czwartek, 29 września 2011

Na kogo zagłosują Polacy w Cork?

Na Forum MyCork tradycyjnie pojawiła się ankieta przedwyborcza. Pomimo że jest to raczej forumowa zabawa a nie miarodajne źródło informacji, to jednak przy okazji poprzednich wyborów do parlamentu w październiku 2007 roku oraz wyborów prezydenckich w czerwcu 2010 roku jej wyniki były zbieżne z tymi, które później podała do wiadomości lokalna komisja wyborcza, chociaż ilości procentowe rzecz jasna ulegały dużym wahaniom. Niemniej poprzednie ankiety jasno wskazały na późniejsze zwycięstwo PO w 2007 roku i Bronisława Komorowskiego w 2010. Być może więc i w tym roku wyniki ankiety okażą się miarodajne.

A jak jest teraz? Na razie za wcześnie żeby wyciągać jakiekolwiek wnioski, swoje głosy oddało niewielu forumowiczów, niemniej na razie widać, że w Cork najwięcej osób, oprócz tych które deklarują że nie wezmą udziału w wyborach, chce zagłosować ponownie na PO - oraz Ruch Palikota.

Poniżej screen z wynikami ankiety (zaktualizowany na 8.10.b.r.):

środa, 28 września 2011

Piszę książkę ;-)

Od kilku tygodni piszę moją pierwszą (a właściwie - drugą ;-) książkę. O ponad 7-letnim życiu w Cork, o Polonii, o Polsce widzianej z perspektywy Irlandii, i o wielu innych rzeczach.

Książka powstaje za namową kilku mniej lub bardziej bliskich mi osób, które parokrotnie sugerowały że powinienem to zrobić. Długo się wahałem, bo raz - że tego nigdy (tj. pisania książki) nie robiłem, a dwa - uznałem że skoro piszę bloga, to wystarczy aż nadto, kto by tam chciał jeszcze książkę czytać... Jednak gdy na próbę napisałem kilka stron posiłkując się oczywiście zapiskami z bloga, to od razu przypomniało mi się mnóstwo wydarzeń, osób i faktów których na tej stronie nie ma, a które chciałbym, nazwijmy to górnolotnie, "ocalić od zapomnienia".

Pobyt na emigracji ma swoją specyfikę, ludzie przyjeżdżają i wyjeżdżają, pewne wydarzenia zacierają się w pamięci, tym bardziej więc są to rzeczy ulotne, które warto zachować. Będzie więc sporo dat, osób z imienia i nazwiska - i wydarzeń.

Książka będzie (o ile nie przerwę jej pisania w pół drogi, rzecz jasna) moją pierwszą, nie licząc "Spaceru po Cork" - książki w jednym jedynym egzemplarzu przeznaczonej na licytację na poprzedni WOŚP. Tym razem, mam nadzieję, nakład będzie większy ;-)

Wahałem się czy o tym moim pisaniu - pisać, czy, żeby nie zapeszyć, "pochwalić" się dopiero jak skończę, ale uznałem że jednak wspomnieć warto. Raz, że taka publiczna deklaracja będzie swoistym "batem" na mnie samego, ciężko będzie się z niej wykręcić więc tym bardziej będzie mnie to motywowało do skończenie tego co zacząłem, a dwa - mam nadzieję że ta deklaracja pomoże mi dotrzeć do kilkunastu osób żeby uzyskać pewną wiedzę, którą w niektórych przypadkach mam fragmentaryczną.

Tak więc - trzymajcie kciuki za szczęśliwe zakończenie ;-) Do którego jednakże jeszcze co najmniej kilka miesięcy, jak nie dłużej...

poniedziałek, 26 września 2011

Fr. Browne's Cork. People & Places 1912-1954

Kolejne fotograficzne świadectwo dawnego Cork, tym razem w obiektywie jezuity, o. Francisa Browne'a.

Na niemal 100 stronach możemy zobaczyć 110 czarno - białych fotografii, pokazujący Cork i okolice sprzed ponad pół wieku. Niektórych miejsc uwiecznionych na zdjęciach już nie ma, inne, wtedy dopiero co wybudowane, dzisiaj są już szacownymi zabytkami. Album podzielony jest na 10 tematycznych rozdziałów: Miasto, Hrabstwo, Mężczyźni i Kobiety, Dzieci, Religia, Ciekawostki, Rezydencje, Praca, Zabawa, Ląd i Morze.

Autor fotografii, Francis Browne, urodził się w 1880 roku w Cork. Zainteresował się fotografią jako nastolatek i po swojej śmierci w 1960 roku pozostawił ponad 42 tysiące negatywów. Pochodził ze znanej rodziny: jego dziadek był burmistrzem Cork, a wujek długoletnim biskupem Cloyne. To właśnie wuj kupił mu pierwszy aparat fotograficzny. Jego wuj zafundował mu również bilet na... Titanica. Francis Browne przepłynął tym statkiem z portu Southampton do Cobh, robiąc w tym czasie wiele zdjęć. Poznane na statku bogate małżeństwo zaoferowało, że kupi mu bilet do Nowego Jorku. Zgoda na tę podróż wymagała zgody przełożonego młodego jezuity, który odmówił. Francis Browne musiał opuścić statek, co prawdopodobnie uratowało mu życie. Zrobione przez niego zdjęcia statku, załogi i pasażerów, publikowane później przez wiele gazet, były ostatnimi fotografiami przed katastrofą Titanica.

sobota, 24 września 2011

Cork Culture Night 2011

Wczoraj był Cork Culture Night. Z tej okazji wybrałem się do Cork County Hall.

Nazwa wydarzenia była nieco na wyrost, powinno to się nazywać najwyżej "wieczorem kultury", a nie "nocą", zważywszy na fakt że większość atrakcji była dostępna z tej okazji do 21.00, nieliczne do 22.00, a zaledwie kilka - dłużej. Przy czym były i takie, które kończyły się jeszcze wcześniej. No ale, trzeba się cieszyć z tego co jest.

Do Cork County Hall wybrałem się przede wszystkim po to, żeby popatrzeć na Cork z wysokości 17 pietra ;-) Niestety, pogoda była typowo irlandzka, padało, ja dotarłem tam ok. 21.00, więc widok przez szybę, deszcz i mrok - taki sobie. W dzień na pewno wygląda to świetnie, tylko z kolei - dostać się trudniej. Było za to kilka innych atrakcji - ale ja poprzestałem na obejrzeniu kilku mniej lub bardziej artystycznych krótkich filmów.

/Powyżej: fragment "Labyrinth of Candles" przed Cork County Hall/

piątek, 23 września 2011

Pomnik lokomotywy parowej - i dawne odpowietrzniki

Przy Glen Ave w Cork znajduje się niewielki pomnik dawnej lokomotywy parowej. Miejsce nieprzypadkowe - rzeźbę ustawiono tuż przy swego rodzaju kominie, który niegdyś pełnił rolę odpowietrznika dla tunelu przez który przejeżdżały dawne pociągi napędzane parą.


/Powyżej: pomnik lokomotywy parowej przy jednym z odpowietrzników/

Same odpowietrzniki już od dawna są nieużywane, ale - wyglądają dość intrygująco ;-) Ot po prostu w środku osiedla pojawia się ni to komin, ni to pozostałość wieży z zamurowanym wejściem. Natknąłem się w tej części Cork na dwa, niewykluczone - że jest ich więcej.

W Cork kolej parowa pojawiła się w połowie XIX w., natomiast sto lat później, w połowie XX wieku irlandzkie lokomotywy parowe zostały zastąpione spalinowymi.

MyCork: Spotkanie Biznesowe

Dzisiaj w hotelu Imperial w Cork miało miejsce "Spotkanie Biznesowe" dla osób chcących w założyć własną firmę w Irlandii. "Spotkanie..." już po raz drugi zorganizowało Stowarzyszenie MyCork.

/Powyżej: Spotkanie Biznesowe w hotelu Imperial/

W "Spotkaniu Biznesowym" wystąpiło szereg prelegentów, omawiających różne tematy dotyczące założenia i prowadzenia własnej firmy na Zielonej Wyspie. I tak: Artur Banaszkiewicz z Polskiej Akademii Otwartej omówił przygotowanie do prowadzenia własnej działalności gospodarczej, Katarzyna Laskowska z Polish Business Club przedstawiła planowanie form finansowania firmy, Mateusz Mis z Holohan Solicitors przybliżył formy prawne prowadzenia działalności, Katarzyna Moderacka z PSB Group poruszyła zagadnienia księgowości i podatków, Jacek Jędruszak z Ambasady RP w Dublinie opowiedział o działaniach ambasady które mogą pomóc przedsiębiorcom, Zofia Lankiewicz-Piwowarek z Bank of Ireland omówiła m.in. kwestie kredytów udzielanych przez reprezentowany przez nią bank osobom chcących rozpocząć działalność gospodarczą. Następnie Jakub Bednarski, właściciel STOP School of Driving, opowiedział o swoich doświadczeniach w prowadzeniu własnej firmy. Na zakończenie spotkania Paweł Świtaj ze Stowarzyszenia MyCork omówił plan nadchodzącego Festiwalu Kultury Polskiej w Cork, na który zaprosił wszystkich obecnych.

Po oficjalnym zakończeniu spotkania, wszyscy chętni mogli zasięgnąć indywidualnych porad od osób które omawiały ww. kwestie w trakcie Spotkania Biznesowego.

Podobnie jak przy poprzednim "Spotkaniu...", które odbyło się w styczniu 2010 r., publiczność dopisała, co świadczy o tym że tematyka jest dla wielu Polaków w Cork niezmiennie interesująca. Wstęp był bezpłatny.

Kilka zdjęć z tego spotkania znajduje się TUTAJ.

środa, 21 września 2011

Larry J. Kolb: "Byłem szpiegiem"

Wspomnienia (byłego?) agenta CIA, który wskutek wplątania się w polityczną awanturę w Indiach musiał anonimowo spędzić 10 lat mieszkając w domku na plaży. Miało to tę dobrą stronę, że miał sporo czasu na napisanie książki ;-)

A książka ciekawa, wciągająca. Zamiast opisu - przytoczę notę od wydawcy: "Larry J. Kolb urodził się w Wirginii, ale dorastał w wielu krajach. Jego ojciec był wysokim funkcjonariuszem amerykańskich służb wywiadowczych, a Larry'ego próbowano zwerbować do CIA, gdy miał 22 lata. Wtedy odmówił. Został biznesmenem - był managerem mi.n. słynnego Muhammada Alego. Wielki sport dał mu przepustkę do wielkiego świata. Kolb poznał najbogatsze i najbardziej wpływowe osobistości.

Gdy współpracę zaproponował mu jeden ze współzałożycieli Centralnej Agencji Wywiadowczej, Larry zgodził się. Jako tajny agent CIA działał w Bejrucie, w Arabii Saudyjskiej, Libii, Nikaragui, Peru, Pakistanie i w Indiach. Przygotowywał raporty dla prezydenta Stanów Zjednoczonych i Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Na kartach jego wspomnień przewijają się postacie, które wpłynęły na losy świata - wielcy politycy i finansiści. Spotkamy tu konspiratorów szykujących zamachy stanu, zabójców, handlarzy bronią, przemytników diamentów, dyktatorów, oszustów i właścicieli miliardowych kont bankowych."

Warto przeczytać, żeby zobaczyć jak się bawią i jak pociągają za polityczne sznurki możni tego świata...

wtorek, 20 września 2011

Colin Martin: "Witaj w piekle"

Historia Irlandczyka, który niewinne skazany spędził osiem lat w więzieniu w Tajlandii.

Autor książki, Irlandczyk mieszkający w Holandii, przyjechał do Bangkoku w interesach. Padł ofiarą szajki oszustów, przez których stracił kilkaset tysięcy dolarów. Stracił firmę, dom i oszczędności. Sytuacja zmusiła go do pozostania w Tajlandii. Wkrótce odeszła od niego żona która wraz z dziećmi wróciła z Holandii do Irlandii. Martin ożenił się ponownie z Tajką, ma z nią syna. Powoli zaczyna wrastać w tamtejsze środowisko.

Nie zaprzestaje jednak poszukiwania osób które go oszukały i po pewnym czasie odnajduje je. Niestety, jest to początek jego kłopotów, w wyniku których z oskarżyciela staje się oskarżonym. Torturowany przez policję podpisuje zeznanie, w którym przyznaje się do czynu którego nie popełnił. Jego rozprawa sądowa - to farsa. Trafia do więzienia na osiem długich lat. W koszmarnych warunkach, w których wielu więźniów popełnia samobójstwa lub ginie z rąk strażników, Martinowi udaje się wytrwać głównie dzięki Irlandczykom, którzy poruszeni jego losem opisanym w jednej z irlandzkich gazet solidarnie gromadzą pieniądze, za pomocą których w przeżartym korupcją systemie można przeżyć. Colin Martin wyrwał się z tajlandzkiego więziennego piekła w 2005 roku.

Poruszająca książka, opisująca jak działa system prawny w Tajlandii, w jakich warunkach przetrzymywani są tam więźniowie, o sadystycznych torturach strażników i jak korupcja gości na absolutnie każdym szczeblu.

Wciąga, przeczytałem ją w jeden wieczór.

niedziela, 18 września 2011

Sajgonki

Wczoraj robiąc zakupy trafiłem na jadalny papier ryżowy. Postanowiłem więc zrobić dzisiaj na śniadanie sajgonki ;-)

/Powyżej: moje pierwsze sajgonki/

Robiłem je po raz pierwszy, więc na zdjęciu widać że wyszły nieporadnie i lekko przypalone, ale w smaku - świetne :-) Przygotowałem farsz warzywny z tego co akurat miałem pod ręką (kalafior, cebula, pomidor, pieczarki), zmiksowałem to razem dość drobno, pozawijałem w tenże papier i usmażyłem.

Na pewno wrócę do tego nie raz ;-)

sobota, 17 września 2011

Świątynie w Cork: Church of Descent of the Holy Spirit

W listopadzie 1956 r. ówczesny biskup Cork, dr Cornelius Lucey, poświęcił plac na zbiegu ulic Model Farm Road i Wilton Road w Cork, na którym cztery lata później stanął Church of Descent of the Holy Spirit - Kościół Zesłania Ducha Świętego.

/Powyżej: Church of Descent of the Holy Spirit w Cork/

Kościół, zaprojektowany przez J.R.Boyd Barrett'a i wybudowany przez Pat Shea & Co, liczy sobie wraz z charakterystyczną kopułą niemal 43 m wysokości. W środku mieści się mozaika, wykonana przez włoskiego artystę Romeo Battistella, która przedstawia Zesłanie Ducha Świętego.

/Powyżej: Church of Descent of the Holy Spirit w Cork/

piątek, 16 września 2011

Art

Cork Vision Centre prezentuje obecnie wystawę "Art", na której znajdują się prace Mikalojusa Konstantinasa Čiurlionisa, litewskiego kompozytora, malarza i grafika, wybitną postać w kulturze litewskiej przełomu XIX i XX wieku.

/Powyżej: portret Mikalojusa Konstantinasa Čiurlionisa w Cork Vision Centre wraz z fragmentem jego życiorysu/

Na wystawie oprócz prac Čiurlionisa możemy poznać jego życiorys, w którym znajdziemy wiele odwołań do Polski, z którą artysta był bardzo związany (m.in. j. polski był jego pierwszym językiem). Wystawa jest prezentowana z okazji 100 rocznicy śmierci twórcy.

czwartek, 15 września 2011

Kiełbasa wyborcza dla Polaka

Już wkrótce, 9 października b.r., odbędą się w Polsce wybory parlamentarne. Na kogo tym razem zagłosują nasi Rodacy? Czy jak zwykle na tego, kto obieca najwięcej kiełbasy - choćby i wyborczej?

Problem z wyborem na kogo głosować mnie na szczęście nie dotyczy, przynajmniej na razie. Nie mieszkam w Polsce a osobiście uważam, że głosować powinni tylko Rodacy na stałe mieszkający w Ojczyźnie. To jest moje osobiste zdanie, nie proszę kogokolwiek żeby się ze mną zgadzał, za to proszę - żeby nikt nie próbował mnie "nawracać". Kiedy do Polski wrócę, a wierzę że to prędzej czy później nastąpi, oczywiście głosował będę, tak jak np. teraz głosuję w lokalnych wyborach w Irlandii. Pomysł, żeby emigracja wybierała Rodakom w kraju kto ma nad nimi sprawować władzę, osobiście uważam za niedorzeczny. Oczywiście, nie nawołuję do odebrania "wyjechanym", czyli i sobie, praw wyborczych, do czego natomiast od czasu do czasu nawołują, pożal się Panie Boże anonimowi "internetowi komentatorzy" z Polski, którzy głośno gardłują wręcz żeby odbierać nam paszporty. Niemniej uważam, że tworzenie lokalów wyborczych poza terytorium Przenajświętszej Rzeczpospolitej to jakieś kuriozum i wywalanie w błoto pieniędzy polskich podatników. Głosować powinno się wyłącznie na terytorium swojego kraju - to wg mnie powinno być normą prawną, a głosować powinni ci, którzy w tym kraju mieszkają - to z kolei powinno być wg mnie normą moralną. Swoją drogą, ciekawe co by było gdyby taka na przykład Irlandia wprowadziła u siebie nasz model, jeżeli weźmiemy pod uwagę że w Irlandii mieszka znacznie mniej Irlandczyków niż poza jej granicami?

Wracając jednak do wyborów: kilka dni temu obejrzałem film pt."Refleksje smoleńskie", w którym p. Andrzej Gwiazda, znany działacz opozycji w PRL, mówi m.in.: "Jak do 1989 roku, przez całe życie, byłem dumny że jestem Polakiem, to od tego czasu... tę dumę trzeba schować do kieszeni. Nasi Rodacy, we wszystkich wypadkach kiedy mieli możność wyboru, z wyjątkiem 2005 roku, podejmowali zawsze decyzje przeciwko własnym interesom, przeciwko interesom państwa, przeciwko istnieniu własnego państwa..." Mówiąc o roku 2005 p. Gwiazda ma oczywiście na myśli wybór śp. p. Lecha Kaczyńskiego na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, z tymże, jak sam pisał w swojej książce "Poza Układem": "nie można wyjść z bagna, ciągnąc się samemu za włosy... Kaczyńscy na każdym zakręcie historii wybierali mniejsze zło, po czym mniejsze zło wyrastało na większe". Pan Andrzej Gwiazda z tego że jest Polakiem ma prawo być dumny, jak i ma prawo tę dumę chować do kieszeni. Nie bardzo rozumiem tylko dlaczego ustawił cezurę tej dumy na 1989 r., przekreślając to co było później (wg mnie zresztą słusznie), a tym samym gloryfikując to co było wcześniej (wg mnie - nie do końca słusznie).

Bowiem naszą narodową tragedią jest to, że po krótkim okresie niepodległości jaki nastał po długiej nocy zaborów, zostaliśmy, wskutek fałszywych obietnic Anglii i Francji, wmanewrowani w II wojnę światową, z której wyszliśmy przegrani i która zakończyła się dla nas 50-letnią sowiecką okupacją. Najpierw Niemcy wymordowali kwiat naszej inteligencji, następnie robili to Rosjanie, a później przez 45 lat komunizmu na terenie Polski wyrosła nowa, żyjąca do dzisiaj rasa, homo sovietikus, popierająca ustrój socjalistyczny a buntująca się głównie wtedy, gdy próbowano pozbawić ją kiełbasy. I ta rasa żyje w Polsce do dzisiaj.

Jeden z moich wykładowców na studiach twierdził, że bezpośrednią przyczyną praktycznie wszystkich robotniczych protestów w PRL była podwyżka cen żywności, szczególnie - cen mięsa. W 1956 roku były to obniżki płac spowodowane nadmiernymi podatkami, a w 1970, 1976 i 1980 r. podwyżki cen artykułów spożywczych. Oczywiście, wysuwano także i inne postulaty, w tym i te bardzo szczytne, ale to właśnie podwyżki cen żywności, a głównie - mięsa, były iskrą zapalną. Gdyby faktycznie, jak obiecywał tow. Gierek "Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej", najprawdopodobniej do żadnych strajków by nie dochodziło. Co tam cenzura, rosyjskie wojska w kraju czy brak paszportów. Jeżeli jest kiełbasa - jest dobrze. Zresztą, strajkujący walczyli nie przeciwko socjalizmowi, a przeciwko "błędom i wypaczeniom", walczyli o "socjalizm z ludzką twarzą". Ja się z moim akademickim nauczycielem nie do końca zgadzam, ponieważ mam ogromny szacunek i podziw dla osób które miały odwagę stawić czoła komunistycznemu złu, często oddając za to własne życie. Niemniej, studiując poszczególne przypadki, łącznie z rokiem 1980, którego początkiem był, o czym nie wszyscy chcą pamiętać - tzw. Lubelski Lipiec, nie sposób zauważyć pewnej prawidłowości i - chociaż tylko częściowo - przyznać mu rację.

Bo mięso proszę Państwa, czy wręcz - kiełbasa, jest dla Polaków towarem strategicznym. Dlatego wystarczy naszym Rodakom zaserwować kiełbasę, choćby i wyborczą, żeby zapewnić sobie ich poparcie. Symbolem tego jest p. Stanisław Tymiński, biznesmen - emigrant prowadzący interesy m.in. w Peru, który w słynnych wyborach w 1990 r. zdeklasował Tadeusza Mazowieckiego i poważnie zagroził Lechowi Wałęsie. I gdyby nie to, że po I turze wyborów natychmiast rozpętano wobec niego kampanię oszczerstw, pomawiając go o powiązania z kartelami narkotykowymi czy zarzucając bicie żony, to kto wie, kto byłby pierwszym demokratycznie wybranym Prezydentem RP: Lech Wałęsa, człowiek znany od lat, laureat pokojowej Nagrody Nobla, czy Stan Tymiński, który pojawił się na polskiej scenie polityczniej niczym królik wyciągnięty z kapelusza przez zręcznego prestidigitatora? Tymiński oczywiście podał oszczerców do sądu i kilka lat później wszystkie sprawy wygrał, ale była to już musztarda po obiedzie.

Niemniej, w 1989 roku ludzie jednak zagłosowali "przeciwko komunie", a w 1990 roku za Lechem Wałęsą. Tyle tylko, czy ktoś glosując "przeciw" zdawał sobie naprawdę sprawę, "za czym" głosuje? Czy ktoś głosując "za Wałęsą", nie głosował przypadkiem przeciwko opluwanemu właśnie Tymińskiemu, którego zresztą nikt w Polsce nie znał? Swoje "błędy i wypaczenia" polscy wyborcy usiłowali naprawić przy najbliższej okazji, stąd niespodziewany sukces wyborczy w 1993 roku Sojuszu Lewicy Demokratycznej, oraz zwycięstwo Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich w 1995 roku. Tak proszę Państwa, wystarczyło 3-4 lata, aby komuna, głosami naszych Rodaków, wróciła do koryta, tym razem spijając samą śmietankę, za to już bez obciążenia socjalnego w postaci obowiązku zapewnienia egzystencji zniewolonemu społeczeństwu. Co więc w takiej sytuacji są warte wybory w 1989 roku?

I tutaj pełna zgoda z p. Andrzejem Gwiazdą, który mówi o tym, że, powtórzę raz jeszcze: "Nasi Rodacy, we wszystkich wypadkach kiedy mieli możność wyboru, z wyjątkiem 2005 roku, podejmowali zawsze decyzje przeciwko własnym interesom, przeciwko interesom państwa, przeciwko istnieniu własnego państwa...", ale nie zapominajmy, że robili to ludzie urodzeni i wychowani w tzw. "komunie", dla których był to ustrój naturalny, bo innego po prostu nie znali... Jeszcze niedawni partyjni towarzysze pośpiesznie przefarbowani na "lewicowych demokratów" obiecali Narodowi że dadzą mu kiełbasę, i Naród zagłosował zgodnie z oczekiwaniami.

Dlatego nie ma co gloryfikować wydarzeń sprzed 1989 roku jednocześnie przekreślając to co się stało po tej dacie, bo te wybory podejmowało to samo pokolenie, pokolenie ludzi zniewolonych, pokolenie ludzi którzy w wyniku zawirowań historycznych (wojna, komunizm) utracili prawdziwą elitę swojego Narodu. Popatrzmy zresztą na przywódców tego pokolenia, dawniej uznawanych za narodowych herosów - co z tego pozostało dzisiaj? Wzajemne oskarżenia o agenturalność, o kradzież symboli (a często i - pieniędzy), brak możliwości wspólnego celebrowania najważniejszych świąt narodowych. Niegdyś olbrzymi, dzisiaj zwykłe, opluwające się nawzajem karły.

Mamy w naszej historii najnowszej piękne i heroiczne gesty, i nie należy ich się wstydzić, wprost przeciwnie, bierzmy przykład z innych krajów które często nie mają tylu powodów do dumy co my, ale chwalą się od nas znacznie głośniej. Ale nie budujmy naszej historii na fałszu, jak to często robią inne narody, bo tego nie potrzebujemy. "Poznajcie prawdę, a prawda was wyzwoli" - nawoływał Ewangelista

Ale po 1989 roku wyrosło w Polsce nowe pokolenie, które komuny już nie pamięta, lub pamięta jak przez mgłę. Czy nie popełni tych samych błędów co poprzednie? Szczerze wątpię, mając na uwadze wyniki poprzednich wyborów parlamentarnych z 2007 roku. Zwycięska Platforma Obywatelska zrobiła ten sam manewr co dawni towarzysze a obecni socjaldemokraci, czyli naobiecywała Rodakom gruszek na wierzbie, czy też - kiełbasy z grilla dla każdego. Może nie wszyscy o tym pamiętają, na szczęście - jest internet. Warto obejrzeć choćby spoty wyborcze sprzed kilku lat... Jest źle, ale dzięki nam będzie lepiej - przekonywali. "Już wkrótce Polacy zaczną wracać z Irlandii" - nawoływali, "musimy tylko wygrać te wybory" - stawiali warunek. No i wygrali. Zmieniło się tylko to, że na kiełbasę wyborczą tym razem dali się nabrać przede wszystkim "młodzi, wykształceni, z wielkich miast", którzy w dodatku nawoływali żeby "schować babci dowód". No i co, droga młodzieży? Jest dobrze?

Obawiam się, że po 9 października będzie jeszcze "lepiej"...

środa, 14 września 2011

In Other Words

W Lewis Glucksman Gallery trwa m.in. wystawa "In Other Words". Wystawa, wg opisu kuratorów, bada relacje pomiędzy sztuka a tekstem, szczególnie u artystów którzy używają słów jako materiału przy pracach rzeźbiarskich, instalacjach i wideo.

/Powyżej: fragment wystawy "In Other Words"/

wtorek, 13 września 2011

Book of Lismore w Cork

Wybrałem się dzisiaj do Lewis Glucksman Gallery, gdzie obecnie prezentowana jest Book of Lismore, średniowieczny irlandzki manuskrypt.

/Powyżej: Book of Lismore/

Szacuje się, że Book of Lismore została napisana w 1417 r. w School of Lismore. Księgę zamówił Finghin MacCarthy Reagh, książę Carbery i jego żona Catherine. Manuskrypt zawiera kompilację kilku tekstów, od żywotów świętych, poprzez opisy irlandzkich bitew po podróże Marco Polo. Księga do połowy XVII w. była przechowywana w Kilbrittain Castle a następnie trafiła do Lismore Castle, gdzie została odnaleziona w trakcie prac wykopaliskowych w 1814 r.

Book of Lismore jest po raz pierwszy wystawiona publicznie, w Lewis Glucksman Gallery można ją zobaczyć do 30 października b.r. Ta niemal 600-letnia księga jest oczywiście eksponowana w gablocie i przy przyciemnionym oświetleniu, ale obok na monitorze komputera można obejrzeć dokładnie jej stronice.

poniedziałek, 12 września 2011

Polska jak Azja?

Dzisiaj w Cork trafiłem m.in. przed witrynę sklepu Sun Cheong Hong ze specjałami kuchni azjatyckiej. Chociaż, chyba nie tylko ;-)

/Obok: witryna sklepu Sun Cheong Hong w Cork/

Jak widać, sklep specjalizuje się w produktach kuchni chińskiej, malezyjskiej, filipińskiej, tajskiej, japońskiej, indyjskiej i... polskiej. Co łączy te kraje? To, że - oprócz Polski - leżą w Azji. Ale jak widać zostaliśmy przez naszych przyjaciół z Dalekiego Wschodu zaliczeni do kultury azjatyckiej. Mam nadzieję, że tylko kulinarnej ;-)

niedziela, 11 września 2011

Tomasz Fiałkowski: "Świat na krawędzi. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Tomasz Fiałkowski"

Obszerny książkowy wywiad ze Stanisławem Lemem, wybitnym polskim pisarzem, filozofem i futurologiem.

Jestem oddanym fanem Lema, więc "Świat na krawędzi..." to dla mnie niemal duchowa uczta ;-) Książkę po raz pierwszy wydano w 2000 r. Ponad 300 stron podzielonych na 16 rozmów, o niezwykle szerokiej tematyce, od lwowskiego dzieciństwa Pisarza po kondycję i rozwój nauki w XXI w. z mnóstwem wątków pobocznych. W "Świecie na krawędzi..." znajdziemy też zdjęcia Stanisława Lema i jego najbliższych w różnych okresach jego życia.

Świetnie się czyta, polecam.

sobota, 10 września 2011

Pokaz filmów "Eugenika – w imię postępu" i "New Poland" oraz spotkanie z Grzegorzem Braunem

Wczoraj i dzisiaj w St. Augustine's Church w Cork (czyli tzw. "polskim kościele") miał miejsce pokaz filmów "Eugenika – w imię postępu" i "New Poland" oraz spotkanie z ich reżyserem Grzegorzem Braunem.


/Powyżej: Grzegorz Braun w St. Augustine's Church w Cork/

O treści obydwu filmach już pisałem TUTAJ i TUTAJ. Wczoraj, tj. w piątek, wyświetlono "Eugenikę...", a dzisiaj, tj. w sobotę - "New Poland". Po pokazie filmów miały miejsce dyskusje, m.in. o zagrożeniach płynących ze stosowania w praktyce idei eugenicznych, o najnowszej historii i bieżącej sytuacji politycznej w Polsce, o roli kościoła katolickiego, itp.

Obydwa spotkania były bardzo interesujące, zorganizowały je osoby związane z NiepoprawneRadio.pl.

Cyrk w Cork

W Cork gości Tom Duffy's Circus. Nie byłem w cyrku od dzieciństwa, więc - pomimo rozterek moralnych związanych z używaniem tam zwierząt - dzisiaj się tam wybrałem.

/Powyżej: fragment występu/

Występy zwierząt - no cóż, były (konie, psy, lamy, tygrysy), ale mogłoby ich nie być, bo robią, przynajmniej na mnie, przygnębiające wrażenie. Cyrk to nie miejsce dla zwierząt... Za to artyści w pełni profesjonalni, swoimi popisami zaprzeczali prawom grawitacji.

Także wrażenia - pół na pół.

Zrobione przeze mnie zdjęcia z tego przedstawienia można zobaczyć TUTAJ.

czwartek, 8 września 2011

Eyewitness: Ireland through the lens of Colman Doyle

W Bibliotece Miejskiej przy Grand Parade w Cork ma miejsce wystawa "Eyewitness: Ireland through the lens of Colman Doyle".

Wystawa została wypożyczona z National Library of Ireland, gdzie znajduje się spora kolekcja fotografii Colmana Doyle'a. Colman Doyle jest uznawany za jednego z najważniejszych irlandzkich fotografów XX wieku. Był prawdopodobnie pierwszym irlandzkim fotografem fotografującym w stylu dokumentalnym, znanym z portretów przywódców politycznych i postaci literackich, jak również z fotografii zwykłych ludzi z całego kraju. Zdobył także ogromną reputację jako fotograf sportowy, fotografując m.in. mecze GAA i wyścigi konne. Wystawa - to przekrój jego twórczości.

Z polskich akcentów znajdziemy tam zdjęcie Papieża Jana Pawła II z 29 września 1979 r., całującego irlandzką ziemię po wylądowaniu na lotnisku w Dublinie.

poniedziałek, 5 września 2011

Harry Moore, William Wall: Shadowlands

Następna fotograficzna perełka z zasobów Cork City Libraries: album "Shadowlands" z fotografiami Harry Moore'a i wierszami Williama Wall'a.

Album o tyle interesujący, bo przedstawia zdjęcia portowych doków w Cork wykonane w technice fotografii otworkowej. Do robienia zdjęć w tej technice Harry Moore używa aparatów zarówno wykonanych fabrycznie, jak i samodzielnie.

Zupełnie inna fotografia, zupełnie inne spojrzenie. Polecam, ale głównie miłośnikom fotografii, a nie ładnych widoczków ;-)

Urgent Fundraising for Somalia

Dzisiejszy wieczór spędziłem na w hotelu Clarion w Cork, gdzie zorganizowano wydarzenie pod nazwą: "Urgent Fundraising for Somalia".

/Powyżej: jeden z koncertów/

Była to akcja charytatywna dla Somalii przy współpracy z UNICEF. W lipcu b.r. w Somalii ogłoszono stan klęski głodowej. "Urgent Fundraising for Somalia" jest akcją ratunkową - ma na celu ratować ludzkie życie. Zorganizował ją Michał Sikora, zapraszając do współpracy wiele osób i firm. Imprezę prowadził Dave Mac z radia RedFm, władze samorządowe Cork reprezentował radny Tony Fitzgerald. Uczestnicy tej imprezy charytatywnej za datki wrzucone do puszek mogli m.in. obejrzeć film o problemach Somalii, posłuchać świetnej muzyki, zobaczyć pokazy mody i tańca breakdance, a także wziąć udział w licytacji obrazów, kupić losy na loterii, itp. W trakcie tej akcji charytatywnej udało się zebrać 2101,94 euro.

TUTAJ znajduje się nieco zdjęć z "Urgent Fundraising for Somalia", a poniżej - mój krótki filmik z tego wydarzenia:


niedziela, 4 września 2011

VI Narodowa Pielgrzymka Polaków do Knock

Dzisiaj byłem na VI Pielgrzymce Polaków do Knock. Jest to coroczna pielgrzymka Polaków mieszkających w Irlandii do Sanktuarium Maryjnego w Knock, niewielkiej miejscowości na Zielonej Wyspie.
 
/Powyżej: część grupy polskich pielgrzymów z Cork/

W Knock byłem po raz trzeci, w tym po raz drugi z pielgrzymką, a po raz pierwszy z pielgrzymką z Cork. O moim pierwszym pobycie w Knock pisałem TUTAJ, a o pierwszej pielgrzymce w której wziąłem udział rok temu - TUTAJ.

Pielgrzymkę z Cork poprowadził ks. Piotr Galus. Tym razem z Cork do Knock wyjechały dwa autokary z polskimi pielgrzymami. Po drodze mieliśmy małą awarię autobusu, ale - najwidoczniej Opatrzność czuwała nad nami :-) Pomimo niewielkiego opóźnienia dotarliśmy do Knock w samo południe, akurat na przeznaczoną dla naszych Rodaków Drogę Krzyżową. Później można było się wyspowiadać, a o godz. 15.00 w Bazylice Maryi Królowej Irlandii odbyła się Msza Św. celebrowana przez polskiego biskupa Wojciecha Polaka, który jest także delegatem Konferencji Episkopatu Polski ds. duszpasterstwa emigracji polskiej i przewodniczącym Komisji ds. Polonii i Polaków za Granicą. W trakcie mszy, co jest tradycją w Knock, kapłani udzielali sakramentu namaszczenia chorych, do którego przystąpili chyba wszyscy obecni na nabożeństwie.

Po mszy można było posilić się w sporej stołówce znajdującej się na terenie sanktuarium, dokonać drobnych pamiątkowych zakupów i - ruszyliśmy z powrotem do Cork :-)

Poniżej - mój amatorski filmik z tej pielgrzymki:

piątek, 2 września 2011

New Poland

Kolejny warty obejrzenia dokument: "New Poland" Roberta Kaczmarka i Grzegorza Brauna.

Film pokazuje nam jak silny wpływ na amerykańską politykę i propagandę miały sowieckie służby wywiadowcze w USA przed i podczas II wojny światowej. Oczywiście, zaważyło to także na powojennym losie Polski, która na niemal pół wieku przeszła pod sowiecką strefę wpływów, stając się państwem satelickim ZSRR. 

 Tymczasem historia mogła potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby nie słabość sterowanego przez komunistów Roosevelta, który oddał Stalinowi pół Europy... Poznamy też hołubionych do dzisiaj w niektórych kręgach sowieckich agentów wpływu jak i zwykłych tzw. "pożytecznych idiotów", wśród których nie zabrakło osób będących dla wielu ludzi prawdziwymi autorytetami. Poznamy też tych, którzy samotnie stawiali opór komunistycznej propagandzie - a dzisiaj są zupełnie zapomniani.

czwartek, 1 września 2011

Kenneth McConkey: A Free Spirit Irish Art 1860 - 1960

Tym razem - polecam album z dziełami największych irlandzkich artystów - malarzy.

Album zawiera 177 reprodukcji ( 116 kolorowych i 61 czarno - białych) największych dzieł irlandzkich artystów tworzących w latach 1860 - 1960. Był to kluczowy okres w irlandzkim malarstwie, podobnie jak i w literaturze, związany z dążeniem do - i uzyskaniem - niepodległości, co miało mniej lub bardziej pośredni wpływ na wielu młodych twórców.

Oprócz reprodukcji - w książce znajdują się również biografie 52 najwybitniejszych irlandzkich artystów.