środa, 19 października 2016

Cudowny Medalik i Boży Szaleniec

Obiadowa przerwa w pracy. Kupuję coś na wynos na English Markecie, siadam na swego rodzaju podeście na wprost wejścia do niego, jem, jednocześnie w telefonie sprawdzam pocztę. Podchodzi do mnie starszy człowiek i pyta, czy mógłbym na chwilę odłożyć komórkę bo chciałby mi coś ważnego powiedzieć. I zaczyna opowiadać o tzw. Cudownym Medaliku. 

Jego historię, awers, rewers, obietnice związane z jego noszeniem, etc. Znam to doskonale, sam nosiłem przez dłuższy czas dopóki nie zastąpiłem go szkaplerzem, ale nie chciałem przerywać bo mówił z prawdziwą pasją a jednocześnie nadzwyczaj spokojnie. Na koniec pan wręcza mi ten medalik, wyciąga z teczki święconą wodę, kropi mnie i siebie, przeżegnaliśmy się. On poszedł dalej swoją drogą głosząc dobrą nowinę o Medaliku, ja w swoją.

Ot, Boży Szaleniec, w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Dopóki tacy jak On są na Zielonej Wyspie, jeszcze Irlandia nie zginęła...

/Powyżej: Cudowny Medalik który dostałem/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz