środa, 30 listopada 2022

61 wizyta w Polsce /1/: info o meczu i bezsensowna kolejka

Kolejny wyjazd na 2 tygodnie do Polski. Tym razem również przez Dublin, podobnie będziemy wracali - już z Agnieszką i Patryczkiem, którzy zostali w Polsce. Autobus do Dublina, lot do Krakowa. W trakcie lotu kapitan informował nas o wyniku meczu Polska - Argentyna ;-) Po wylądowaniu kolejka do bramek samoobsługowych, w których dokonuje się samodzielnej odpraw skanując paszport. Zabrakło kogoś z obsługi, więc zrobiła się kolejka spowodowana kompletnie irracjonalnym zachowaniem pasażerów: było czynnych 5 bramek ale ludzie korzystali tylko z jednej. Kilka osób /w tym i ja/ patrząc na to, przechodzi pod barierką i omijając kolejkę podchodzi do bramek, z których nikt nie korzystał. Skanujemy się i wszystko jest o.k. Na lotnisku czekała już na mnie Agnieszka ;-)

/Powyżej: widok z okna autobusu w Dublinie na - zdaje się - nową instalację w Dublinie, tym razem na środku rzeki Liffey/

wtorek, 29 listopada 2022

Behind the Scenes: Collection at Work

Od 26 listopada b.r. do 19 marca 2023 roku w Crawford Art Gallery w Cork ma miejsce m.in. wystawa "Behind the Scenes: Collection at Work". Nie jest to tak naprawdę nowa wystawa, ale wybrany przegląd tego, co składa się na kolekcję tej galerii. 

/Powyżej: fragment wystawy/

czwartek, 24 listopada 2022

sPOKÓJ pod choinkę

Przed nami grudzień, przez wielu chyba najbardziej ulubiony miesiąc w roku. Na pewno przez handlowców, którzy przystrajając świątecznie witryny sklepowe, zaczynają grudzień obchodzić w listopadzie, a coraz częściej nawet w październiku. Grudzień to dla katolików radosne święta Bożego Narodzenia, w czasie których celebrujemy, że "On to dla nas ludzi, i dla naszego zbawienia, stał się człowiekiem". 

Dla dzieci to przede wszystkim czas prezentów, przynoszonych przez Świętego Mikołaja. Dla innych, tworzących alternatywne rzeczywistości, to jakieś Święta Zimowe, a prezenty rozdaje przerośnięty krasnolud z elfami. Swoją drogą, ciekawe jak na taką potwarz zareagowaliby bohaterowie tolkienowskiej sagi "Władca pierścieni", wg której elfy to istoty dumne i wyniosłe, chłodno i z dystansem odnoszące się do innych ras. Ah, o rasach teraz pisać nie można, no chyba że biały coś przeskrobał, wtedy - tak. Ale żeby elfy pomagał krasnoludowi roznosić prezenty dla dzieci? Tego nawet wspomniany Tolkien by nie wymyślił, chociaż wyobraźnię miał nie z tego świata. 

Jak to mówią, ludzie którzy nie wierzą w Boga - uwierzą we wszystko. Stąd ostatnio wśród zatwardziałych ateistów taka popularność przeróżnych tarotów, stawianych przez wróżki. Człowiek jest istotą religijną i potrzebuje wiary. W najgorszym wypadku w przeróżne gusła a przynajmniej w zabobony, jak piątek trzynastego, czarnego kota przebiegającego drogę czy pukanie w niemalowane drewno, chociaż bardziej skuteczne byłoby stuknięcie się we własną głowę. Na takie zachowania nasi sąsiedzi, Słowacy, mają nawet przysłowie: "kto věří v pověry ten v Boha neverí" /kto wierzy w przesądy ten nie wierzy w Boga/. Swoją drogą, najbardziej zdumiewają mnie osoby, które z dumą podkreślają swój ateizm a jednocześnie wierzą w gazetowe horoskopy. Ci to naprawdę mają wiarę, chociaż nie zdają sobie z tego sprawy.

Grudzień to w końcu ostatni miesiąc mijającego roku, to wręcz zapowiedź roku następnego, w założeniu - lepszego. A trzeba przyznać, działo się w tym roku tyle, że gdyby ktoś nam to przepowiedział z dwa lata temu, postukalibyśmy się w głowę. Lub w niemalowane drewno, co kto woli. Światowa pandemia i jej skutki, globalna recesja, wystrzelona w kosmos inflacja i w końcu wojna u naszych granic. Co do pandemii, Chińczycy ciągle poważnie do niej podchodzą i gdzieniegdzie nadal izolują całe miasta, chociaż trzeba przyznać że natrafiają na coraz większy opór społeczny, pomimo że społeczeństwem są wysoko zdyscyplinowanym. Przerwane łańcuchy dostaw eliminują z rynku setki firm. Inflacja spowodowana po części dodrukiem pieniędzy, ale również paniką nakręcaną irracjonalnym stadnym zachowaniem /wszyscy podnoszą ceny to i ja muszę, muszę szybko wydać pieniądze, bo za chwilę nie będą nic warte/ staje się realnym zagrożeniem dla całych grup społecznych, w wielu krajach. I w końcu: wojna na Ukrainie i miliony uchodźców, których trzeba wykarmić i zakwaterować. O ile z tym pierwszym nie ma żadnego problemu, bo żywności dla ludzi jest sporo /może być co najwyżej źle dystrybuowana/ to mieszkań czy hoteli jest już ograniczona ilość. 

To oczywiście przekłada się na dalsze perturbacje. Zarówno w Polsce jak i w Irlandii poszybowały w górę ceny mieszkań oraz wynajmu pokoi hotelowych. Oczywiście nie ma co porównywać problemów ludzi, którzy musieli zostawić wszystko i uciekać z własnego kraju, z problemami parweniusza, który spędzi tegoroczne święta Bożego Narodzenia nie, jak co roku w ostatniej dekadzie, na jednej z wysp Polinezji Francuskiej, ale, o zgrozo, tam gdzie mieszka. Co gorsze - pewnie z własną rodziną, o ile go zaproszą do wspólnego stołu. Niemniej jednak, ktoś nie zarobi a tym samym straci, ktoś drugi z kolei zyska, chociaż niekoniecznie w wartości przeliczalnej na jakąkolwiek walutę. 

Oczywiście nigdy nie ma tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Co prawda w większych miasteczkach w Irlandii pracy ciągle jest sporo, ale brakuje mieszkań. Tam gdzie są, nie ma z kolei pracy. Tam, gdzie jest praca, trzeba za mieszkanie wydać tyle, że sens pobytu na Zielonej Wyspie staje pod znakiem zapytania. I koło się zamyka. Brak mieszkań staje się naprawdę poważnym problemem w Irlandii. Sam mam znajomych, którzy rozważają powrót do Polski, właśnie z powodu problemów mieszkaniowych. Owszem, pracę mają, tę samą od 10 lat i od 10 lat otrzymują tę samą wypłatę. Tymczasem ceny wystrzeliły w górę co najmniej dwukrotnie. I tutaj nie zanosi się na happy end, bo mieszkań nie przybędzie w ciągu kilku tygodni czy nawet miesięcy. Wychodzi na to, że pracujemy za mieszkanie i wyżywienie, czyli za tyle, co dawny niewolnik. Na szczęście mamy paszporty w kieszeni i zawsze, gdzieś tam, trawa jest bardziej zielona. Tyle że łatwo to napisać, ale trudniej zrobić, szczególnie gdy człowiek ma na głowie rodzinę z dziećmi w szkołach a do tego często kredyt na karku, w dodatku niekoniecznie zaciągnięty na dom w Irlandii.

Co więc nas czeka w przyszłym roku? Trudno bawić się we wspomnianą na wstępie wróżkę, kiedy na naszych oczach dzieją się najmniej prawdopodobne rzeczy. Według jednej z tradycji, imiona czterech jeźdźców Apokalipsy to: Wojna, Zaraza, Głód i Śmierć. Dwie pierwsze, czyli wojnę i zarazę, mamy odhaczone, zostaje więc, mało optymistycznie, głód i śmierć. Chociaż z drugiej strony, dziwna to była zaraza. Statystycznie rzecz biorąc, do tej pory niewielu ludzi przez nią zmarło, za to wielu lekarzy dzięki niej wybudowało sobie wille. Wojna również wygląda nieco inaczej. Owszem, ludzie na niej giną ale bardziej prawdopodobna wydaje się tam śmierć z wychłodzenia z powodu nadciągającej zimy, niż od karabinowej kuli. Głód w naszej części świata jest mało prawdopodobny a śmierć - no cóż, czeka każdego. Może więc nie będzie tak źle.  Wszystko wskazuje na to, że to jeszcze nie ta właściwa Apokalipsa. Jako osoba wierząca /chociaż bardzo, bardzo zły ze mnie katolik/, kusi mnie żeby napisać: a szkoda! Bo patrząc na to, co robimy z tą naszą Ziemią, ojczyzną ludzi, należy nam się. 

Każda wojna kiedyś się kończy, ta na Ukrainie również. Możni tego świata dokonają podziału łupów, bo chyba nikt nie wierzy, że tak jak dzieci dostaną prezenty pod choinkę, tak i Ukraina będzie miała swojego Świętego Mikołaja. Za każdy wystrzelony nabój i każdego rozbitego drona, trzeba będzie zapłacić. Za odbudowę infrastruktury - również. Ukraińcy będą ponosić skutki tej wojny przez wiele, wiele lat. Podobnie zresztą będzie z Rosją i jej niedawnymi sojusznikami, Niemcami. Ci ostatni są zresztą coraz bardziej odpychani od wspólnego stołu przez Amerykanów, którzy zdają się wracać do europejskiej gry. Co to oznacza dla Polski? Że będziemy mieli słabszych sąsiadów, którzy w dodatku nigdy nie byli zbyt przyjaźni wobec nas. Tym samym skoro tamci będą słabsi, to my będziemy silniejsi. Jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało, ale powtarzając za Bismarckiem, Churchillem i, niestety, Stalinem: zwykli ludzie nie powinni widzieć jak robi się politykę, to raz, dwa: w polityce nie ma sentymentów, a trzy: państwa nie mają sojuszników, mają co najwyżej wspólne interesy. Paradoksalnie więc, z tej wojny rosyjsko - ukraińskiej najbardziej zwycięska może wyjść... Polska. Oczywiście pod warunkiem, że nasi rządzący mądrze to rozegrają. Nie my rozpętaliśmy tę wojnę ale to my zachowaliśmy się jak trzeba. To Polacy przyjęli do swoich własnych domów setki tysięcy uchodźców. To Polacy zrównali uchodźców w prawach z własnymi obywatelami. O ogromnej pomocy materialnej nawet nie ma co wspominać. Jak to przyznali sami Ukraińcy: "Polska dała nam więcej niż zostawiła sobie". Słusznym więc będzie zmiana naszej sytuacji geopolitycznej i mam nadzieję, że tak się stanie.

Czy nasza Ojczyzna dostanie taki prezent pod choinkę od Świętego Mikołaja? Bardzo tego Państwu i sobie życzę, chociaż obawiam się że jeszcze nie w tym roku. Wojna może przeciągnąć się na wiele kolejnych miesięcy, bo zbyt wiele krajów jest w to zaangażowanych, które w dodatku mają sprzeczne interesy. 

I tylko zwykłych ludzi żal, którzy chcieli sobie spokojnie żyć. Oby nadchodzący rok przyniósł i im, i nam, chociaż w części powrót do normalności...

środa, 23 listopada 2022

Grzane wino na święta

W Irlandii, w okresie świątecznym, bardzo popularne jest grzane wino, czy też poncz. Z tego co zauważyłem, właśnie trafiło do sklepów. Najczęściej jest dostępne oczywiście w wersji alkoholowej ale również i bez, jak ten na zdjęciu poniżej. Kupiłem go, jak widać, w Dunnes Stores, gdzie jest dostępny pod marką sklepu, w cenie ledwie 2 euro za butelkę. Po podgrzaniu, nawet bez dodatkowych przypraw, bardzo dobre.

/Powyżej: bezalkoholowy mulled punch/

wtorek, 22 listopada 2022

Corban Walker: As Far As I Can See

Od 15 października b.r. do 15 stycznia 2023 roku w Crawford Art Gallery w Cork ma miejsce wystawa "As Far As I Can See", na której możemy oglądać prace Corbana Walkera. Autor wystawy, urodzony w 1967 roku w Dublinie, jest, jak napisali kuratorzy wystawy: "światowej sławy artystą mieszkającym w Irlandii, który tworzy instalacje, rzeźby i rysunki, skupiając się na systemach stworzonych przez człowieka i postrzeganiu skali". 

Walker nie tylko umieścił w galerii swoje prace ale w ramach wystawy - "usunął" też część znaczących dzieł, będących w stałej ekspozycji galerii. Trzeba przyznać, jest w tym wreszcie jakaś oryginalność ;-)

Poniżej - wystawa:


niedziela, 20 listopada 2022

Polish Christmas Village w Waterford 2022

Niedzielne popołudnie spędziliśmy w Waterford, Świątecznej Stolicy Irlandii, gdzie jak co roku wybraliśmy się do Polskiej Wioski Bożonarodzeniowej która jest organizowana w tym mieście już po raz dziesiąty. Polish Christmas Village jest częścią zimowego festiwalu Winterval. Sama Polska Wioska Bożonarodzeniowa to miejsce gdzie polscy artyści i rękodzielnicy mogą zaprezentować /i oczywiście sprzedać/ swoje prace. Jak co roku można tam kupić m.in. przygotowane przez Agnieszkę słodkie bukiety i świeczki z wosku pszczelego.

Poniżej - kilka zdjęć, więcej jest na mojej stronie na fb: LINK, z kolei na moim YT można zobaczyć filmik z naszego wyjazdu: LINK.






sobota, 19 listopada 2022

113 Warsztaty z My Little Craft World: ozdoby świątyczne

W sobotę, 19 listopada b.r. My Little Craft World zaprosiło wszystkie dzieci na kolejne świąteczne warsztaty kreatywne, podczas których dzieci przygotowały ozdoby świąteczne. Z uwagi na duże zainteresowanie warsztaty odbyły się w dwóch grupach.

Poniżej - Agnieszka przed rozpoczęciem zajęć, grupa pierwsza i druga:



piątek, 18 listopada 2022

Chasing The Ball

Od 14 listopada do 7 grudnia b.w. w St. Peter's Cork ma miejsce wystawa "Chasing The Ball", na której można obejrzeć materiały związane z udziałem Irlandii i Włoch w mistrzostwa świata w piłce nożnej, w latach 1990-2002.

Poniżej - wystawa:


czwartek, 17 listopada 2022

Irlandzkie bożonarodzeniowe znaczki pocztowe (7)

Na stronie An Post, irlandzkiej poczty, zamówiłem dwa komplety bożonarodzeniowych znaczków pocztowych, na wysyłkę zagraniczną i krajową. Wyglądają tak, jak poniżej, czyli po lewej stronie mamy te zagraniczne a po prawej - lokalne. Zagraniczne to, jak widać, świeca i gołąbek. Kto pomyśli może zgadnie, że chodzi tutaj o Boże Narodzenie. Lokalne nieco bardziej nawiązują do świąt, bo mamy przynajmniej choinkę i aniołka. O innych irlandzkich znaczkach można przeczytać tutaj: LINK

Poniżej - tegoroczne irlandzkie bożonarodzeniowe znaczki pocztowe:



wtorek, 15 listopada 2022

Nauczyciele bez klasy

Bez wątpienia żyjemy w czasach powszechnego upadku i zdziczenia obyczajów. Coś, co było nie do pomyślenia jeszcze 30 lat temu, teraz staje się normą społeczną. Zachowania, które niegdyś ściągnęłyby na daną personę powszechne oburzenie, dzisiaj sprawiają że stawia się ją na piedestale. Słowa, które jeszcze kilka dekad temu były zupełna normą, teraz stają się aktem odwagi. 

Sprawdza się na nas chińska klątwa o życiu w "ciekawych czasach", ale - daj Panie Boże - może już i w czasach ostatecznych, bo wątpię byśmy jako ludzkość mogli stoczyć się jeszcze bardziej. Stare przysłowie mówi, że ryba psuje się od głowy, albo - jak chciał niegdyś Ryszard Petru - głowa psuje się od góry. Za ogłupienie kolejnych pokoleń odpowiadają solidarnie rodzice i nauczyciele. O ile jednak rodzicem można zostać przez zupełny przypadek , o tyle żeby zostać nauczycielem trzeba tego jednak chcieć, a przypominam, że ciągle nie ma przymusu pracy w tym zawodzie. 

Wracając raz jeszcze do starych chińskich klątw, pamiętajmy i o tej: "obyś cudze dzieci uczył!" Można więc wywnioskować, że to nic fajnego i za taką pracę biorą się albo pasjonaci, albo desperaci. Ewentualnie tacy, którzy chcą wyciągnąć z niej więcej fruktów niż na pierwszy rzut oka wydaje się to możliwe. Wielu nauczycieli, często z braku jakichkolwiek innych propozycji zawodowych, zostaje nimi wyłącznie dla benefitów jakie niesie praca w tym zawodzie. Wiadomo, długie wakacje, pensum i ciągle jeszcze jako taki szacunek społeczny do tego zawodu, który z roku na rok jest coraz mniejszy ale ciągle jeszcze - jest. Oczywiście nauczyciele przy każdej pensji są pełni pretensji, niczym polonista Adaś Miauczyński z pamiętnego Dnia Świra, ale jednocześnie robią wszystko żeby utrwalić obowiązujący dziurawy system i żądać dosypywanie do niego coraz większej góry pieniędzy. Podobnie zresztą jak lekarze, ale już nie weterynarze. Ci ostatni zostali w Polsce sprywatyzowani w pierwszej kolejności, dzięki czemu świadczą dla swoich podopiecznych usługi na najwyższym poziomie i bez żadnej łaski. Powie ktoś: człowiek to nie zwierzę. Tak, ale tylko na poziomie duchowym, biologicznie jesteśmy podobnymi tworami. Dzisiaj jednak nie będzie o lekarzach czy weterynarzach, ale o nauczycielach.

Sam jestem z ostatniego pokolenia, na którym w szkołach stosowano kary cielesne. Oczywiście chodzi tutaj wyłącznie o banalne wytarganie za uszy czy przyłożenie linijką w łapę, ale jednak dzisiaj jest to nie do pomyślenia. I od razu: absolutnie nie jestem za stosowaniem kar cielesnych w szkołach, posłuszeństwo ucznia powinno wynikać z autorytetu nauczyciela. Co jednak zrobić, gdy tego autorytetu wśród uczniów zwyczajnie już nie ma? Dochodzimy do takich absurdów jak ten z pamiętnego filmiku do dzisiaj krążącego po internecie, w którym uczeń w trakcie lekcji nałożył nauczycielowi kosz na głowę, przy absolutnej bierności tegoż pedagoga. Za moich czasów taki uczeń dostałby linijką nie tyle w dłoń co prosto przez głupi łeb, rodzice byliby wezwani do szkoły w trybie natychmiastowym, sam "koszowy" wyleciałby ze szkoły z wilczym biletem a edukację musiałby kontynuować w najlepszym przypadku w sąsiednim województwie, chociaż bardziej prawdopodobny byłby drugi koniec Polski.

Niestety, utrata autorytetu przez nauczycieli jest nie tylko pochodną braku odpowiedniego wychowania w domu, ale też i działań samych pedagogów. Zaczęło się na samym początku lat 90-tych ubiegłego wieku. Wielu z nich uświadomiło sobie, że zostało stworzonych do innych celów a nadrzędnym z tych celów jest zdobycie w końcu upragnionej fortuny. Co prawda i wcześniej byli tacy, którzy nie gardzili sutymi składkowymi upominkami od swoich uczniów przy różnych to okazjach, ale to była tylko przygrywka tycia do zamożnego życia. I tak, sam pamiętam moje zdumienie, gdy na przełomie szalonych lat 80/90 ub.w. zobaczyłem jednego z moich już byłych nauczycieli handlującego butami na bazarze, a drugi tuż przed końcem prowadzonej lekcji, oferował uczniom przywiezione przez siebie z Turcji modne wówczas dżinsowe kurtki. Niby nic, prywatna inicjatywa godna pochwały, i buty i kurtki są ludziom potrzebne, ale jednak jakiś dysonans, jakiś zgrzyt. Nauczyciel to był przecież KTOŚ, autorytet, drugi po rodzicach, trzeci po Panu Bogu, otoczony szacunkiem często wzbudzając niemal nabożną trwogę, a tutaj coś tak przyziemnego. Jeżeli jesteś nauczycielem, wyglądaj jak nauczyciel i zachowuj się jak nauczyciel. Jeżeli jesteś księdzem, wyglądaj jak ksiądz i zachowuj się jak ksiądz. Niby prosta zasada, ale jakoś ostatnio coraz trudniejsza do opanowania, zarówno przez nauczycieli, jak i przez księży.

Opisałem swój pierwszy przypadek dysonansu poznawczego dotyczącego zachowania się nauczycieli, opiszę i ostatni, który miał miejsce raptem kilka tygodni temu, w Krakowie. Przechadzałem się akurat po Rynku, gdy nagle przy pomniku naszego narodowego wieszcza, Adama Mickiewicza, dwóch panów rozłożyło sobie transparent. Trzymać we dwóch było nieporęcznie, więc po namowach udało im się pozyskać jeszcze jedną bardzo młodą dziewczynę do pomocy w trzymaniu, czy też, jak cały czas powtarzał starszy z nich, w "naprężaniu" banera. Na wspomnianym transparencie wypisali mało kulturalnie wyrażoną prośbę do obecnego ministra oświaty, żeby "znalazł fizyka do ich szkoły". Wspomniany starszy banerowy nosił kolorową czapeczkę (nie wiem czy tęczową, bo nie liczyłem kolorów a i tak słabo u mnie z rozpoznawaniem barw) i podawał się za... nauczyciela. W dodatku pochodzącego z, a jakże, Warszawy. Drugi z panów był młodszy, typowy student któremu, jak to wśród studentów często bywa, wydawało się że rozumie już absolutnie wszystko i zna reguły gry, w którą gra. Dziewczę, jak wspomniałem, z łapanki, typowa nastolatka. Tę zmanipulowaną dwójkę pominę, bo nie ma o czym pisać ale ciekawą postacią był pan nauczyciel, już w sile wieku. Zaraz po rozwinięciu banera, prosił kogo się tylko dało o zrobienie im zdjęcia i przesłaniu na jego mejlowy adres. Ot, taki warszawski desant w Krakowie, sam nawet nie ogarnął tak podstawowych spraw a wiadomo: zdjęcie z takiej pokazowej akcji to podstawa. Kiedy później wklepałem sobie w net treść tego banera, pokazał mi się on w innych miastach, wygląda więc na zorganizowana akcję, prawdopodobnie pod auspicjami ZNP. 

Pan nauczyciel zaczął nagabywać przechodząca młodzież, której na krakowskim rynku zawsze jest pełno, pytając czy w ich szkołach nie brakuje fizyków? Okazało się, że nie brakuje, wszędzie są, jeden z uczniów nawet zażartował że jak im brakuje, to mogą oddać swojego.  Z kolei przechodnie zaczęli wypytywać pana nauczyciela, w której to konkretnie szkole brakuje fizyka, na co ten niezmiennie odpowiadał, że w każdej. Ot, kolejny dysonans, jak to przy belfrach nowej generacji bywa, chociaż ten, jak wspomniałem, wyglądał na takiego, co jeszcze o marksizmie i leninizmie mógł nauczać. Tak, wiem że teraz w niektórych krajach zaczyna się tego nauczać się od nowa, ale to już inna historia. Przy transparencie zebrały się dwie grupki, które zrobiły sobie na jego tle zdjęcie: wycieczka z Warszawy (co bardzo spodobało się panu nauczycielowi, który jeszcze raz podkreślił że on też z Warszawy), i - z Norwegii. Ci ostatni to z jakiejś podstawówki, zapytali po angielsku pana nauczyciela w kolorowej czapce co tam jest, na tym transparencie, wypisane? Na to pan nauczyciel wydukał również po angielsku (brawo!) że "polski minister oświaty jest... homofobem".

Do tej pory przyglądałem się temu biernie, uznając że protestować publicznie każdy może, nawet jeżeli taki pan nauczyciel wspina się na pomnik Mickiewicza w Krakowie, chociaż bliższe ewolucyjnie byłoby mu chyba drzewo. Ale gdy grę weszło szkalowanie na zewnątrz własnego kraju, w dodatku tak prymitywne, nie wytrzymałem. Młodzieży wyjaśniłem, że pan nauczyciel łże jak bura suka, a panu nauczycielowi w krótkich żołnierskich słowach, co o nim myślę. Wskutek tego baner został natychmiast zwinięty i tak oto pierwszy raz w życiu sam spacyfikowałem demonstrację, nieważne - że 3 osobową. Aha: całą akcję sfilmował komórką pomocnik tego pana nauczyciela (o roboczym kryptonimie "student") więc niewykluczone że w chwili kiedy Państwo to czytacie, już robię za żywą ilustracją artykułu w jakimś belferskim periodyku, opisującym jak to gruby, łysy i agresywny neonazista przerwał im pokojową demonstrację. Wiadomo, każdy kto ma inne zdanie to naziol a agresja jest jego nieodłącznym przymiotem.

W dawnych czasach, i nie mam tutaj na myśli słusznie minionego ustroju, taki pan nauczyciel musiałby szybko się przekwalifikować na stróża nocnego lub czyściciela miejskiej kloaki, bo nigdzie indziej posady by nie znalazł. Dzisiaj facet który kłamiąc szkaluje własny kraj, zostaje bohaterem i to nie tylko w swoim domu. W dawnych, jeszcze przedwojennych ogłoszeniach prasowych często wymagano od nauczyciela aplikującego na daną posadę żeby oprócz stosownego wykształcenia był również... żonaty. Wiadomo, jak żonaty, to stateczny. Dzisiaj nawet dyrektor szkoły może być wytatuowany po samą szyję, i jednego takiego rodzynka nawet pokazywali w tv. Przy czym nikt nie skupiał się na jego wiedzy, tylko na tatuażach, dość niechlujnych zresztą. Od razu zastrzeżenie: nie jestem przeciwny tatuażom, chociaż sam żadnego nie mam, ale na miły Bóg, powtórzę raz jeszcze: jesteś nauczycielem, wyglądaj jak nauczyciel i zachowuj się jak nauczyciel. Ale jeżeli przypominasz brudnopis a w ramach wydumanego "protestu" przebierasz się za krowę lub skaczesz jak małpa po pomnikach, to zrozum: w ten sposób autorytetu wśród młodzieży nie zdobędziesz. Co prawda powiedzą ci że jesteś wyluzowany i cool, ale nieodmiennie skończysz z koszem na głowie.

Nikt nie musi być nauczycielem, nikt też nie powiedział że to zawód na całe życie. Może uczciwiej jest jednak handlować butami na bazarze albo importować ciuchy z Turcji? W McDonaldzie też ciągle przyjmują. Tak na sam koniec chciałbym dodać, że może na takiego nie wyglądam, ale do szkoły chodziłem. Mało tego, moi Rodzice sami byli nauczycielami. Ale to było zupełnie inne pokolenie, inny świat, więc tym bardziej boli, gdy widzę kto obecnie bierze się za ten tak odpowiedzialny zawód, kto kształtuje nową generację.

Samych mądrych decyzji przyszłym nauczycielom życzę, jednocześnie ściągając czapkę i kłaniając się w pas tym prawdziwym, z krwi i kości, pedagogom i przewodnikom życia dla młodzieży. Wierzę, że ciągle jeszcze jesteście, chociaż z każdym rokiem Was ubywa...

poniedziałek, 14 listopada 2022

niedziela, 13 listopada 2022

112 Warsztaty z My Little Craft World: Poznajemy Polskę - Lanckorona

W niedzielę, 13 listopada b.r. My Little Craft World zaprosiło wszystkie dzieci na kolejne warsztaty z cyklu "Poznajemy Polskę". Tym razem dzieci poznały Lanckoronę, zwaną też Miastem Aniołów. Podczas zajęć mali artyści wykonali również swojego własnego, drewnianego anioła.

Kilka zdjęć z tego wydarzenia można zobaczyć w galerii My Little Craft World na FB: LINK, a krótki filmik - na moim YT: LINK.

/Powyżej: mali artyści z My Little Craft World ze swoimi aniołami/

czwartek, 10 listopada 2022

Przygotowania do powodzi

Od kilku dni mieszkańcy Cork przygotowują się do spodziewanej powodzi. Dlatego pod każdymi drzwiami na mojej ulicy ustawiono worki, które mają zapobiec wtargnięciu wody do mieszkań. Powodzie, czy też ściślej - podtopienia, to tutaj niemal chleb powszedni.

/Powyżej: worki pod drzwiami domów na mojej ulicy/

wtorek, 8 listopada 2022

60 wizyta w Polsce (10): Toblerone z moją etykietą

Czas wracać do Cork i zarobić na kieliszek chleba. Wracam sam, Agnieszka z Patryczkiem i jej Mamą dołączą w piątek. Tym razem lecę przez Stansted. Na lotnisku zauważyłem stoisko, na którym można przygotować spersonalizowaną etykietę na czekoladę Toblerone. Kupiłem dwie, o różnych smakach ;-)

/Powyżej: Toblerone z moją etykietą/

piątek, 4 listopada 2022

60 wizyta w Polsce (9): maluch z pługiem

Jedziemy do Kurozwęk, Sandomierza i Tarnobrzegu. Na jeden dzień, odwiedzić rodzinę Agnieszki i zapalić znicze na grobach. 

Zatrzymaliśmy się na chwilę na stacji benzynowej w miejscowości Sokołowice. Nie tankujemy ale kupujemy coś do jedzenia, w tym vege kanapkę Makłowicza /nie polecam/. Na parkingu przed stacją stał taki oto fiacik z... pługiem. Pierwszy raz coś takiego zobaczyłem ;-) Nie wiem czy ten pług jest dla żartu, czy żeby zwrócić uwagę /skutecznie!/ czy tak ma być. W każdym razie, fiacika można nabyć za jedyne 3,5 tys. złotych.

/Powyżej: fiat 126p z pługiem/

czwartek, 3 listopada 2022

60 wizyta w Polsce (8): popołudnie w ZOO

Wybraliśmy się z Patryczkiem do krakowskiego ZOO. Udało nam się trafić na porę karmienia pingwinów i fok, ale największą atrakcją dla malucha było mini-zoo /króliczki, kózki, kucyki, osiołek, itp/ oraz - mini plac zabaw. No cóż, każdemu wg jego potrzeb ale - zdjątko z tygrysem też ma ;-)

Poniżej - kilka zdjęć:



środa, 2 listopada 2022

60 wizyta w Polsce (7): Bazylika Krzyża Świętego w Krakowie-Mogile

Zaduszki, więc podobnie jak wczoraj odwiedzamy groby bliskich. Wcześniej na chwilę modlitwy wstąpiliśmy do Bazyliki Krzyża Świętego w Krakowie-Mogile.

Poniżej - Bazylika Krzyża Świętego w Krakowie-Mogile: