX wieku. Poczatkowo byly zajmowane przez wojska brytyjskie, od 1922 r. przeszly w rece armii irlandzkiej. W 1963 r. koszary odwiedzil amerykanski prezydent John F. Kennedy.

Obecnie w muzeum znajduja sie 3 wystawy o tematyce: historia koszar, sylwetka Michael'a Collins'a oraz udzial Irlandii w misjach pokojowych na swiecie.

/Powyżej: wejście do muzeum/

czwartek, 21 czerwca 2007

Jak rozpoznac Polaka w Irlandii i jak uzyskac od niego pomoc?

Wsrod polskiej emigracji istnieja 2 szkoly: pierwsza z nich mowi, ze od Rodakow nalezy trzymac sie jak najdalej, druga - ze Polacy to narod wybitnie wyksztalcony i dobrze wychowany, ktoremu inne nacje do piet nie dorastaja. Osobiscie - jestem zwolennikiem "drogi srodka" ;-)

Uwazam, ze jestesmy takim samym spoleczenstwem, jak inne. To znaczy - jak inne zubozale spoleczenstwa po-komunistyczne. PeeReLowska mentalnosc, czerpiaca czasami z najgorszych sowieckich wzorcow, wywarla pietno na kilku pokoleniach, i mimo ze od 20 lat mamy tzw. "demokracje", to w kwestii zmiany mentalnosci - jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Obawiam sie, ze najpierw musi wymrzec cale pokolenie urodzone w tamtych czasach (a wiec łącznie ze mna), zebysmy mogli zaczac sie "porownywac mentalnie" ze spoleczenstwami demokracji zachodnich.

No ale - wracajac: uwazam wiec, ze (pamietajac o zastrzezeniach poczynionych powyzej) jestesmy takim samym spoleczenstwem, jak inne. Nie najmadrzejszym, ale i nie najglupszym, nie specjalnie przyjaznym, ale tez i nie skrajnie wrogim.

Do czego jednak zmierzam? Chodzi mi o to, ze w okresie wakacyjnym (zreszta poza tym okresem - rowniez) spora czesc przyjezdzajacych tutaj Polakow chcac nie chcac bedzie zdana na pomoc swoich Rodakow. Pol biedy, kiedy przyjezdza sie do rodziny, znajomych, etc., najczesciej jednak spora czesc Polakow kieruje sie owczym pedem i przyjezdza na Wyspe bez zadnego planu dzialania, bez "punktu zaczepienia" w postaci bardziej lub mniej bliskich osob ktore przyjechaly tutaj przed nimi, a najgorsze - ze najczesciej takze bez elemntarnej znajomosci jezyka za to z bardzo "ementarnymi" oszczednosciami.

Jezeli jednak znajdziemy sie juz w powyzszej sytuacji, to - nie znajac jezyka - nie mamy praktycznie wyboru, musimy zwrocic sie o pomoc do naszych Rodakow, liczac na poczucie wspolnej wiezi wynikajacej z posiadania takiego samego paszportu. Oczywiscie dodawac nie musze, ze łatwo sie mozna "przeliczyc".

A wiec: jak rozpoznac Polaka w Irlandii?

Obok zamieszczam zdjecie "modelowego" Polaka, jakie zrobilem 3 dni temu przy przejsciu dla pieszych przy glownej ulicy w Cork. Twarz ukrylem, aczkolwiek fizjonomie Polakow sa przez innych Rodakow intuicyjnie bezblednie rozpoznawalne. Osoba na zdjeciu jest w 100% Polakiem, oprocz charakterystycznego wygladu - uslyszalem fragment rozmowy prowadzony przez ww. przez telefon komorkowy.

Jak widzimy na zalaczonej fotografii, przecietny Polak w Irlandii nosi: czapke z daszkiem; plecak; krotkie spodnie; obuwie sportowe (lub sandaly) oraz biale skarpetki (powszechna mode na nie wprowadzili jeszcze na poczatku lat 90-tych tak zwani "piosenkarze" tak zwanego "disco - polo"). Najpopularniejszym srodkiem lokomocji Polakow za granica - jest oczywiscie rower.

Oczywiscie, jak to w zyciu bywa, czasami sprawy moga sie nieco komplikowac, bowiem czesc Polakow z niewiadomych mi powodow usiluje ukryc swoja narodowosc. I tak np. czesc przeklada slubna obraczke z prawej dloni - na lewa, tak - jak to sie nosi tutaj (pomijam juz fakt, ze wiekszosc w ogole ja sciaga ;-), czesc - probuje upodobnic sie do Ajriszy za pomoca piercingu (bowiem co drugi mlody Irlandczyk szczyci sie kolczykiem wbitym w łuk brwiowy), lub - rzadziej - za pomoca charakterystycznych tatuazy o pseudoceltyckich wzorach. Ba, czesc Rodakow nawet, za co im chwala - rezygnuje z poslugiwania sie trzema charakterystycznymi slowami uzywanymi w potocznej polszczyznie, tj.: k.rwa, ch.j i pier..lic, ktore - w zaleznosci od kontekstu - mają mnostwo - czasami przeciwstawnych - znaczeń, za to usiluje mowic po angielsku. Niemniej, nawet jezyk angielski wiekszosci Polakow (w tym i moj, rzecz jasna ;-) jest na tyle charakterystyczny, ze bez problemu rozpoznamy naszego Rodaka ;-)

Coz nalezy uczynic, po pozytywnym rozpoznaniu Rodaka? Po prostu - grzecznie zwrocic sie z prosba o pomoc. Ale nie oczekujmy zbyt wiele: przygodny Rodak wskaze nam droge do FAS-u (tj. biura pracy), czy do najblizszego tesco, a jezeli bedzie w pozytywnym nastroju, to byc moze podzieli sie garscia innych niezbednych informacji. I to raczej tyle. Czasami jednak, na poczatku, nawet to jest wazne.

Niemniej - niech zawsze zapala nam sie czerwona lamka ostrzegawcza, kiedy ten nasz mily krajan nagle zadeklaruje daleko idaca pomoc, np. w postaci "znalezienia pracy" w zamian za "odstepne" w wysokosci jednej czy dwoch "tygodniowek", itp., itd.. Z reguly bedzie to typowy "polaczek - cwaniaczek", chcacy nas "wysterowac" i zostawic bez eurocenta przy duszy...

wtorek, 19 czerwca 2007

MyCork: wszystkie dzieci nasze są

Jak juz pisalem: TUTAJ , Stowarzyszenie MyCork podjelo sie zorganizowania m.in. Dnia Dziecka.

Przygotowania dobiegaja konca, wiec, cytujac zaproszenie z naszych plakatow: milo mi zaprosic dzieci w kazym wieku i kazdej narodowosci wraz z rodzicami na impreze organizowana z okazji Miedzynarodowego Dnia Dziecka. W bajkowej scenerii odbeda sie liczne zabawy i konkursy z nagrodami.

Przyjdzcie! Naprawde warto!

Impreza odbedzie sie w sobote, 23 czerwca b.r. w ogrodach Fota House w godzinach od 11.00 do 15.00.

/Na zdjatku powyzej trzymam 2-jezyczny plakat informujacy o ww. wydarzeniu ;-)/

Dodam, ze jest to druga "masowa" impreza zorganizowana przez Stowarzyszenie MyCork (pierwsza bylo zorganizowanie pierwszego w Cork Finalu Wielkiej Orkiestry Swiatecznej Pomocy, tutaj sa szczegoly ww. Finału: http://piotrslotwinski.blogspot.com/2007/01/wosp-w-cork.html .

Sam niestety nie bede mogl uczestniczyc w ww. imprezie (praca ;-( ), ale wnioslem swoj wklad w postaci opracowania quizu dla starszych dzieci (z wiedzy o Irlandii ;-), oraz "oplakatowaniu" czesci miasta ;-)

------------------------
Dopisek z 24 czerwca b.r.:
Impreza oczywiscie byla fantastyczna ;-) Po szczegoly zapraszam na strone www Stowarzyszenia MyCork.

poniedziałek, 18 czerwca 2007

Ogłoszenia (nie tylko) parafialne


Jak juz kilka razy pisalem, w Cork, w kosciele oo. Augustianów przy Washington Street, w kazda niedziele odbywaja sie msze w jezyku polskim.


Kosciol odwiedza sporo Rodakow - i z wielu powodow. Dla zdecydowanej wiekszosci najwazniejsze jest oczywiscie samo uczestnictwo we mszy, ale dla sporej czesci istotna jest rowniez mozliwosc spotkan z innymi Polakami, wymiana informacji o wolnych miejscach pracy, mieszkaniach (czy raczej: pokojach) do wynajecia, etc.

Taka role pelnia rowniez ogloszenia, ktore mozna zglosic do ksiedza w celu odczytania na koncu kazdej mszy. Sporo osob wlasnie ta droga znalazlo w Cork prace lub (i) mieszkanie.

niedziela, 17 czerwca 2007

The Echo Boy

Przy St. Patrick's Street znajduje się skromy, ale interesujący pomnik: "The Echo Boy". 

Rzeźba powstała dla uczczenia 150 rocznicy istnienia "The Cork Examiner" i 100 rocznicy "Evening Echo". Pomnik został odsłonięty 8 grudnia 1991 r., jego autorem jest Barry Moloney. Początkowo pomnik stanął przy Cook Street, w 2004 r. został przeniesiony na St. Patrick's Street.

Jednym z glownych zrodel informacji dla mieszkancow Cork jest tutejsza popoludniowka "Evening Echo". To ta gazeta (a wlasciwie jej ogloszenia drobne) jest czesto ostatnia deska ratunku dla osob pilnie poszukujacych pracy czy mieszkania... Gazeta jest kolportowana w duzej czesci za posrednictwem gazeciarzy. Kto byl - chocby krotko - w Cork, na pewno slyszal niosace sie po poludniu gromkie "Echooooooooo" wykrzykiwane przez ulicznych kolporterow ;-)
Pomnik to także swietny pomysl na reklame: turysci b. czesto przystaja na ulicy robiac sobie zdjecia z ww. figurą.

Podobny pomysl rowniez zastosowal m.in. ukazujacy sie w calej Irlandii dziennik "Irish Examiner" (zobacz notkę pt.: "Czlowiek z gazetą").

/Powyżej: The Echo Boy/

sobota, 16 czerwca 2007

Artykuł: "Na saksy do Irlandii"

Wczoraj ukazał się "Express Ilustrowany", nr 138/2007, gdzie w artykule "Na saksy do Irlandii" znajduje się m.in. moja wypowiedź. "Express Ilustrowany" jest to lokalny dziennik wydawany w Łodzi.

/Powyżej: strona "Expressu Ilustrowanego" z ww. artykułem. Kliknij aby powiększyć/

piątek, 15 czerwca 2007

Tablica ogłoszeń

Niemal dwa lata temu w notce pt.: "Drobne ogłoszenia - urok kilku slow :-)" pisałem o zainstalowaniu w Tesco - znajdującym się w centrum Cork - tablicy ogłoszeniowej dla Polaków.


Tablica poźniej została zdemontowana, i przez pewien czas kierownictwo sklepu nie życzyło sobie umieszczania w tym miejscu jakichkolwiek ogłoszeń. Niemniej - obecnie tablica wróciła na ścianę, a nawet znacznie zwiększyła swoja powierzchnie.

/Na zdjęciu powyżej stoję przed jedna z kilku tablic znajdujących się w Tesco przy Paul Street w Cork/

Lubie czasami przed ta tescową "ścianą płaczu" przystanąć i poczytać znajdujące się tam ogłoszenia. Co to za ogłoszenia? W zasadzie - trywialne, chociaż czasami trafi się jakaś perełka. A te zwyczajne - to zwyczajnie: ktoś szuka pracy i odda tygodniowkę za jej "załatwienie", ktoś inny oferuje miejsce w 2-osobowym pokoju, następny oferuje usługi fryzjerskie w domu klienta, ktoś inny sprzedaje przemyconą wódkę lub papierosy.

W zasadzie nuda i brak akcji, gdyby nie... no wlaśnie. Ostatnio zauważyłem przed ta tablica dziwnie się zachowującego jegomościa. Kiedy przyjrzałem mu się bliżej okazało się, ze człowiek ten pieczołowicie "oczyszczał" tablice z ogłoszeń "konkurencji", aby za chwile umieścić na niej swoje, o niemal identycznej treści, tylko z innym numerem telefonu. No cóż, ten nasz Rodak nie przyswoił sobie zasady, żeby "nie czynić bliźniemu co sobie niemile".

Zastanawia mnie, jak długo bedą "wisiały" jego własne... Czy do wizyty następnego "ogłoszeniodawcy"? I - na ile powszechne jest takie zachowanie?

czwartek, 14 czerwca 2007

Kolacja pod FAS-em...

Od momentu naszego wejscia do UE i pojawieniu sie pierwszej emigracyjnej fali - przede wszystkim Polakow - irlandzkie instytucje charytatywne maja pelne rece roboty...

W Cork noclegownie dla bezdomnych doslownie pekaja w szwach i w zadnym wypadku nie sa w stanie pomiescic wszystkich chetnych. M.in. dlatego juz prawie 3 lata temu irlandzki rzad rozpoczal niemal masowe finansowanie powrotu do Polski tym naszym Rodakom, ktorym po prostu "nie wyszlo". Jest to akcja robiona bez zbednego rozglosu czy sensacji, Irlandczycy zdaja sobie sprawe z tego ze na pomoc polskiej ambasady nasi Rodacy nie moga za bardzo liczyc, a przynajmniej nie w takim stopniu w jakim by oczekiwali, wiec "wzieli sprawy w swoje rece".

Ponadto - irlandzkie instytucje charytatywne dbaja nie tylko o to, aby nie bylo bezdomnych, ale i - glodnych, stad tez finansuja wydawanie posilkow dla potrzebujacych. W Cork jest wiele takich miejsc, gdzie glodny Polak moze najesc sie do syta.

Jednym z takich punktow jest FAS, pod ktorym co wieczor wolontariusze z Cork Simon Community rozdaja bezplatne gorace posilki. Poczatkowo, jeszcze przed 3 laty, posilki te byly wydawane w okolicy dworca kolejowego, jednak ktoregos wieczoru doszlo tam do konfliktu dwoch grup oczekujacych na ta bezplatna kolacje: Irlandczykow i Polakow. Dlatego tez wolontariusze po konsultacji z grupa Polakow wydzielili wtedy dla nich nowy punkt - wlasnie pod miejscowym FAS-em.

/Powyżej: FAS w Cork/

Jak wyglada takie wieczorne dokarmianie Polakow pod FAS-em? Po prostu: do grupki oczekujacych pod sciana FAS-u podjezdza samochod, nastepnie wolonariusze otwieraja bagaznik z ktorego rozdaja zapakowane gorace dania i kanapki, rozlewaja do kubkow zupe z termosow, etc. Czestuja nawet papierosami. W trakcie tych czynnosci usiluja nawiazac kontakt z naszymi Rodakami, probuja wypytac o aktualna sytuacje, etc. - niestety, najczesciej spotykaja sie z milczeniem. Bariera jezykowa...

Ile osob korzysta z tego wieczornego "dokarmiania"? Od kilkunastu - w ciagu roku, do kilkudziesieciu w okresie wakacyjnym. W ubiegle wakacje co wieczor zglaszalo sie 30-40 osob... Ilu bedzie w te wakacje? Zobaczymy... A nie zapominajmy, ze ponadto w Cork jest wiele miejsc, gdzie posilki wydaje sie takze rano i w poludnie, totez liczba korzystajacych z takiej pomocy jest znacznie wieksza niz wyzej wymieniona.

Kto korzysta z takiej pomocy? W rownych proporcjach: troche naprawde potrzebujacych, troche zapijaczonych lumpow, i troche zwyklych cwaniaczkow, ktorzy - mimo ze pracuja - potrafia przemaszerowac przez cale miasto, zeby sie "załapac" na bezplatna "kolacje"...

p.s. Dlugo wahalem sie, czy publikowac ta notke. Z jednej strony - zdaje sobie sprawe ze moge przyczynic sie do naduzywania przez co niektorych z nas pomocy oferowanej nam przez Irlandczykow. Jednakze z drugiej strony - w ubieglych latach dochodzilo do skandalicznych sytuacji: od kradziezy zywnosci w sklepach (czy wrecz konsumowaniu jej "na miejscu") po wyrywanie frytek mlodziezy wychodzacej z mcdonalda czy innego fast food-a... Dlatego tez uznalem, ze powyzsza notka jednak jest potrzebna, bo byc moze pozwoli w jakiejkolwiek mierze nie dopuscic do powtorzenia sie ww. incydentow, lub przynajmniej zmniejszyc ich liczbe chocby o kilka przypadkow. Wierzcie mi, ze Irlandczycy nie zostawia nikogo glodnego, wiec nawet kradziez "z glodu" przyslowiowej bulki - jest niedopuszczalna, bo jest inne wyjscie...

środa, 13 czerwca 2007

Polskie książki w Eason

Najwieksza irlandzka ksiegarnia w Cork: Eason - mieszczaca sie przy Patrick Street, wlasnie wprowadzila do sprzedazy polskie ksiazki.

/Na zdjęciu: "polska półka" w księgarni Eason/

Na razie polskie ksiazki zajmuja tylko jedna połkę, ale wg słow sprzedawcy - wkrotce ma byc ich wiecej. Na uwage zasluguja ceny: praktycznie niewiele rozniace sie od cen w Polsce (mozna je porownac dzieki polskim cenom wydrukowanym na okladce).

Jest to kolejna dobra nowina dla polskich czytelnikow, ktorzy znajduja dla siebie w Cork coraz wiecej ofert: pisalem już o utworzeniu "polskiego dzialu" w Bibliotece Miejskiej przy Grand Parade, oraz o rozpoczeciu dzialanosci pierwszego w Cork (a zapewne i w calej Irlandii) polskiego sklepu "BaDaCZ" z prasa, plytami, multimediami, itp.

----------------------
Dopisek z 12.02.2008 r.:
Jak się dowiedziałem, "polską półkę" z książkami zlikwidowano z powodu braku zainteresowania klientów...

wtorek, 12 czerwca 2007

"Nasz Głos" - polski bezpłatny 2-tygodnik z Dublina

W najblisza sobote, 16 czerwca b.r. ukaze sie w Dublinie pierwszy numer polskiego bezplatnego 2-tygodnika informacyjnego: "Nasz Głos".

/Obok: okladka pierwszego numeru bezplatnego 2-tygodnika "Nasz Głos"/
Redaktorem naczelnym nowego pisma jest Marcin Klinkosz, i to wlasnie dzieki jego uprzejmosci mialem mozliwosc zapoznac sie z pierwszym numerem jeszcze przed rozpoczeciem dystrybucji ;-)

Pierwszy numer bedzie liczy 16 stron, zawiera sporo niezbednych informacji, artykułow porad a takze - ofert pracy. Od najblizszej soboty rozpocznie sie jego bezplatna dystrybucja na terenie Dublina.

Trzymam kciuki za powodzenie tej nowej gazety, jednoczesnie majac nadzieje, ze predzej czy pozniej trafi ona takze do Cork - bylo nie bylo - najbardziej polskiego miasta w Irlandii ;-)


----------------------------
dopisek z 18.12.2009 r.:
Nasz Głos zmienił właściciela i pracowników: od stycznia 2010 r. z gazety odchodzą Agnieszka i Marcin Klinkosz (którzy byli m.in. Gośćmi Specjalnymi VIII Rozmów (nie)Kontrolowanych), a zastępuje ich ekipa która pracowała dotychczas przy gazecie "Fakt dla Irlandii".

wtorek, 5 czerwca 2007

Carrigtwohill

W Carrigtwohill, miejscowosci lezacej nieopodal Cork, znajduje sie malowniczy, XVI wieczny zamek Barryscourt Castle.

Zamek rozpoczeto budowac w XV wieku, calkowicie ukonczono juz w wieku nastepnym. Niemniej nalezy dodac, ze wczesniej, juz od VII w. istnialy w tym miejscu umocnienia obronne. Zamek zostal zbudowany w stylu typowym dla irlandzkich XVI wiecznych niewielkich zamkow: skladal sie z glownego domu - baszty wraz z przylegajacymi budowlami.

/Powyżej: Barryscourt Castle/

Jak sama nazwa wskazuje, zamek byl wlasnoscia i siedziba rodziny Barrys, ktora jednak opuscila go juz w drugiej dekadzie XVII wieku, natomiast od poczatku wieku XVIII zamek byl praktycznie juz wiecej nie zamieszkany. Nie oszczedzily go wojenne zawieruchy - zamek byl kilkakrotnie szturmowany, czego widoczne slady sa do dnia dzisiejszego.

Zwiedzanie odbywa sie sie wylacznie z przewodnikiem. Dostepne dla turystow pomieszczenia zamkowe wyposazono w sprzety jakich uzywano by w XVI wieku. Dodatkowa atrakcja jest przyzamkowy ogrod.

Miejsce jest godne odwiedzenia, chocby z tego wzgledu, ze jest to zamek znacznie lepiej zachowany od legendarnego zamku w Blarney a jest polozony w praktycznie takiej samej odleglosci od Cork.

sobota, 2 czerwca 2007

"Polski Anons": Zycie w co. Cork

Pisałem juz o "Anonsie" tutaj, pisał tez "Anons" o mnie tutaj i tutaj. Nadszedl czas, kiedy sam napisałem - w "Anonsie" :-) "Anons Polski " jest tygodnikiem ukazujacym sie na terenie całej Irlandii.

I nie tylko ja :-) Udalo mi sie namowic do napisania kilku tekstow takze kilkoro czlonkow Stowarzyszenia MyCork, a "Anons Polski " z checia udostepnil nam swoje łamy. Mam nadzieje, ze koniczynka bedaca symbolem Stowarzyszenia, bedzie od teraz widoczna w kazdym numerze.

/Powyzej: aktualna winieta "Anonsu Polskiego"/

W biezacym, 41 numerze z 1.06.b.r. dostalismy od "Anonsa Polskiego " cała strone. Mozna tam przeczytac m.in. o pierwszym w Irlandii Centrum Wsparcia i Profilaktyki "Together/Razem dla Spolecznosci Polskiej, o tworzacym sie w Cork Polskim Kółku Teatralnym, o Warsztatach Rekodziela - czyli: "babraniu, mazaniu i szydelkowaniu" ;-), i polskiej lidze pilki noznej.

Ja "dołozylem" tekst z mojej wycieczki do Muzeum Masła w Cork.

piątek, 1 czerwca 2007

3 lata w Krainie Deszczowcow :-)

Wlasnie dzisiaj, 1 czerwca, mija 3 lata od chwili gdy wyjechalem z Polski. Od chwili - gdy wyjechalem, co nie znaczy, ze od chwili gdy - gdy postawilem stope na irlandzkiej ziemi ;-) Obydwie daty: wyjazu i przyjazdu - dzielilo 3 dni ;-)

Przypomne, ze 3 lata wstecz, w czerwcu 2004 r. - to jeszcze okres przed Erą Tanich lotów ;-) Wtedy mało kto przylatywal tutaj samolotem z Polski. Przyjechałem, wraz z kolegą - jak sporo osob wtedy: autobusem. Nie z oszczednosci: cena przejazdu autobusowego była podobna jak cena przelotu samolotem (a ktora to cena dzisiejszych klientow tanich linii lotniczych przyprawilaby o palpitacje serca ;-)

Po prostu, wbrew logice, autobusem było... szybciej. Juz wyjasniam: bilet autobusowy mozna bylo kupic "z dnia na dzien" a samolotowy - ze sporym wyprzedzeniem. Tymczasem czas naglił. Praca czekała ;-) No coż, okazało sie, ze wcale nie czekała, ale o tym za chwile.

3 dni w autobusie :-( Krakow - Londyn, przesiadka, Londyn - Cork. W miedzyczasie jeszcze Eurotunel i prom.

Na miejscu okazało sie, ze Irlandczyk, ktory miał koledze i mi zorganizowac prace (i ktory nalegał na nasz jak najszybszy przyjazd) - żadnej pracy nie załatwil. Podobnie jak mieszkania... Ba, nawet nas nie odebrał z dworca. Musielismy sami go odszukac. Na pytanie: "co mamy teraz zrobic?" odpowiedzial z głupawym usmieszkiem: "I don't know"...

Po chwili dodal, ze praca bedzie, być moze, za 2-3 tygodnie... Jaki miał cel w sciaganiu nas tutaj i pozniej "wystawieniu do wiatru" - do dzisiaj nie wiem, bo żadnej kasy przeciez za to nie wziął... W każdym razie wyrażenie "być może" (maybe) - było pierwszym jakie tutaj poznałem. Przydało sie - słyszałem je później wielokrotnie.

Nagle znalazłem sie w obcym dla mnie kraju, bez języka, mieszkania i pieniędzy (nie wziałem zbyt wiele, bo przeciez praca miała byc "od razu").

Jak było dalej? Bądźmy szczerzy: przez pierwszy okres głodno i chłodno. Szczegółów Wam oszczedze ;-) Dlatego tez teraz odradzam kazdemu przyjazd "w ciemno" i bez gotówki.

Co było później? A to juz mozecie przeczytac na blogu ;-)