sobota, 22 lutego 2014

Face-bóg

"Na początku było słowo, a potem człowiek w nie kliknął" - tak rozpoczyna się "Pigułka wolności" Piotra Czerwińskiego, powieść z Facebookiem w roli głównej. W tym miesiącu minęło dziesięć od lat od powstania tego portalu. 4 lutego 2004 roku Mark Zuckerberg uruchomił witrynę, która zmieniła oblicze internetu. Również naszego, polskiego internetu...

Taka osobista dygresja: kiedy dziesięć lat temu wyjeżdżałem do Irlandii, nikt nie słyszał o żadnych "fejsbukach" czy "naszych klasach". Nowością było blogowanie, któremu się oddałem, a w wyniku czego przeczytałem pod swoim adresem wiele bzdurnych zarzutów o "internetowym ekshibicjonizmie", pomimo że skrupulatnie unikałem /i unikam/ tematów rodzinno - towarzyskich, a na moich fotkach nie pokazałem chyba więcej - niż łokieć. Kiedy teraz przeglądam facebookowe profile moich ówczesnych adwersarzy, to aż łapię się za głowę. Wszystko jak na dłoni, co gdzie, z kim a w domyśle nawet - ile razy. Fotki z basenu, sauny, jacuzzi, łazienki, a gdyby nie facebookowa cenzura to pewnie nie zabrakłoby też tych z sypialni. Ot, lata przemijają, ludzie się zmieniają.

Ale zanim nadszedł dla nas Facebook, miała swój czas Nasza Klasa. Założona w 2006 roku zdołała zgromadzić 14 milionów użytkowników, czyli dobre pół dorosłej Polski. Odszukało się trochę znajomych, dawnych kolegów i sympatie. Koledzy /na czele ze mną/ wyraźnie przytyli i wyłysieli, a na profilach dawnych koleżanek nie raz pomyliłem je z ich córkami. Taki widok zatrzymał się gdzieś pod powiekami a przecież minęło już z dobrych dwadzieścia lat. Niemniej, Nasza Klasa to było coś, udało się na nowo związać zerwane nici znajomości, wymienić mejlami, telefonami, ale - na tym się w sumie skończyło. Bo zawsze jest tak, że coś się kończy, coś zaczyna...

Pokolenie dojrzałe dekadę przed moim mogło sobie przy przeglądaniu Naszej Klasy zanucić "Naszą klasę" Kaczmarskiego, moje pokolenie - bardziej odwoływało się już do "Tu nie będzie rewolucji" Big Cyca:
"Śruba zgolił irokeza
Jest murarzem przy kościele
Zawsze chodzi w ortalionie
Zjada rosół co niedzielę

Tylko czasem kiedy w barze
Pije piwo z UB-kami
Przypomina sobie hasło
Że Bóg zawsze był z punkami
"

No niestety, panta rhei, każdy ma swoje życie i rachunki do opłacenia, ideały buntowników są schowane do szuflady, o czym Nasza Klasa mniej lub bardziej brutalnie przypomniała. No ale, ten portal to już przeżytek, teraz wszyscy przesiedli się na Facebooka. Masowy exodus rozpoczął się z chwilą spolszczenia portalu w 2008 roku, poprawą funkcjonalności, a przede wszystkim - gdy coraz więcej z nas ma znajomych spoza Polski.

Facebook - to jest dopiero portal który zamieszał w niejednym życiu. Ileż pięknych przyjaźni się przez to skończyło, ile dowodów małżeńskiej zdrady, ba, podobno zdarzyło się, że za "usunięcie ze znajomych" temu i owemu zdarzyło się "usunąć" kogoś z tzw. "reala". Gdzie w takim razie kończy się życie wirtualne a zaczyna - to prawdziwe? Inna rzecz, że dla wielu osób fejsbukowe życie jest tak naprawdę jedynym, jakie mają. A gdy się tak naprawdę nie ma własnego życia, to zajmuje się życiem innych. Stąd Facebook stał się również nowoczesnym narzędziem do plotkowania. Jednakże jest to o tyle ryzykowna zabawa, że o ile w przypadku plotek gdzieś pod polskim sklepem zawsze można się ich wyprzeć i twierdzić, że interlokutor czegoś nie zrozumiał, nie dosłyszał i w ogóle przekręcił, o tyle przy obrabianiu komuś czterech liter "na fejsie", nawet we własnym gronie, zawsze znajdzie się jakaś uczciwa dusza która zrobi printscreena i wyśle gdzie trzeba. I jak wtedy żyć, panie premierze, jak udawać że wszystko gra i jak spojrzeć w oczy tym, których się dopiero co obmawiało?

Ponad miliard użytkowników Facebooka musi robić wrażenie. Użytkowników, którzy jak wspomniałem na wstępie granice prywatności mają bardzo mocno przesunięte. Jakież to wspaniale narzędzie nie tylko dla służb wywiadowczych całego świata które z pewnością monitorują te i owe zamknięte i ukryte grupy dyskusyjne, ale przede wszystkim dla marketerów. Bo Facebook - to ogromny rynek zbytu na który można precyzyjnie skierować swoją reklamę. Chcemy coś sprzedać grupie kobiet w wieku od 20 do 35 lat zamieszkałych w Dublinie? Proszę bardzo. A może bardziej facetom po 40-stce z okolic Cork? Nie ma problemu.

Facebook naprawdę zmienił wiele. Coraz więcej osób nie czyta już niczego innego i swoją wiedzę o świecie czerpie z tego, co umieszczą i "zalajkują" jego znajomi. Towarzysz Marks twierdził, że "byt określa świadomość", obawiam się że teraz świadomość jest określana przez Facebooka. Inaczej rzecz ujmując - głupiejemy z roku na rok, coraz bardziej bezmyślnie wklejając obrazki i lajkując /czy też, jak pisze w "Pigułce..." Piotr Czerwiński, "dając kciuki"/ gdzie popadnie. Oczywiście, sam portal to tylko narzędzie, równie bezmyślne jak młot czy sierp, można go używać w pożytecznym celu, a można też uczynić sobie z niego niemal bożka wciągniętego na sztandary, któremu będziemy bezkrytycznie wierzyć. Niestety, ludzka natura jest taka, ze dąży do maksymalnej wygody, w tym celu wymyśliliśmy koło, proch czy komputery. Ma to też przełożenie na coraz większą niechęć do wysiłku intelektualnego. Prawie nikt już niczego nie czyta, nawet tego co jest pod linkiem który lajkuje. Teraz wszyscy oglądają obrazki ewentualnie z objaśniającym go zdaniem pojedynczym, bron Panie Boże - złożonym.

Z drugiej strony, nic nie jest dane raz na zawsze, o czym boleśnie przekonała się swego czasu Nasza Klasa. Młodsze pokolenie podobno coraz szerszym łukiem omija Facebooka, nie chcąc mieć konta na tym samym portalu, co ich rodzice. Gdzie spędza więc czas dzisiejsza młodzież, gdy ich "rodzic a" lub "rodzic b" /tak tak, trzeba być poprawnym politycznie.../ siedzi w tym czasie "na fejsie"? Gdzie z pewnością nie znajdą ich rodzice? Chyba tylko - w bibliotece.

Kto wie, może gdy wirtualna historia zatoczy koło, czytanie książek znowu stanie się modne? Na razie - jest to tak elitarne hobby, że chyba nie ma lepszego sposobu na facebookowy lans, jak wrzucenie tam własnej recenzji dopiero co przeczytanej książki.

Bo w końcu - na początku było Słowo...

2 komentarze:

  1. Tyle już się nasłuchałem o p. Czerwińskim z różnych źródeł w IRL, że chyba w końcu go przeczytam. Tym bardziej, że ten wpis jest dość zachęcającą rekomendacją. Tylko jedno pytanie: Czy jest aby dostępny na Kindle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co widzę na necie - jest. Pożyczyłbym Ci papierową wersje, ale wywiozłem do Polski.Chyba - że poczekasz?

      Usuń