wtorek, 30 października 2007

Dublin: Spire

Tym, czym dla Paryza jest Wieża Eiffla - tym dla Dublina jest Spire, a właściwie: Monument of Light (irl.: An Túr Solais), dla nas bardziej znana jako Szpila :-)

/Na zdjeciu: dublinska Szpila/

Postawiona w 2003 r. liczy sobie 121 metrow wysokosci, wazy 128 ton, podstawa Szpili ma srednice o dlugosci 3 metrow, a wykop pod fundament liczyl sobie 8 metrow glebokosci przy 10 metrowej srednicy.

Podstawa Szpili do wysokosci 4 metrow zostala ozdobiona abstrakcyjnymi wzorami m.in. w celu zapobiezenia odbiciu oslepiajacego swiatla, za to ostatnie 5 metrow - zostalo wykonane ze szkla optycznego.

Budowa Szpili wzbudzila wiele protestow wsrod mieszkancow Dublina, jednak obecnie chyba zaden z rodowitych dublinerow nie wyobraza sobie swojego miasta bez tego monumentu. Mało tego, slynacy z jowialnych dowcipow Irlandczycy szybko przechrzcili Szpile - na "Penisa Dublina" ;-)
Szpila powstala w miejscu gdzie niegdys stal angielski Nelson’s Pillar, ktory w 1966 r. IRA wysadzila w powietrze.

Z ciekawostek: podobna konstrukcja powstała już w 1948 r. w Polsce, we Wrocławiu, jest to Iglica: KLIK.

poniedziałek, 29 października 2007

Dublin: City Hall

Budynek, w ktorym obecnie znajduje sie City Hall w Dublinie, zostal wzniesiony w latach 1769-1779 dla Dublinskiej Korporacji Handlowej i jest swietnym przykladem XVIII - wiecznej architektury. 

Poczatkowo byl siedzibą Giełdy (Royal Exchange). W 1798 r. w trakcie nieudanego powstania budynek byl miejscem przesluchan i tortur. W latach 1851 - 1922 r. stał sie rzeczywistym centrum brytyjskiej wladzy w Irlandii. Obecnie znajduje sie w nim urzad miasta. City Hall w Dublinie jest dostepny dla zwiedzajacych i miesci sie przy Dame Street.

/Powyzej: stoje w holu Dublin City Hall/

niedziela, 28 października 2007

Dublin: Molly Malone

Pomnik Molly Malone, pięknej mieszkanki Dublina, jest jednym z nieformalnych symboli tego miasta. Wedlug tzw. "miejskiej legendy" - zyjaca w XVII Molly Malone w dzien sprzedawala ryby, a w nocy - swoje wdzięki.  

/Powyżej:pomnik Molly Malone/

Molly Malone, uboga ale piekna dublinerka, podobno wiodla barwne, aczkolwiek krotkie zycie: zmarla w wieku 36 lat. Ile w tym wszystkim prawdy - nie wiadomo. Wiadomo jednak, ze Molly stala sie slawna dzieki XIX-wiecznej piosence pt.: "Cocles and Mussels", a jej imieniem chetnie sa nazywane m.in. liczne puby.

Polska wersja słynnej piosenki:
"Wśród wzgórz Dublin skryty, gdzie łąki i kwiaty
po raz pierwszy ujrzałem słodką Molly Malone
Gdy toczyła swe taczki przez wąskie uliczki
krzycząc: kraby i małże tu świeże dla was mam.
I tak toczy je w dal, jak w dolinach fal
krzycząc: kraby i małże tu świeże dla was mam."

Dublińczycy mają swoje, zresztą dość złośliwe potoczne nazwy tego pomnika, jak "The Dolly with the Trolley" czy "The Tart with the Cart" ;-)

sobota, 27 października 2007

Wybory 21 października

Otrzymalem e-mailem sporo pytan od moich Czytelnikow na temat wyborow, ba, nawet jedna gazeta zwrocila sie do mnie z prosba o komentarz ;-) Cieszy mnie to oczywiscie, ze są osoby zainteresowane moje opinia na tyle, ze chcialo im sie napisac e-maila, niemniej - musze wszystkich rozczarowac: nie bralem udzialu w wyborach, i - malo tego - uwazam ze emigracja w polskich wyborach glosowac nie powinna...

Moje zdanie jest znajacym mnie blizej osobom znane od dawna, pare razy wypowiadalem sie o tym na roznych forach dyskusyjnych, a tematu tego nie chcialem poruszac na blogu, bo polityka w wykonaniu polskich politykierow, napawa mnie obrzydzeniem...

Niemniej, chyba od tego nie uciekne, wiec coby odpowiedziec hurtem wszystkim pytajacym, zdecydowalem sie popelnic ta notke.

Ponizsze punkty przedstawiają moj wlasny punkt widzenia, do ktorego mam prawo, niemniej - przekonywac do niego nikogo nie mam zamiaru, i bardzo prosze - aby mnie tez nikt nie przekonywal do swoich racji...

1. Moim zdaniem, glosowac powinni tylko Polacy - w Polsce. Bo tylko Polacy - w Polsce maja prawo decydowac, kto ma nimi rzadzic, bo to oni przede wszystkim odczuja skutki tych rzadow na wlasnej skorze. M.in. w zwiazku z tym: glosowac powinno sie wylacznie w kraju, a nie poza jego granicami. Takie rozwiazanie ma m.in. Irlandia. Chcesz glosowac? Przylec na ten jeden dzien do swojej Ojczyzny, w ten sposob pokazesz, ze ci naprawde zalezy. Glosowanie, gdy sie jest na emigracji, a tym samym wybieranie innym ludziom, w innym kraju, (chocby to byla wlasna Ojczyzna a ci ludzie - to najblizsza rodzina) kto ma nimi rzadzic - jest moim zdaniem co najmniej moralnie dwuznaczne.

2. Moim zdaniem, decydowanie przez emigracje kto ma rzadzic w Polsce moze spowodowac tzw. regule wzajemnosci: skoro Polacy na emigracji maja prawo decydowac o przyszlym rzadzie w Polsce, to i rzad w Polsce moze chciec miec prawo decydowania o Polakach na emigracji, wprowadzajac np. podwojne opodatkowanie, opodatkowujac pieniadze przesylane przez emigrantow rodzinie w Polsce, etc.

3. Moim zdaniem, wiekszosc ludzi tak naprawde nie glosowala na PO. Oni po prostu glosowali przeciwko PiS. Niechze to liderzy PO (i PiS, rzecz jasna) wezma pod uwage. A dlaczego wiekszosc glosujac przeciwko PiS wybrala PO? Bo PO - wydaje im sie mniejszym zlem, a przynajmniej tak nam wbijaja do glowy media. Ale zło, nawet najmniejsze, ciagle pozostaje złem... Niestety, nieszczesciem Polski jest to, ze ciagle musimy glosowac przeciw, chociaz chcielibyśmy w koncu glosowac "za"...

4. Niechaj nikt sie nie łudzi, ze z Polski w ciagu kilku lat powstanie druga Irlandia. Problemem jest mentalnosc polskich politykierow, dla ktorych "polityka to gra", a nie ciężka i odpowiedzialna publiczna słuzba. Pomijam juz fakt, ze ci wszyscy politykierzy, ktorzy poza liderami tworza daną partie, sa nam swietnie znani. Przeciez te panie i ci panowie juz byli u wladzy. Wtedy nie naprawili Rzeczpospolitej, tracac czas na sejmowe gierki i zgarniajac co sie da pod siebie, a teraz im sie uda? Nie wierze...

5. Moim zdaniem, w Polsce, sredniej wielkosci kraju europejskim ciagle nie ma politykow europejskiego formatu, politykow na miare wielkosci naszej Ojczyzny. Obecni polscy politykierzy powinni co najwyzej kierowac sołectwem, a ci bardziej rozgarnieci - niewielka gmina, ale w zadnym wypadku nie Polską, ktora jest, powtorze: sredniej wielkosci krajem europejskim. Miejmy nadzieje, ze za jakis czas pojawia sie wsrod nas politycy godni naszej Ojczyzny...

I, tak na koniec: nie rozumiem tego podniecania sie rzekomo masowym udzialem w glosowaniu Polakow zamieszkalych na Wyspach. Pomijam juz oczywiste klamstwa w rodzaju, ze jakoby to na Wyspach glosowalo "70% Polakow". 70% moze i bylo - ale tylko sposrod tych ktorzy sie zarejestrowali jako wyborcy. Moim zdaniem - w glosowaniu na Wyspach wzielo udzial niespelna 10% doroslych, uprawnionych do glosowania Polakow, obecnie mieszkajacych na Wyspach. Dla przykładu w Cork, zamieszkałym przez ok. 25 tysięcy naszych Rodaków - głosowalo ledwie 2359 osób. W Dublinie - 4495. Wiec o co ten tumult?

A dlaczego tylko 10% Polakow mieszkajacych na Wyspach wzielo udzial w glosowaniu? To proste: wynika to z kompletnego braku zaufania sporej czesci Polakow do wlasnych politykierow. Przy zarejestrowaniu sie jako wyborca ządano podania b. wielu danych osobowych: imie i nazwisko, imie ojca, date urodzenia, nr pesel, nr paszportu lub dowodu osobistego, adres. Tymczasem wielu naszych Rodakow obawia sie (niewykluczone - ze calkiem slusznie), ze te dane umozliwia polskim urzedom b. łatwe zidentyfikowanie swoich obywateli, ktorzy wyjezdzajac: a) nie zlozyli wymaganego ustawa nip-3; b) nie wymeldowalo sie z WKU, c) nie rozliczyli sie w Polsce z dochodow "irlandzkich", co mimo ustawy o unikaniu podwojnego opodatkowanie jest obowiazkowe w przypadku gdy czesc roku przepracowalo sie w Polsce - a czesc w Irlandii, d), e), f), itp. itd. Wszystkie te osoby w mysl polskich przepisow - zlamaly prawo...

Czy w takim razie wg mnie w Polsce juz nigdy nie bedzie dobrze? Oczywiscie, ze nie. Predzej czy pozniej musi nadejsc przelom i pojawią się w naszej Ojczyznie ludzie na miare jej wielkosci, ktorzy wyprowadza nas z tego marazmu. Czy to bedzie za lat 5-10-15, nie wiem. Ale wierze, ze bedzie...

Na razie duzym problemem polskiego spoleczenstwa jest wyrazna linia podzialu jaka go przecina: prosze wziac pod uwage, ze i na PO - i na PiS - glosowaly miliony ludzi...

Dziekuje tym z posrod Was, ktorzy dobrneli do konca tej wyjatkowo nuuudnej notki. Tych, ktorzy nie dobrneli - oczywiscie swietnie rozumiem i pretensji nie mam ;-)

A teraz pozwolicie ze wroce do relacjonowania mojego pobytu na Zielonej Wyspie ;-)

piątek, 26 października 2007

Dublin Castle

Przez 700 lat Zamek Dubliński byl postrzegany jako symbol wladzy angielskiej, totez stawal sie obiektem ataku w trakcie kazdego z niepodleglosciowych irlandzkich powstan. Nigdy go jednak nie zdobyto. Ostatni raz, rowniez bez powodzenia, atakowano go w 1916 r...

/Powyżej: Bedford Tower, fragment zamku w Dublinie/

Zamek Dubliński zostal zbudowany na poczatku XIII w., niemniej - w 1990 r. odkryto znajdujace sie tutaj pozostalosci fortu Wikingow z IX w. Jednak obecna budowla w wiekszej czesci pochodzi z XVIII w. W 1922 r. zamek przeszedl w posiadanie panstwa irlandzkiego, i obecnie miesci instytucje rzadowe, znajduje sie tutaj muzeum irlandzkiej policji, sa tu rowniez przechowywane cenne manuskrypty i kosztownosci.

Zamek nadal pelni funkcje reprezantacyjne: to tutaj, ku utrapieniu turystow, przyjmowani sa co wazniejsze vip-y. I ja mialem niestety pecha tracic na taki dzien, kiedy to z powodu wizyty jakiejs waznej persony - na caly dzien komnaty zamku zamknieto dla zwiedzajacych. No coz, moze podczas nastepnej wizyty w Dublinie nadrobie te zalegosci.

Przy zamku znajduje sie sklep z pamiatkami - ze szczegolnym uwzglednieniem pamiatek z zamku, i niewielka restauracja, gdzie serwują m.in. naprawde mocna kawe, a i skromny wegetarianski obiad tez mozna zjesc ;-)

czwartek, 25 października 2007

Polacy w Irlandii: Arkadiusz Stawicki

W trakcie mojego ostatniego pobytu w Dublinie, mialem przyjemnosc poznac Arkadiusza Stawickiego, znaną postać młodej polskiej emigracji w Irlandii, animatora życia kulturalnego Polonii w Dublinie, dziennikarza, społecznika, itd., itp. ;-)

Arkadiusz Stawicki (ur. 1977 r.) jest znany szerokiej rzeszy internautow (takze w Polsce) glownie jako autor bloga: www.cyniczny77.blog.onet.pl - wielokrotnie przez Onet.pl wyroznianego, ktory to blog jest istna kopalnia informacji o zyciu polskiej mlodej emigracji w Irlandii, ze szczegolnym uwzglednieniem Dublina.

/Na zdjeciu powyzej: po lewej - Arkadiusz Stawicki, po prawej - wiadomo kto ;-)/

Arek przyjechal do Irlandii w maju 2005 r. Wczesniej, przed wejsciem Polski do UE - pracowal przez 2 lata w Anglii, jeszcze wczesniej - w Niemczech. Rok po swoim przyjezdzie na Zielona Wyspe zalozyl wlasna, jednoosobowa firma zajmująca się konsultingiem: skupia się na kojarzeniu partnerow biznesowych z Polski i Irlandii oraz usługach doradczych. Para sie rowniez dziennikarstwem, jego artykuly publikowaly m.in.: Polish Express, Zycie w Irlandii, Polska Gazeta, Onet, WP i Interia. Wspolpracuje takze z irlandzka edycja Sunday Times jako konsultant ds. Europy Wschodniej.

Ale Arkadiusz Stawicki jest znany takze ze swojej dzialalnosci spolecznej: to on jest pomyslodawca i organizatorem znanych w Dublinie "Obiadów Czwartkowych" - skupiajacych intelektualna elitę mlodej polskiej emigracji. Kolejnym, niezmiernie waznym projektem Arka, bylo powolanie do zycia Fundacji Seamrog – Koniczynka, ktora zbiera wsrod polskiej emigracji w Irlandii pieniadze na zakup pomocy naukowych na rzecz niezamoznych, ale utalentowanych dzieci w Polsce, aby mogly one rozwijac swoje zainteresowania. Ale nawet powyzsze nie wypelnia pelnej gamy zainteresowan Arkadiusza Stawickiego: wspolpracuje on ponadto z Irish-Polish Society (Dom Polski), Kołem PO w Irlandii, udziela porad prawnych i finansowych.

Na koniec, mam 2 wiadomosci: zła i dobrą. Złą - dla polskiej emigracji w Irlandii, dobra - dla Rodakow w Polsce: juz kilka miesiecy temu Arkadiusz Stawicki oglosil publicznie, ze w maju 2008 r. wraca do Polski. Tym samym polska emigracja na Zielonej Wyspie straci jedną z naprawde wybitnych postaci, za to Ojczyzna nasza - zyska niezmiernie wartosciowego obywatela. Oby potrafila to docenic...

Powodzenia Arku ;-)

---------------------------------
Dopisek z czerwca 2008 r.:
Arkadiusz Stawicki - tak jak zamierzał - wrócił do Polski. Jego dalsze losy można śledzić na blogu: www.cyniczny-optymista-w-polsce.blog.onet.pl

środa, 24 października 2007

Dublin: National Museum of Ireland - Decorative Arts

National Museum of Ireland (Muzeum Narodowe Irlandii) obecnie miesci sie w czterech budynkach: trzy z nich znajduja sie w Dublinie, a jeden w Castlebar, Co. Mayo. 

 Muzeum wystawia przedmioty od prehistorycznych poprzez wczesnochrzescijanskie i pochodzace z czasow Wikingow po pamietajace walke o niepodleglosc. Znajduje sie tam caly szereg tematycznych wystaw. Podczas mojego ostatniego pobytu w Dublinie zwiedzilem National Museum of Ireland - Decorative Arts - wchodzacy w sklad National Museum of Ireland. Spedzilem tam ładnych pare godzin, ale i tak nie obejrzalem dokladnie wszystkiego. Potrzebowalbym na to co najmniej tygodnia... W czasie zwiedzania muzeum mialem szczescie natrafic na ekspozycje repliki okretu wojennego Wikingow (zobacz notke pt.: "Dublin: okręt wojenny Wikingow"). National Museum of Ireland - Decorative Arts mieści się przy Benburb Street, Dublin 7.

/Na zdjeciu: wejscie do National Museum of Ireland - Decorative Arts and History w Dublinie/

wtorek, 23 października 2007

Dublin: okręt wojenny Wikingów

Na dziedzińcu National Museum of Ireland - Decorative Arts and History jest prezentowany niezwykły eksponat: okręt wojenny Wikingów. 

 Dublin, stolica Irlandii, pierwotnie był założoną przez Wikingów w 841 r. osadą handlową. Stad i nazwa muzealnego projektu: "Sea Stallion - Dublin's Viking Warship comes home". Sam okręt, o nazwie "Sea Stallion", jest oczywiście wierną, zbudowaną w 2004 r. w Danii, repliką wikingowskiej łodzi. Ekspozycja okrętu w National Museum of Ireland - Decorative Arts and History jest przewidziana na okres od sierpnia 2007 do maja 2008 r. National Museum of Ireland - Decorative Arts and History mieści się przy Benburb Street, Dublin 7.

/Powyżej: okręt wojenny Wikingów na dziedzińcu National Museum of Ireland/

poniedziałek, 22 października 2007

Dublin: The Brazen Head

The Brazen Head jest najstarszym - pochodzącym z XII w. - pubem w Dublinie. Od razu uwaga na wstępie: pub reklamuje się również jako "najstarszy w Irlandii", co jest nieprawdą: najstarszy w Irlandii /a może i na świecie/ jest Sean's Bar w Athlone.

The Brazen Head zostal zalozony w 1198, ale w obecnym budynku istnieje od 1688 r., z tego okresu pochodzi tez jego obecna nazwa. Pub ma dluga i pasjonujaca historie. To tutaj spotykali sie m.in. walczacy o niepodlegosc Irlandii przywodcy Towarzystwa Zjednoczonych Irlandczykow. Bywali tutaj także znani pisarze, w tym m.in. James Joyce, autor "Ulissesa".

/Powyżej: The Brazen Head/

Po przekroczeniu bramy The Brazen Head znajdziemy sie w ogrodku piwnym, przekształconym z dawnego brukowanego dziedzinca. Znajduje sie tam rowniez m.in. hotel i restauracja. W samym pubie sa dwa bary ozdobione wieloma pamiatkami, w tym rowniez oferowanymi przez klientow. Tradycją The Brazen Head jest grana tam codziennie na zywo irlandzka muzyka. Pub reklamuje sie takze jako miejsce, gdzie podaje sie najlepszego Guinness'a w miescie.

/Powyżej: przy Guinnessie w The Brazen Head - najstarszym pubie w Dublinie/

niedziela, 21 października 2007

Dublin: irlandzkie reklamy

Wczoraj pisalem o reklamach polskich "biznesow" w Dublinie, dzisiaj: przyklad reklamy irlandzkiej ;-)

/Na zdjeciu obok: stoje przy figurce półnagiej dziewczyny zachecajacej do wstapienia w progi wloskiej restauracji Il pomo d’oro przy South William Street, Dublin 2./

W podobny sposob - tj. za pomoca takich figur - reklamuje sie w Cork np. lokalny dziennik "Evening Echo" (zobacz notke pt.: "Echooooooooo"), czy tez ukazujacy sie w calej Irlandii dziennik "Irish Examiner" (zobacz notke pt.: "Czlowiek z gazetą").

sobota, 20 października 2007

Dublin: polskie szyldy

W Dublinie jest cale mnóstwo polskich sklepów i zakładów fryzjerskich, są polskie bary i puby.

Jest to dla mnie - mieszkającego od ponad 3 lat w Cork - o tyle dziwne, ze przez 3 dni raptem parę razy wyłowiłem z przechodzącego tłumu rozmowę w języku polskim, gdy tymczasem w takim Cork co 3 przechodzień włada tym językiem, co widać - i słychać, a mimo to polskie "biznesy" są tam w powijakach...

Jeszcze trudniejsza do zrozumienia jest dla mnie estetyka szyldów reklamowych tychże polskich sklepów i punktów usługowych w Dublinie. Patrząc na nie mam wrażenie, że znalazłem się w Polsce - i to na początku lat 90-tych ub. wieku...

/Powyżej: polskie szyldy w ścisłym centrum Dublina/

piątek, 19 października 2007

Dublin: polski obiad

Nie samym zwiedzaniem, chocby i Dublina ;-) czlowiek zyje. Juz pierwsza moja wycieczka z hotelu "na miasto" zaowocowala zupelnie przypadkowym odnalezieniem jednego z wielu "polskich sklepow", ktory to sklep oferowal rowniez "polskie obiady".

Na pietrze tegoz sklepu miesci sie salka ze stolikami, przy ktorych mozna usiasc i spozyc "tradycyjny polski obiad" w cenie juz od 5 euro. Niestety, moj wegetarianizm wymusza na mnie rezygnacje z wiekszosci potraw naszej narodowej kuchni, a ta nasza kuchnia jak wiadomo - do jarskich nie nalezy... Zamowilem wiec jakas wlasna kombinacje ziemiakow z surowkami, a do tego - kompot z truskawek ;-)

/Na zdjeciu powyzej: stoje przed "polskim sklepem" znajdujacym sie przy Talbot Street, ktory to sklep oferuje takze polskie obiady/

Polskie puby i restauracje w Irlandii: "Zagłoba" w Dublinie

Bedąc w Dublinie nie moglem oprzec sie pokusie, aby nie zajrzec do legendarnego juz polskiego pubu "Zagłoba" ;-)

/Na zdjeciu powyzej: stoje przed polskim pubem "Zagłoba" znajdujacym sie przy Parnell St. w Dublinie/

Jak wrazenia? Niezapomniane ;-) A na powaznie: widac, ze pub ma swoja specyficzna atmosfere - i wlasna klientele. Jednym moze to odpowiadac, innym - niekoniecznie. Ja osobiscie - lubie takie klimaty :-) totez gdy tylko znowu bede w Dublinie, z pewnoscia powtornie tam wstapie.

----------
Dopisek z 14.07.2009 r.: jak się dowiedziałem, nie ma już w tym miejscu ww. pubu.

czwartek, 18 października 2007

Witold Szymański - gość z Atlantydy

Pan Witek, gość z Atlantydy, właściwie Witold Szymański (ur. 19 września 1943) - polski gitarzysta i śpiewak uliczny, znany z ekscentrycznego stroju, zachowania i aranżacji wykonywanych utworów. Bywa porównywany ze Stanisławem Grzesiukiem i Stanisławem Staszewskim.

Będąc w Dublinie na jednej z ulic spotkałem Pana Witka z Atlantydy. Nie wierzac wlasnym oczom, pospiesznie wcisnalem mu w garsc 10 euro za pozwolenie zrobienia sobie z nim wspolnej fotki. Pan Witek, po otrzymaniu tegoz banknotu, wygladal co najmniej na tak szczesliwego ze spotkania, jak ja sam. No coz, zapewne nastaly dla niego ciezkie czasy....

/Na zdjeciu obok: Pan Witek z Atlantydy - wraz z autorem bloga, ktoremu pozyczyl na chwile swoj slynny kapelusz ;-)/

Pana Witka zna co najmniej pol Polski. Znany uliczny bard doczekal sie nawet swojego hasla w Encyklopedii Wikipedia, wiec ogranicze sie do cytatu za ww.:

"Pan Witek, gość z Atlantydy, właściwie Witold Szymański (ur. 19 września 1943) - polski gitarzysta i śpiewak uliczny, znany z ekscentrycznego stroju, zachowania i aranżacji wykonywanych utworów. Bywa porównywany ze Stanisławem Grzesiukiem i Stanisławem Staszewskim.

Pochodzi ze wsi Prace Małe pod Tarczynem, gdzie w latach 60. i 70. grał w zespole Wieśniacy z Prac Małych. Zdobył lokalną sławę dzięki wieloletnim występom na sopockim Monciaku. Występował w programie telewizyjnym Lalamido. Brał udział w imprezach charytatywnych, występował gościnnie przed znanymi polskimi zespołami, m.in. w Jarocinie, na festiwalu Przystanek Woodstock i w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Jego repertuar obejmuje duży zbiór starych i nowych utworów ludowych, popularnych ballad i pieśni oraz własnych kompozycji. Za namową Tymona Tymańskiego wydał kasetę pod tytułem Gość z Atlantydy (edycja CD pod nazwą Hultaj). Poza muzyką zajmuje się też ogrodnictwem jako aranżer ogrodów skalnych i rzeźbi w drewnie.

Od lat 90. ubiegłego wieku prowadzi działalność polityczną - założył jednoosobową partię Odrodzenie Narodowe "Centrum" i kilkukrotnie usiłował wystartować w wyborach prezydenckich. Zbierał podpisy pod autorskim projektem konstytucji, opartym na myślach Sokratesa. (...)" (cytat za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Pan_Witek)

niedziela, 14 października 2007

Polski złoty - waluta wymienialna "wewnetrznie"...

Na lotnisku w Cork znajduje sie kantor wymiany walut. Mozna w nim wymienic waluty wielu krajow, w tym m.in. wegierskie forinty lub czeskie korony. Ale - nie polskie zlotowki.

I to pomimo ze Polska jest sredniej wielkosci krajem europejskim, ze - tak jak Czechy i Wegry - jest w UE, a Polacy - w przeciwienstwie do Czechow i Węgrow - są w Irlandii najwieksza mniejszoscia narodowa. Oto cała prawda o naszej narodowej "walucie"...

/Na zdjeciu powyzej: stoje przed tablica z kantoru wymiany walut na lotnisku w Cork. W ofercie sa m.in. korony i forinty, ale nie zlotowki. Te flagi z barwami bieli i czerwieni - ktore widzicie na tablicy przy narodowych walutach (7 od gory i 1 od dolu) - to nie sa flagi Polski, tylko Malty i Singapuru.../

piątek, 12 października 2007

Polskie puby i restauracje w Irlandii: Cork Taste Cafe

Po zamknieciu "Gospody" Polacy w Cork przez pewien czas byli pozbawieni lokalu, w ktorym mogliby sie spotkac przy daniach z polskiej kuchni. Niemniej - rynek nie znosi prozni, i oto miesiac temu polskie dania zaczela serwowac Cork Taste Cafe.

/Na zdjeciu obok: stoje przed Cork Taste Cafe - serwującą polskie dania/

Wybrałem się tam wczoraj wieczorem. Jako żem wegetarianin, uraczylem sie dwoma duuuzymi nalesnikami: jeden byl z gruszka i cynamonem, a drugi - z bananem. Całość zapiłem sokiem żurawinowym.

Cóż mogę napisac: smakowało, obsługa przyjazna, jestem zadowolony. Znowu mamy miejsce gdzie mozemy skosztowac polskich dań - w przystepnych cenach. Byc moze moje nalesniki (szczegolnie ten z bananem ;-) nie naleza do tradycyjnej polskiej kuchni, ale Cork Taste Cafe serwuje szereg innych dan, na czele z niesmiertelnym barszczem i ruskimi pierogami ;-) Bede tam zagladal - i osobiscie polecam.

Cork Taste Cafe miesci sie w centrum miasta przy Union Quay.

czwartek, 11 października 2007

Anons Polski w WWWitrynie ;-)

Kilka tygodni temu pod adresem www.anons.ie pojawiła się witryna internetowa tygodnika "Anons Polski" - z którym mam przyjemność współpracować ;-) Dodatkowo, z ww. witryny mozna bezpłatnie pobrać w postaci pliku pdf aktualne wydanie tygodnika - chociaż z pewnym opóźnieniem w stosunku do wydania "papierowego".

/Obok: dzisiejszy "zrzut" z witryny Anons-a./

O Anonsie Polskim wspominałem na blogu TUTAJ

Natomiast sam "Anons" pisze o sobie m.in:

"Anons Polski to tygodnik, który ukazuje się od lipca 2006 roku na terenie całej Irlandii. Publikowane są w nim informacje o bieżących wydarzeniach w Irlandii, dotyczących Polaków, tłumaczenia wybranych artykułów z prasy irlandzkiej, wiadomości kulturalne, wieści z Polski i ze świata oraz sport.

Do każdego wydania Anonsu Polskiego dodawany jest bezpłatny suplement Biznes Partner, w którym publikowane są informacje na temat inwestowania w Polsce, nowości ze świata biznesu oraz techniki. (...)


Ponadto z Anonsem Polskim do rąk Czytelników trafia dodatek telewizyjny. Zawiera on program stacji telewizyjnych oraz opisy najciekawszych programów.


(...)
Anons Polski ukazuje się w Dublinie, Cork, Limerick, Galway, Wexford, Waterford, Kildare, Mallow, Portlaoise, Nass, Carlow, Tralle, Kilkenny, Clonmell, Newbridge i wielu innych miastach Irlandii, a także w Irlandii Północnej."

------------------------------
dopisek z 01.10.2008 r.:
Nastąpił rozdział pomiędzy stroną z ogłoszeniami, czyli www.anons.ie, a stroną gazety - obecnie dostępną pod adresem: www.kurierpolski.ie

środa, 10 października 2007

Polskie puby i restauracje w Irlandii: Jola's Restaurant w Kinsale

Będąc przed paroma dniami w Kinsale (niedaleko od Cork) trafiłem na... polską restaurację ;-)

/Powyżej: "Jola's Restaurant" w Kinsale/

Niestety, o tej porze w ktorej tam byłem - restauracja była jeszcze zamknieta. Odpisalem jedynie z menu znajdujacym sie na szybie dania (wraz z cenami), ktore chcialbym skosztowac nastepnym razem gdy tam bede: barszcz: 5,50 euro, gołabki: 19,90 euro, sernik: 7,50 euro. Pamietajmy, ze to są ceny aktualne na dzisiaj. Jutro - moga byc zupełnie inne...

Polska restauracja w Kinsale nazywa sie Jola's Restaurant i znajduje sie przy Lower O'Connell Street.

wtorek, 9 października 2007

Kinsale: Old Head

Najbardziej znane klify w Irlandii - to oczywiscie Klify Moher. Ostatnio, niestety, coraz bardziej skomercjalizowane... Ale irlandzkie klify mozemy podziwiac w wielu miejscach. Takze - niedaleko Cork.

Mam na mysli klify znajdujace sie przy Old Head w Kinsale. Niestety, najpiekniejszy fragment tego półwyspu jest niedostepny dla turystow: zajęła je firma ktora prowadzi tam pole golfowe. W tej sprawie trwaja juz od dawna protesty Irlandczykow, ktorzy nie godza sie na pozbawienie ich dostepu do tego urokliwego miejsca.

Niemniej, miejsca ktore sa dostepne - są rowniez fascynujace. Klify w Kinsale oczywiscie znacznie ustepują wielkoscia Klifom Moher, ale niektorzy twierdza - ze sa znacznie ładniejsze ;-) No coz, jest to rzecz gustu. Niemniej, zeby wyrobic sobie zdanie na ten temat, nalezy zobaczyc takze inne irlandzkie klify, w tym obowiazkowe - te w Old Head w Kinsale ;-)

/Powyzej: klify w Old Head of Kinsale/

poniedziałek, 8 października 2007

National Age Card - irlandzki "dowod osobisty"

Tytuł notki moze byc nieco mylacy: Irlandia nie wydaje dowodow osobistych swoim mieszkańcom. Stad cudzysłow. Tak na marginesie - nie ma tez tutaj obowiazku meldunkowego... Role dokumentow identyfikacyjnych pełnia przede wszystkim paszport i prawo jazdy. Niemniej, na tutejszej policji mozna sobie wyrobic irlandzka "National Age Card" - plastikowa karte wraz ze zdjeciem i data urodzenia.

Teoretycznie, National Age Card słuzy jedynie do potwierdzenia swojej pelnoletnosci i nie moze byc uzywana do innych celow, w praktyce - jest traktowana jako wiarygodny dokument identyfikacyjny. Czesto znacznie bardziej wiarygodny niz np. paszport wydany przez władze innego kraju - głownie dlatego ze - było nie było - jest on wydawany przez tutejsza policje, ktora skrupulatnie sprawdzi tozsamosc danej osoby przed wydaniem ww. karty.

/Na zdjeciu powyzej: moja własna irlandzka age card (z fotografii usunałem jej numer). W zaleznosci od kątu ulozenia - widac czesc z bardzo wielu zabezpieczen jakie posiada/.

Aby wyrobic sobie National Age Card nalezy zglosic sie na lokalny posterunek Gardy z dwodem tozsamosci ze zdjeciem (np. paszport lub prawo jazdy), aktem urodzenia oraz aktualną fotografią. Otrzymamy do wypelnienia specjalny formularz. Opłata za wydanie National Age Card wynosi obecnie 10 euro. Dokument zostanie nam przysłany poczta do domu z reguły w ciagu miesiaca. I juz ;-)

Skoro juz o dowodach osobistych mowa, to przypominam ze w Polsce do konca b.r. trwa obowiazkowa akcja wymiany tychze dowodow. Jednakze wymiana dowodu jest obowiazkowa jedynie dla Polakow zamieszkałych w Polsce.

Polacy, ktorzy są zameldowani w Polsce i do konca grudnia b.r. nie złoza wniosku o wydanie nowego dowodu osobistego podlegaja karze: (za: http://www.mswia.gov.pl/portal/pl/432/4935/): (...)Odnosząc się do kwestii rodzaju kary, jaką zagrożone jest wykroczenie polegające na uchylaniu się od wymiany dowodu osobistego, informacje te reguluje art. 55 ustawy z dnia 10 kwietnia 1974 r. o ewidencji ludności i dowodach osobistych (tj. Dz. U. z 2006 r., nr 139, poz. 993 z późn. zm.), zgodnie z którym kto uchyla się od obowiązku posiadania lub wymiany dowodu osobistego podlega karze ograniczenia wolności do jednego miesiąca albo karze grzywny."

Natomiast Polacy zamieszkali za granica maja prawo, a nie obowiazek, wymiany dowodu osobistego (za: http://www.mswia.gov.pl/portal/pl/432/4932): Obywatele polscy zamieszkujący stale poza granicami naszego kraju mają prawo, nie obowiązek, posiadania ważnego dowodu osobistego. Jedynie osoba będąca obywatelem polskim i zamieszkała w Rzeczypospolitej Polskiej jest obowiązana posiadać dowód osobisty. Zatem, obywatele polscy zamieszkujący w kraju załatwiając sprawy urzędowe powinni posługiwać się dowodem osobistym. Wobec tego osoba zamieszkała za granicą powinna posiadać przede wszystkim paszport, który uprawnia ją do przekraczania granicy i pobytu za granicą, a zarazem poświadcza jej obywatelstwo polskie.
(...)

Dodatkowo, wymiane polskiego dowodu osobistego nalezy zgłosic w polskim urzedzie skarbowym (za: PAP, pb/13.08.2007):

Podatnicy wymieniający dowód osobisty mają obowiązek powiadomienia swojego urzędu skarbowego o zmianie dokumentu - przypomina Ministerstwo Finansów w poniedziałkowym komunikacie. Wymianę dowodu trzeba zgłosić na odpowiednim formularzu: formularz NIP-1 - wybierają osoby, które prowadzą samodzielnie działalność gospodarczą, formularz NIP-3 - osoby, które takiej działalności nie prowadzą. Wniosek kieruje się do naczelnika właściwego urzędu skarbowego.

niedziela, 7 października 2007

V wizyta w Polsce (14): z powrotem na Zielonej Wyspie ;-)

Jak tytuł wskazuje - jestem już w Cork ;-)


/Powyzej: fragment typowego krakowskiego kiosku z prasą i... preclami, w koncu - to Krakow ;-) Nie wiem czy ja - tak jak pani z kiosku - "zaraz wroce" do Krakowa, ale przyjezdzac na pewno bede. M.in. - dla precli ;-)/


Sam powrot przebiegł bez wiekszych ekscesow. Z małych humoresek: na lotnisku w Krakowie - gdy tylko przekroczylem jego prog - podbiegł do mnie człowiek z ktorym pracowalem w poprzedniej firmie, a ktory - traf chcial, tym samym lotem rowniez leciał do Cork. Był to pan w srednim wieku, kompletnie bez znajomosci jezyka za to dosc meczący dla otoczenia, na ktorym bez przerwy wymuszał swiadczenie na swoja rzecz mniej lub bardziej drobnych usług. Kiedy mnie zobaczył od razu wiedziałem, ze cos bedzie ode mnie chciał. No i - nie pomyliłem sie.
- Panie, nie masz pan przypadkiem za mało bagazu? - zaczał
- Ze co? - wymamrotałem kompletnie zaskoczony
- No bo ja mam nadbagaz, wiec jakbys pan mial niedobagaz, to bys pan wział cos ode mnie - ciagnął tenze moj "znajomy"
- Nnnnooo, wydaje mi sie, ze ja mam ten sam problem - rozpoczałem rozpaczliwą obrone
- A co pan ześ nakupił? - zainteresował sie moj rozmowca
- Ksiażki - odparłem zgodnie z prawda
- ??? ... a... "ksiażki"? - tutaj moj rozmowca puszcza do mnie porozumiewawczo "oko" jednoczesnie kantem dłoni stukajac sie w szyje
- Nie, nie takie w płynie i z procentami - wyprowadzam go z błedu. Takie papierowe, do czytania.
- Panie, cos pan? Powaznie? Idzie na tym zarobic? - drązy temat coraz bardziej zdziwiony
- Nie kupiłem ich na sprzedaz. Kupiłem je dla siebie. Do czytania - powtarzam.
- Acha... - w oczach mego interlokutora widze gwałtowny spadek resztek szacunku, jakim mnie darzył od chwili, gdy kiedys zadzwoniłem w jego imieniu do agencji pracy i pomogłem mu w tłumaczeniu rozmowy w banku.
- No własnie - definitywnie koncze rozmowe wyciagajac komorke pod pozorem pilnej rozmowy.

No coz, ludzie sa dziwni prawda? Ksiązki wożą, zamiast papierosów i gorzały... Ale zeby nie było - "Żubrówke" tez nabyłem, tyle ze juz w sklepie na lotnisku ;-)

A na samym lotnisku, podczas odprawy - doznałem dwoch kolejnych miłych "zaskoczen": po raz pierwszy przy przechodzeniu przez bramke nie musiałem sciągac butow i wyciagac paska ze spodni, co do tej pory zawsze przy odprawie w Krakowie było stałym rytuałem - i - nie uwierzycie Panstwo - przy odprawie paszportowej polski funkcjonariusz oddajac mi paszport po dlugim i wnikliwym studiowaniu podobienstwa mojej fizjonomii do zdjecia w moim paszporcie, powiedział... "dziekuję". Byłem pod wrazeniem :-) Chyba naprawde cos sie zaczyna zmieniac...

Zaczyna sie zmieniac, i owszem. Ale z cała pewnoscia jeszcze nie na tyle, zeby powaznie myśleć o powrocie - to tak uprzedzajac ewentualne pytania moich Czytelnikow...
Zdjecia z moich dotychczasowych wizyt w Krakowie znajduja sie tutaj: http://picasaweb.google.com/piotr.slotwinski/Krakow

sobota, 6 października 2007

V wizyta w Polsce (13): krakowskie (przy)smaki

Jezeli chcielibyscie cos zjesc w Krakowie - odradzam mniej lub bardziej wyszukane restauracje. Lepiej zostawic je turystom, a samemu zajrzec do przybytkow kulinarnych pozostałych po minionej epoce - dopoki jeszcze sa...
Naleza do nich np. bary mleczne. Ciagle kolejki i oblezone stoliki dobitnie swiadcza, ze okres ich swietnosci jeszcze nie minał. Przynajmniej w Polsce, gdzie byle fastfood mieni sie mianem "restauracji", nie majac z ta ostatnia - poza cenami - nic wspolnego...

Osobicie najbardziej lubie zaglądac do "Flisaka" przy al. Krasinskiego (na zdjeciu obok) Zajrzalem i tym razem. PRL-owski klimat ciagle wyczuwalny, i o to własnie chodzi ;-) No i smak pomidorowej z ryzem, pierogow ruskich, nalesnikow z serem, itd, itp - wraz z kompotem "wieloowocowym" - jest nie do podrobienia ;-)

A po obiedzie, na deser - proponuje lody. Oczywiscie, tylko te sprzedawane przy koncu ulicy Starowislnej. Traficie bez problemu, bo chociaz oprocz lodow nie sprzedaje sie tam nic wiecej, to i tak - zawsze jest kolejka ;-)

Fenomen tego malutkiego punktu sprzedazy jest zdumiewajacy. Poza jednym bezpretensjonalnym szyldem z napisem, a jakze: "Lody", lokal ten nie reklamuje sie w zaden inny sposob. W dodatku - tak naprawde bardzo łatwo go przeoczyc. W srodku pracuja 2 panie, z ktorych jedna przyjmuje pieniazki, a druga nakłada zamawiane gałki lodow do wafla. Klimat rowniez jak z minionej epoki. Za to smak - no coz... pomimo ze dookoła jest mnostwo innych miejsc gdzie mozemy kupic lody - tylko ten punkt sprzedazy nalezy do autentycznie kultowych. Krakowianie przyjezdzaja tutaj z drugiego konca miasta tylko po to, aby skosztowac tychze lodow. W czasie mojego ostatniego pobytu - rowniez zajrzalem tam cos ze 3 razy ;-)

/Na zdjeciu powyzej: 23.09.2007, ul. Starowislna: kolejka do prawdpopodobnie najlepszych lodow w miescie ;-)/

piątek, 5 października 2007

V wizyta w Polsce (12): Błonia krakowskie

Błonia krakowskie to rozległa łąka o powierzchni 48 ha, położona w Krakowie, w pobliżu historycznego centrum. Jest to jedna z największych w Europie łąk w centrum miasta. W 2000 roku Błonia zostały wpisane na listę zabytków.

Podczas pielgrzymek papieży Jana Pawła II (1979, 1983, 1997 i 2002) i Benedykta XVI (2006) Błonia były miejscem mszy świętych, w których uczestniczyły wielusettysięczne tłumy (najwięcej - ok. 2,5 mln wiernych - w czasie pielgrzymki w 2002 roku).

/Na zdjeciu powyzej: stoje przed tzw. "Kamieniem Papieskim" znajdujacym sie na krakowskich Błoniach/

W październiku 1997 roku, w 19. rocznicę pontyfikatu krakowskiego papieża, ustawiono na Błoniach 26-tonowy granitowy kamień, przywieziony z Tatr. Do kamienia przytwierdzono odlany w brązie herb papieski i napis: „Ty jesteś skała”.

czwartek, 4 października 2007

V wizyta w Polsce (11): Okno papieskie

Stałym, aczkolwiek nieoficjalnym zwyczajem pielgrzymek Papieza Jana Pawła II, byly wieczorne spotkania z mlodzieza, podczas ktorych Papiez pojawial sie w oknie nad bramą pałacu biskupiego w Krakowie.

/Na zdjeciu powyzej: ul. Franciszkańska 3, przed "oknem papieskim"/

W oknie znajduje sie obecnie fotografia Jana Pawła II...

środa, 3 października 2007

V wizyta w Polsce (10): Plac Bohaterów Getta

Krakow sie zmienia. Powoli, ale jednak... Co prawda w pierwszej kolejnosci buduje sie kolejne wielkopowierzchniowe sklepy, ale - zdarza sie, ze włodarze miasta podejma tez decyzje o innym, niekoniecznie komercyjnym, zagospodarowaniu tzw. przestrzeni publicznej... Jednym z takich przykladow jest Plac Bohaterow Getta.

Plac Bohaterow Getta (dawniej Plac Zgody) byl w latach 1941-43 miejscem masowych mordow krakowskich Zydow i ich deportacji do obozow koncentracyjnych.

/Na zdjeciu: krzesła na Placu Bohaterow Getta/

W 2005 roku Plac przebudowano: zlikwidowano znajdujaca sie tutaj zajezdnię autobusową, bar i postój taksówek. Plac przekształcono w niezwykły pomnik, upamiętniający mieszkańców getta: są nim metalowe krzesła różnych wysokości, z ktorych część jest podświetlanych. Inspiracją był opis z książki Tadeusza Pankiewicza "Apteka w getcie krakowskim": autor wspominał krzesła wyniesione na plac podczas akcji opróżniania domów po ostatnich mieszkańcach getta.

wtorek, 2 października 2007

V wizyta w Polsce (9): drogi polski chleb...

Przed niespelna miesiacem w notce pt.: "Irlandzki chleb i maslo..." wyrazilem swoje zdanie na temat smaku i cen tych dwoch podstawowych produktow spozywczych, ktore, wbrew czesto spotykanym twierdzeniom bezmyslnie powtarzanym przez bezmyslnych ludzi, nie sa wcale drogie - a i smakiem niejednokrotnie przewyzszaja polskie produkty w podobnych kategoriach cenowych.

Dzisiaj z kolei - wybralem sie do tesco, przy okazji porownujac ceny roznych produktow, poniewaz od dawna uwazam, ze ceny zywnosci w Polsce sa juz na poziomie "europejskim", czesto zreszta ten poziom znacznie przekraczajac, przy ciagle "wschodnich" płacach...

/Na zdjeciu powyzej: najtanszy polski tescowy chleb jest znacznie drozszy od najtanszego irlandzkiego tescowego chleba.../

Zerknalem przede wszystkim na ceny chleba, bo o cenie i smaku chleba najczesciej dyskutuja nasi Rodacy w Irlandii... O ile smak jest sprawa dyskusyjna, o tyle ceny mozna poddac porownaniu. No i prosze: najtanszy, tescowy krojony chleb kosztuje w Polsce (hipermarket "Tesco", ul Kapelanka, Krakow)... 1,79 zł. Z kolei najtanszy krojony tescowy chleb w Irlandii (hipermarket "Tesco", Paul Street, Cork), kosztuje... 35 centow...

A wiec - chocbyscie nie wiem po ile liczyli euro - i tak wyjdzie na to, ze, taniej jest... w Irlandii. Podobnie jest zreszta z cenami innych produktow spozywczych... Dodatkowo mozna policzyc, ile mozemy kupic produktow za godzine pracy w Irlandii - a ile - za godzine pracy w Polsce. I wtedy wyjdzie nam czarno na białym, gdzie jest tanio, a gdzie drogo...

Ale i to jeszcze nie wszystko. Pamietam, ze tuz przed moim wyjazdem do Irlandii - w czerwcu 2004 roku - najtanszy "tescowy" chleb kosztowal w granicach 70-80 groszy. Czyli przez te 3 lata - podrozal 2-krotnie...

A płace? Jezeli nawet wzrosły, to o - dosłownie - pare procent...

poniedziałek, 1 października 2007

V wizyta w Polsce (8): do Polski przyjezdzaja pracowac... nieudacznicy?

Jak wspominalem przed tygodniem, nie ma praktycznie dnia zeby chociaz w jednym z lokalnych krakowskich tytulow prasowych nie było czegokolwiek o emigracji... Dzisiaj o, cytuje: "dramatycznej sytuacji na polskim rynku pracy" napisał na pierwszej stronie krakowski "Dziennik Polski".

/Na zdjeciu powyzej: pierwsza strona krakowskiego "Dziennika Polskiego" z 01.10.b.r. z nizej cytowanym artykulem z pierwszej strony/

W artykule pt.: "Obcy pilnie potrzebni", p. Włodzimierz Knap pisze m.in.:

"Cos trzeba zrobic z dramatycznym brakiem rąk do pracy - alarmuja pracodawcy i specjalisci rynku pracy. Rzad zastanawia sie nad zniesieniem barier w zatrudnianiu obcokrajowcow, bo dotychczasowe rozwiazania nie zdaly egzaminu. W Polsce pracuje dzisiaj od 700 tys. do 1,3 mln cudzoziemcow, choc według oficjalnych danych jest ich nie wiecej niz 20-30 tys. Tymczasem, wg szacunkow Ministerstwa Pracy na czarno pracuje w Polsce od 750 tys. do 1 mln obywateli ukrainskich. Jednak nawet taka armia nie wypelni luki po Polakach, ktorzy wyjechali z kraju w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy. (...) Prof. Krystyna Iglicka - Okólska z Osrodka Badan nad Migracjami Europejskimi na Uniwersytecie Warszawskim przyznaje, ze Polska jest dzisiaj atrakcyjna dla tych cudzoziemcow, przede wszystkim Ukraincow, ktorym nie udało sie na Zachodzie. - Do nas trafiaja z reguły ukrainskie opiekunki lub nisko wykwalifikowana siła robocza. Takie osoby nie sa i nie moga byc istotnym wzmocnieniem dla rodzimej gospodarki. Smutne to, ale nawet Czeczency szukaja ziemi obiecanej poza Polska, mimo ze jestesmy przeciez w UE - mowi prof. Krystyna Iglicka - Okólska.

Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha, boleje nad tym, ze z Polski - jak mowi - wyjezdzaja najczesciej swietni fachowcy, mlodzi, zaradni i dobrze wyksztalceni ludzie, po prostu kwiat naszego spoleczenstwa. - Tymczasem w naszym kraju w wiekszosci znajduja prace cudzoziemcy, ktorzy nie byli w stanie znalezc pracy nie tylko w krajach zachodnich, ale nie sprostali nawet wymaganiom stawianym przez czeskich czy rosyjskich pracodawcow.

W ostatnich trzech latach Polske w poszukiwaniu zatrudnienia opuscilo okolo 1,5 mln osob. Ich wyjazd spowodowal, ze sytuacja na rynku pracy jest dramatyczna, a bedzie jeszcze gorsza, poniewaz fala emigracji przybiera na sile."

Tyle cytatow z "Dziennika Polskiego". Mnie zastanawia, jak to jest, ze w Polsce - wg, cytuje: "szacunkow Ministerstwa Pracy na czarno pracuje w Polsce od 750 tys. do 1 mln obywateli ukrainskich"? I co? Czy ktos ich sciga, kaze płacic podatki czy zus? Ja, kiedy otworzyłem własna D.G., juz po 2 miesiacach mialem na karku kontrole z Wojewodzkiego Urzedu Pracy w Krakowie. Dzielni kontrolerzy usiłowali sprawdzic, wywracajac mi firme do gory nogami, zajmujac mi 2 dni czasu co spowodowalo u mnie tym samym wymierne materialne straty, czy czasem aby kogos nie zatrudniam na czarno. Oczywiscie - nie zatrudniałem, i oczywiscie - zadne "przepraszam" za zawracanie mi 4 liter nie padło - nie mowiac juz o zwrocie poniesionych kosztow (musialem kserowac dla nich wszystkie dokumenty, zamknac firma na czas kontroli, itp)... A tutaj - prosze: milion Ukraincow pracuje w Polsce na czarno, o czym Ministerstwo Pracy wie... Pytanie: co z tym robi?

Druga rzecz, ktora mnie zastanawia, to czy naprawde tak trudno zrozumiec, ze dopoki w Polsce przy europejskich cenach beda wschodnie płace, dopoty Polacy beda wyjezdzac?

Nie wiem czy Panstwo wiedza, ze polski rzad cos ze 2 miesiace temu wydelegowal do Irlandii swoich przedstawicieli, ktorzy mieli za zadanie spotkac sie z przedstawicielami polskich organizacji polonijnych, aby ich zapytac - "co nalezałoby zrobic, zeby Polacy wrocili do Polski?". Ot, takie pytanie... Ktos wział za to kase, przelecial sie na Wyspe na koszt polskich podatnikow, przy okazji najadł i napił, gdy tymczasem wystarczylo zadac to pytanie na pierwszym z brzegu w miare popularnym polonijnym forum dyskusyjnym, aby otrzymac jasne odpowiedzi. Szybko, konkretnie - i za darmo...