piątek, 19 sierpnia 2011

Polak w stresie

Jak wiadomo, 6-ciu na 10-ciu Polaków żyje w stresie. A pozostali? A pozostali żyją w Londynie, Dublinie, Berlinie...

Przykładów zestresowanych Rodaków żyjących w kRAJu codziennie dostarczają nam polskojęzyczne media, czy też jak piszą niektórzy - mendia - z Polski. Jednym z ostatnio dyskutowanych przypadków był happening zorganizowany przez nieznanego wcześniej "artystę", który w przebraniu motyla dołączył do procesji Bożego Ciała w Łodzi. Jak się okazało, Pana Motylka zestresowała, jak to powiedział "wszechobecność Kościoła" i "anektowanie przestrzeni publicznej". W tym celu 44-letni facet założył różowe rajstopy, skrzydełka i "fruwał" przy procesji. W innych okolicznościach każdy by stwierdził, że tak zachowujący się 44-letni facet ma nierówno pod sufitem, ale gdy można dokopać "czarnym" to już wszystko jest o.k. Część mendiów niemal rozpłynęła się w zachwytach, jaki to piękny i wolny artysta w rajstopach, który przypiął sobie skrzydła motylka bo kilkuletnie dziewczynki sypały kwiatki, więc mu się skojarzyło. Traf chciał, że - oczywiście "przypadkiem" - pojawili się w tym miejscu i czasie fotoreporterzy jednego z wiodących polskojęzycznych dzienników. Pan Motylek cel osiągnął, reklamę ma darmową, a reklama dźwignią handlu, szczególnie w dzisiejszych ciężkich czasach, gdy sztuka nie sprzedaje się dobrze, a Pan Motylek zdaje się usiłuje ze sztuki wyżyć. Zastanawia mnie, co z anektowaniem przestrzeni publicznej przez gejowskie, tudzież inne parady? Ano nic. W Polsce Anno Domini 2011 jedynie gdy chodzi o plucie na katolików odwaga bardzo staniała. Można pajacować w rajstopach przy procesji, można robić sobie jaja z ludzi modlących się pod krzyżem i głośno gardłować przy tym o "anektowaniu przestrzeni publicznej", bo wiadomo, że za to nic praktycznie nie grozi, a jeszcze ładny poklask można zebrać.

W Polsce stresują się także dziennikarze. Powodem stresu może być dla nich nawet nagi biust młodych aktorek z francuskiej grupy teatralnej Deuxieme Groupe d’Intervention występującej na tegorocznym Maltafestival w Poznaniu. Teatr zjeździł całą Europę ze swoim traktującym o wojnie i jej ofiarach spektaklem "Tragedie! Un poeme..." i wszędzie otrzymał za niego gromkie brawa. Jedynie w Polsce - otrzymał mandat od policji za "nieobyczajne zachowanie". Trzeba oddać sprawiedliwość policjantom, że mandaty wręczyli dyskretnie, po spektaklu, wcześniej zresztą uprzedzając organizatorów o takiej możliwości, etc, i z tego co wiadomo, nie bardzo mieli wyjście, bowiem donos do nich złożył jeden z dziennikarzy innego wiodącego polskojęzycznego dziennika sprzedawanego w Polsce.

Zestresowani są polscy biznesmeni, którzy, wg ankiety Deloitte, ani myślą choćby o próbie eksportu wyprodukowanych przez siebie towarów. Biznesmeni z innych krajów takich oporów nie mają. Skąd ten stres, skąd taka obawa? Może po prostu producenci znad Wisły zdają sobie sprawę z jakości tychże towarów i świadczonych usług? Może przestali wierzyć w hasło że "dobre, bo polskie" i wiedzą, że za granicą konkurencja jest ostrzejsza a ceny - niejednokrotnie znacznie niższe? W to hasło wcześniej przestali wierzyć polscy konsumenci, stąd zapewne większość dobrze sprzedających się polskich marek nosi nazwy wskazujące na ich rzekomo zagraniczne pochodzenie.

Polscy biznesmeni mają zresztą coraz więcej powodów do stresu, ot dla przykładu minister finansów wydał rozporządzenie, na podstawie którego pracownicy kontroli skarbowej mogą legitymować, zatrzymywać osoby i pojazdy, a także dokonywać przeszukań. Jak widać, coraz większa ilość ludzi utrzymywanych z pieniędzy polskiego podatnika ma prawo tegoż podatnika wziąć za kołnierz aby wytrząsnąć z niego ostatnie drobne.

Stąd nic dziwnego, że, jak już pisałem TUTAJ i co pozwolę sobie powtórzyć, nadal trwa ekspodus naszych Rodaków dotychczas żyjących w kRAJu. W ciągu ostatnich kilku wakacyjnych tygodni przyleciało z Polski do Irlandii (a zapewne także i do innych krajów) mnóstwo naszych Rodaków. W poszukiwaniu pracy, rzecz jasna. Trochę to dziwne, bo przecież polskojęzyczne media w Polsce wieszczą upadek Irlandii. Skoro wg polskojęzycznych mediów jest tak źle, to co robi tutaj taka rzesza młodych Polaków, która właśnie przyjechała z kRAJU i usiłuje złapać jakąś wakacyjną pracę, choćby na osławionym zmywaku? Czyżby nie czytali, nie słuchali, nie oglądali tychże mediów? A może, o zgrozo, nie chcą dawać im wiary? A przecież są to "młodzi, wykształceni, z dużych miast"...

Świeży narybek z Polski można łatwo rozpoznać za granicą. Po poziomie stresu, rzecz jasna, który usiłują rozładować. Świeżo wyjechany Polak ma wrażenie że skoro wyjechał poza granicę IV RP, to nikt go nie rozumie, co jest absurdem w sytuacji gdy za granicę w ciągu ostatnich kilku lat wyjechało dobre 3 miliony obywateli, a kolejne miliony do wyjazdu właśnie się szykują. W takim na przykład irlandzkim Cork w centrum miasta jest więcej Polaków niż w polskim Krakowie na Rynku Głównym. Ale skoro nasz świeży emigrant uznaje że nikt go nie rozumie, to może pozwolić sobie na słownictwo jakim posługiwał się z kolegami przed klatką schodową bloku w którym mieszkał, oraz na poziom głośności znacznie przekraczający dopuszczalny. Tutaj jasno widać próby rozładowania nagromadzonego w Polsce stresu za pomocą krzyku, a demonstrowanie przed koleżkami swoistej buty ma przykryć tlący się w środku strach przed nowym i nieznanym. Kiedy się pomieszka trochę dłużej za granicą, stres powoli opada, wtedy nasz Rodak ścisza głos, staranniej dobiera słowa, a nawet, wzorem autochtonów, usiłuje uśmiechać się do innych, co wychodzi raczej średnio, no ale cóż, taki nasz polski genotyp...

Co bardziej rozsądni Rodacy którzy wyjechali z kRAJu, po kilu latach mieszkania w tym czy innym mieście kupują auta i wyprowadzają się na wieś. Ostatnio byłem w odwiedzinach u moich przyjaciół, którzy za pół ceny tego, co w mieście wynajęli sobie piękny dom tuż nad oceanem. Obydwoje zapaleni wędkarze, więc mogą sobie pozwolić na kuchnię pełną świeżutkich ryb i owoców morza. Pracują zdalnie, więc odrywając wzrok od komputera widzą przez okno bezmiar oceanu. Ot, bezstresowe życie.

Którego sobie i Państwu życzę ;-)

1 komentarz:

  1. No powiem ze wgryzles sie nie jako po kondzieli w ten nasz mentalny obraz z rysami.
    Tak stres zabija,obzniza odpornosc organizmu o prawi 30%,niszczy nerki i serce,bo wysokie cisnienie,przyspieszony puls.
    Wszystkim polecam wyprowadzke za tzw miasto choc corkowi jeszcze daleko do city raczej town to sie powinno nazywac.7min na plaze,7min do cork,w koncu siedem to szczesliwa liczba co nie.
    TObie tez obywatelu tego zycze.
    A wiesz ze ostatnio zbieraja glog na wino,opodal natknalem sie na zamek panie jeden z wczesniejszych z czasow francuskiego panowania.Tylko wykrywacza brak.
    PZPR

    OdpowiedzUsuń