poniedziałek, 21 października 2013

XXVII wizyta w Polsce (1): jak żyć, Panie Premierze...

I znowu tydzień w Polsce. Trochę spraw urzędowych, trochę rodzinnych i innych.

Lot Cork - Kraków tramwajem zwanym Ryanairem, samolot pełny, w samolocie - połowa pasażerów /czy też ściślej - pasażerek, bo tatusiów niewielu/ z dziećmi, a więc dzietność Polek za granicą jest spora, tylko tylko że wszystkie te dzieci podróżują już z irlandzkimi paszportami, a kim będą w przyszłości, to już Pan Bóg jeden wie... Trochę Polek z Irlandczykami, chyba zawożących narzeczonych coby ich rodzinie w Polsce z dumą zaprezentować. W odwrotną stronę to raczej nie działa, czyli - w porównaniu ledwie chyba promil par jest polsko - irlandzkich, gdzie głową rodziny jest Polak. Zresztą, nieważne, byleby się kochali ;-)

Lot jak lot, dzieci płaczą,  bo zmiana ciśnienia, bo nudno, bo... Jedno za mną, już nieco wyrośnięte, z sadystycznym samozaparciem kopie w mój fotel. Dziecko to dziecko, niewinne, ale rodzica można by obstorcować. Odpuszczam, nie chcę wszczynać awantur jeszcze przed wylądowaniem, w końcu przyleciałem tutaj, do kraju tego gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba, nie po to, żeby się wkurzać na dzień dobry...

/Powyżej: lotnisko w Krakowie/

Lądowanie, klaskanie, odprawa paszportowa, celnik po raz kolejny długo ogląda mój paszport, zdecydowanie za długo, coś tam wstukuje, sprawdza w komputerku ze trzy razy, krzywi się, w duchu robię rachunek sumienia, ale jednak paszport oddaje. Dużo bym dał żeby wiedzieć, co oni w tych komputerkach na mój temat mają. Chyba za mało, żeby zatrzymać, ale wystarczająco, żeby się krzywić. No nic, też Was kocham, panie i panowie celnicy z Polski z bronią za paskiem, która powinni Wam definitywnie odebrać, bo do niczego, oprócz straszenia pasażerów z zagranicy, nie jest wam ona potrzebna.

Drobne zakupy w Tesco, na kolację. Tesco duże, a jaki wybór tego i owego... Niestety, Irlandia, pomimo całej mojej miłości do niej, to jednak kulinarny zaścianek. Kiedy zobaczyłem te długie półki owoców, warzyw, sałatek, etc., to byłbym gotów wrócić.

Tylko - jak żyć, Panie Premierze?

1 komentarz:

  1. Piotrze, ciężko żyć.
    Premier przechadza się z Małżonką po stolicy. Patrzy: spodnie 30 zł, koszulki 10zl, futra 50zl i rzecze do zony: no i czego ludzie tak narzekają jak wszystko takie tanie? Zona na to: najdroższy... To jest pralnia...
    A co do tych dzieci w samolocie: wkurza mnie jak biegają po całym pokładzie a później bunt przy lądowaniu bo trzeba siadać.

    OdpowiedzUsuń