niedziela, 28 lutego 2010

XV wizyta w Polsce (6): taksówka, samolot, autobus

Dzisiaj wróciłem do Cork.

Najpierw taksówka na lotnisko, po drodze taksówkarz nie pytany opowiada mi że jego syn już od kilku lat jest w Anglii i nie chce wracać, podobnie zresztą jak większość jego kolegów.

Na odprawie osobistej tradycyjnie puścili mnie przez bramkę w skarpetkach. No, nie tylko mnie, standardowo wszystkich. Nie wiem jak to jest, że lecąc z jakiegokolwiek irlandzkiego lotniska (Dublin, Cork, Shannon) przez bramkę mogę przejść w butach, ale już w Krakowie czy Katowicach (tak naprawdę: Balicach i Pyrzowicach) nie zawsze ta sztuka się udaje?

Znowu leciałem Ryanairem więc przy okazji mogłem tez zobaczyć jak rygorystycznie podchodzi się do ilości, rozmiaru i wagi bagażu podręcznego na lotnisku w Shannon i w Krakowie. W tym pierwszym nikt się specjalnie nie interesował bagażami ludzi, w tym drugim sprawdzali niemal do milimetra i grama. Obok "stojaka" w którym można sprawdzić czy bagaż ma określone rozmiary zainstalowali wagę. No i kilka osób miało pecha: a to ktoś zapomniał o damskiej torebce która powinna być w bagażu podręcznym, a to butelka wódki kupiona już po odprawie paszportowej spowodowała przekroczenie dopuszczalnej wagi - i był płacz i zgrzytanie zębami.

Tym razem poleciałem do Dublina wyłącznie z irlandzkim personelem, co zapewne spowodowało że było zdecydowanie mniej kursów z wózkami pomiędzy pasażerami, a ja mogłem się nieco zdrzemnąć.

Doleciałem, przy lotnisku wsiałem w autobus jadący do Cork i oddałem się lekturze prasy, słuchaniu audiobooka i ponownie drzemce, dzięki czemu podróż przez niemal pół Irlandii zleciała błyskawicznie ;-)

Reasumując: w Polsce bez zmian. Nadal jest tam tania wódka i nadal nie ma pracy...

sobota, 27 lutego 2010

XV wizyta w Polsce (5): Solidarność, pseudowystawa i Avatar

Dzisiaj byłem w Nowohuckim Centrum Kultury na XXXI Międzynarodowej Wystawie i Giełdzie Minerałów, Skamieniałości i Wyrobów Jubilerskich, a później - obejrzałem w kinie szeroko reklamowany "Avatar".

/Na zdjęciu: stoję przy Pomniku Solidarności/

W Nowej Hucie nie byłem już ładnych kilka lat. Z rzeczy nowych od razu rzucił mi się w oczy Pomnik Solidarności przy Placu Centralnym, obecnie im. Ronalda Reagana. Pomnik stanął w tym miejscu w 2005 r., ale powstał w 1999 r., wcześniej stał przed budynkami administracyjnymi huty.

Ale, wracając do tematu: XXXI Międzynarodowa Wystawa i Giełda Minerałów, Skamieniałości i Wyrobów Jubilerskich, szeroko reklamowana w krakowskiej prasie, to jakieś totalne nieporozumienie. Miały być, cytuję: "tropy dinozaura odciśnięte 160 mln lat temu, kolekcja skamieniałych kości ryb dewońskich, kości wieloryba żyjącego 17 mln lat temu na terenie obecnej Polski", itd, itp. Niczego takiego nie zauważyłem. A co tam tak naprawdę było? Zwykły bazar ze świecidełkami. Z całej tej szumnej nazwy wystawy powinno zostać tylko: "(...) Giełda (...) Wyrobów Jubilerskich". Dodatkowo, wstęp na ten bazar ulokowany w Nowohuckim Centrum Kultury był oczywiście płatny. Tymczasem w tym samym budynku miały miejsce tego dnia zawody w tańcu irlandzkim - i to było znacznie ważniejsze wydarzenie, niż owa "wystawa", która z wystawą nic wspólnego nie miała, no chyba że za wystawę uznamy sytuację, gdy kupcy wystawiają swoje towary na sprzedaż.

Znacznie lepiej było z "Avatarem". Obejrzałem go w kinie Imax, szczycącym się jednym z największych ekranów w Europie. Ładna bajka, ale bajka. Warto obejrzeć dla efektów specjalnych. Bez 3D i na małym ekranie - raczej nie zrobi większego wrażenia. Niemniej, przez 2,5 godziny filmu - nie nudziłem się, a to już dobrze ;-)

Jutro - wracam do Cork.

piątek, 26 lutego 2010

XV wizyta w Polsce (4): bo bilet był zgięty...

Odwiedziła mnie Mama :-) Kiedy odprowadziłem ją na dworzec PKP przeżyłem interesującą "przygodę"... 

 Mama nie mieszka w Krakowie, więc kiedy wracała do domu odprowadziłem ją na dworzec PKP. Główny Dworzec PKP w Krakowie, żeby nie było niejasności. Podkreślenie o tyle istotne, ponieważ tego, co przytrafiło mi się przy kasie, nie wymyśliłby chyba nawet mistrz Bareja... Otóż kupiłem bilet, zapłaciłem, bilet machinalnie zgiąłem na pół żeby się łatwo zmieścił w kieszeni, torebce, czy portfelu - i oddałem go Mamie. Po chwili Mama zorientowała się że jest pociąg w tym samym kierunku ale o innej, bardziej pasującej jej godzinie, zawróciłem więc do kasy gdzie 3 minuty wcześniej zakupiłem ten bilet, chcąc go wymienić. 

Sprawa wydawała mi się bardzo prosta: nie chciałem zwrotu pieniędzy, etc, chciałem tylko bilet na inną godzinę ale na tę samą trasę, tyle że obsługiwaną przez innego przewoźnika. 
  - Dzień dobry raz jeszcze, chciałbym wymienić ten bilet który tutaj przed chwilą kupiłem na taki sam tylko na inną godzinę - wyłuszczyłem mój problem Pani Kasjerce od której chwilę wcześniej kupiłem ów bilet 
- Ale po co? - zapytała Pani Kasjerka 
- Ponieważ ta inna godzina bardziej mi odpowiada - odparłem 
- Ale to musi pan dostać pieczątkę że bilet anulowano i ja potrącę panu 10% wartości biletu - stwierdziła Pani Kasjerka 
- Dobrze, a gdzie mógłbym dostaćpieczątkę? - spytałem z uśmiechem czując już komizm sytuacji 
- Ale pan ma zgięty bilet - znienacka zawołała Pani Kasjera oskarżycielsko celując palcem w mój bilet który chciałem jej zwrócić 
- Proszę? - myślałem że czegoś nie zrozumiałem 
- Bilet ma pan zgięty! - niemal wykrzyczała Pani Kasjerka 
- No to co? - spytałem czując tym razem już kafkowski klimat 
- No to ja nie mogę go przyjąć! - dobitnie stwierdziła Pani Kasjerka 
Przyznam, że zaniemówiłem. Z tępego odrętwienia wyratowała mnie dopiero moja Mama, która ciągnąc mnie za łokieć stwierdziła, że nie warto... 

 Mama, szczęśliwie już bez większych perypetii odjechała, a ja po powrocie do domu zacząłem się zastanawiać, czy aby nie powinien teraz zacząć pieczołowicie prostować polskich banknotów które również, jak zwykle, zginam na pół, bo tak mi wygodniej. Kto wie, może też mi ich nie przyjmą? Nic śmiesznego i żadna przesada: przed wyjazdem do Irlandii, kiedy jeszcze naiwnie wierzyłem że w Polsce można budować kapitalizm na zdrowych zasadach, byłem jednym z tych którzy postanowili wziąć swoje sprawy w swoje ręce i, a jakże, przez kilka lat prowadziłem niewielką firemkę. Któregoś razu gdy wpłacałem podatek w kasie fiskusa, również spotkałem się z podobną sytuacją: pani kasjerko - urzędniczka zwróciła mi uwagę że banknoty które wpłacam do kasy urzędu skarbowego powinny być "czyściutkie i równo ułożone", za nic mając moje tłumaczenia że płacę tym, co sam dostaję od klientów /a pieniądze były jak pieniądze, nie nowe ale też nie zniszczone/. 
- Mi trzeba ładne dawać - stwierdziła pani kasjerko - urzędniczka. Koniec końców pieniądze przyjęła, ale była wybitnie "obrażona". 

 Jak widać, tam gdzie państwo ma swoje kasy, "komuna" wciąż ma się dobrze...

czwartek, 25 lutego 2010

XV wizyta w Polsce (3): dwa miliony bezrobotnych

W wolnych chwilach zaczytuję się w krakowskiej prasie. Niestety, wieści są więcej niż pesymistyczne...

Dzisiejszy "Dziennik Polski" na pierwszej stronie w artykule pt. "Dwa miliony bezrobotnych" pisze m.in.: "Ponad dwa miliony Polaków nie miało w styczniu pracy (12,7 proc.). Ten rok może być jeszcze trudniejszy. Polscy ekonomiści twierdzą, że stopa bezrobocia rejestrowanego może wzrosnąć nawet do 15 proc. (...)

Przedstawiciele polskiego rządu wciąż uspokajają. Twierdzą, że mocny skok stopy bezrobocia w styczniu to zjawisko sezonowe. Trudno jednak nie zauważyć, że styczeń 2010 r. jest znacznie gorszy od stycznia 2009 r. - miejsc pracy systematycznie ubywa, a szefowie przedsiębiorstw informują o kolejnych, planowanych zwolnieniach. (...)

W styczniu liczba bezrobotnych w Małopolsce wynosiła 142 tys. 263 osoby i wzrosła o 12 tys. 256 osób, tj. o 9 proc. w porównaniu z grudniem 2009 r. Tak źle ostatni raz było na początku 2007 roku."

środa, 24 lutego 2010

XV wizyta w Polsce (2): spadający tynk na krakowskim Rynku

Dzień "na mieście". Załatwiłem kilka spraw, zrobiłem drobne zakupy.

M.in. wstąpiłem do Empiku przy krakowskim Rynku Głównym, tuż obok Kościoła Mariackiego, po prasę i kilka książek. Jednak zanim wszedłem - zatrzymałem się na chwilę studiując informację o "opadającym tynku"...

/Na zdjęciu: ostrzeżenie przed spadającym tynkiem wiszące na drzwiach Empiku przy krakowskim Rynku/

No cóż, obraz Krakowa jaki widzą turyści, a z reguły widzą oni tylko Rynek z Sukiennicami, Wawel i Kazimierz - nijak się ma do stanu faktycznego, ale o tym napiszę kiedy indziej. Problem w tym, że nawet ta "widokówka" dla turystów zaczyna nabierać szpetoty: z Sukiennic kramy są wyprowadzone na zewnątrz z powodu odwiecznego remontu (od kiedy pamiętam - stale coś się w okolicy Rynku remontuje, tylko efektów specjalnie nie widać), a z kamienic przy samym Rynku ludziom na głowy spada tynk.

Na marginesie: kiedy robiłem to zdjęcie, będąc na zewnątrz budynku, zainteresował się moimi działaniami ochroniarz stojący przy empikowskiej bramce.
- Co pan robi? - zapytał
- Zdjęcie - odparłem zgodnie z prawdą
- Ale po co? - drążył
- Na pamiątkę z wakacji - odparłem już nie do końca zgodnie z prawdą

Tylko patrzeć, jak obok informacji o "odpadającym tynku" pojawi się kolejna - o zakazie fotografowania. Tynk oczywiście będzie odpadał nadal...

/Na zdjęciu: aktualny widok Sukiennic na krakowskim Rynku.../

wtorek, 23 lutego 2010

XV wizyta w Polsce (1): kontrolerzy, cwaniacy i brak pracy

Dzisiaj na kilka dni przyleciałem do Polski, coby zobaczyć się z bliskimi i załatwić kilka spraw.

Najpierw pojechałem autobusem z Cork do Shannon, nieco ponad 2 godziny drogi. Niestety, ciągle nie ma bezpośredniego połączenia Cork - Kraków... W trakcie jazdy mieliśmy 2 kontrole, pierwszą - policyjną i drugą - biletową. W trakcie pierwszej kierowca wysiadł z autokaru, a wszyscy pasażerowie zaczęli nerwowo zapinać pasy przy fotelach. Ale skończyło się chyba tylko na okazaniu przez kierowcą dokumentów, bo żaden z policjantów nie wszedł do środka i ponownie ruszyliśmy już po kilku minutach. Drugą kontrolę - biletową, przeprowadził umundurowany kontroler. Przez już prawie 6 lat mojego pobytu w Irlandii i dosłownie setkach razy kiedy jechałem tutaj autobusem mniej lub bardziej dalekobieżnym, była to pierwsza kontrola jaką widziałem.

W Shannon, po odprawie i zrobieniu drobnych zakupów w sklepie na lotnisku, od razu trafiłem na kolejkę Rodaków stojących karnie przed bramką, pomimo że do odlotu pozostało więcej niż godzina. Właściwie kolejki były dwie - ta z pierwszeństwem wejścia i zwykła. Do tej z pierwszeństwem ustawiło się kilku cwaniaczków licząc - że im się "uda", jakże byli zawiedzeni kiedy ich nie mniej cwanych znajomych którzy stali przed nimi odesłano na koniec kolejki zwykłej, a ci, chcąc nie chcąc, musieli podreptać razem z nimi. "No k... nie wyszło" - usłyszałem jeszcze, co już jednoznacznie pozwoliło stwierdzić, że z pewnością nie pomylili kolejek, tylko chcieli być pierwsi. Tutaj spełniło się ewangeliczne proroctwo, że pierwsi będą ostatnimi ;-)

W samolocie usłyszałem jeszcze historyjkę o wyrzuconym przed dosłownie kilkudziesięciu minutami z pracy na tym lotnisku Polaku, który chciał "przykozaczyć" i wprowadzić swojego koleżkę bez kolejki przez bramki, pokazując jaki to z niego gieroj, bo on tu przecież pracuje i wszystkich zna, etc. Pracownik obsługujący "bramkę" zwrócił mu uwagę, że tak robić nie można, na co nasz bohater otworzył do niego buzię, co z kolei skończyło się telefonem do przełożonych naszego "uczynnego" Rodaka z informacją, że zakłóca on odprawę, i - jego natychmiastowym dyscyplinarnym zwolnieniem. Czyli wstyd na rodzinnej wsi i do tego aut z dobrej pracy w sytuacji gdy nawet o byle jaką robotę jest trudno...

Leciałem tym razem Ryanairem, i było to dość meczące: polska obsługa cały czas usiłowała coś sprzedawać, skutecznie uniemożliwiając mi to co w samolotach lubię robić najbardziej - czyli drzemkę. Sprzedawali wszystko: gorące i zimne napoje, gorące i zimne przekąski, prasę, zdrapki, upominki, a wszystko co najmniej po dwa razy. Jeżeli do tego dołożymy rozdawanie i zbieranie katalogów itp., oraz kilkukrotne zbieranie śmieci - to wyjdzie że kursowali cały czas po pokładzie przepychając się wśród pasażerów ze swoimi wózkami. Ja wiem, że tanie linie, etc., chociaż z drugiej strony - wcale nie takie tanie, za jakie chcą uchodzić.

Jadąc z lotniska do domu kupiłem "Dziennik Polski", tj. lokalny i najbardziej popularny dziennik w Małopolsce. We wtorki jest zawsze dodatek z ofertami pracy. Przejrzałem - i nie wierzyłem własnym oczom: ofert w gazecie jest zdecydowanie mniej niż w 2004 r., kiedy z Polski wyjeżdżałem...

poniedziałek, 22 lutego 2010

MyCork: spotkanie w sprawie organizacji Parady

W poniedziałek, 22 lutego b.r. miało miejsce spotkanie członków Stowarzyszenia MyCork poświęcone organizacji tegorocznej Parady w Dniu św. Patryka.

Koordynatorką polskiej części Parady będzie w tym roku Bożena Deptuła (na zdjęciu obok), która m.in. koordynowała Finał WOŚP w Cork w 2009 roku. W trakcie spotkania omówiliśmy proponowane projekty. Już po raz trzeci w Paradzie, będącej kulminacją największego irlandzkiego święta, Polonię w Cork poprowadzi Stowarzyszenie MyCork.

Niestety, jak co roku obserwujemy ten sam problem: nasi Rodacy, którzy licznie biorą udział w innych projektach MyCork oraz chętnie obserwują Paradę stojąc w tłumie gapiów, nie "garną" się do brania udziału w przygotowaniach do Parady, gdzie trzeba włożyć naprawdę sporo wolontaryjnej pracy a i z samym udziałem w Paradzie - różnie bywa. Z pewnością liczebnie choćby procentowo nie jesteśmy należycie reprezentowani w Paradzie - w przeciwieństwie do innych mniejszości w Cork. Szkoda, bo udział w Paradzie świadczy jednoznacznie o tym, że szanujemy zwyczaje i tradycje mieszkańców Zielonej Wyspy, gdzie wielu z nas znalazło swoje miejsce na ziemi...

/Na zdjęciu: uczestnicy dzisiejszego spotkania/

niedziela, 21 lutego 2010

I Kurs Fotografii z MyCork (4)

Podczas czwartych zajęć "Kursu Fotografii z MyCork" mogliśmy obejrzeć szereg zdjęć najwybitniejszych fotografów XX wieku.

/Na zdjęciu: uczestnicy kursu/

Zanim przystąpiliśmy do zapoznania się z ww. fotografiami, prowadzący zajęcia Grzegorz Rękas m.in. omówił jedną z prac zrealizowaną przez Tomasza Piwońskiego.


/Na zdjęciu: praca Tomasza Piwońskiego/

Jak pamiętamy, na pierwszych zajęciach uczestnicy kursu otrzymali "zadanie domowe" polegające na zrealizowaniu dwóch z następujących tematów fotograficznych: a) światło/cień; b)płaszczyzna/punkt; c)kompozycja dynamiczna/statyczna; d) ruch; e) małe ciężkie/duże lekkie; f) symetria/asymetria; g) konstrukcja /dekonstrukcja. Tomek przedstawił swoją pracę na temat: "płaszczyzna/punkt" - gdzie płaszczyzną był oszklony obraz wiszący w jego domu a punktem - odbita lampa.

sobota, 20 lutego 2010

Spotkanie Zarządu Stowarzyszenia MyCork

W sobotę, 20 lutego b.r., członkowie zarządu Stowarzyszenia MyCork oraz przedstawiciele administracji naszego portalu i forum spotkali się w celu przedyskutowania bieżących spraw związanych z naszym stowarzyszeniem.

/Na zdjęciu: uczestnicy spotkania/

W tym roku Stowarzyszenie MyCork ponownie poprowadzi Rodaków w Paradzie w Dniu św. Patryka w Cork. Na koordynatora naszej polskiej grupy wybraliśmy Bożenę Deptułę, która m.in. koordynowała Finał WOŚP w Cork w 2009 roku. Poruszyliśmy także kwestie techniczne związane z niedawnymi przenosinami naszych serwisów na nowy serwer - w tej chwili w związku ze wzrastającą liczbą odwiedzin MyCork posiada własny, dedykowany serwer. Ponadto omówiliśmy kwestię nieuczciwej "konkurencji" jakiej dopuszczają się twórcy niektórych stron internetowych m.in. poprzez spamowanie naszego bardzo popularnego serwisu ogłoszeniowego - takie praktyki zostaną zdecydowanie ukrócone. W końcowej części spotkania omówiliśmy plany kolejnych projektów wkrótce realizowanych przez MyCork.

piątek, 19 lutego 2010

Farmers Market w Cork

W Cork, w okolicy Opera House, możemy teraz zrobić zakupy na Farmers Market, gdzie znajduje się sporo straganów ze świeżymi, wytwarzanymi lokalnie produktami. Warto tam zajrzeć ;-)

/Na zdjęciu: fragment Farmers Market w Cork/

wtorek, 16 lutego 2010

Wycieczki z MyCork: Kilkenny

W niedzielę, 14 lutego b.r. Stowarzyszenie MyCork zorganizowało dla Polonii w Cork wycieczkę autokarową do Kilkenny. Ten projekt o nazwie "Wycieczki z MyCork" w założeniu ma być cykliczny, jego koordynatorką jest Agnieszka Chwaja.


/Na zdjęciu: uczestnicy wycieczki przed Kilkenny Castle/

Wyjechaliśmy z Cork ok. godz. 9.00. Wszyscy uczestnicy wycieczki bezpłatnie otrzymali od nas wydrukowane mini-przewodniki po Kilkenny, oraz - z okazji Walentynek - słodką niespodziankę ;-) O godz. 10.00 zatrzymaliśmy się na 15 minut w Cahir. W trakcie przerwy można było m.in. zrobić sobie zdjęcie przed zamkiem - Cahir Castle. Przed godz. 12.00 byliśmy już w Kilkenny, gdzie tuż przed zamkiem zaparkował nasz autokar. Po wykonaniu wspólnej pamiątkowej fotografii przed Kilkenny Castle, udaliśmy się na zwiedzanie zamku. Następnie mieliśmy ok. 3 godziny czasu wolnego, w trakcie którego można było m.in. coś zjeść oraz samodzielnie zwiedzać miasto ze szczególnym uwzględnieniem zabytków wskazanych przez nas w rozdanych przewodnikach. O godz. 15.00 wyjechaliśmy do Cork, do którego dotarliśmy już po 2 godzinach. W trakcie jazdy w obydwie strony mogliśmy oglądać na dvd filmy o tematyce irlandzkiej.

Wycieczka była bardzo udana, pogoda i humory dopisywały ;-)

niedziela, 14 lutego 2010

I Kurs Fotografii z MyCork (3)

Na kolejnych, już trzecich zajęciach "Kursu Fotografii z MyCork", prowadzący wykład Grzegorz Rękas omówił zasady prawidłowego wykonania portretu, ze szczególnym naciskiem na zastosowanie światła.

/Na zdjęciu: spoglądam na modelkę przez obiektyw szerokokątny/

Dowiedzieliśmy się m.in. jak niskim nakładem środków wykonać własne studio fotograficzne, o prawidłowym zastosowaniu źródeł światła i ekranów doświetlających, o działaniach światłomierzy, roli statywu, filtrów polaryzacyjnych, itp. Mogliśmy także porównać portrety wykonane obiektywem długoogniskowym i szerokokątnym. Następnie każdemu z uczestników kursu został wykonany portret.

Na kolejnych zajęciach będziemy rozmawiali m.in. o historii fotografii, przeanalizujemy najbardziej znane zdjęcia i omówimy co spowodowało że stały się one kamieniami milowymi w fotografii.

sobota, 13 lutego 2010

Spotkanie Zarządu Stowarzyszenia MyCork

W sobotę, 13 lutego b.r., miało miejsce spotkanie Zarządu Stowarzyszenia MyCork.

W trakcie spotkania m.in. powołaliśmy na stanowisko Sekretarza naszego stowarzyszenia Marię Rippel (na zdjęciu pierwsza od lewej). Ponadto poruszyliśmy kwestię naszego udziału w corocznej Paradzie w Dniu św. Patryka w Cork oraz omówiliśmy sprawy związane z przenosinami naszego serwisu na nowy, właśnie wykupiony przez nas serwer.

czwartek, 11 lutego 2010

Tłusty Czwartek z MyCork

W czwartek, 11 lutego b.r. Stowarzyszenie MyCork po raz pierwszy zaprosiło corkowską Polonię na „Tłusty Czwartek z MyCork”. Koordynatorem tego projektu była Agnieszka Chwaja.

/Na zdjęciu: członkowie i sympatycy MyCork podczas Tłustego Czwartku/

Zakupiliśmy ponad 200 pączków na które zaprosiliśmy wszystkich do pubu Franciscan Well Brewery  w Cork. Na nasze spotkanie zarezerwowaliśmy salkę na piętrze pubu. W trakcie spotkania przy polskiej muzyce odbyła się m.in. degustacja pączków, mogliśmy posłuchać o tradycjach Tłustego Czwartku oraz wziąć udział w quizie z nagrodami.

Nasz projekt spotkał się z dużym zainteresowaniem a pączki znikały bardzo szybko. Poczęstowaliśmy także wszystkich Irlandczyków znajdujących się w pubie, wspominając o tej naszej polskiej tradycji - pączki również bardzo im smakowały :-)

Poniżej: filmik z Tłustego Czwartku z MyCork:

środa, 10 lutego 2010

Yerba Mate

Miesiąc temu dołączyłem do entuzjastów yerba mate ;-)

/Mój zestaw do picia yerby: mate (naczynie) i bombilla (rurka)/

Yerba mate to wysuszone i zmielone liście ostrokrzewu paragwajskiego z których robi się napar popularny w krajach Ameryki Południowej. Więcej o yerbie można przeczytać m.in. na Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Yerba_mate

poniedziałek, 8 lutego 2010

Zabijam potwory :-)

Moja przygoda z grami komputerowymi (czy też ściślej - grami video) rozpoczęła się gdzieś na początku lat 80-tych, kiedy to zagrałem w legendarną już Asteroids. I praktycznie na tego typu grach - się skończyła.

/Powyżej: Asteroids, pierwsza w którą zagrałem/

W salonie gier gdzie znajdował się automat z tą grą zostawiłem lwią część kieszonkowego, ale przeszło mi bardzo szybko. Gdzieś tam tylko po latach odezwał się sentyment - i kiedyś sciągnąłem sobie tę grę na komórkę.

Dopiero będąc już dorosłym facetem kupiłem sobie pierwszy własny komputer. Był to rok 1996, komputer to P90 z niecałym 1GB pojemności twardego dysku, za to z Windowsem95 ;-) Na tamte czasy, wierzcie mi, nie było najgorzej ;-) Wkrótce na tym moim dysku (obecnie przeciętny telefon komórkowy ma więcej pamięci) pojawiły się m.in. Wolfenstein, Doom, no i - Duke Nukem 3D. Dwie pierwsze gry znudziły mnie bardzo szybko, za to Duke zabrał mi kilka tygodni z życiorysu. Oczywiście jako totalny laik nie wiedziałem że istnieją jakieś kody na "nieśmiertelność", itp., walczyłem więc długo. Pamiętajmy, to był rok 1996, na tamte czasy Duke był rewelacyjną grą.

Wkrótce jednak do drzwi zapukała proza życia, komputer przestał mi służyć do zabawy - a zaczął do pracy, i tak to się skończyło.

Czasami tylko gdzieś tam bardziej lub mniej przypadkiem wejdę na jakaś stronkę ze starymi grami do zabawy online. Współczesne gry mnie zupełnie nie kręcą, zdecydowanie wolę starocie sprzed dwóch dekad, Duke był tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę.

I oto dzisiaj ponownie natrafiłem na starego Duke'a, w dodatku z kilkoma elementami nieznanymi mi wcześniej. To już prawie 15 lat, ożyły wspomnienia ;-) Odpaliłem i - cały dzisiejszy wieczór będą ratował ludzkość i zabijał potwory ;-)

sobota, 6 lutego 2010

I Kurs Fotografii z MyCork (2)

Kolejna sobota i kolejne zajęcia: tym razem prowadzący zajęcia Grzegorz Rękas szczegółowo analizował fotografie wykonane przez uczestników kursu.

/Na zdjęciu: uczestnicy kursu podczas omawiania zdjęć/

Każdy z uczestników, zgodnie z poleceniem jakie padło na poprzednich zajęciach, przygotował po minimum dwie fotografie, które następnie zostały szczegółowo omówione, ze wskazaniem ewentualnych błędów i propozycjami - jak można dane zdjęcie wykonać w inny, lepszy sposób.

Grzegorz Rękas zwrócił szczególną uwagę na konieczność operowania środkami czysto fotograficznymi, jak np. wielokrotna ekspozycja, głębia ostrości czy długość czasu naświetlania, których nie ma np. w malarstwie.

W trakcie najbliższych zajęć będziemy rozmawiali m.in. o historii fotografii, dowiemy się jak niskim nakładem środków wykonać własne studio fotograficzne oraz będziemy ćwiczyli wykonywanie portretu.

środa, 3 lutego 2010

Mistrz i Małgorzata

"Mistrz i Małgorzata" Michaiła Bułhakowa to jedna z najwybitniejszych powieści ub. wieku. Powstało kilka adaptacji filmowej tej książki, ale jak było do przewidzenia - najlepszą nakręcili Rosjanie.

W największym skrócie: "Mistrz i Małgorzata" opowiada o wizycie Szatana w komunistycznej Moskwie lat 30-tych, chociaż powieść jest oczywiście wielowątkowa. Bułhakow pisał "Mistrza i Małgorzatę" ostatnią dekadę swojego życia - i nie uznał swojego dzieła za skończone. Pierwsza wersja powieści powstała w 1928 r., później była wielokrotnie zmieniana, aż do śmierci pisarza w 1940 r. Książkę wydano w ZSRR dopiero na przełomie lat 60/70 ub.w., w dwóch wersjach - bardziej i mniej ocenzurowanej. W Polsce pojawiły się dwa przekłady: pierwszy w 1969, drugi w 1995 r.

Kilka razy przystępowano do ekranizacji powieści, udawało się to z różnym skutkiem. W 1988 r. Maciej Wojtyszko - pomimo skromnych środków - nakręcił całkiem udaną polską 4 - odcinkową adaptację, w której zagrała plejada naszych najlepszych aktorów. Jednak dopiero w 2005 r. rosyjski reżyser Władymir Bortko dokonał prawdziwej sztuki kręcąc 10-odcinkowy serial "Mistrz i Małgorzata". Jest to pełna i najwierniejsza adaptacja tego dzieła z powstałych do tej pory.

Gorąco polecam.