piątek, 6 lutego 2009

XI wizyta w Polsce (1): kto handluje ten żyje

Po niespełna miesiącu, znowu na kilka dni przyleciałem do Polski :-)

/Na zdjęciu: w ciągu pierwszej godziny pobytu w Krakowie od razu natrafiłem na "irlandzki ślad": reklamę koncertu grupy "The Dubliners", legendy muzyki irlandzkiej - we Wrocławiu./

W drodze na lotnisko w Cork rozmawiałem chwilę z wiozącym mnie irlandzkim taksówkarzem. W zeszłym roku był w Krakowie, gdzie widział standardowo: Wawel, Kazimierz i Nową Hutę - która zrobiła na nim szczególne wrażenie. Podobnie - jak ceny w Polsce, którymi był zszokowany. "W Polsce jest drożej niż w Irlandii" - powtarzał kilka razy zdumiony. No cóż, wiem coś o tym, niestety...

Samolot miał 2-godzinne opóźnienie, spowodowane mgłą na lotnisku w Katowicach (Przyrzowicach), z którego to lotniska nie mógł wylecieć do Cork, żeby potem z nami wrócić.

Lądowanie, jazda busem do Krakowa. Na dworcu autobusowym do którego przywozi nas bus, kupuję nową polską kartę sim, bo poprzednia przestała działać. Pani w kiosku proponuje mi "starter mini Orange" za 9 zł. Dla mnie bez znaczenia - i tak będę się posługiwał tą kartą ledwie przez tydzień. Ale, już po przyjeździe do domu, w trakcie wkładania karty do drugiego telefonu zauważyłem, że Orange sprzedaje tę ofertę za 5 zł, czyli pani z kiosku praktycznie 2 - krotnie zawyżyła cenę. No cóż - na tym odcinku nic się nie zmieniło, nadal na każdym kroku trzeba się pilnować, za to kto handluje - ten żyje ;-)

A poza tym - pogoda prawie jak w Irlandii, śniegu praktycznie nie ma, jest w miarę ciepło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz