piątek, 18 marca 2011

Testy na IQ dla wyborcy

Za nami Dzień św. Patryka. To irlandzkie święto, wypromowane przez Irlandię na całym świecie, powinno być dla nas świetnym przykładem jak powinniśmy promować Polskę. Niestety, mam wrażenie że polscy "urzędnicy od kultury" nie są tym kompletnie zainteresowani, pomimo że biorą tłuste pensje. Być może jest to nasza, wyborców wina, że wybieramy osoby kompletnie niekompetentne, które z kolei później zatrudniają równie niekompetentnych krewnych i znajomych królika?

Dzień św. Patryka jest obecnie obchodzony w każdym większym polskim mieście, pomimo że dla Polaków święty Patryk - to święty bardzo lokalny, działający półtora tysiąca lat temu gdzieś na skraju Europy. Jednak irlandzka ambasada we współpracy z polskimi organizacjami skutecznie promuje w naszej Ojczyźnie święto swojego patrona, a przy okazji swoją kulturę i sztukę. Mamy więc pokazy irlandzkich tańców, projekcje irlandzkich filmów czy koncerty zespołów grających irlandzką muzykę. Zauważmy, ze w drugą stronę to nie działa, a przynajmniej mi takich działań nie udało się zaobserwować.

Przeciętny obcokrajowiec zapytany o Polskę odpowie prostymi skojarzeniami: Jan Paweł II, Lech Wałęsa, wódka i kiełbasa. I to pod warunkiem że nie kosztował ostatnio tejże wódki i kiełbasy, chyba że w wersji wybitnie eksportowej. Czy to naprawdę wszystko co Polska, średniej wielkości kraj europejski leżący w samym sercu Europy, ma do zaoferowania innym nacjom?

No dobrze, nie mamy swojego U2, nasi naukowcy nie zdobywają Nobli a filmy Oscarów. Ale mamy się czym pochwalić a Polska jest pięknym krajem, mającym ogromne walory turystyczne. Problemem jest to, że od dwudziestu lat, kiedy naprawdę możemy wybierać - wybieramy na rządzących nami ludzi kompletnie niekompetentnych. Skoro tak się dzieje, to może problem tkwi nie w tych którzy zostali wybrani, a w tych - którzy wybierają?

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że zdecydowana większość naszych Rodaków powinna w interesie nas wszystkich wstrzymać się od wrzucania głosów do urny. Broń Panie Boże nie chcę nawoływać do odbierania komukolwiek prawa do głosu, jednak z drugiej strony - to nie w porządku żeby głos osiedlowego pijaczka miał taką samą wagę co głos wybitnego uczonego. Z jednej strony mamy dumną (chociaż o wypaczonym sensie) maksymę że Vox populi, vox Dei, ale z drugiej strony na co dzień widzimy, że są to dwa różne głosy, sacrum i profanum. Jak pisał OP Józef Bocheński w swojej książce "Sto zabobonów": "Rozpowszechniony dzisiaj zabobon głosi, że lud jest szczególnie mądry, cnotliwy i kulturalny, że jego przedstawiciele mają więcej wiedzy od uczonych, więcej szlachetności niż członkowie elity, więcej kultury niż artyści i poeci. Otóż zdarza się wprawdzie, że człowiek z ludu jest rzeczywiście mądry, szlachetny i kulturalny; takie wypadki zdają się być nawet liczne, gdy chodzi o moralność. Ale z reguły jest przeciwnie: lud jako przeciwieństwo elity jest zespołem ludzi głupich, mało szlachetnych i prostackich. Wiara w wyższość ludu nad elitą pod tym względem jest zaiste dziwnym głupstwem. Jeżeli tyle ludzi przyznaje się do tego zabobonu, to dlatego, że mają na myśli fałszywą elitę, ale przede wszystkim dlatego, że ludu jest znacznie więcej niż elity, że więc opłaca się mu schlebiać, zwłaszcza gdy jest się politykiem. Co nie przeszkadza, że chodzi o szkodliwy zabobon."

Jeżeli o. Bocheński miał rację, to tym gorzej dla nas, bowiem skoro lud jest z reguły głupszy od elit które nimi rządzą, a polskie polityczne elity to ludzie o wyjątkowo niskich kwalifikacjach (chyba że chodzi o nabijanie własnej kiesy), to oznacza że osiągnęliśmy dno. I pukamy w nie od spodu...

Czy naprawdę to takie dobre żeby wszyscy mogli głosować, bez względu na posiadane doświadczenie i wykształcenie? Przecież w ten sposób zdecydowana większość pospólstwa wybiera niekoniecznie tego polityka, który ma ku temu kwalifikacje, tylko tego kto smuklejszy, gładszy i z bujną czupryną. Nawet, jeżeli tak jak obecnie miłościwie nam panujący Prezydent RP - robi rażące błędy ortograficzne we własnym języku rzecz jasna, bo znajomości jakiegokolwiek innego próżno by było wymagać... O dziwo, inne kryteria stosujemy przy wyborze dentysty, hydraulika czy opiekunki do dzieci, żądając odpowiedniego wykształcenia, doświadczenia czy referencji, a zupełnie inne przy wyborze osób które będą decydowały co jest dla nas dobre, a co niekoniecznie. Tymczasem w Polsce przekonuje się że WSZYSCY powinni wziąć udział w wyborach, nawet ci którzy kompletnie nie mają pojęcia o otaczającej ich rzeczywistości.

Jakie może być rozwiązanie? Być może należałoby wprowadzić jakieś egzaminy na wyborcę? Oraz - na polityka? Przecież to niedorzeczne, żeby współdecydować o losach państwa mógł absolutnie każdy, kto tylko osiągnął określony wiek. Głosy do urny powinni wrzucać nie ci, którzy w myśl obowiązujących przepisów są "pełnoletni" i posiadają dowód lub paszport z orzełkiem (w koronie, ale nadal gołym), ale ci, którzy osiągnęli pewien poziom inteligencji. Podobnie z politykami: żeby zostać np. prezydentem wystarczy osiągnąć odpowiedni wiek. Oraz oczywiście przekonać tłuszczę, że jest się lepszym od swoich kontrkandydatów, co akurat w Polsce wcale trudne nie jest, bowiem jak obserwowaliśmy przez ostatnie dwie dekady "ciemny lud kupił" wiele rzeczy kompletnie odległych od rzeczywistości.

Być może sytuacja diametralnie by się zmieniła, gdybyśmy zaczęli wymagać od polityków przygotowania do pełnienia takich funkcji, a od wyborców - minimum inteligencji? Może wprowadźmy obowiązujący dla polityków poziom wykształcenia, oczywiście weryfikowany przez niezależną instytucję (tak, wiem że słowo "niezależny" w Polsce brzmi jak ponury żart), bowiem przy ilości szkół średnich i wyższych jakie się namnożyły w Polsce ich poziom jest wybitnie nierówny? Oraz dla wyborców przynajmniej podstawowe testy sprawdzające iloraz inteligencji? I kto ma IQ poniżej przeciętnej, niech się zajmie czymś innym niż stawianiem znaczków na wyborczych kartach?

Oczywiście zdaję sobie sprawę że być może sam bym się wtedy "nie załapał" do wybierania sobie i innym kto ma nad nami dzierżyć władzę. Ale, na Boga, nie miałbym absolutnie do nikogo pretensji, wiedząc że wyboru dokonali ludzie mądrzejsi ode mnie...

7 komentarzy:

  1. A Sklodowska to co dostala?Fryderyka???

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ZA! Mały kroczek to zabieranie prawa głosowania dla więźniów. Wystąpili przeciwko prawu państwa - sami postawili się poza nim.
    Nie piszesz niczego nowego, czego zdrowi na umyśle ludzie i realiści poszukujący prawdy - nie wiedzą.
    Dlatego od lat w demokrację nie wierzę...
    A jak wiadomo, kto w Boga nie wierzy - we wszystko uwierzy....
    serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  3. @Anonimowy: "A Sklodowska to co dostala?Fryderyka???"

    Nobla - sto lat temu...

    OdpowiedzUsuń
  4. A Miłosz za to to wygrał Top Trendy Polsatu !!!!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm, ja napisałem: "nasi naukowcy nie zdobywają Nobli a filmy Oscarów". Raz, że użyłem liczby mnogiej, dwa, wspomniałem że chodzi o naukowców, etc. Dla poprawy samopoczucia można jeszcze wspomnieć o Noblu dla Sienkiewicza, Reymonta, Wałęsy i Szymborskiej, tylko - czy to są naukowcy? Można też wspomnieć o oscarowym Wajdzie "za całokształt", jeżeli ktoś się przez to lepiej poczuje. I to w zasadzie wszystko...

    OdpowiedzUsuń
  6. Widac jestesmy bardziej narodem kultury niz wynalazku.Nie ma co kwekac ze wybieraja/my złych czy nie tych ... bo moze sie kiedys zdażyc ze wybiora tych ktorych chcielismy zeby wybrano ! i wstyd moze byc :)).
    pzdr :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Demokracja to takie ustrojstwo, gdzie trzech meneli spod przysłowiowej budki z piwem przegłosuje profesora uniwersytetu... A ponieważ ogólnie wiadomo, że zdecydowana większość społeczeństw (nie tylko polskiego) to durnie, więc nie dziwota, iż "politycy" nawołują do jak największej frekwencji... Im więcej durniów pójdzie do urnów, tym większa pewność, że zagłosują óne tak, jak powiedzieli w TVN albo w M jak Miłość... No - ogólnie w telewizorze.
    beret

    OdpowiedzUsuń