czwartek, 27 sierpnia 2020

Rosslare Europort

W hrabstwie Wexford znajduje się m.in. Rosslare Europort, nowoczesny port morski. Położony na południowo - wschodnim krańcu Irlandii obsługuje promy pasażerskie i towarowe. To tutaj, 3 czerwca 2004 roku po raz pierwszy postawiłem stopę na irlandzkiej ziemi ;-)

/Powyżej:  Rosslare Europort/

środa, 26 sierpnia 2020

Tacumshane Windmill

W leżącej w hrabstwie Wexford wiosce Tacumshane znajduje się wiatrak, Tacumshane Windmill. Młyn został zbudowany w 1846 roku przez Nicolasa Morana i był używany do 1936 roku. Posiada rzadko spotykaną obrotową kopułę, pokrytą słomą. W 1891 roku wzdłuż południowego wybrzeża Wexford pracowało 13 napędzanych wiatrem młynów, do czasów nam współczesnych pozostał tam tylko ten jeden. W 1952 r. przeprowadzono w nim remont generalny i wiatrak uznano za pomnik narodowy. Jak widać na zdjęciu, mieliśmy to "szczęście" trafić na kolejny generalny remont ;-)

/Powyżej: Tacumshane Windmill/

wtorek, 25 sierpnia 2020

Our Lady's Island

W niewielkiej wiosce Lady's Island w hrabstwie Wexford znajdują się ruiny najstarszego, pochodzącego z VI wieku, sanktuarium maryjnego w Irlandii. Znane jako Our Lady's Island i leżące nad jeziorem Lady's Island Lake jest drugim, po Knock, najpopularniejszym miejscem pielgrzymkowym na Zielonej Wyspie. Samo jezioro jest technicznie rzecz biorąc laguną, przez co jego wody posiadają zmienny stopień zasolenia. Przed sanktuarium znajdują się również ruiny wieży. Wybudowana na grząskim, niestabilnym gruncie, jest obecnie przechylona pod znacznym kątem a Irlandczycy, mistrzowie turystycznego marketingu, reklamują ją jako "bardziej krzywą od Krzywej Wieży w Pizie" ;-)

Poniżej - kilka zdjęć:





poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Rathmacknee Castle

Leżący ok. 6,5 km od Wexford Rathmacknee Castle to ruiny typowego średniowiecznego irlandzkiego zamku. Jego właściciele, rodzina Rosseter /znane też są inne pisownie tego nazwiska/ pozostali katolikami po Reformacji ale zadeklarowali wierność brytyjskiej monarchii, dzięki czemu zachowali rodowy zamek i ziemie. Dopiero potomek rodu, pułkownik Thomas Rosseter wziął udział w irlandzkiej wojnie konfederackiej, za co po zwycięstwie wojsk Olivera Cromwellowa cały ród dotknęły represje a zamek i cała posiadłość należąca do Rosseterów zostały skonfiskowane. Zamek pozostawał zamieszkały do lat 60-tych XVIII wieku. Ostatni remont miał miejsce jeszcze w XIX wieku. Nieopodal zamku znajdują zamieszkałe domy, stąd suszące tuż przy jego murach pranie ;-)

Poniżej - Rathmacknee Castle:


niedziela, 23 sierpnia 2020

Wexford

Ubiegły weekend spędziliśmy w Wexford, niewielkim portowym miasteczku leżącym na południowo - wschodnim krańcu Irlandii.  Na YT można zobaczyć filmik z naszej wycieczki: LINK a na FB - galerię zdjęć: LINK.

Założone przez Wikingów około 800 roku naszej ery, przez kolejne 300 lat Wexford było to ich państwem-miastem, praktycznie niepodległym. Dopiero w 1169 roku Dermot MacMurrough, król Leinster zdołał narzucić im swoją zwierzchność.


Po krucjatach do Wexford przybyli templariusze. Do chwili obecnej ich nazwa jest uwieczniona na dziedzińcu starej kaplicy templariuszy na cmentarzu St. John's, przy Upper St. John's Street.

Wexford zapewniło silne poparcie dla konfederackiej Irlandii w latach czterdziestych XVII wieku. W porcie stacjonowała flota konfederackich korsarzy, składająca się z marynarzy z Flandrii i Hiszpanii oraz miejscowych mężczyzn. Ich statki dokonywały nalotów na statki angielskie, przekazując część dochodów rządowi Konfederacji w Kilkenny. W odwecie, podczas Cromwellowskiego podboju Irlandii, w 1649 roku Wexford zostało splądrowane, wielu jego mieszkańców zginęło a znaczna część miasta została spalona.


Ponownie w 1798 roku Wexford stało się centrum buntu przeciwko brytyjskim rządom. Opanowane przez rebeliantów, stało się miejscem masakry prawie 100 lokalnych lojalistów dokonanej przez United Irishmen, którzy zakłuli ich pikami na zbudowanym 3 lata wcześniej pierwszym moście Wexford Bridge /później w tym miejscu budowano jeszcze dwa razy kolejne mosty o tej nazwie/. Po stłumieniu buntu Anglicy w odwecie powiesili na tym moście wielu rebeliantów, następnie ścięli im głowy i tak okaleczone zwłoki wrzucili do rzeki.


W pierwszej połowie XX wieku znaczenie Wexford jako portu znacznie zmalało. Od 1968 roku dalsze pogłębianie kanału od ujścia portu do nabrzeży w celu przyjęcia większych statków stało się nieopłacalne, więc port został zamknięty. Obecnie nabrzeże jest wykorzystywane tylko przez łodzie rybackie i statki rekreacyjne. Wszystkie główne statki żeglugowe korzystają teraz z wybudowanego na początku XX wieku portu w Rosslare, leżącego ok. 20 km od Wexford. Jest to port głębinowy, na który nie mają wpływu pływy i prądy.

Z ciekawostek: w Wexford aż do XIX wieku używano dawnego dialektu języka angielskiego, znanego jako Yola. Według spisu z 2016 r. miasto liczyło 20188 mieszkańców.

niedziela, 16 sierpnia 2020

Wojna światów

W niedzielę, 16 sierpnia b.r. w TVP1 odbyła się uroczysta premiera filmu dokumentalnego Krzysztofa Talczewskiego i Mirosława Borka "Wojna Światów", który powstał w oparciu o zrekonstruowane filmy archiwalne z wojny polsko-sowieckiej a której setną rocznicę właśnie obchodzimy.

82 minutowy dokument to zbiór m.in. stuletnich filmów wyszukanych w archiwach na całym świecie, m.in. z Rosji, Francji, Wielkiej Brytanii, Czech, Węgier i USA. Mało tego, twórcy dotarli również do zarejestrowanych w latach 60-tych ub.w. dźwiękowych zapisów rozmów z uczestnikami tamtych wydarzeń.

Niesamowita jakość techniczna materiałów to efekt wytężonej pracy całego zespołu pracujących nad filmem, dzięki czemu zamiast czarno-białych skaczących niewyraźnych obrazów odtwarzanych w różnym tempie, mamy profesjonalny, kolorowy materiał który robi nie mniejsze wrażenie jak podobnie zrekonstruowane materiały umieszczone w filmach "Niepodległość" czy "Powstanie Warszawskie".

Koniecznie trzeba obejrzeć!

czwartek, 13 sierpnia 2020

Koszulki z Krakowa

Wczoraj Agnieszka wróciła z Polski, dzisiaj przymierzyliśmy "krakowskie" koszulki, które przywiozła. Jej - z trywialnym widoczkiem centrum, za to mój smok - wymiata ;-)

/Powyżej: nasze "krakowskie" koszulki/

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Zapiekanka z analogiem sera

Na kolację postanowiłem przyrządzić sobie świeżo zakupioną w Polonezie zapiekankę. Włączyłem piekarnik i rzuciłem okiem na opakowanie tegoż produktu, szukając informacji jak długo mam ją piec. Co prawda i tak nigdy tych podanych przez producenta czasów nie przestrzegam, ale - jakiś punkt odniesienia warto mieć: co innego gdy przewiduje się minut 30, co innego - gdy tylko 3. Dla zapiekanki było akurat 7. Ale zanim rozerwałem opakowanie zatrzymałem się na chwilę, bo podświadomość zarejestrowała coś nietypowego w składzie. Przyjrzałem się bliżej i znalazłem: był to, uwaga: "analog sera", zajmujący aż 8% składu tej zapiekanki.

Jak rozumiem, słowo "analog" użyto tutaj w rozumieniu "alternatywny produkt", czy wręcz wyrób seropodobny. W skład tegoż analogu weszły, cytując za etykietą: woda, tłuszcz palmowy, tłuszcz palmowy częściowo utwardzony, skrobia, białka mleka, sól, emulgatory (polifosforany, difosforany), aromat (zawiera mleko). Trzeba oddać honor, że dalej w składzie zapiekanki znalazł się i prawdziwy ser, ale już tylko w niemal śladowej ilości. Ot, taka kulinarna ciekawostka. A jak w smaku? Tak sobie, więcej /z tej firmy/ już raczej nie kupię.

/Powyżej: zapiekanka z analogiem sera/

niedziela, 9 sierpnia 2020

Nowy, wspaniały postpandemiczny świat

Pandemia koronawirusa zmieniła świat. Czy tylko na dziejową chwilę trwającą kilka miesięcy czy zmiany będą trwałe? Zobaczymy, w końcu mamy ten przywilej że przyszło nam żyć w ciekawych czasach. Niemniej pewne zmiany wprowadzone na czas epidemii, warto zachować na stałe.

Ot, weźmy pierwszy z brzegu przypominany nam na każdym kroku social distancing, czyli utrzymywanie fizycznego dystansu między ludźmi w celu zapobiegania rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Nie wiem czy dacie Państwo wiarę, ale w początkach epidemii kiedy poszliśmy z żoną na zakupy do pobliskiego Dunnes Stores, ochrona nawet nam kazała zachować 2-metrową odległość od siebie, nie zważając na tłumaczenia że jesteśmy małżeństwem. Porządek - musi być! Sam z natury jestem raczej introwertykiem, źle znoszę naruszanie mojego przestrzeni osobistej przez obce osoby, więc social distancing jest dla mnie czymś naprawdę świetnym. Wreszcie nikt nie trąca mnie wózkiem w podudzie w kolejce do sklepowej kasy i nie kaszle w kark siedząc za mną w autobusie. Naprawdę chciałbym żeby tak zostało.

Idąc dalej: mycie rąk, szczególnie po wizycie w toalecie. Jeżeli myślicie że wszyscy karnie robili to wcześniej to jesteście w mylnym błędzie, jak mawiała pani Zosia z "Czterdziestolatka". Przy czym swoje twierdzenie opieram tylko na tzw. obserwacji uczestniczącej w toaletach męskich, mając nadzieję że pań to nie dotyczy. Ba, trafiały się i takie orły które wręcz ostentacyjnie i z pogardą mijały tych, co to cierpliwie stali w kolejce do umywalki i suszarki. A zaraz później dotykali klamek, witali się z innymi osobami i sięgali po wspólne orzeszki w pubie. Teraz presja społeczna się zwiększyła i gdy w grę oprócz bakterii weszły też wirusy, szczególnie te z koroną, już niejeden taki zagorzały przeciwnik wody i mydła spotkał się ze słuszną reprymendą. Widziałem i słyszałem.

Pozostając w temacie higieny, weźmy takie pakowanie pojedynczych produktów spożywczych w sklepach. Skończyło się macanie czy wręcz podgryzanie bułek przez bezstresowo wychowywane pociechy i odkładanie ich /bułek, nie pociech/ na miejsce przez niewidzące żadnego problemu mamusie. Mniejsze mam też szanse że ktoś mi nakaszle i nakicha na drożdżówkę czy kremówkę. Tak, rozumiem że większa ilość opakowań to nic dobrego ale jeżeli już, to oszczędności szukałbym gdzie indziej. Ot choćby w zakładach mięsnych gdzie masa bezsensownie zużywanego plastiku jest chyba większa od masy ciał przerabianych tam zwierząt. 

Kolejna rzecz to mierzenie temperatury. Sam mam mierzoną codziennie zaraz po wejściu do firmy w której pracuję, gdy przechodzę pod czujnym okiem kamery termowizyjnej. Z tego co wiem, ochrona już kilka osób zawróciła do domu z powodu podwyższonej temperatury, sygnalizującej wyraźnie jakiś stan chorobowy. I bardzo dobrze. Pół biedy kiedy ktoś nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest chory. Niemniej w życiu zawodowym chyba każdy z nas spotkał takich pazernych idiotów, którzy wiedząc że są chorzy cali obsmarkani przychodzili do pracy, bezkarnie zarażając innych. A spróbuj zwrócić takiemu uwagę, szczególnie gdy pracuje na nadgodzinach za podwójną stawkę, to gotów ci śrubokrętem oczy wydłubać. Ile razy przez takie skrajnie egoistyczne persony, widzące tylko koniec swojego zasmarkanego nosa, sam kilka dni później musiałem brać wolne, rezygnując z tygodniówki za to kupując garść paracetamolu, który jak wiadomo jest tutaj lekiem na całe zło. Ale wiadomo - ich ból był lepszy niż mój.

Na koniec najbardziej chyba kontrowersyjna rzecz: maseczki. W błyskawicznie rozwijających się krajach azjatyckich od lat są normą, u nas dla dumnego sarmaty - to kaganiec który władza mu zakłada żeby za jego pomocą wszczepić chipa, czy jakoś tak. Oczywiście znam wszystkie tezy że maseczki powodują grzyba, raka i syfilis. Szkoda tylko że Azjaci o statystycznie ponad przeciętnym ilorazie inteligencji w porównaniu z resztą świata - jeszcze o tym nie wiedzą. Tak, ja wiem że w maseczce jest niewygodnie. Ba, wiem to jak mało kto bo sam przez 12-godzinną zmianę muszę taką nosić i to bez taryfy ulgowej w postaci wystającego nad nią nosa. W dodatku muszę w niej pracować fizycznie, bywa - że dość ciężko. Więc skoro ja, gruby facet koło 50-tki mogę w niej wytrzymać pracując fizycznie przez cały dzień, to i Ty możesz wytrwać te 15 minut w sklepie czy aż całe 3 godziny siedząc wygodnie w samolocie. 

Ale warto na to spojrzeć i z drugiej strony: mam wrażenie że od czasów wprowadzenia maseczek poziom estetyki w miejscach w których trzeba je nosić - wybitnie wzrósł. Sam uważam że gdybym nie był szczęśliwie żonaty, to z moją radiową urodą miałbym większe szanse u płci pięknej będąc w gustownej maseczce niż z moim zwykłym wyrazem twarzy. I golić się można rzadziej bo w końcu pod maseczką aż tak nie widać, przez co skóra odpocznie a włos nabiera miękkości. Same zalety. No dobrze, trochę błaznuję ale jednak fakty są takie, że w maseczce trudniej na kogoś nakasłać, szczególnie przy zachowanym social distancing, co jak dla mnie jest wybitnie na plus. I bez znaczenia czy wierzymy w pandemię koronawirusa czy nie, bo nadal istnieją inne grypopodobne wirusy które każdego roku skutecznie uziemiają w domu tysiące ludzi, oczywiście - oprócz wymienionych wcześniej aspołecznych person, które z gorączką i zasmarkani po pas muszą koniecznie przyjść na nadgodziny. O ile takich typków pracodawca może i powinien odesłać do domu, to już trudno wyprosić ze sklepu wyraźnie zakatarzonego klienta, przy czym katar byłby tutaj najmniejszym problemem. W tym przypadku obowiązkowe maseczki dla klientów pomogą chronić sklepowy /i nie tylko/ personel, który i tak na co dzień wchodzi wystarczającą ilość razy w interakcje z innymi ludźmi.

Na koniec kwestie podróży i wypoczynku. Problemy z przekraczaniem granic i ciągle obowiązkowe tu i ówdzie kwarantanny powodują że wiele osób zamiast zwiedzać obce kraje, zostawia pieniądze w swoim własnym, przy okazji lepiej go poznając. Jak to w połowie XIX wieku pisał Stanisław Jachowicz: "Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie. A boć nie śliczne te wioski liczne? Ten kraj kochany?...." Obojętnie czy mieszkamy w Irlandii czy na Ojczyzny łonie, nadal często właśnie sami nie wiemy, co posiadamy. I tu i tam są setki, jeżeli wręcz nie tysiące miejsc wartych zobaczenia, często życia może na to nie starczyć. To też powinno skłonić do refleksji czy może zamiast nabijać kabzę komuś w mniej lub bardziej egzotycznym państwie, najpierw warto sprawdzić co kraj w którym mieszkamy ma do zaoferowania? A nawet tutaj, zamiast zostawiać sporo gotówki w mniej lub bardziej ekskluzywnym hotelu, który teraz próbuje "na szybko" odrobić straty z powodu lockdownu a którego właściciele z reguły mieszkają w innej części świata, można lepiej dać zarobić kilka euro lokalnemu farmerowi, w zamian za zgodę na rozbicie namiotu na prowadzonym przez niego campingu? Świetna rzecz, szczególnie gdy w dobranym towarzystwie, bliżej natury a i social distancing łatwiej zachować.

Pandemia się skończy a pewne świeżo przyswojone zmiany zachowań być może powinny pozostać. Oczywiście najważniejszym jest nie popadanie w skrajności i we wszystkim trzeba zachować umiar - jak twierdził Hipokrates, ojciec współczesnej medycyny. 

Czego Państwu i sobie życzę.

piątek, 7 sierpnia 2020

Paisley, kieliszek do degustacji whisky

Przywiozłem z Polski zamówiony wcześniej kieliszek do whisky, wykonany z ręcznie formowanego szkła, z pokrywką. Piękna i wyjątkowa rzecz.

Z opisu producenta, Tomasza Milera: "Kieliszek Paisley by Miler Spirits to nasza interpretacja najbardziej klasycznej wersji kieliszka tulipanowego z przewężeniem na górze czarki. Gdybyś miał być właścicielem tylko jednego kieliszka do whisky, to właśnie on. Doskonale amplifikuje aromat wszystkich alkoholi leżakowanych. Czarka jest także wystarczająco mała żeby pozwolić “zbliżyć się” do mniej lotnych starszych whisky, które potrafią zaprezentować degustującym swoją niezwykle urokliwą złożoność. Do każdego kieliszka dołączona jest pokrywka. (...) W procesie ręcznego produkowania, kieliszki tworzone są pojedynczo. Wysoka - ale nie perfekcyjna - precyzja sprawia, że każdy kieliszek jest inny i absolutnie wyjątkowy."

/Powyżej: Paisley i jego opakowanie/

czwartek, 6 sierpnia 2020

Irlandzkie cło za chiński telefon

Trzy miesiące temu kupiłem na, a jakże, AlliExpress, telefon /umidigi f2/. Parametry dobre, opinie nie najgorsze, cena też niezła /182 euro/. Niemal już zapomniałem że go kupiłem gdy listonosz, zamiast telefonu, przyniósł mi pismo z urzędu skarbowego...

Revenue z Athlone, gdzie jak rozumiem mieści się jakaś centralna sortownia przesyłek, grzecznie mnie poinformowało że kupiłem telefon w Singapurze /proszę, nawet nie wiedziałem - że w Singapurze/, a na produkty o wartości powyżej 22 euro zakupione poza Unią Europejską nakładane są opłaty celne. Poproszono o podanie wartości tegoż telefonu - i dowód wpłaty, w przeciwnym razie - telefon ma zostać odesłany. Wysłałem na podany e-mail zrzut ekranu z konta bankowego z widoczną transakcją, zaraz dostałem odpowiedź że powinienem zapłacić 52 euro /vat + ponownie opłata za doręczenie/, co dzisiaj uczyniłem listonoszowi do rąk własnych.

Ot, ciekawostka. Myślałem że takie rzeczy dotyczą tylko importerów którzy ściągają towar spoza UE do dalszej odsprzedaży, a tutaj się okazuje że nawet za jedną sztukę komórki kupionej na własny użytek - też trzeba płacić. No ale: jak trzeba, to trzeba.

/Powyżej: koperta z naliczoną dodatkową opłatą za telefon kupiony poza UE/

środa, 5 sierpnia 2020

Kierunek: Polska. "W Irlandii jesteśmy tymczasowo" - audycja radiowa z moim udziałem

Na stronie Polskiego Radia ukazał się krótki tekst wraz z linkiem do audycji p. Małgorzaty Frydrych "Kierunek: Polska" z moim /nie/skromnym udziałem. 8 minut, trochę o mnie, o Polonii, o projekcie "Poznajemy Polskę" i czasach koronawirusa. Audycję nagraliśmy 16 lipca b.r. Można ją odsłuchać tutaj: LINK.

/Powyżej: zrzut ekranu z zapowiedzią audycji na stronie Polskiego Radia/

wtorek, 4 sierpnia 2020

43 wizyta w Polsce (10): powrót do Cork - i na kwarantannę

Czas wracać, tym bardziej że po powrocie trafię na 2-tygodniową kwarantannę, bo - koronawirus

Irlandia ogłosiła i już nawet zaktualizowała listę krajów z których można przylecieć bez kwarantanny, Polski na niej nie ma, ale nawet gdyby była dla mnie to nie ma większego znaczenia. Polityka firmy w której obecnie pracuję jest jasna: wróciłeś z zagranicy musisz odbyć kwarantannę. Z tą kwarantanną, jak z wieloma rzeczami w Irlandii, sprawa jest, przynajmniej dla mnie, nie do końca jasna: z jednej strony jest teoretycznie obowiązkowa z drugiej - nikt nikogo w domu nie kontroluje, mało tego, dopuszczalne jest np. wyjście do sklepu.

Tak czy owak po wylądowaniu dostajemy do wypełnienia COVID-19 Passenger Locator Form, formularze w których trzeba podać wszystkie swoje dane, telefon, adres, itp. Podobne wypełnialiśmy w samolocie do Polski, wtedy zebrała je załoga, teraz - zbierają celnicy przy odprawie paszportowej. Przez to całe wypełnianie i bardziej skrupulatną kontrolę zrobiła się spora kolejka, przez co odprawa, która zwykle trwa kilka minut, teraz - trwała co najmniej dobre pół godziny.

Jeszcze taksówka - i już jestem w domu, gdzie znowu będę siedział przez 2 tygodnie...

/Powyżej: formularze COVID-19 Passenger Locator Form na lotnisku w Cork/

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

43 wizyta w Polsce (9): piwo czasów zarazy

Wolny rynek ma to do siebie że szybko reaguje na wszelkie wydarzenia. Na kwarantannę spowodowaną koronawirusem niewielki Browar Kazimierz odpowiedział swoim piwem nazwanym "Rycerze Kwarantanny". W smaku - tak sobie, ale ja smakoszem piwa nie jestem. Natomiast etykieta robi swoje. Można? Można.

/Powyżej: etykieta jednego z piw Browaru Kazimierz/

niedziela, 2 sierpnia 2020

43 wizyta w Polsce (8): Pizzatopia

Jeden z obiadów zjedliśmy w Pizzatopia przy Szewskiej. Pizzernia inna niż te tradycyjne: pizzę możemy wybrać z proponowanej oferty albo od podstaw skomponować sami, z dowolnych składników, w tym i z warzyw z ziemniakami włącznie. Samo ciasto jest wypiekane w 3 minuty. Warto spróbować własnych kompozycji właśnie z warzywami, takie pizze są sprzedawane na każdym rogu w Rzymie a u nas pizza z brokułami i ziemniakami często jeszcze jest wyjątkiem a nie regułą.

Poniżej - Pizzatopia i nasz obiad:



sobota, 1 sierpnia 2020

43 wizyta w Polsce (7): Rydlówka

Pod koniec maja pisałem o nowej inscenizacji "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego, można o tym przeczytać tutaj: LINK. Jak pamiętamy, akcja tego naszego narodowego dramatu toczyła się w Rydlówce, dworku w podkrakowskich Bronowicach. Od 2016 roku jest to oddział Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Wybraliśmy się żeby zobaczyć to miejsce, które trwale zapisało się w naszej literaturze i historii. Kameralny dworek leżący w ustronnym miejscu, pełen pamiątek z epoki.

Poniżej - kilka zdjęć z Rydlówki: