poniedziałek, 30 grudnia 2024

81 wizyta w Polsce /9/: MOCAK 13

Wybraliśmy się z Michałem na nową wystawę w MOCAKu, pt.: "Jedzenie w sztuce". Nic ciekawego, wszystko wtórne i trochę na siłę. Inne wystawy też takie sobie, jakość w tej galerii od pewnego czasu pikuje w dół. Oczywiście, standardowo tu i ówdzie powtykane: pochwała feminizmu, kpina z męskości, patriotyzmu i Kościoła /ale tylko katolickiego, wiadomo/, czyli - nic nowego. Tutaj nie co się łudzić, drugiej galerii Tate czy Pompidou - z tego nie będzie.

Poniżej - kilka wartych uwagi prac z całej galerii:




niedziela, 29 grudnia 2024

81 wizyta w Polsce /8/: Energylandia

Wybraliśmy się do Energylandii w Zatorze. Jest to działający od 2014 podobno największy park rozrywki w Polsce. Świetnie spędziliśmy czas, byliśmy m.in. na przedstawieniu ze św. Mikołajem /tym samym mogę uznać, że było to w tym roku 7 spotkanie Patryczka ze św. Mikołajem, i więcej już chyba nie będzie, bo rok się kończy ;-) Ponadto ozdabialiśmy pierniczki, przejechaliśmy się kołem widokowym, spacerowaliśmy w Ogrodzie Świateł, itp., itd.

Poniżej - kilka zdjęć, nasz filmik z Energylandii znajduje się na moim YT: LINK.







czwartek, 26 grudnia 2024

81 wizyta w Polsce /7/: jasełka, żywa szopka i psy

Podobnie jak rok temu, wybraliśmy się na słynną ulicę Franciszkańską, gdzie stanęła żywa szopka bożonarodzeniowa, przygotowana przez franciszkanów. Było też wspólne kolędowanie, jasełka i koncerty, w tym roku wystąpiła m.in. Halina Frąckowiak. Żywa szopka jest organizowana w Krakowie po raz 32. 

Co nowego zauważyłem? Było bardzo dużo osób z psami, zarówno tam, jak i na Rynku, gdzie trwa właśnie jarmark bożonarodzeniowy. Trzeba było bardzo uważać, żeby któregoś nie nadepnąć, bo właściciele czasami dość niefrasobliwie "popuszczali" smycze, a ludzi były tłumy. To samo zresztą jest teraz w sklepach, coraz więcej osób wprowadza psy, ba - wozi je w sklepowych wózkach. To tylko tak sobie a muzom, do odnotowania ;-)

Poniżej - jasełka i żywa szopka, filmik z naszego spaceru po mieście można zobaczyć na moim YT: LINK.


środa, 25 grudnia 2024

wtorek, 24 grudnia 2024

81 wizyta w Polsce /5/: Boże Narodzenie 2024

Podobnie jak rok temu, znowu na Święta Bożego Narodzenia jesteśmy w kRAJu, więc tutaj zjedliśmy naszą wigilijną wieczerzę. Była też z nami Mama Agnieszki. 

/Powyżej: nasza wigilia/

sobota, 21 grudnia 2024

81 wizyta w Polsce /4/: rozświetlenie choinki i św. Mikołaj

Dzisiaj przed Oknem Papieskim w Krakowie, uroczyście rozświetlono choinkę. W Krakowie ta stosunkowo nowa tradycja, powstała dzięki inicjatywie kard. Stanisława Dziwisza, sięga 2007 roku, ale nawiązuje do choinki z Watykanu, gdzie od 1982 r. – z inicjatywy św. Jana Pawła II – bożonarodzeniowe drzewko ustawiano na placu św. Piotra, obok szopki. Papież zwykł wieczorem podchodzić do okna, żeby popatrzeć na tę choinkę i sprawdzić, czy ludzie przychodzą do stojącego pod nią żłóbka. Tegoroczne drzewko ustawione przy Franciszkańskiej 3, to jodła pospolita, która ma około 45 lat i mierzy 12 metrów wysokości. Podczas tego wydarzenia było wiele występów artystycznych, rozdawano mikołajkowe czapeczki i gałązki choinki, a na koniec, po uroczystym zaświeceniu światełek na choince przez metropolitę krakowskiego, ks. abp. Marka Jędraszewskiego, Święty Mikołaj, rękami swoich pomocników, rozdawał dzieciom prezenty /solidne woreczki ze słodyczami/. Dla mojej prywatnej rachuby: było to w tym roku 6-te spotkanie Patryczka ze św. Mikołajem ;-)

Poniżej - kilka zdjęć, na YT można zobaczyć mój filmik z tego wydarzenia: LINK.



niedziela, 15 grudnia 2024

81 wizyta w Polsce /3/: 5-te spotkanie ze św. Mikołajem

Po 4-tych urodzinach Patryczka, świętowanych po raz 4-ty, czas na z kolei 5-te w tym roku spotkanie ze Świętym Mikołajem. Pojechaliśmy do Angeliki i Łukasza, gdzie Święty Mikołaj przybył z prezentami do Oliwi, Dawidka i Patryczka ;-)

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z odwiedzin św. Mikołąja można zobaczyć na YT: LINK.


sobota, 14 grudnia 2024

81 wizyta w Polsce /2/: 4-te urodziny Patryczka, po raz 4-ty

Dzisiaj świętowaliśmy 4-te urodziny Patryczka - po raz 4-ty. Pierwsz raz Patryczek świętował swoje urodziny w irlandzkim przedszkolu, drugi raz - w domu, trzeci raz - na sali zabaw w Kool Kidz Korner. Przyszedł czas na czwarty raz, tym razem już w Polsce, w krakowskim Bistro Łobzów, gdzie oczywiście mają spory pokój do zabaw dla dzieci.

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z tych urodzin można zobaczyć na YT: LINK.




piątek, 13 grudnia 2024

81 wizyta w Polsce /1/: przez Dublin do Krakowa

Znowu jesteśmy w Polsce. Zastanawialiśmy się, czy przylatywać w tym roku na Święta, czy nie, ale nie ukrywam że teraz układany sobie życie głównie pod kątem Patryczka, no i - od 20 grudnia do 6 stycznia jego przedszkole będzie nieczynne. Skoro tak, to zdecydowaliśmy, dopóki mamy jeszcze taką możliwość, że polecimy do kRAJu. Polecieliśmy nieco wcześniej i wrócimy nieco później, głównie przez ceny biletów, które w okresie świątecznym są naprawdę wysokie.

Polecieliśmy tym razem standardowo: czyli z Dublina do Krakowa. Podróż bez problemu, jedynie w Krakowie spora kolejka do odprawy paszportowej. Z tego co zauważyłem, bramki do automatycznej odprawy przepuszczały co 2-3 osobę, czyli z musiały działać wadliwie, otwarte standardowo 2 okienka, a ludzi sporo, bo się nałożyły przyloty. Ale na tym lotnisku to już taki standard - jeszcze się chyba nie zdarzyło, żeby wszystko było tak, jak być powinno.

czwartek, 12 grudnia 2024

Przysłowia emigranta

Na początku listopada b.r., spaliła się w Cork pralnia. Jak do tego doszło, nie wiem, na szczęście nikt nie ucierpiał. W sumie nic nadzwyczajnego, nieszczęścia przecież chodzą po ludziach a często i po biznesach przez nich prowadzonych. Może trochę dziwne, że pożar wybuchł w pralni, a nie w fabryce papieru czy sztucznych kwiatów, co byłoby bardziej naturalne, ale kto w takiej pralni pracował, ten się niczemu nie dziwi. Tak się akurat składa, że ja - pracowałem, i to konkretnie w tej, która poszła z dymem. Co prawda było to pięć lat temu i ledwie przez kilka miesięcy, ale zawsze.

Jak to mówi jedno z przysłów emigranta, "za granicą jest zasada taka, że nigdy nie pracuj dla Polaka". Akurat w tej pracy, chcąc nie chcąc, musiałem tę zasadę złamać, bo moim przełożonym był właśnie Polak. Zresztą jego zastępcą też był nasz Rodak. Nie wchodząc w szczegóły, muszę przyznać, że przysłowia naprawdę są mądrością Narodu. Nie twierdzę, że było tam jakoś bardzo źle, bo gdyby było, to bym się natychmiast odwrócił na pięcie i opuścił lokal, ale w każdym innym miejscu naszej Zielonej Wyspy, pracowało mi się lepiej. Tam była ciężka praca za minimalną płacę, za to z wyśrubowaną normą. Brak tego irlandzkiego luzu, który z kolei był na drugiej zmianie, którą nie zarządzali nasi Rodacy. Tak to, niestety, zapamiętałem.

Swoją drogą, była to najcięższa praca, jaką tutaj wykonywałem. Nie w fabryce tej czy innej, nawet nie na budowie jednej lub drugiej, ale właśnie w tej pralni. Druga dekada XXI wieku, teoretycznie większość czynności została już zmechanizowana i zautomatyzowana, a jednak nadal jest to ciężka praca, nawet dla mężczyzny. Stąd i pralnie sióstr Magdalenek, z pewnością nie przypominały sanatorium, co wynikało to z samego charakteru pracy. No cóż, każdy chciał chodzić czysto odziany, więc ktoś też to musiał robić. Dzisiaj mamy pralki w domu, ale pralnie nadal funkcjonują. Najczęściej pierze się w nich ubrania robocze pracowników wielu firm, od hoteli, przez fabryki, warsztaty samochodowe, szpitale, po rzeźnie. I nadal praca w nich jest po prostu ciężka. Tym bardziej, gdy za przełożonych ma się własnych Rodaków.

Abstrahując od tej konkretnej pralni, coś w tym jest, że Polacy za granicą są wspaniałymi kompanami w pracy /nie zawsze i nie wszyscy, rzecz jasna/, ale mieć ich nad sobą, to już naprawdę trzeba źle wylosować. Skąd taka determinacja i parcie na osiągnięcie wyników, często kosztem zdrowia, fizycznego i psychicznego, swoich podwładnych? Żeby irlandzki pan pochwalił, poklepał po ramieniu i dzisiejszy rekord uczynił jutrzejszą normą? Co siejesz, to i zbierać będziesz, dzisiaj kosztem własnych Rodaków zjesz resztki z pańskiego stołu, a jutro spłonie ta twoja przysłowiowa pralnia, i gdzie pójdziesz? Dlatego jeżeli nie wiesz, jak się zachować, to na wszelki wypadek zachowuj się porządnie i nie rób drugiemu, co tobie niemiłe.

Skoro o przysłowiach emigrantów mowa, to te najbardziej znane mówi, że "jeżeli Polak za granicą ci nie zaszkodził, to już ci pomógł". Tutaj można całą epopeję napisać, a nie tylko skromny felietonik. Chyba każdy z nas natknął się tutaj na taką szumowinę, do której wyciągnęło się pomocną dłoń, uratowało przed sporymi problemami, podzieliło się dachem nad głową, a w zamian taki owaki obrobił wam cztery litery, gdzieś tam przed polskim sklepem? Pół biedy jeszcze, gdy tylko plotki rozsiewa, gorzej, gdy zaczyna szczuć na ciebie w pracy, dotykać twoją rodzinę, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci.

Co to się z ludźmi wyprawia, naprawdę nie wiem. Zamiast czuć wdzięczność i poranny pacierz zaczynać od podziękowania Stwórcy, że postawił na jego drodze swojego wybawiciela, który mu załatwił pracę, mieszkanie, pożyczył pieniądze, czy choćby pomógł w tej, czy innej urzędowej sprawie, to gdy tylko z waszą pomocą stanie na nogi, od razu zaczyna wypierać ten fakt, lekceważąco stwierdzając, że sam też dałby sobie radę, a często jeszcze zaczyna nastawać przeciwko wam.

Z drugiej strony, czy to dzieje się tylko na emigracji? Absolutnie nie, w Polsce też się takie indywidua trafiają. Przecież najlepszym sposobem na to, jak stracić znajomego, jest pożyczyć mu pieniądze. Im większa suma, tym większe prawdopodobieństwo, że szybciej zniknie z naszego życia. Tyle że tutaj mamy już do czynienia ze zwykłym złodziejem, któremu gen oszustwa aktywowała nasza pożyczka.

W kRAJU takie sytuacje są o tyle rzadsze, bo ludzie mają jednak oparcie w rodzinie, są umiejscowieni w jakimś środowisku, które ich zna, wreszcie mogą korzystać z usług lekarza, nawet na NFZ, który przepisze odpowiednie pigułki, hamujące niestabilne zachowanie. Wyjeżdżając za granicę, nagle to tracą, a tym samym puszczają hamulce. Skoro nie ma znajomych ani rodziny, skoro do pewnego stopnia jest się anonimowym, hulaj dusza. Dochodzą problemy z pigułkami, bo kolejki do specjalistów długie a wizyty drogie. Do tego każdy z nas, z niżej podpisanym włącznie, ma tendencję do zawyżania własnej wartości, tym samym traktując przysługę wyświadczoną przez bliźniego, za coś oczywistego i należnego. Ba, niektórzy mają ego niesamowicie wystrzelone w kosmos, uważając, że wręcz łaskę robią, pozwalając sobie uratować wspomniane cztery litery.

Kiedyś już o tym pisałem, ale powtórzę raz jeszcze: życie na emigracji ma odmienne prawa niż życie w swojej ojczyźnie. Świetnie ujął to Piotr Czerwiński w swoim genialnym "Przebiegum Życiae", wydanej już w 2009 roku książce będącej obrazem najnowszej unijnej polskiej emigracji w Irlandii: "I tell you, emigracja to jak skok na główkę do zimnej wody. Drzesz się jak noworodek, marzniesz jak mrożonka i rodzisz się–umierasz–rodzisz się–umierasz dwadzieścia razy. (…) I zaciskasz oczy i pięści, tak mocno, że boli cię głowa, like jakby miała eksplodować. I desperacko próbujesz utrzymać się na powierzchni, więc machasz rękami jak najęty, kinda spalając pięćset milionów kalorii na sekundę. Jest szansa, że nie pójdziesz na dno i że w końcu zrobi się cieplej; ale nigdy nie wiadomo. (…) A ludzie naokoło kinda mają cię w dupie, bo albo czują się już dobrze w tej zimnej wodzie, albo krzyczą i zmagają się tak samo jak ty, a ty wiesz, co to znaczy zbliżyć się do kogoś, kto tonie. I tell you, kina po stokroć pierdolisty fun, emigracja".

Tak właśnie jest, przynajmniej na początku. Dlatego, jeżeli wtedy ktoś podaje ci rękę i wyciąga cię z tej zimnej wody, to wiedz, że zrobił dla ciebie coś, czego zazwyczaj nie robi się tutaj na co dzień. Tutaj każdy taki gest jest podniesiony do potęgi, tym bardziej że wielu naszych Rodaków wyznaje zasadę, że współziomkom nie ma co pomagać, ale można na nich zarobić, szczególnie gdy są w podbramkowej sytuacji życiowej. Dlatego czasami warto uderzyć się w pierś i powiedzieć: tak, gdyby nie tamten facet, wylądowałbym na ulicy, gdyby nie tamta dziewczyna, nie miałbym pracy. Nie ma co tego bagatelizować i stroić się w piórka, że sam dałbyś sobie radę. Nie dałbyś, skoro potrzebowałeś pomocy, względnie zajęłoby ci to znacznie więcej czasu i środków, których zapewne wtedy nie miałeś. Przecież nawet śpiąc na ulicy, możesz przetrwać tylko dzięki pomocy innych.

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku, życzę Państwu napotkania na swojej drodze wyłącznie życzliwych i wdzięcznych ludzi. Czy to na emigracji, czy na Ojczyzny łonie...

poniedziałek, 9 grudnia 2024

121 Warsztaty z My Little Craft World

My Little Craft World ponownie zaprosiło wszystkie dzieci i młodzież na specjalne warsztaty świąteczne, które miały miejsce w Polskiej Szkole w Cork, ale tym razem w niedzielę, .

Dzieci poznały polskie świąteczne tradycje i zwyczaje, oraz wykonały ozdoby świąteczne.

/Powyżej: uczestnicy zajęć świątecznych/

niedziela, 8 grudnia 2024

Polish Christmas Village w Waterford 2024

Jak praktycznie co roku, wybraliśmy się do Waterford, do Polskiej Wioski Bożonarodzeniowej. Polish Christmas Village jest częścią zimowego festiwalu Winterval. Sama Polska Wioska Bożonarodzeniowa to miejsce, gdzie polscy artyści i rękodzielnicy mogą zaprezentować /i oczywiście sprzedać/ swoje prace. Jak co roku można tam kupić m.in. miód z pasieki mojego Taty oraz przygotowane przez Agnieszkę świeczki z wosku pszczelego. 

W tym roku szczególnie wspominamy Iwę Wiśniewską, która była jedną z organizatorek tej Wioski, a która przedwcześnie odeszła w lipcu b.r.

Poniżej - kilka zdjęć, na YT można zobaczyć mój filmik z tego naszego wyjazdu: LINK.


sobota, 7 grudnia 2024

Kiermasz, kolędy i Moto-Mikołaje

W dniach 7-8 grudnia b.r. w Polskiej Szkole w Cork miał miejsce świąteczny kiermasz /na którym swoje stoisko miała również Agnieszka/ oraz koncert kolęd. Przybyli też Moto-Mikołaje, którzy rozdali dzieciom prezenty. To już, żeby nie stracić rachuby, 4 spotkanie Patryczka w tym roku ze św. Mikołajem ;-)

Poniżej - kilka zdjęć, można też zobaczyć na YT mój filmik z tego wydarzenia: LINK.



piątek, 6 grudnia 2024

Worek prezentów pod poduszką

Dzisiaj są Mikołajki, więc Patryczka odwiedził św. Mikołaj i zostawił mu pod poduszką spory worek prezentów ;-) Zapraszam na krótki filmik na YT: LINK.

/Powyżej: Patryczek z prezentami/

wtorek, 3 grudnia 2024

Spotkanie ze św. Mikołajem - w przedszkolu

Dzisiaj Patryczek był ze swoim przedszkolem na wycieczce autokarowej - do św. Mikołaja. Tak naprawdę, to przejechali raptem może z 200-300 metrów, do kawiarenki The Garden Cafe, gdzie znajduje się opisywana kiedyś przeze mnie "Ławeczka pana Antoniego". Tam właśnie czekał na nich św. Mikołaj ;-) To już drugie spotkanie w tym roku Patryczka z tym świętym, wcześniej spotkał się z nim jeszcze w listopadzie podczas Santa's SuperShow. W zeszłym roku tych spotkań było w sumie sześć, zobaczymy, czy w tym roku będzie więcej ;-)

/Powyżej: Patryczek ze św. Mikołajem/ 

piątek, 29 listopada 2024

Wybory do Dail Eireann

Dzisiaj w Irlandii odbyły się wybory do Dail Eireann, niższej izby parlamentu. Wybory tutaj są zawsze w piątki, a system wyborczy oparty jest na zasadzie reprezentacji proporcjonalnej z jednym głosem przenoszalnym, co uważane jest za jedną z najsprawiedliwszych metod liczenia głosów w wyborach, ale jednocześnie jedną z najbardziej skomplikowanych.

/Powyżej: głosujemy w irlandzkich wyborach/

poniedziałek, 25 listopada 2024

Pożegnanie ks. Kamila

Wczoraj odbyła się impreza pożegnalna naszego polskiego duszpasterza w Cork, ks. Kamila z Duszpasterstwa Polskiego w Cork, który po 7 latach posługi, z powodów zdrowotnych musi wrócić do Polski. Na spotkaniu był również obecny ks. Piotr, który wraz z wiernymi, organizował w Cork działalność polskiego duszpasterstwa.

Poniżej - kilka zdjęć, filmik autorstwa Agnieszki z tego spotkania można zobaczyć na moim kanale na YT: LINK.




sobota, 23 listopada 2024

Santa's SuperShow w Cork

Mikołajki czas zacząć, chociaż dopiero mamy listopad. Nie wiem ile razy w tym roku Patryczek "zaliczy" spotkań ze św. Mikołajem, /w zeszłym było ich 6 ;-)/, ale dzisiaj byliśmy na pierwszym. Wybraliśmy się do hali sportowej Neptun, na swego rodzaju widowisko muzyczno - taneczne dla dzieci. Dzieci mogły m.in. śpiewać razem z głównymi bohaterami: reniferem Rudolfem Czerwononosym, Bałwanem Frosty, Elfem i Świętym Mikołajem, przy wielu świątecznych klasykach. Wcześniej można było sobie zrobić zdjęcie ze św. Mikołajem, a właściwie - krasnoludem, który się pod niego podszywał. 

Patryczkowi się podobało, ale chyba był trochę rozczarowany, bo liczył na prezenty jakie umieścił w swoim liście /motocykl i strój policjanta/, a dostał tak jak wszystkie dzieci, tylko cukierka. No cóż, jeszcze wiele rozczarowań przed nim... ;-)

Poniżej: kilka zdjęć, filmik z tego wydarzenia można zobaczyć na moim YT /od 1 minuty/: LINK.


piątek, 22 listopada 2024

Narodowy Dzień Piżamy

Dzisiaj w przedszkolu Patryczka obchodzono National Pyjama Day, Narodowy Dzień Piżamy. Tego dnia dzieci przychodzą w piżamach, oraz składa się drobne datki na cele charytatywne. 

Za internetem, z kilku źródeł: "Narodowy Dzień Piżamy Early Childhood Ireland to największa jednodniowa impreza charytatywna, organizowana przez sektor Early Years i School Age Care w Irlandii. Dlaczego piżama? - ponieważ to standardowe ubranie chorych dzieci. W tym roku przypada 21. rocznica Narodowego Dnia Piżamy i jesteśmy dumni, że do tej pory zebraliśmy ponad 4,3 mln euro na projekty i organizacje charytatywne wspierające dzieci. Ponad 65 000 dzieci w 1300 placówkach na terenie całej Irlandii bierze udział w akcji każdego roku, zbierając fundusze na wsparcie ważnych projektów i organizacji charytatywnych wspierających dzieci".

/Powyżej: Patryczek w piżamie i szlafroczku, gotowy do wyjścia do przedszkola. Oczywiście, na to wszystko założył jeszcze kurtkę i czapkę ;-)/

sobota, 16 listopada 2024

119 i 120 Warsztaty z My Little Craft World

W sobotę, 16 listopada b.r., My Little Craft World /a więc Agnieszka i ja ;-)/ zaprosiło wszystkie dzieci na kolejne warsztaty kreatywne, które odbyły się w Polskiej Szkole w Cork. Tym razem jednego dnia obyły się dwa zajęcia: patriotyczne i bożonarodzeniowe. Na tych pierwszych dzieci poznały sylwetkę Józefa Piłsudskiego, jego biografię i rolę jaką odegrał w odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Mali artyści ozdobili wycięte z drewna podobizny orła białego, oraz dzieci z polską flagą. Na koniec zajęć, każdy z uczestników otrzymał książeczkę z serii Klub Małego Patrioty. Z kolei na warsztatach bożonarodzeniowych, dzieci wykonały swoją bombkę na choinkę. Oczywiście, Patryczek jak zwykle również brał udział w zajęciach ;-) Na YT można zobaczyć filmik z tych zajęć: LINK.

Poniżej uczestnicy zajęć patriotycznych i bożonarodzeniowych:


piątek, 15 listopada 2024

Lekcje capoeiry

Zapisaliśmy Patryczka na lekcje capoeiry, brazylijskiej sztuki walki. Chcieliśmy go zapisać na jiu-jitsu, którego sala treningowa jest niedaleko naszego domu, ale przyjmują tam dzieci dopiero od 5,5 roku życia. Natomiast na tę capoeirę, minimalny wiek to ledwie 3 lata. Chcemy żeby chodził na jakieś zajęcia sportowe, wiadomo że w tym wieku nie będą to żadne techniki walki, tylko bardziej zabawa i ćwiczenia ogólnorozwojowe. Oprócz sportu, chcemy żeby też miał kontakt z innymi dziećmi, poza przedszkolem, a tym samym jak najszybciej opanował język. Zajęcia są 2 razy w tygodniu po pół godziny. Byliśmy już kilka razu, Patryczkowi się podoba ;-)

/Powyżej: Patryczek ze swoją Nauczycielką/

niedziela, 10 listopada 2024

Irlandia: to nie jest kraj dla małych dzieci

Przez ostatnie dwa lata, z powodu ważnych dla nas spraw rodzinnych, zdecydowaną większość czasu spędziliśmy z żoną w Polsce. Zamieszkaliśmy w Krakowie, tam też mieszkaliśmy przed wyjazdem do Irlandii. Do krakowskiego przedszkola poszedł nasz syn, Patryk. Niespełna miesiąc temu wróciliśmy na Zieloną Wyspę, próbując z powrotem wtopić się w irlandzką rzeczywistość. Idzie nam to, nie ukrywam, z oporami. 

Kiedy dwadzieścia lat temu opuszczaliśmy kRAJ, Polska, rządzona wtedy przez lewicową koalicję SLD-UP, była obrazem nędzy i rozpaczy. Pracy nie było, a w takim Krakowie, z wyłączeniem może ściśle turystycznych miejsc, można było śmiało kręcić filmy wojenne, bez konieczności kosztownej scenografii. Urzędnicy chamscy, na osiedlach mnóstwo patologii, policja jak zwykle bezradna. Irlandia, w porównaniu z Polską AD 2004, to była zupełnie inna jakość: mili, uśmiechnięci ludzie, przyjaźni i pomocni urzędnicy, sporo ofert pracy za dobre wynagrodzenie, tanie mieszkania. I przede wszystkim: poczucie wolności. Wiedziałeś, że jeżeli nie robisz nic złego, to nic ci nie grozi. W Polsce można było wtedy wpaść w tarapaty dosłownie "za niewinność", tutaj mogłeś na oczach policjanta przechodzić na czerwonym świetle, czy nawet pić piwo na ławce. Wiem, że to drobnostki, ale z takich drobnostek składa się w końcu całe życie.

Minęło dwadzieścia lat, rządy lewicy odeszły w niepamięć. Szkoda, że wyborcy mają pamięć złotej rybki, wskutek czego co niektórzy towarzysze z tamtych lat, ciągle są przy władzy, zamiast zniknąć w odmęcie historii, wcześniej jednak odbywając długoletnie kary więzienia, za biedę i poniżenie, które zgotowali Rodakom. Przez te dwadzieścia lat, sporo się zmieniło w Polsce, za to niewiele zmieniło się w Irlandii, a jeżeli już, to na gorsze.

Polska dokonała naprawdę olbrzymiego skoku naprzód. Zniknęły obskurne dworce kolejowe i dziurawe drogi, urzędnicy nabrali nieco ogłady, nawet co niektórzy celnicy na lotniskach nauczyli się mówić "dzień dobry", chociaż jeszcze z mocnymi oporami im to idzie. Nagle okazało się, że jest praca, że nie można już na "śmieciówkach" płacić zdesperowanym ludziom po 3 złote na godzinę, że obywatele, mam wrażenie, odzyskali godność. Zniknęła patologia, chociaż złośliwi mówią, że to dlatego, że wyjechała na Wyspy. Jedynie policja jak była bezradna, tak bezradna jest nadal, skupiając swoją aktywność na chowaniu się po krzakach i wyłapywaniu tych, którzy na prostej drodze o świetnej widoczności pojechali odrobinę za szybko. Za to, żeby ukrócić chociażby poczynania idiotów, stwarzających realne zagrożenia na drogach, to już z reguły ich nie ma.

Polska została gruntownie odremontowana, mentalność społeczeństwa zaczęła się powoli zmieniać. Mam wrażenie, że w tym samym czasie Irlandia pozostała taka, jaka była, a autochtoni, chociaż nadal mili i uśmiechnięci, nie są już tak przyjaźnie nastawieni, jak te dwadzieścia lat temu. Piszę to jednocześnie z dumą i żalem. Dumą, że nasza Ojczyzna, chociaż jest oczywiście nadal kolonią gospodarczą dla bogatszych państw Europy, tak bardzo się zmieniła, na lepsze. Żalem, że nasza Irlandia, która wielu z nas obrało sobie za dom, stanęła w miejscu. A jak wiadomo, kto stoi w miejscu, ten się tak naprawdę cofa.

Jak wspomniałem, posłaliśmy naszego Patryczka do krakowskiego przedszkola. Bezpłatnego, publicznego, mieszczącego się w sąsiednim bloku, na dość peryferyjnym osiedlu, na którym zamieszkaliśmy. Przedszkole nowe, czynne 11 godzin, z mnóstwem atrakcji i z możliwością wielu dodatkowych zajęć: od piłki nożnej, przez taniec po naukę judo. Do tego w każdym tygodniu, a to spotkanie z leśnikiem i spacer po lesie, a to pokaz pająków, a to poznawanie tajemnic z życia pszczół itd. Do tego wyjazdy do kina i teatru, jak i spektakle organizowane na miejscu. Oraz, co równie ważne: pełne i urozmaicone wyżywienie. Wiadomo, za te atrakcje i wyżywienie trzeba zapłacić, ale nie rujnowało to kieszeni.

Po powrocie do Cork, również tutaj zapisaliśmy Patryczka do przedszkola. Najpierw jednak pierwszy zgrzyt: mieliśmy problem z wyrobieniem mu ppsn /dla czytelników spoza Irlandii: to odpowiednik naszego peselu i nipu w jednym/. W formularzu trzeba było wpisać, w jakim celu chcemy uzyskać ppsn dla dziecka? Odpowiedzieliśmy, zgodnie z prawdą, że jest wymagany w przedszkolu, jak również w celu zagwarantowania opieki medycznej. Pan Urzędnik, który już w niczym nie przypominał swoich kolegów sprzed dwóch dekad, stwierdził, że da radę zapisać dziecko zarówno do przedszkola, jak i do lekarza, bez tego numeru, więc go nam nie wyda. Ręce mi opadły, pierwszy raz się z czymś takim spotkałem. Wcześniej wydawało mi się, że wyrobienie ppsn to będzie najprostszą z rzeczy, jaką musimy zrobić, a tutaj już na "dzień dobry" taka sytuacja. Na szczęście następnego dnia dostaliśmy stosowne listy, zarówno z przedszkola, jak i od naszej Pani Doktor, że ppsn jest niezbędny. Kiedy zaniosłem te pisma, Pan Urzędnik od razu zmienił zdanie, i chyba trochę spokorniał. Po kilku dniach dostaliśmy w końcu ten numer, bez którego człowiek tak naprawdę nie istnieje w tutejszym systemie.

Przedszkole znalazłem takie najbliżej domu, były jeszcze wolne miejsca /dopiero później się przekonałem, że miałem więcej szczęścia, niż rozumu/. Poszliśmy z żoną je obejrzeć, i - jakbyśmy cofnęli się w czasie. Głęboki PRL, warunki jak w Polsce, czterdzieści lat temu. Oczywiście, panie nauczycielki przesympatyczne, ale tutaj to oczywista oczywistość. Na marginesie przytoczę historyjkę, która mi się przytrafiła: jakieś pięć lat temu pracowałem przez kilka miesięcy w pewnej małej firmie. Na stołówce jedna z dziewcząt, Irlandka, miała drobną scysję z chłopakiem, bodajże Serbem. Nie zapomnę, jak oznajmiła mu: "tutaj jest Irlandia, i wszyscy mają być dla siebie mili. A jak ci się to nie podoba, to wracaj do swojego kraju!". Prawdę pisząc, to "wracaj" było wyrażone innym, znacznie bardziej dosadnym słowem, którego nie chcę przytaczać, bo w końcu nie jesteśmy na marszu feministek. Tak to działa, jesteś w Irlandii, wszyscy są mili, i ty też masz być miły. I w większości przypadków to się sprawdza, a przynajmniej sprawdzało do niedawna.

Wracając do tego przedszkola: blisko domu, ale tylko na trzy godziny i warunki takie sobie. Postanowiliśmy sprawdzić inne w okolicy, i tutaj właśnie przekonałem się, o tym moim sporym szczęściu i małym rozumie. Wszystkie miejsca absolutnie zajęte, w tych lepszych nawet na 2-3 lata do przodu. Co prawda znajomi ostrzegali nas, że dostać tutaj miejsce w przedszkolu jest rzeczą trudną i matki zapisują dzieci, gdy te jeszcze są w ich łonie, ale nie do końca zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Owszem, mieszkamy tutaj od dwudziestu lat, ale pewne tematy nie były nam znane, ot co.

Nie zrozumcie mnie źle: są w Irlandii przedszkola otwarte dłużej, ale po pierwsze pobyt w nich kosztuje tyle, że stawia pod znakiem zapytania sens pracy rodzica, po drugie, zapisać do nich dziecko trzeba ze sporym wyprzedzeniem. Niemniej o takich fanaberiach, jak bezpłatne przedszkole czynne od 7:00 do 18:00, jak to mieliśmy w Krakowie, można zapomnieć. Te trzy bezpłatne godziny, do których każde dziecko ma prawo, wynika z tzw. ECCE, programu bezpłatnej opieki i edukacji przedszkolnej, która obejmuje dzieci do dwóch lat przed rozpoczęciem szkoły podstawowej. Później, gdy dziecko już pójdzie do szkoły, powinno być nieco lepiej, bo są organizowane miejsca, gdzie uczeń może przyjść przed szkołą czy zostać po szkole, jeżeli rodzice w tym czasie pracują, ale też nie jest z tym wcale tak różowo. Niemniej okres przedszkolny, to droga przez mękę. 

Zaczynam się zastanawiać, czy to jest dobry kraj dla ludzi z dziećmi? Owszem, nie najgorzej się tu żyje samemu, jeszcze lepiej w parze, ale gdy pojawiają się dzieci, ludzie muszą się naprawdę nagimnastykować, żeby sprostać temu wyzwaniu. Pytaliśmy znajomych, jak sobie dawali czy nadal dają radę? Jedni ściągali z Polski babcie, drudzy oddawali swoją wypłatę opiekunkom do dzieci, jeszcze inni zwalniali się niemal codziennie z pracy 2-3 godziny wcześniej lub przychodzili później, za co oczywiście nikt im nie zapłacił, żeby zawieźć lub odebrać swoją latorośl. Co rodzina, to inna historia, chociaż najczęściej był to system łączony: babcia + opiekunka + bezpłatny urlop. Byli też tacy, którzy próbowali to pogodzić, pracując na różne zmiany. Tyle tylko, że wtedy praktycznie się nie widzieli, i kilka takich związków po prostu nie przetrwało, być może z tego właśnie powodu.

Kolejna drobna, ale jak istotna rzecz: dowiedziałem się, że kilka razy w roku potrafią zamknąć te przedszkola nawet na tydzień, albo i dłużej. Pierwszy raz się z tym zetknąłem w "moim" przedszkolu już w okresie Halloween: obchodzą je tak hucznie, że zamykają na tydzień, na przełomie października/listopada. Co wtedy z dziećmi, z kim zostaną w domu? W sumie te trzy godziny dziennie to i tak ledwie starcza na drobne zakupy, szybkie porządki i może ugotowanie obiadu. O pracy - można zapomnieć. Chyba że jest babcia. Babcia to skarb Proszę Państwa, na wagę złota, wyrażoną w euro.

Dalej: takie proste rzeczy, jak place zabaw. Wcześniej ich w ogóle nie zauważałem, teraz jest to dla mnie najważniejsze miejsce w każdej okolicy. W Krakowie, na jak wspomniałem peryferyjnym osiedlu, nieopodal bloku miałem dwa do wyboru: jeden tuż za rogiem, drugi w odległości 5-minutowego spacerku. W Corku, który jest swego rodzaju odpowiednikiem Krakowa w Irlandii, najbliższe mam oddalone o 20 minut marszu i to ostro pod górkę. Oczywiście, w drugą stronę jest z górki, ale to też żadna frajda.

No nic, nie my pierwsi mamy dziecko w Irlandii, dali sobie radę Rodacy przed nami, damy radę i my. Chociaż prawdę pisząc, zdumiony jestem, że ten system tak działa, myślałem, że pod tym kątem jest znacznie lepiej, tym bardziej że Irlandczycy raczej są znani z wielodzietnych rodzin.

A Patryczek? Na razie zadowolony, do przedszkola chętnie chodzi, zaczyna posługiwać się angielskimi słówkami, chociaż ledwie zaczął płynnie mówić po polsku. Dziecko języki obce chłonie jak gąbka, warto, żeby wykorzystał ten czas. Jednocześnie wieczorami odrabia "zadania", jakie ma w książeczce z polskiego przedszkola, żeby nie odstawał od swoich rówieśników w kRAJu, bo sami jeszcze nie wiemy, gdzie rzuci nas Los.

I z takiego rozstaju życiowych dróg, serdecznie Państwa pozdrawiam, życząc udanych wyborów. Tych życiowych, przede wszystkim.

środa, 6 listopada 2024

Killarney Pumpkin Farm

Wybraliśmy się do Killarney Pumpkin Farm, farmę dyń nieopodal Killarney. Był labirynt z kukurydzy, chatka czarownicy, zabawy z wodą, zjeżdżalnia wykonana z dwóch rur przemysłowych, itp., itd. Generalnie: było ciekawie i mocno halloweenowo, ale Patryczkowi bardzo się podobało ;-) Dla porównania - zapraszam do obejrzenia moich wpisów z farmy dyń w Modlnicy: LINK.

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z farmy można zobaczyć na moim YT: LINK.