czwartek, 30 września 2010

Spotkanie członków MyCork

Dzisiaj m.in. byłem na spotkaniu członków Stowarzyszenia MyCork.

/Powyżej: uczestnicy spotkania/

Rozmawialiśmy m.in. o zorganizowaniu w Cork - przez MyCork - zjazdu członków Forum Polonia. Osobiście mam nadzieję, że na tym spotkaniu uda się w końcu wyłonić władze FP, bo to jakieś kuriozum, gdy od dwóch i pół roku usiłuje się założyć taką polonijną nad-organizację, co formalnie ciągle nie nastąpiło i nie wiadomo kto ma mandat do wypowiadania się w imieniu FP. Wierzę, że dzięki spotkaniu w Cork ta organizacyjna niemoc dobiegnie końca.

Poruszyliśmy też kwestie związane z organizacją przez MyCork już po raz czwarty Festiwalu Kultury Polskiej: w tym roku program ma być jeszcze bogatszy niż w latach poprzednich :-)

piątek, 24 września 2010

Cork Culture Night 2010

Dzisiaj w Cork, z okazji Nocy Kultury która ma miejsce w całej Irlandii, m.in. w wybranych kościołach wystąpiły najlepsze cork-owskie chóry.

Wybrałem się do St. Augustine's Church (czyli tzw. "polskiego kościoła"), żeby posłuchać tam dwóch chórów: żeńskiego Cantabile Vocal Ensemble i męskiego Cork Garda Male Voice Choir. Pięknie, ale nasz polski chór "Poznańscy Madrygaliści im. Wacława z Szamotuł" który koncertował w czerwcu b.r. w Cork - był jednak znaaacznie lepszy :-)

/Cantabile Vocal Ensemble/

/Cork Garda Male Voice Choir/

wtorek, 21 września 2010

Polonijna prasa w Irlandii w latach 2005 - 2010

Po 1 maja 2004 r. szeroka fala Polaków wyjechała za granicę, m.in. do Irlandii. Już w następnym roku zaczęły powstawać tytuły prasowe adresowane do irlandzkiej Polonii. Poniższy tekst ma na celu tylko ogólne przybliżenie polonijnych tytułów jakie się ukazywały na terenie Irlandii w latach 2005 - 2010.

Z konieczności uwzględniłem jedynie te tytuły, które swoim zasięgiem pokrywały przynajmniej większą część Wyspy. Tytuły ukazujące się lokalnie zostały pominięte. Proszę potraktować ten tekst tylko jako spojrzenie przeciętnego polskiego czytelnika na to, co działo się na irlandzkim polonijnym rynku prasowym w ciągu ostatnich pięciu lat.

"Polska Gazeta" 2005 - 2010
Tygodnik. Po pięciu latach obecności na rynku przestał się ukazywać w maju b.r. W miejsce "Polskiej Gazety" natychmiast powstał kolejny tygodnik "Polska Times" a następnie "Gazeta Polska".

"Szpila" 2005 - 2006
Miesięcznik, początkowo bezpłatny, pod koniec jego ukazywania się wprowadzono opłaty. Wydawany na dobrym papierze, częściowo w języku angielskim.

"Polski Express" 2006 - 2009
Bezpłatny 2-tygodnik. Duży, ale wygodny do czytania format, dobrej jakości papier i dość wysoki poziom merytoryczny. Ostatni numer ukazał się we wrześniu 2009 r.

"Fakty" 2006
Tygodnik, ukazywał się przez krótki okres czasu. Nie należy mylić z innym tygodnikiem: "Fakt Dla Irlandii", który ukazywał się później. Bardzo niskiej jakości treść merytoryczna.

"Życie w Irlandii" 2006 - 2008
Tygodnik. Rzeczowe artykuły pełne przydatnych informacji dla Polaków przebywających w Irlandii.

"Kurier Polski" 2006 - obecnie
Początkowo był to tygodnik ogłoszeniowy wydawany pod tytułem "Anons Polski", następnie stopniowo dodano do niego informacje i artykuły oraz zmieniono nazwę. Obecnie gazeta jest bezpłatna.

"Wyspa" 2006 - 2008
Miesięcznik, wysoka treść merytoryczna, dobry papier. M.in. zamieszczano w niej szereg porad prawnych i informacji ułatwiających Polakom przejście przez ewentualne biurokratyczne bariery w Irlandii.

"Nasz Głos" 2007 - obecnie
Bezpłatna gazeta, początkowo dwutygodnik, następnie tygodnik. W grudniu 2009 r. odeszli z niego założyciele tej gazety. Obecnie "Nasz Głos" jest ściśle związany "Super Ekspressem" wydawanym w Polsce, co widać m.in. po adresie e-mailowym jego obecnego redaktora naczelnego, oraz po licznych przedrukach z tej gazety.

"Sofa" 2006 - 2007
Miesięcznik. Pamiętany głównie z pomysłu jego redaktora naczelnego, który zaapelował aby polski był językiem urzędowym w Irlandii.

"Fakt dla Irlandii" 2008 - 2009
Tygodnik, należący do wydawcy dziennika "Fakt" w Polsce. Niewiele lokalnych informacji z Irlandii, głównie przedruki z ww. dziennika.

"Polski Wizjer" 2008 - 2010
Początkowo bezpłatny dwujęzyczny tygodnik wydawany pod nazwą "Kerry Wizjer", wraz ze wzrostem obszaru na jakim był kolportowany zmieniano nazwę na "Munster Wizjer" i "Polski Wizjer". Po pewnym czasie wprowadzono opłatę i zrezygnowano ze stron w języku angielskim. Przez ostatnich kilka numerów ukazywał się jako dwutygodnik wraz z programem tv.

"MIR" 2009 - obecnie
Bezpłatny miesięcznik. Wysokiej jakości treść merytoryczna i świetnej jakości papier. Stale zwiększa ilość stron i obszar kolportażu.

"Polonia Extra" 2010
Bezpłatny miesięcznik, sporo bieżących informacji z Irlandii.

"Polska Times" 2010
Nowy tygodnik ukazał się w czerwcu b.r. Graficznie i merytorycznie identyczny z "Polską Gazetą".

"Gazeta Polska" 2010
Kolejny tygodnik, pierwszy numer ukazał się we wrześniu br. Podobnie jak "Polska Times" jest "spadkobiercą" "Polskiej Gazety", zachowując niemal identyczną szatę graficzną i treść.

Reasumując: w ciągu pięciu lat ukazało się w Irlandii piętnaście polonijnych tytułów prasowych które swoim zasięgiem pokrywały większą część Wyspy, do tego bliżej niekreślona, ale z pewnością znacznie większa, ilość periodyków wydawanych lokalnie, tylko na terenie jednego miasta lub hrabstwa. Z wymienionych piętnastu tytułów - dziewięć już się nie ukazuje. Z sześciu które się obecnie ukazują - aż połowa została założona w bieżącym roku. Wszystkie ww. tytuły prasowe można nabyć lub otrzymać niemal wyłącznie w tzw. "polskich sklepach" w Irlandii.

sobota, 18 września 2010

Polska Times vs Gazeta Polska

Zamieszanie na polonijnym prasowym rynku w Irlandii: najprawdopodobniej wskutek redakcyjnego rozłamu, w jednym tygodniu ukazały się dwa podobne tygodniki, z czego obydwa mają ten sam kod kreskowy - a w dodatku jeden z tych tytułów, po jednym dniu sprzedaży, został schowany głęboko pod ladę...

/Polska Times i Gazeta Polska. Obydwie z tym samym kodem kreskowym, jedna z nich została schowana pod ladą.../

Najpierw trochę historii: pierwszą gazetą na polonijnym rynku była "Polska Gazeta", która ukazywała się w latach 2005 - 2010. Ukazywałaby się pewnie i dłużej, gdyby, jak doniosły media, jej wydawca nie przegrał w sądzie sprawy z jedną z irlandzkich firm, o której 2 lata wcześniej opublikował dwa artykuły. Sąd nakazał zapłatę 150 tys. euro odszkodowania dla ww. firmy. Co się dalej dzieje? Oczywiście "Polska Gazeta" znika z rynku, ale na jej miejsce natychmiast powstaje kolejny tytuł: "Polska Times". Pisałem o tym TUTAJ. To było na początku czerwca, teraz mamy połowę września i kolejną niespodziankę: obok "Polska Times" powstaje kolejny tytuł: "Gazeta Polska".

Wydawcą "Polska Times" jest Blue Agency PR, a "Gazety Polskiej": PM Trans. Tytuły podobne, winiety też, treść także. Ale oprócz podobieństw mamy też rzeczy identyczne: ten sam skład współpracowników i korespondentów, te same reklamy, ale, co najważniejsze: identyczne kody kreskowe. Wychodzi więc na to, że obydwie gazety będą się identycznie nabijały na kasie, skąd więc wiadomo ile egzemplarzy której gazety sprzedano? Jak to rozliczyć? Można oczywiście po zwrotach, ale w praktyce nabicie na kasę może być decydujące. Komu więc sprzedawcy wypłacą pieniążki za sprzedane gazety? Niewykluczone że temu, który pierwszy się zgłosi z żądaniem zapłaty za artykuł o danym kodzie. Być może więc w przyszłym tygodniu obydwaj wydawcy - o ile nie rozwiążą tego inaczej - urządzą więc sobie wielką gonitwę po Irlandii, coby zdążyć przed konkurencją zebrać kasę z polskich sklepów. To są oczywiście tylko moje dywagacje, nie wiem jak wyglądają takie rozliczenia, ale przyznacie Państwo, że sprzedawanie dwóch artykułów pod tym samym kodem - jest co najmniej kuriozalne...

Ciekawe też, jak zostaną rozliczone reklamy? Zlecono je do publikacji w jednej gazecie, ukazały się w obydwu. Kto się zgłosi po kasę? Tylko jeden, czy obydwaj?

To jeszcze nie wszystko: nie wiem jak jest w innych miastach, ale przynajmniej w części sklepów w Cork wskutek perswazji jednego z kolporterów - konkurencyjny tytuł został schowany pod ladą i nie jest sprzedawany. Który, nie będę wskazywał, bo mnie osobiście całe to dublińsko-prasowe zamieszanie raczej śmieszy, poza tym, tak nieco kolokwialnie: nie moje małpy i nie mój cyrk, toteż po niczyjej stronie przynajmniej na razie stawał nie będę, bo cholera wie: kto jest ten dobry, a kto zły? W każdym razie, o ile poza naprawdę wyjątkami tej gazety nie kupowałem, obojętnie pod jakim tytułem (za wyjątkiem gdy pisał tam p. Jacek Rujna, później, gdy pisać tam przestał, nie było warto), tak teraz kupiłem obydwa tytuły. Z czego jeden - po znajomości, w konspiracji, spod lady.

Myślałem że te czasy już minęły...

piątek, 17 września 2010

Msza

Dzisiaj obejrzałem kolejny niezależny i niszowy film śląski: "Msza".

Raczej nie jestem fanem regionalnego kina, niemniej obejrzany przed rokiem "Bajzel po polsku" mi się podobał, a to jest film tych samych twórców z Klubu Filmu Niezależnego. Nawet aktorzy, z tego co pamiętam, co ci sami ;-)

Akcja filmu: trzech byłych górników wraz z żonami idzie na niedzielną mszę. Przed samym kościołem wymykają się swoim małżonkom i udają się do baru, gdzie przy piwku wspominają dawne dzieje: od pracy w głębokim PRL-u i czasy rządów I sekretarzy, po czasy współczesne gdzie zięć jednego z nich też jest górnikiem, ale do pracy musi już dojeżdżać do Czech, bo kopalnia w jego miejscowości w Polsce została zamknięta. Wspomniano również, a jakże, o odwiecznym podziale na Ślązaków i Goroli (czyli: nie-Ślązaków) i konfliktach z tym związanych. Zdjęcia były kręcone na dole w KWK Chwałowice, w Rybniku, w Dębieńsku, w Warszawie i w Czechach.

Film głównie dla miłośników Śląska - i kina niezależnego ;-)

czwartek, 16 września 2010

Hoduję kwiatki. Mięsożerne ;-)

Nabyłem drogą kupna dwa kwiatki. Nie wiem czy facetowi przystoi hodować kwiatki, w każdym razie - nigdy do tej pory tego nie robiłem. Ale - to wyjątkowe kwiatki, bo oba - mięsożerne ;-) Muchołówka i kapturnica.

/Powyżej: moje kwiatki ;-): muchołówka i kapturnica/

Za Wikipedią:

Muchołówka - bylina mięsożerna. Siedlisko: tereny bagienne z glebą ubogą w substancje odżywcze. Jeśli potencjalna ofiara potrąci znajdujący się na liściach pułapkowych jeden włosek dwa razy, bądź pojedynczo dwa inne w odstępie mniejszym niż ok. pół minuty, pułapka zamyka się w czasie zwykle krótszym od 1 sekundy. Roślina rozpoczyna wydzielanie enzymów trawiennych. Trawienie trwa ok. 7-8 dni, w zależności od wielkości ofiary. Po zakończeniu tego procesu pułapka otwiera się i czyha na kolejnego owada (liczba zamknięć pułapki jest ograniczona do około 2-4, czasami do 1). Jeżeli pułapka nie nadaje się już do łapania zdobyczy, usycha, zaś na jej miejsce szybko wyrasta nowa.

Kapturnica - rodzaj roślin owadożernych z rodziny kapturnicowatych, obejmujący 9 gatunków i liczne mieszańce. Występują na bagnach we wschodniej części Ameryki Północnej. Liście do 1 m długości (wyjątkiem jest S.flava. której liście czasem osiągaja nawet do 120 cm). Są to tzw. liście pułapkowe zawierające substancje trawienne bądź bakterie wspomagające rozkład substancji organicznych. Wabią ofiary zapachem (nektar). Zwabione owady toną w wodzie deszczowej zwykle wypełniającej wnętrze liścia pułapkowego. Kwiaty duże, żółte, białe, zielone lub czerwone, ze słupkami o charakterystycznym, parasolowatym wyglądzie. Słupki te osłaniają znajdujące się pod nimi pręciki.

Na razie - bacznie je obserwuję ;-)

wtorek, 14 września 2010

Debiutuję w miesięczniku "Głos Kerry"

W bieżącym, 10/2010 numerze "Głosu Kerry", ukazał się mój tekst "V Pielgrzymka Polaków do Knock".

"Głos Kerry" - to pierwszy w Irlandii bezpłatny polonijny miesięcznik katolicki. Jego redaktorem naczelnym jest o. Marceli Gęśla, redakcja mieści się w Killarney. Gazeta jest drukowana w pełnym kolorze. Miesięcznik jest bezpłatnie dostępny w tzw. polskich sklepach, m.in. w Cork.

/Po lewej: okładka bieżącego wydania "Głosu Kerry", po prawej: strona z moim tekstem/

sobota, 11 września 2010

Polski chleb w Cork (27): z polskiej piekarni

Po kolejnej półrocznej przerwie w moim blogowym cyklu o polskich chlebach w Cork - dzisiaj zdjęcie chleba bez nazwy, za to z polskiej piekarni - przynajmniej tak jest napisane na etykiecie.

Ponadto na etykiecie widnieje polskie godło na fladze, więc i chleb musi smakować jak polski ;-) Chleb jest pieczony przez Joes's Bakery w Athenry w hrabstwie Galway, dostępny jest w niektórych polskich sklepach w Cork.

POlityczni śmieciarze w Cork

W połowie czerwca b.r. pisałem że w Cork pojawiły się plakaty wyborcze jednego z kandydatów na prezydenta RP. Pomimo że od wyborów upłynęły już dwa miesiące, te polskie plakaty nadal szpecą irlandzkie miasto...

W trakcie kampanii wyborczej także i na polonijnych dyskusyjnych forach w Irlandii POjawili się POlityczni agitatorzy, m.in. nawołując do rozklejania plakatów wyborczych jednego z kandydatów. Czy robili to z przekonania jako pożyteczni idioci, czy za odpowiednią gażę lub przynajmniej mglistą obietnicę POmocy w dostaniu się do partyjnego koryta - nie wiem, chociaż miałem osobistą nieprzyjemność poznać tych aktywnych najbardziej i co do ich intencji nie można mieć najmniejszych wątpliwości: gdyby tylko mogli to sprzedali by nawet to, co na sprzedaż nie jest...

No ale, revenons à nos moutons jak mawiają Francuzi: nie wiem jak w innych miastach w Irlandii, ale w Cork rozklejanie tych plakatów wzbudziło przynajmniej w części tutejszej Polonii mocno mieszane uczucia. Ich wyrazem była nawet dyskusja na naszym lokalnym, MyCork-owym forum, w której jeden z rozklejaczy przyznał i się zobowiązał w imieniu własnym i kolegów: "zobowiązani jesteśmy w ciągu 30 dni od wyborów plakaty owe usunąć... co zobowiązujemy się zrobić...". Minęło dni 30, minęło i 60 - a plakaty wąsatego kandydata, chociaż sfatygowane przez deszcz i wiatr, niestety straszą nadal. W sumie nie ma się co dziwić: nie od dzisiaj wiadomo że POlityczne obietnice warte są tyle, co splunięcie...

POmijam już fakt, że plakaty te rozwieszono bez żadnych POzwoleń w miejscach do tego nieprzeznaczonych, co w Cork jest zagrożone karą grzywny w wysokości bodajże 125 euro za każdy plakat. Łatwo więc POliczyć, że POlityczni rozklejacze za zaśmiecanie są miastu winni co najmniej ładnych paręnaście tysięcy euro...

Zdjęcia do tej notki zrobiłem dzisiaj w pobliżu hotelu Montenotte w Cork, w którym mieściły się komisje wyborcze gdzie niespełna 10% Polaków mieszkających tutaj zdecydowało się wziąć udział w wyborach prezydenckich. O ile w centrum miasta odpowiednie służby usunęły plakaty rozklejone przez POlitycznych śmieciarzy bardzo szybko, o tyle nieco dalej wiszą one nadal. I pewnie POwiszą aż do kolejnych POlskich wyborów, kiedy zostaną zaklejone następnymi.

POlscy POlityczni śmieciarze nie dadzą nam już sPOkoju na Zielonej Wyspie...

sobota, 4 września 2010

V Narodowa Pielgrzymka Polaków do Knock

Tradycyjnie, jak co roku, w pierwszą sobotę września miała miejsce Pielgrzymka Polaków do Sanktuarium Maryjnego w Knock. Tegoroczna pielgrzymka, która odbyła się 4 września, była już piątą pielgrzymką Rodaków do tego najważniejszego dla katolików w Irlandii miejsca.

/Powyżej: jestem wraz z polską grupą w Knock/

Chociaż pielgrzymka, jak wspomniałem, odbyła się już po raz piąty, ja sam uczestniczyłem w niej po raz pierwszy. Niestety, w tym roku nie została zorganizowana pielgrzymka z Cork, więc dołączyłem do pielgrzymki z Killarney. W samym Knock już co prawda byłem rok temu, ale pielgrzymka - to pielgrzymka. Szczególnie pielgrzymka Polaków z całej Irlandii.

Pielgrzymka z Killarney, prowadzona przez o. Marcelego Gęślę, rozpoczęła się wczesnym rankiem od modlitwy w kościele Franciszkanów. W autokarze, przez niemal trzysta kilometrów dzielących nas od Knock, wspólnie modliliśmy się przygotowując się duchowo do spotkania w sanktuarium. Mogliśmy także dokładnie zapoznać się historią Objawienia w Knock. Na miejsce dotarliśmy ok. godz. 11.00. Do godziny 14.00 mieliśmy czas wolny, w trakcie którego mogliśmy się posilić oraz zwiedzić Knock a przede wszystkim samo sanktuarium. O godzinie 14.00 rozpoczęła się Droga Krzyżowa, w której wzięły udział wszystkie polskie pielgrzymki z Irlandii, a następnie udaliśmy się do Bazyliki Maryi Królowej Irlandii na Mszę Świętą celebrowaną przez ks. Jarosława Maszkiewicza, koordynatora Duszpasterstwa Polskiego w Irlandii. W trakcie Mszy, co jest tradycją w Knock, kapłani udzielali także sakramentu namaszczenia chorych. Po Mszy Św. udaliśmy się w drogę powrotną, którą spędziliśmy na modlitwie i śpiewaniu pieśni oazowych przy gitarowym akompaniamencie o. Marcelego.

W tym roku, jak mówili ci którzy byli w latach poprzednich, było znacznie mniej Rodaków niż w latach poprzednich. Stało się tak wskutek organizacyjnego zamieszania, przez co z kilku miast, jak np. z Cork, pielgrzymki nie wyruszyły. Niemniej, jak powiedziano w trakcie Mszy - najlepsi dotarli ;-) Zorganizowane polskie pielgrzymki przybyły do Knock z Dublina, Killarney, Limerick i Waterford.

Więcej o samym Knock można na moim blogu przeczytać TUTAJ, a zdjęcia zobaczyć TUTAJ.

czwartek, 2 września 2010

Malta: przydatne informacje

Na koniec mojej relacji z pobytu na Malcie - garść praktycznych informacji.

Może powinienem od tego zacząć, ale skoro układ bloga jest taki że czyta się go w kolejności odwrotnie chronologicznej, to dla osób korzystających z tego linku: Turystyka: Malta pokaże się on jako pierwszy. Oczywiście wszystkich zainteresowanych odsyłam do profesjonalnych przewodników i stron internetowych traktujących o Malcie, tutaj zamieszczę tylko rzeczy absolutnie podstawowe.

W skład Republiki Malty wchodzą Wyspy Maltańskie, największa: Malta, oraz: Gozo, Comino, Cominotto, Wyspy św. Pawła i Filfla. Wyspy zamieszkuje łącznie ok. 400 tysięcy osób.

Malta jest niepodległa od 1964 r., niemniej do dzisiaj widoczne są tam silne wpływy brytyjskie, m.in. drugim językiem urzędowym jest angielski, obowiązuje tam ruch lewostronny, gniazdka elektryczne są typu G (czyli takie jak m.in. w Irlandii ;-) Jak wspomniałem, drugim językiem urzędowym jest angielski i praktycznie wszyscy tam mówią po angielsku, niemniej pierwszym językiem jest maltański i to jest nim w rzeczywistości, a nie jedynie "na papierze", tak jak irlandzki w Irlandii. Sami Maltańczycy są bardzo sympatyczni. Podobnie jak Polska, Malta od 1 maja 2004 r. jest członkiem UE, ale w przeciwieństwie do nas od 1 stycznia 2008 r. walutą na Malcie jest euro. Za to jesteśmy w tej samej strefie czasowej ;-)

/Powyżej: moje ulubione maltańskie śniadanie, czyli kinnie i ghaqaq ta'l-ghasel - maltański melasowy precel/

Niejako "narodowym" daniem Maltańczyków jest królik, przyrządzany na wiele sposobów. Dużą popularnością cieszą się też m.in. dania z ryb i owoców morza. Niemniej w licznych restauracjach i fastfoodach można kupić także popularne dania europejskiej i amerykańskiej kuchni: od ryby z frytkami, poprzez pizze po hamburgery.

Mi najbardziej smakowały serwowane przez ulicznych sprzedawców bułeczki z zapiekanym w środku szpinakiem ;-) Świetny jest też zwykły chleb, oczywiście ten kupowany w małych sklepikach przy piekarniach lub od obwoźnych sprzedawców, a nie w marketach. No i cała masa słodkich przysmaków, w tym m.in. melasowe precle.

Pije się przede wszystkim kinnie - bezalkoholowy napój w oryginale wyrabiany z soku z pomarańczy oraz 18 różnych ziół, a obecnie głównie z różnego rodzaju składników chemicznych (przynajmniej wg składu na etykiecie), niemniej jak dla mnie - smak ma rewelacyjny. Najpopularniejszym piwem jest lokalny Cisk, dla mnie bez rewelacji, ale może być.

Podróżowanie autobusami jest tanie, ale jeżeli chce się zwiedzić sporo rzeczy w krótkim czasie to, pomimo że Malta jest niewielką wyspą, jednak najlepszą opcją będzie wypożyczenie samochodu, tym bardziej że ceny wynajmu należą do najniższych w Europie.

Jednym ze zwyczajów jest passeggiata, czyli tradycyjny wieczorny spacer. Całe rodziny wychodzą wtedy ze swoich domów, spacerują po mieście, rozmawiają, itp. Wieczorem na ulicach są więc niemal tłumy, w przeciwieństwie do godzin południowych gdzie często nie ma żywego ducha - za wyjątkiem rzecz jasna miejsc typowo turystycznych.

I to, przynajmniej na razie, ostatni wpis o Malcie ;-)

środa, 1 września 2010

Malta: autobusy

Jedną z atrakcji Malty są... autobusy. Aż trudno uwierzyć, że spora część maltańskich autobusów ma po dobrych kilkadziesiąt lat i jest ciągle w normalnej eksploatacji. Pochodzą jeszcze z czasów gdy Malta była częścią Wielkiej Brytanii. Jaka jest recepta na taką długowieczność tych pojazdów? Oprócz solidnego wykonania sprzed pół wieku, przede wszystkim klimat i niewielkie przebiegi - trzeba pamiętać że Malta jest naprawdę niewielką wyspą. Maltańskie autobusy najlepiej obejrzeć na dworcu autobusowym w Vallettcie, możemy wtedy nacieszyć oczy ich różnorodnością :-)

/Powyżej: jeden z z kilku charakterystycznych modeli autobusów ciągle kursujących po Malcie/