środa, 30 kwietnia 2008

Mosty w Cork: Brian Boru Bridge

Brian Boru Bridge służy mieszkańcom Cork już prawie wiek: zbudowano go w 1912 r.

 /Na zdjęciu powyżej: Brian Boru Bridge w Cork/

Most nazwano imieniem Brian Boru, wielkiego irlandzkiego króla, który żył równo przed tysiącem lat, w związku z obchodami 900 - letniej rocznicy Bitwy pod Clontarf (1014 r.). W trakcie tej bitwy król Brian Boru rozgromił Wikingów, ale sam - poległ...

wtorek, 29 kwietnia 2008

Cork: Saint Luke's Cross

Skrzyżowanie, zwane Saint Luke's Cross, chociaż niepozorne - jest bardzo interesujące.

To w okolicy tego skrzyżowania mieszczą się m.in. pochodzące z XIX w.: Saint Luke’s Church - świątynia "kościoła irlandzkiego", Saint Patrick Hospital, a także O'Keeffes Shop - XIX-wieczny mały irlandzki sklepik spożywczy, w którym zazwyczaj robię codzienne zakupy ;-)

/Powyżej: Saint Luke's Cross Toll Booth. Jest to budka, w której niegdyś pobierano opłaty od farmerów wprowadzających na teren miasta swoje zwierzęta: kosztowało to 2 pensy :-)/

poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Dublin: hotel i B&B w weekend

Wybierając się do Dublina na weekend pamiętajmy o wcześniejszym zarezerwowaniu hotelu czy B&B. W przeciwnym razie - możemy mieć kłopoty ze znalezieniem noclegu.

W trakcie tygodnia hotele i B&B kuszą klientów atrakcyjnymi zniżkami, ale weekend to okres "żniw": cena za pokój rośnie 2-krotnie, a i tak chętnych z reguły jest więcej niż miejsc.

W Dublinie byłem do tej pory ledwie parę razy, dotychczas zatrzymywałem się w hotelu Isaacs przy Store Street. Przystępna cena, standard nieco wyższy niż w przeciętnym B&B, w hotelu znajduje się restauracja, i - co jest dla mnie również ważne - ten hotel znajduje się w samym centrum miasta.

/Powyżej: stoję przed hotelem Isaacs w Dublinie, gdzie z reguły nocuję będąc w tym mieście. Widoczny monument to "Mirror", autorem pomnika, postawionego 9 listopada 2007 r., jest Robert McColgan/

Dublińskie B&B znajdujące się w centrum jakoś mnie zraziły: w jednym zaproponowano mi za wygórowaną cenę pokój bez łazienki, w drugim - drzwi otworzył mi człowiek wyglądający jak Quasimodo - tytułowy bohater "Dzwonnika z Notre Dame" Wiktora Hugo /i nie chodzi mi o kalectwo, tylko o ogólną niechlujność.../. Na samą myśl o robieniu przez niego śniadania /a z reguły w pensjonatach typu "Bed and Breakfast" śniadanie przygotowuje właściciel, który pełni też rolę portiera, sprzątającego, itp./ - pod jakimiś pozorem wycofałem się.

Niemniej, w czasie weekendu nawet pokoje bez łazienek oferowane przez dublińskich sobowtórów Quasimodo - bez rezerwacji mogą być trudno dostępne. Pamiętajcie o tym ;-)

Dublin: Walking on O'Connell Street

Dublin pozytywnie zaskakuje mnie za każdym razem - kiedy tu przyjeżdżam. Tym razem - instalacją w centrum miasta kilku monitorów, na których - w rytm kolejno zaświecanych diod - spacerują schematyczne postacie ;-)


/Na zdjęciu obok: stoję przed "Suzanne walking" - instalacją znajdującą się przy O'Connell Street w Dublinie/

Cały cykl ma tytuł: "Walking on O'Connell Street". Jego autorem jest pochodzący z Londynu Julian Opie (ur. 1958 r.), a "uliczną wystawę" zorganizowało Dublin City Gallery The Hugh Lane.

/Powyżej: instalacja przy galerii The Hugh Lane/

niedziela, 27 kwietnia 2008

Polskie puby i restauracje w Irlandii: "Polska kuchnia" w Dublinie

Nad jednym z polskich sklepów przy 18 Talbot Street w Dublinie znajduje się bar o jakże wdzięcznej nazwie "Polska Kuchnia", w którym za przystępną cenę można zjeść bardzo dobry obiad ;-)

/Powyżej: odbieram moje zamówienie ;-)/

sobota, 26 kwietnia 2008

Dublin: Jim Larkin Statue

Bardzo charakterystycznym pomnikiem - z tych stojących przy O’Connell Street w Dublinie - jest pomnik mężczyzny wznoszącego do góry ręce. To James Larkin (1874 – 1947), przywódca irlandzkich robotników. Pomnik Jim'a Larkin'a stanął przy przy O’Connell Street w 1977 roku, jego autorem pomnika jest Oisín Kelly (1915 – 1981), irlandzki rzeźbiarz.

James Larkin (znany jako "Big Jim") urodził się w Anglii, gdzie jego rodzice wyemigrowali w poszukiwaniu pracy. Miał ciężkie dzieciństwo - zamiast chodzić do szkoły był zmuszony do podjęcia ciężkiej pracy. W 1907 r. wrócił do Irlandii, gdzie zakładał robotnicze związki zawodowe. W 1913 r. był bohaterem tzw. "The Dublin Lockout" - powszechnego strajku w stolicy. Rok później wyjeżdża do USA, tam angażował się w działalność komunistyczną, za co w 1920 r. trafił do więzienia. Po uwolnieniu w 1923 r. wrócił do Dublina, gdzie zaangażował się w tworzenie organizacji reprezentujących interesy robotników. Działał aktywnie do końca życia.

/Powyżej: pomnik Jim'a Larkin'a przy O'Connell Street w Dublinie/

piątek, 25 kwietnia 2008

Dublin: O'Connell Monument

Jednym z najbardziej znanych pomników w Dublinie jest O'Connell Monument - pomnik Daniela O'Connell'a, który otwiera leżącą w sercu Dublina ulicę jego imienia.

/Powyżej: O'Connell Monument/

Daniel O'Connell, (irl. Dónal Ó Conaill, 1775 - 1847) był przywódcą legalnego ruchu irlandzkiego, adwokatem i politykiem. W 1823 r. utworzył Stowarzyszenie Katolickie, dążące do równouprawnienia katolików i protestantów. W 1841 został wybrany jako pierwszy katolik na burmistrza Dublina.

Pomnik tworzono 18 lat: rozpoczęto w 1864 r., a jego osłonięcie miało miejsce w 1882 r. W międzyczasie zmarł twórca pomnika John Henry Foley. Dzieło dokończył jego pomocnik - Thomas Brock.

Cztery anioły u stóp pomnika mają symbolizować, wg jednych - cztery prowincje Irlandii: Ulster, Munster, Leinster i Connaught, wg innych - cztery cechy: Patriotyzm, Wierność, Odwagę i Krasomówstwo, jakimi odznaczał się O'Connell.

Na kilku figurach znajdujących się na pomniku znajdują się jeszcze... ślady kul wystrzelonych w Powstaniu Wielkanocnym (1916), które - chociaż zakończyło się klęską - obudziło w Irlandczykach ducha patriotyzmu, co w rezultacie doprowadziło do odzyskania przez Irlandię niepodległości w 1921 r.

Z ciekawostek: O'Connell Street w Dublinie którą "otwiera" wyżej opisany pomnik jest jedną z... najszerszych ulic w Europie: jej szerokość wynosi od 46 do 49 metrów :-)

czwartek, 24 kwietnia 2008

Dublin: National Gallery of Ireland

National Gallery of Ireland powstała w 1854 r. Obecnie znajduje się w niej co najmniej kilkanaście tysięcy eksponatów. George Bernard Shaw stwierdził, że swoje wykształcenie zawdzięcza National Gallery, z wdzięczności przepisał jej 1/3 majątku.

/Powyżej: National Gallery of Ireland/

National Gallery of Ireland wzięła swój początek z Wystawy Dublińskiej w 1853 r. Wystawę zorganizowano dokładnie na miejscu dzisiejszego gmachu galerii - a dochód z niej przeznaczono na zakup obrazów. Rok później, w 1854 r., podjęto decyzję o budowie Narodowej Galerii Irlandii.

Początkowo galeria posiadała 125 obrazów, w chwili obecnej znajduje się w niej co najmniej kilkanaście tysięcy eksponatów. Budynek galerii składa się z czterech skrzydeł, z których ostatnie, Millenium, wybudowano w 2002 r.

George Bernard Shaw, irlandzki pisarz, stwierdził, że National Gallery wpłynęła na całe jego życie: "w wieku młodzieńczym całe dnie spędzałem na chodzeniu po galerii, dzięki czemu nauczyłem się doceniać sztukę". Z wdzięczności - w swoim testamencie przeznaczył 1/3 swojego majątku na rzecz galerii.

National Gallery of Ireland w Dublinie mieści się przy Merrion Square West i Clare Street.

środa, 23 kwietnia 2008

Dublin: Trinity College

Trinity College jest najstarszym uniwersytetem w Irlandii. Założyła go w 1592 r. królowa Anglii Elżbieta I. Przez kolejnych 250 lat była to jedyna wyższa uczelnia w Irlandii.

Trinity College (Uczelnia Świętej Trójcy) powstała na terenie skonfiskowanym przez państwo klasztorowi p.w. Wszystkich Świętych. Miała kształcić młodzież w duchu protestantyzmu i aż do 1966 r. studiujący na niej katolicy musieli starać się u arcybiskupa o specjalną dyspensę, pod groźbą ekskomuniki. Budynki Trinity College to perły architektury tworzonej poprzez stulecia przez wybitnych architektów.


Na terenie Trinity College znajduje się również sporo dzieł sztuki: powyżej - "Sphere with Sphere", której autorem jest Arnaldo Pomodoro, znany włoski rzeźbiarz (ur. 1926 r.). W głębi: Trinity College Museum Building zbudowany w latach 1853-57. Z kolei w należącej do uniwersytetu Old Library - jest przechowywana znana Księga z Kells (Book of Kells).

wtorek, 22 kwietnia 2008

Dublin: Book of Kells i Trinity College Library

Przechowywana w Trinity College Księga z Kells (Book of Kells) jest bogato ilustrowanym manuskryptem z około 800 roku, zawierającym treść Ewangelii. Wielu historyków uważa Księgę z Kells za najwybitniejsze dzieło średniowiecznej sztuki sakralnej. Po obejrzeniu Księgi z Kells przechodzimy do Long Room - jest to największa jednosalowa biblioteka w Europie, w której możemy także zobaczyć słynną Brian Boru Harp. To właśnie ta harfa stała się irlandzkim symbolem narodowym.

/Na zdjęciu: wejście do Old Library w Trinity College, gdzie znajduje się wystawa poświęcona Book of Kells - na której sama Księga jest głównym eksponatem/

Księga wzięła swą nazwę od opactwa w Kells,leżącego w hrabstwie Meath w Irlandii. W tym opactwie manuskrypt był przechowywany przez większość średniowiecza. Natomiast dokładne określenie miejsca powstania manuskryptu jest sporne. Księga z Kells została przekazana Trinity College w 1661 i od tamtej pory za wyjątkiem czterech wystaw czasowych (ostatniej - w 2000 r.) nigdy nie opuściła uniwersyteckiej biblioteki. Od XIX w. jest przedmiotem stałej ekspozycji w Starej Bibliotece (Old Library) Trinity College.

Obecnie Księgę z Kells można obejrzeć w oszkolonej gablocie, przy nikłym świetle, pod czujnym okiem strażników . Oczywiście - obowiązuje całkowity i rygorystycznie przestrzegany zakaz robienia fotografii. Pomimo tego, zobaczenie księgi liczącej ponad 1200 lat naprawdę robi wrażenie...

Księdze z Kells poświęcono oddzielną, dość sporą wystawę, na której możemy zobaczyć w dużym powiększeniu poszczególne strony księgi, jej iluminacje a nawet poszczególne litery. Dodatkowo możemy obejrzeć film pokazujący pracę średniowiecznego kaligrafa.

Z ciekawostek, za Wikipedią: "Tekst księgi różni się w pewnym stopniu od uznanej wersji ewangelii. (...) Fragment Mat.10:34b powinien brzmieć: Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Jednak zamiast słowa "gladium" oznaczającego "miecz", w Księdze z Kells widnieje słowo "gaudium" czyli "radość". Cały fragment obecny w księdze znaczyłby więc: Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale radość."

/Na zdjęciu: Long Room/

Po obejrzeniu Księgi z Kells przechodzimy do tzw. Long Room - jest to największa jednosalowa biblioteka w Europie: ma 64 m długości i 12,20 m szerokości. W 1859 r. wzniesiono w tej sali sufit beczkowy. W Long Room możemy także zobaczyć słynną Brian Boru Harp: jest to pochodząca z XIV-XV w. harfa. To właśnie ta harfa stała się irlandzkim symbolem narodowym.

/Na zdjęciu: Brian Boru Harp/

poniedziałek, 21 kwietnia 2008

Dublin: The Irish Jewish Museum

Irlandzko - Żydowskie Muzeum w Dublinie mieści się przy South Circular Road. Jest to, o ile się orientuję, jedyne takie muzeum w Irlandii. 

 Muzeum otworzył 20 czerwca 1985 r. prezydent Izraela Chaim Herzog (1918 - 1997), który sam urodził się w Irlandii (w Belfaście) a wczesne lata młodości spędził w Dublinie, gdzie ukończył Wesley College. W muzeum znajdują się eksponaty dokumentujące ostatnie 150 lat życia żydowskich wspólnot żyjących w Belfaście, Cork, Derry, Droghedzie, Dublinie, Limerick i Waterford. Znajdziemy tam ekspozycję obrazów, fotografii, urzędowych dokumentów, itp. obrazujących codzienne życie żydowskich wspólnot w Irlandii. Na piętrze znajduje się dawna Synagoga. W muzeum znajduje się również sporo materiałów o największym irlandzkim pisarzu jakim był James Joyce - i sporo fanów "Ulisses"- a odwiedza muzeum po to, aby poznać świat bohatera tej powieści - Leopolda Blooma, który był akwizytorem żydowskiego pochodzenia, przez co w samym "Ulisses"-ie odnajdziemy wiele elementów żydowskiego świata w Dublinie początku XX wieku. O historii Żydów w Irlandii napisałem w notce "Synagoga w Cork".

Powyżej: The Irish Jewish Museum w Dublinie/

niedziela, 20 kwietnia 2008

Polski kościół w Dublinie

Niedziela. Jestem w Dublinie, więc postanowiłem wybrać się do "polskiego" kościoła. Msze po polsku są odprawiane m.in. w St. Saviour's Priory przy Dominick Street. Kościół wypełniony wiernymi, zdecydowanie przeważają młodzi ludzie. 

Na tej mszy chrzczono także troje dzieci polskich rodziców. Dzieci otrzymały imiona: Gabriela, Oliver i... Jessica - Olivia. Piszę o tym kościele pełnym młodych ludzi i o angielsko brzmiących imionach chrzczonych dzieci trochę w kontekście informacji o jakoby coraz większej fali powrotów do Polski. Ja tej "fali" wyjeżdżających - nie widzę. Jeżeli już - to obserwuję zmieniającą się strukturę wiekową Polaków w Irlandii po wejściu Polski do UE: na początku byli to głównie mężczyźni po 40-stce, teraz są to zdecydowanie młodzi ludzie płci obojga.

/Powyżej: jestem w St. Saviour's Priory w Dublinie, gdzie odprawiane są msze po polsku/

Krystyna Janda i Krzysztof Zanussi w Dublinie

Krystyna Janda i Krzysztof Zanussi spotkali się dzisiaj m.in. z przedstawicielami Polonii w National Gallery of Ireland w Dublinie. Są to chyba pierwsi tak znani przedstawiciele polskiej kultury, którzy odwiedzili Irlandię. Spotkanie zostało zorganizowane przez Fundację Centrum Twórczości Narodowej.

Spotkanie miało charakter wywiadu, który reżyser Krzysztof Zanussi przeprowadził z aktorką Krystyną Jandą. W trakcie tego wywiadu /tłumaczonego także na j. angielski/ p. Janda opowiadała m.in. o początkach swojej kariery, niektórych ważnych w jej dorobku filmach, stworzonym przez siebie Teatrze Polonia, napisanych przez nią książkach, itp. Jutro aktorka w The Tivoli Theatre w Dublinie przedstawi monodram "Ucho, gardło, nóż”. 

/Na zdjęciu powyżej: p. Krystyna Janda podpisuje dla mnie egzemplarz jednej ze swoich książek - tuż po zakończeniu spotkania w National Gallery of Ireland w Dublinie/

piątek, 18 kwietnia 2008

Cork: ESB Building


ESB Building przy Caroline Street w Cork obecnie jest miejscem m.in. wystaw młodych artystów. Kiedyś - był rozdzielnią energii elektrycznej dla... tramwajów w Cork. Tramwaje w Cork jeździły w latach 1872 - 1931.

/Na zdjęciu: stoję przed ESB Building/

czwartek, 17 kwietnia 2008

Wieczór Polsko – Irlandzki w Bibliotece Głównej w Cork

W Bibliotece Głównej przy Grand Parade w Cork w najbliższy czwartek (24 kwietnia b.r., godz.: 19.30 - 20.30) będzie miał miejsce "Wieczór Polsko – Irlandzki".

Specjalnymi gośćmi tego Wieczoru będą Tom Galvin* i Przemysław Gulda**. Uczestnicy spotkania zastanowią się m.in.: Jaka naprawdę jest Polska? Co odróżnia Polskę od Irlandii? Jacy są Polacy i czym różnią się od Irlandczyków? Dyskusję panelową poprowadzi Ann Luttrell z Departamentu Oświaty i Literatury w Centrum Kultury Triskel.

Biblioteka zaprasza wszystkich zainteresowanych do wzięcia udziału w "Wieczorze".

*Tom Galvin jest redaktorem literackim czasopisma "Evening Herald". W latach dziewięćdziesiątych mieszkał i pracował w Polsce. W tym czasie poznał realia życia w kraju, zgoła tak różnym od ojczystej Irlandii. Doświadczył m. in. uroku długich i mroźnych polskich zim, trudności związanych z zakupem określonych produktów spożywczych, samotności oraz innych trudności dnia codziennego. Bez znajomości języka polskiego zanurzył się w obcej i drastycznie zmieniającej się kulturze, w czasie, kiedy kraj zrzucił z siebie trudna i złożoną przeszłość i stanął w obliczu wyzwań, jakie niósł ze sobą fakt przynależności do Europy. Pod wpływem własnych przeżyć napisał książkę „There is an egg in my soup... i inne przygody Irlandczyka”. Tom Galvin powrócił do Polski w 2007 roku i odkrył zaskakujące zmiany w kraju, który był jego domem przez pierwsze lata pracy.

**Przemysław Gulda pochodzi z Gdańska, jest dziennikarzem, pisarzem i wykładowcą akademickim. Właśnie ukończył pracę nad powieścią o swoim mieście – Gdańsku. Obecnie pracuje nad serią krótkich historii o polskiej młodzieży. Jego pierwsza książka „Siedemnaście sekund” została opublikowana w 2005 roku i przedstawia częściowo komiczne, a częściowo melancholijne spojrzenie na generacje Polaków, dla których upadek komunizmu był rytuałem przejścia i których życie skończyło się całkiem odmiennie od ich planów i aspiracji.

środa, 16 kwietnia 2008

wtorek, 15 kwietnia 2008

Pracę kupię, sprzedam...

Kupowanie i sprzedawanie pracy przez naszych Rodaków w Irlandii - stało się normą.

"Młoda, energiczna dziewczyna szuka pracy. Nie boję się żadnej pracy. Mogę sprzątać, zmywać, siedzieć na kasie. Szybko się uczę. Za pomoc w jej znalezieniu jestem gotowa zapłacić. Proszę o kontakt" - to jedno z wielu niemal identycznych ogłoszeń wiszących na tablicach w Tesco, Dunnes Stores czy na witrynach "polskich" sklepów.

/Na zdjęciu powyżej: cytowane ogłoszenie umieszczone na tablicy w Tesco przy Paul Street w Cork/

Taki stan rzeczy sankcjonują co poniektóre polonijne gazety w Irlandii - zezwalając na zamieszczanie na swoich łamach ogłoszeń, jak np. te poniżej:

/Na zdjęciu powyżej: ogłoszenie z "Polskiej Gazety" z 10.04.b.r./

Nie mnie oceniać kwestie moralne związane z handlem pracą (moralne, bo prawnie taki proceder jest w Irlandii zabroniony). Bardziej wolałbym skupić się na zagadnieniu, czy taka forma szukania zatrudnienia jest skuteczna. Niestety, jak dowiaduję się od Rodaków - najczęściej padają oni ofiarą oszustw.

A weźmy pod uwagę, że jest to ledwie wierzchołek góry lodowej, bo większość oszukanych nie ma ochoty się tym "chwalić"...

poniedziałek, 14 kwietnia 2008

James M. Fitzpatrick: A City of Surprises

Chciałbym zarekomendować kolejną książkę o Cork, a właściwie album fotograficzny - który jednak może pełnić nawet rolę turystycznego przewodnika: "A City of Surprises: Hidden Treasures of Cork's Northside" której autorem jest James M. Fitzpatrick.

/Na zdjęciu obok : mój egzemplarz "A City of Surprises"/

Ta książka - to 118 stron świetnych zdjęć z Cork wraz z opisami fotografowanych miejsc. Treściwe, chociaż krótkie opisy przybliżają i ukazują w innym świetle wiele miejsc w Cork - które codziennie mija się bez szczególnej ekscytacji.

Po jej lekturze - zwykły spacer może zmienić się w pasjonujące odkrywanie przeszłości ;-)

niedziela, 13 kwietnia 2008

Penrose House w Cork

Przy Penrose Quay w Cork stoi m.in. Penrose House, budynek z 1831 r. Na jego szczycie znajduje się rzeźba: "Św. Jerzy i Smok".

/Powyżej: "St. George and the Dragon" na Penrose House/

Penrose House wybudowano jako siedzibę dla St. George Steam Packet Co. - kompanii która posiadała flotę statków parowych. Jeden z nich, transatlantycki statek parowy SS „Sirius”, jako pierwszy przepłynął Atlantyk - ze wschodu na zachód.

/Powyżej: Penrose House/

Obecnie w budynku mieszczą się prywatne firmy.

sobota, 12 kwietnia 2008

"Riverdance" - muzyka i taniec irlandzki w najlepszym wydaniu

Dvd "The Best of Riverdance" - to jeden z moich najlepszych "płytowych" zakupów jakie poczyniłem. Muzyka i taniec irlandzki w najlepszym wydaniu.

/Na zdjęciu obok: demonstruję dvd "The Best of Riverdance"/

Sam, chociaż nie przepadam za tego rodzajami show - tym razem nie mogłem oderwać wzroku. Płyta może być również idealnym prezentem praktycznie dla każdego.

Gorąco polecam :-)

piątek, 11 kwietnia 2008

"Русский Стандарт" w Irlandii

Reklama wódki z tzw. Europy Wschodniej powoli wlewa się do Irlandii. Na ulicach Cork pojawiły się właśnie billboardy z reklamą rosyjskiej wódki "Russkij Standart".

/Na zdjęciu powyżej: billboardy z reklamą rosyjskiej wódki przy Summerhill North w Cork/

Wcześniej na podobnych billboardach reklamowano polską wódkę "Sobieski". Podczas mojego parodniowego pobytu w Dublinie w listopadzie ub.r. zauważyłem również reklamę wódki "Stolicznaja" na miejskich autobusach.

czwartek, 10 kwietnia 2008

Christy Ring: pomnik w Cork

Na wprost budynku lotniska w Cork stoi pomnik wybitnego irlandzkiego zawodnika Hurlingu - którym był Christy Ring (1920 - 1979).  Christy Ring (właściwie: Nicholas Christopher Michael Ring (irl. Criostóir Ó Rinn) urodził się w Cloyne - gdzie również znajduje się jego pomnik.

/Na zdjęciu : pomnik Christy Ring'a w Cork/

środa, 9 kwietnia 2008

VII wizyta w Polsce (6): z ziemi polskiej - do Shannon

I już jestem z powrotem :-) Wracając do Irlandii - leciałem z Krakowa do Shannon, a później podjechałem autobusem do Cork.

Odprawa w Krakowie: standard - czyli muszę wyciągnąć pasek i ściągnąć buty, czego z kolei nie musiałem robić w Cork i w Dublinie (a wcześniej - także w Londynie). Pomimo tego, bramka wydaje z siebie pisk sugerując, że usiłuję wnieść na pokład samolotu coś, czego wnosić pod żadnym pozorem nie wolno. Pobieżna rewizja, która oczywiście niczego podejrzanego u mnie nie "wykrywa". Pewnie będę musiał wymienić ze dwie plomby starszego typu, które ciągle tkwią gdzieś w moim uzębieniu - bowiem nie znajduje innego wytłumaczenia wskazania przez elektroniczną bramkę na krakowskim lotnisku obecności jakiegokolwiek metalu przy (w?) sobie.

To jeszcze nic: swego czasu moja koleżanka z pracy przechodząc przez podobną kontrole (tyle że na wrocławskim lotnisku), pomimo że pozbyła się wszelkich potencjalnych przedmiotów mogących powodować alarm - i tak go wywoływała.
- Czy pani ma może biustonosz z fiszbinami? - zapytał ją po którejś próbie "przejścia" polski funkcjonariusz
- A dlaczego pan pyta o takie rzeczy? - odpowiedziała kompletnie zaskoczona znajoma
- No, bo ten alarm mogą powodować właśnie te fiszbiny - stwierdził funkcjonariusz
Jak widać, nasi dzielni polscy strażnicy dysponują superczułym sprzętem ;-) Pytanie tylko, czy aby nie przesadzają z tą "czułością"?

Odprawa paszportowa: też standard, czyli ani dzień dobry, ani.., hm... A ja naiwnie ciągle jeszcze wypowiadam grzecznościowe zwroty...

Czekamy na podstawienie autobusu, który ma nas przewieźć parędziesiąt metrów do samolotu. Na 20 minut przed rozpoczęciem wpuszczania pierwszych pasażerów, niemal wszyscy, jakby za sprawą jakiegoś telepatycznego impulsu, podrywają się na równe nogi formując... nie, nie kolejkę, proszę Państwa ;-) Mamy takie dawne polskie słowo jak "ciżba", więc przyjmijmy, że ludzie oczekujący na samolot uformowali ciżbę.

W pierwszej kolejności powinni być wpuszczani ci, którzy dopłacili parę euro za prawo pierwszeństwa przy wejściu na pokład samolotu. Ryanair nie ma numerowanych miejsc, ale przy niewielkiej dopłacie można sobie nabyć możliwość zajęcia praktycznie dowolnego miejsca, dzięki temu - że się wejdzie pierwszemu. Zgłaszają się owi posiadacze tego przywileju, machając nad głowami paszportami. Cóż z tego, skoro ciżba nie chce ich przepuścić ;-) W ruch idą łokcie. Stoję z boku i aż łza mi się w oku zakręciła ze wzruszenia, bowiem takich scen nie widziałem niemal od dzieciństwa, kiedy to za tzw. "komuny" stało się w kolejce po cokolwiek...

Sam lot, etc, również do bólu standardowy, więc nie będę się powtarzał z opisami. Kto jest zainteresowany, zawsze może zajrzec do moich poprzednich relacji z wizyt w Polsce ;-) Jedyną z "nowości" jakie zauważyłem to to, że z czterech stewardess jakie były na pokładzie w trakcie tego lotu irlandzkiego Ryanaira, co najmniej dwie - były Polkami :-)

/Na zdjęciu obok: fragment budynku lotniska w Shannon/
Samo lotnisko w Shannon bardzo mnie zaskoczyło. Shannon to niewielka miejscowość licząca ok. 9 tysięcy ludzi, więc jakoś podświadomie oczekiwałem również niewielkiego lotniska, tymczasem to lotnisko jest znacznie większe od "Międzynarodowego Portu Lotniczego im. Jana Pawła II w Krakowie"... A jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w Irlandii mieszka 10 razy mniej ludzi niż w Polsce, to te proporcje ulegają jeszcze większemu zachwianiu...

Odprawa paszportowa - i kolejna niespodzianka: ci sami ludzie, którzy w Krakowie utworzyli ciżbę, tutaj nagle sami z siebie tworzą dwie karnie stojące kolejki do dwóch punków kontroli paszportowej. Niewiarygodne. Czyżby więc samo zdyscyplinowanie nie zależało od ludzi - tylko od kraju, w którym się znajdują?

Obok lotniska jest przystanek autobusowy. Po chwili nadjeżdża autobus do Cork. Wsiadam. Wkrótce dojeżdżamy do Limerick, i nagle okazuje się, że znacznie mniej osób wysiadło - niż wsiadło, skutkiem czego kilku z nowych pasażerów musiałoby zająć "miejsce stojące" (co to za określenie?). Oczywiście - na dłuższych trasach o niczym takim nie może być mowy: na dworcu w Limerick natychmiast podstawia się drugi autobus, tak żeby wszyscy pasażerowie mogli wygodnie siedzieć.

Po ok. 2 godzinach - dojechałem do Cork :-)

wtorek, 8 kwietnia 2008

VII wizyta w Polsce (5): reklama po krakowsku

Krakowskie lokale coraz wymyślniejszą reklamą usiłują przyciągnąć klientów. Co obecnie jest na topie? Powrót do przeszłości. Stąd taki baner przed wejściem do lokalu nad którym nieboszczka PZPR /dla młodszych Czytelników: Polska Zjednoczona Partia Robotnicza/ wita delegatów. Oczywiście - tylko tych gotowych wydać trochę pieniędzy. Bo w końcu biznes - to biznes, towarzysze...



poniedziałek, 7 kwietnia 2008

VII wizyta w Polsce (4): przegląd prasy

Byłem w Polsce ledwie cztery dni, więc tak krótko tylko o dwóch najważniejszych - wg mnie - wydarzeniach, o których w tym czasie doniosła polska prasa.

Najpierw w "Dzienniku" przeczytałem, że, cytuję tytuł: "Fiskus obiecuje: emigranci nie zapłacą zaległości podatkowych". Tym, którzy podatek zapłacili, fiskus ma go zwrócić. Ale, uwaga: żeby skorzystać z umorzenia podatku - emigranci muszą się o to zwrócić do urzędu skarbowego. Po co, skoro z mocy ustawy i tak mają nie płacić zaległego podatku? Nie wiem... Wiem jednak, że kiedy się zgłoszą, a polscy politycy nagle zmienią zdanie, to fiskus będzie miał wszystkich "na widelcu"...

Z kolei w "Gazecie Wyborczej" w artykule pt.: "Długi nas gniotą" czytamy m.in.: "Już ponad 1,5 miliona Polaków trafiło do rejestrów biur informacji gospodarczej zbierających dane o nierzetelnych dłużnikach. Przygniatają nas rosnące raty kredytów, a także inflacja. Jeszcze rok temu nie przekraczała ona 2 proc., dziś wynosi ponad 4 procent. Zakupy kosztują coraz więcej. (...) aż o jedną piątą podrożały w ciągu ostatniego roku złotówkowe kredyty mieszkaniowe. Analitycy mówią, że to nie koniec podwyżek"...

niedziela, 6 kwietnia 2008

VII wizyta w Polsce (3): nie ma irlandzkiego piwa, za to jest piwo marki piwo...

Wybrałem się do Tesco, gdzie wśród długich alejek z piwem miałem zamiar odnaleźć i nabyć kilka butelek irlandzkiego Guinness'a, co w trakcie moich poprzednich wizyt udawało mi się bez problemu. Raz nawet udało mi się dostać czerwoną odmianę Murphys'a, której praktycznie nie można dostać... w Irlandii ;-) (pisałem o tym TUTAJ).

Niestety, nie tym razem. Nie odnalazłem nawet śladu irlandzkiego piwa. No cóż, bądźmy szczerzy, ilu klientów Tesco w Polsce stać na piwo po 7 zł za puszkę?

Na szczęście - mają alternatywę, np. taką jak na zdjęciu obok. Pół litra piwa za 1,14 zł. Taniej, niż chleb...

sobota, 5 kwietnia 2008

VII wizyta w Polsce (2): Czakram, czyli Tajemnica Wawelu

Wybrałem się na Zamek na Wawelu. To w końcu serce Krakowa, a Kraków, to serce Polski ;-) Ale tym razem nie chodziło mi o zwiedzanie zamku. Cel miałem inny: chciałem sprawdzić jak ma się słynny wawelski czakram, o którym włodarze wawelskiego zamku chcieliby zapomnieć... 

O wawelskim czakramie pisałem na tym blogu już w grudniu 2005 r. w notce: "Dwa kamienie", w której poruszałem różnice w podejściu do "marketingu turystycznego" pomiędzy nami - a Irlandczykami.

Dla przypomnienia zacytuję fragment tamtej notki dotyczący czakramu: "Na wawelskim Zamku w Krakowie znajduje się podobno czakram. Cóż to jest ten czakram? Jak podaje internetowa encyklopedia Wikipedia: " (...) Wśród hindusów panuje przekonanie, że w czakramy ziemskie emitują skumulowaną energią pochodzącą z ziemi i z kosmosu. Przy nich właśnie ludzkie życie rozwija się najlepiej. Główne czakry są rozmieszczone u podnóża piramid egipskich, w pasie gór między Eufratem i Tygrysem i innych miejscach. Jeden z nich jest umiejscowiony na Wawelu, a centrum miejsca mocy leży w kaplicy św. Gedeona."

(...) Niedługo przed moim wyjazdem ściana za którą rzekomo znajdował się ten czakram została ogrodzona - żeby uniemożliwić turystom jej dotykanie i pojawił się taki oto napis:
"Dyrekcja Zamku Królewskiego na Wawelu i Zarząd Katedry Krakowskiej ostrzegają przed dawaniem wiary plotkom na temat istnienia na Wawelu cudownego kamienia (czakramu), nie opartym na jakichkolwiek przesłankach naukowych i religijnych.
Informujemy, że:
– na Wawelu nie działają żadne niezwykłe siły mogące mieć pozytywny wpływ na stan psychiczny i fizyczny człowieka;
– uprawianie praktyk okultystycznych nie licuje z godnością Wawelu, jako miejsca o najwyższych wartościach historycznych i religijnych;
– udział w tego rodzaju praktykach jest sprzeczny z zasadami wiary katolickiej.
Prosimy nie gromadzić się na krużganku, gdyż powoduje to tamowanie ruchu turystów i prowadzi do uszkodzeń zabytkowej ściany zamku”.

Tyle moja notka z 2005 roku...

/Powyżej: za tą ścianą, w miejscu zabrudzonym od setek dotknięć dłoni turystów, ma znajdować się wawelski czakram/

Żeby zagłębić się nieco bardziej w temat, zajrzyjmy jeszcze raz do Wikipedii, na której stronach czytamy: "Polscy ezoterycy są przekonani, że jedna z czakr Ziemi, związana z planetą Jowisz, jest umiejscowiona na Wawelu z centrum mocy w resztkach romańskiego kościoła św. Gereona. Przekonanie to podzielają przybywający do tego miejsca zagraniczni pielgrzymi (głównie hinduiści i buddyści). Rozpowszechnianiu się informacjom o jego istnieniu przeciwdziała ksiądz prałat Katedry Wawelskiej. Przy wsparciu władz miasta w 2001 r. próbowano utrudniać dostęp do miejsca uważanego za magiczne, wydając zakazy gromadzenia się w tym miejscu (uzasadniając to ochroną przed zniszczeniem pobliskiej, zabytkowej ściany), wyznaczając strażników muzealnych, rozstawiając barierki lub wręcz rusztowania budowlane.

Według przekazów, inne czakry podobnej mocy znajdować się mają na świecie w Mekce, w delcie Gangesu, między Eufratem a Tygrysem, u podnóża piramid egipskich, w Anglii (i właśnie na Wawelu). Według innej wersji w New Delhi, Mekce, Delfach, Jerozolimie, Rzymie, Welehradzie (oraz Wawelu). W Polsce miejscami przecinania się nieomal równie silnych kosmicznych linii energetycznych, co na Wawelu, mają być Łysa Góra oraz Jasna Góra. O czakramie wawelskim miał już wspominać, żyjący w I wieku filozof grecki Apoloniusz z Tiany."

A więc, jak napisałem na wstępie, wybrałem się na wawelski zamek żeby zobaczyć, co się dzieje z tym naszym czakramem? Wynik moich oględzin: czakram ma się dobrze, nadal ustawiają się do niego kolejki pomimo kompletnego braku jakiejkolwiek informacji o tymże czakramie i pomimo przeszkód jakie turystom stawia "Dyrekcja Zamku Królewskiego na Wawelu" - na szczęście tym razem tylko w postaci cienkiego sznurka wzdłuż ściany.

Ciekawostka: z tego co zaobserwowałem (a musiałem dłuższą chwilę czekać na swoją "kolejkę" do czakramu, więc przysłuchiwałem się rozmowom turystów) zdecydowana większość zainteresowanych czakramem - to obcokrajowcy. Jak widać, cześć z nich wchodzi na wawelskie wzgórze jednak głównie dla czakramu, czego "Dyrekcja Zamku Królewskiego na Wawelu" uporczywie nie chce przyjąć do wiadomości...

A drugą z ciekawostek jest to, że tym razem - wyraźnie poczułem mrowienie w dłoniach, kiedy na chwilę dotknąłem nimi ściany za którą ma znajdować się wawelski czakram. Autosugestia? Nie sądzę, jestem odporny na takie rzeczy...

Dlatego - zachęcam Was do odwiedzin wawelskiego Zamku, odszukania czakramu, i przekonania się o tym na "własnej skórze" ;-)

piątek, 4 kwietnia 2008

VII wizyta w Polsce (1): Och Karolina...

Od dzisiaj, przez następnych kilka "wpisów", będę się z Wami dzielił wrażeniami z mojej kolejnej, już 7, wizyty w Polsce :-)

Do tejże wizyty przygotowałem się oczywiście wystarczająco wcześnie, nabywając w tym celu bilet w Centralwings - polskiej linii lotniczej która jako jedyna - jak na razie - obsługiwała połączenie Cork - Kraków. Za bilet w obie strony zapłaciłem ok. 250 euro, co - dla niezorientowanych - jest dość sporo jak na "tanie linie". Niemniej, cenie sobie komfort bezpośrednich lotów, bez konieczności przesiadania się tu czy ówdzie byleby "przyoszczędzić" kilka euro... Cóż z tego, skoro ledwie kilka dni po moim zakupie tegoż biletu, Centralwings ogłosił wszem i wobec, że im się ten cały interes nie opłaca i likwidują m.in. "moje" połączenie. Ha, ich sprawa. Kupiłem więc bilet w Ryanairze - irlandzkiej linii lotniczej. I za lot z Cork do Dublina zapłaciłem 1 cent (słownie: jeden cent, bez żadnych "opłat lotniskowych", etc), a opłata za lot z Dublina do Krakowa i powrót do Shannon wyniosła ok. 100 euro.

Jak to jest, że polskim liniom Centralwings nie opłaca się latać za 250 euro, a irlandzkim liniom Ryanair opłaca się za 100 euro, tego wytłumaczyć nie potrafię...

Odprawa w Cork: paszporty sprawdza Polak, później przechodzę przez bramkę: mój pasek i buty zostają na swoim miejscu, lot - ok. 40 minut. Odprawa w Dublinie: również nikt mi nie każe wyciągać ze spodni paska i ściągać butów.

W sklepie na lotnisku kupuję jeszcze parę drobiazgów - sprzedaje, a jakże, Polka. Kupuję na lotnisku, bo tym razem nie wziąłem z sobą głównego bagażu, zresztą - wracał też będę z tylko z bagażem podręcznym, toteż niektóre rzeczy (np. w płynie ;-) mogę kupić dopiero po odprawie i kontroli bagażu. A tegoż głównego bagażu nie wziąłem, bo stwierdziłem - że nie ma po co. Kilka drobnych rzeczy, jak np. irlandzką whiskey w jedną stronę a kilka książek w drugą zmieści się przecież w podręcznym, a ja nie należę do ludzi którzy stawiają sobie za niemal życiowy cel przewieźć jak najwięcej papierosów czy gorzały, oraz mięsa, sera, a nawet chleba ;-)

W samolocie stewardessa rozdaje chętnym firmowy miesięcznik Ryanaira. Pasażerami są sami Polacy, a miesięcznik jest po angielsku, więc niemal nikt nie bierze. Ja - ponieważ cenię sobie słowo pisane - jednak sięgam po niego, i - proszę, niemal od razu rzuca mi się w oczy zdjęcie urodziwej dziewczyny, a kiedy przeczytałem krótki tekst pod zdjęciem poczułem wręcz dumę ;-) Bowiem ta ładna pani ma na imię Karolina i pochodzi - z Olsztyna. Carolina from Olsztyn in Poland. I pracuje właśnie w Ryanairze :-)

Oprócz Karoliny, w tej gazecie są jeszcze trzy inne "polskie akcenty", a konkretnie: trzy polskojęzyczne reklamy: banku PKO, Western Union, oraz jednej firmy z Trójmiasta która zachęca (również obcokrajowców) do kupowania mieszkań w Polsce.

Lądujemy w Krakowie. Standard: pasażerowie podrywają się z miejsc, gdy tylko samolot zatrzymuje się po lądowaniu, i następnie tkwią przez kolejnych paręnaście minut bez ruchu w pozycjach zgięto - stojących. Stadny galop do kontroli paszportowej i po odbiór bagażu. To ostatnie mnie na szczęście nie dotyczy, z racji braku takowego.

Kontrola paszportowa: umundurowana celniczka z pistoletem przy pasku. Nie odpowiada na moje "dzień dobry", nie słyszę też "dziękuję" przy zwrocie paszportu. Ale to w końcu też standard. Przynajmniej w Stołeczno - Królewskim Mieście Krakowie.

Chociaż - w trakcie mojej ostatniej przed tą - wizyty, wydawało mi się, że idzie ku lepszemu. Myliłem się...

czwartek, 3 kwietnia 2008

Brian Lilli: Images of Cork City

Wczoraj kupiłem świetną książkę: "Images of Cork City" której autorem jest Brian Lilli. Jest to 120 stronicowy fotograficzny album, wiernie oddający obraz "naszego" miasta.

Opisy zdjęć, chociaż lakoniczne, przekazują wiele informacji o mieście, poszczególnych budynkach czy wręcz architektonicznych detalach.

Polecam ;-)

środa, 2 kwietnia 2008

Lady Pank zagra w Dublinie - i w Cork

W Cork pojawiły się plakaty /niestety - bardzo szybko znikają zabierane przez wielu "fanów"/ reklamujące koncert legendy polskiego rocka - Lady Pank - w Dublinie (25 kwietnia) i w Cork (26 kwietnia). 
 
/Na zdjęciu obok: plakat reklamujący koncert "Lady Pank" w Irlandii, wiszący w witrynie sklepu "Mercury" w Cork/ 

Będzie to chyba pierwszy w historii Cork występ tak znanego polskiego zespołu. Dodatkowo - plakat reklamuje także udział "gościa specjalnego" którym ma być Olaf Lubaszenko. Bilety (w cenie 35 euro) są do nabycia m.in. w sklepach "BaDaCz" i "Mercury". 

Dopisek z 27 kwietnia: koncert w Cork okazał się ogromnym sukcesem, koncert w Dublinie - nie (słaba frekwencja).

wtorek, 1 kwietnia 2008

Gwiazda zwana Henry

Parę dni temu pisałem o moim zakupie w księgarni Vibes Scribes w Cork dwóch książek, tłumaczonych na polski, aczkolwiek traktujących o Irlandii: "Dwaj w morzu pływacy" i "Gwiazda zwana Henry". O pierwszej z nich już pisałem, więc dzisiaj krótka "reklama" drugiej książki;-)

Tytuł: Gwiazda zwana Henry, autor: Roddy Doyle.

Na odwrocie książki czytamy: "Wszystko co chcielibyście wiedzieć o Irlandii - a co nie mieliście sposobności do tej pory zapytać - znajdziecie w tej książce. Roddy Doyle, autor kultowej powieści The Commitments, postanowił zmierzyć się z bolesną historią swojej ojczyzny i opowiedzieć nam, ludziom spoza wyspy, jak to było ponad sto lat temu, gdy rodziła się państwowość irlandzka.

Oto Henry Smart, spryciarz i złodziejaszek, nieodrodne dziecko dublińskich slumsów. Niejako mimochodem został uczestnikiem wielkich wydarzeń, ale skoro tak się stało, to dlaczego nie czerpać z tego maksymalnej frajdy? Tyle jest głów do roztrzaskania, tyle bójek do wygrania, tyle kobiet do utulenia. Henry nie potrafi działać połowicznie: kocha na całego, upija się do nieprzytomności, kradnie najlepiej - a więc i w grach wojennych okazuje się być żołnierzem doskonałym, prawą ręką Michaela Collinsa Jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić?

Gwiazda zwana Henry to pierwszy tom cyklu o losach Irlandii. Po tej lekturze przekonasz się, że Irlandia to coś więcej niż piwo Guinness, legenda o świętym Patryku i muzyka U2."

Tak jak przy poprzedniej pozycji, tak i teraz napomknę o cenie: ta książka kosztuje tutaj 4,99 euro, a polska cena wydrukowana na jej okładce to... 35 zł 90 gr.