piątek, 30 września 2022

58 wizyta w Polsce (2): badanie techniczne

Zaraz po przyjeździe do domu pojechaliśmy na najbliższą stację zrobić badanie techniczne nowego, tj, kupionego pół roku temu, samochodu Agnieszki. Nowego dla niej, bo samo autko oczywiście już swoje lata ma. Termin bardzo gonił i badanie na ostatnią chwilę, ale tak to jest gdy mieszka się za granicą, chociaż w naszym przypadku to niemal po równo mieszkamy tu - i tu. Z autkiem wszystko o.k., oczywiście jak zwykle drobne rzeczy do zrobienia.

/Powyżej: Agnieszka przy swoim aucie, w oczekiwaniu na przegląd/

czwartek, 29 września 2022

58 wizyta w Polsce (1): śniadanio-obiad w Comptoir Libanais

Kolejny raz lecimy do Polski, znowu z przesiadką w Stansted. Tym razem na śniadanioobiad wybraliśmy nie - jak zwykle - Itsu, ale Comptoir Libanais, libańką restaurację z niebanalnym wnętrzem. Warto.

/Powyżej: nasz posiłek w Comptoir Libanais/

sobota, 24 września 2022

Co zrobisz, gdy wyłączą internet?

Na marginesie dyskusji o sankcjach nakładanych przez cywilizowany świat na Rosję, które póki co działają tak sobie, jedna z propozycji nie może się przebić do mainstreamu, pomimo że mówią o niej i realnie obawiają się jej sami Rosjanie. Mianowicie: co by się stało, gdyby wyłączono im smartfony? A dokładniej: unieruchomiono systemy operacyjne, na których pracują te urządzenia? W praktyce mowa jest oczywiście o androidzie /Google/ i iOS /Apple/. Technicznie jest to jak najbardziej wykonalne. Skoro sami możemy zdalnie zablokować, czy nawet wyczyścić z plików utracony telefon, tym bardziej mogą to zrobić tacy giganci technologiczni każdemu z użytkowników. 

Przedsmak technologicznych możliwości ingerencji w sam system mogliśmy zobaczyć choćby na przykładzie sankcji Stanów Zjednoczonych na chińską firmę Huawei. Ci ostatni, chociaż robią świetne telefony działające pod androidem, od dwóch lat w swoich najnowszych modelach nie mogą korzystać z tzw. usług google, czyli z takich aplikacji jak gmail, mapy, youtube, itp. Oczywiście na każdą technikę jest inna technika, można z tych usług skorzystać w inny sposób niż używanie natywnych aplikacji, ale wymaga to już minimalnego wysiłku. A że ludzie z natury są leniwi, to sprzedaż w naszym regionie świata nowych telefonów bez wspomnianych usług, pikuje w dół. Czyli - sankcja działa.

Gdyby Google i Apple zablokowało, wyłączyło czy wręcz wyczyściło telefony pracujące pod nadzorem swoich systemów operacyjnych, dla wielu Rosjan byłaby to niemal życiowa tragedia. Zresztą, postawmy się w ich sytuacji: wyobraź sobie że Twój smartfon przestaje działać. Do tego tracisz wszystko, co na nim było. Niefajnie, prawda? Ewentualnie możesz z niego dzwonić ale już nie wrzucisz fotki na instagrama i nie polajkujesz zdjęć śmiesznych kotków na facebooku. W dodatku, o czym nie mówi się głośno, w Rosji przy wszystkich jej ograniczeniach, internet jest tani, szybki i powszechnie dostępny a płacenie za pomocą telefonu jest powszechne, co czyni takie działanie amerykańskich gigantów jeszcze bardziej bolesnym.

Co zrobiliby Rosjanie, gdyby nagle stracili dostęp do swoich smartfonów? Sami na razie nie widzą żadnej realnej alternatywy. To już nie jest takie proste, jak obejście za pomocą oprogramowania VPN zablokowanych w danym kraju mediów społecznościowych, z czego masowo korzystają rosyjskie influencerki. Na razie jedyne co tak naprawdę rosyjska wierchuszka potrafi, to odgrażanie się że "odpowiedzą asymetrycznie", czyli w domyśle - znacznie mocniej. Standardowo przypominają też, że Federacja Rosyjska to mocarstwo atomowe, ale jednocześnie doradzają swoim obywatelom zakup "telefonów z guziczkami". Ot, takie to mocarstwo, ma broń atomową ale nie ma telefonów mogących działać niezależnie od potencjalnego kaprysu firm z USA. I chociaż trudno w to uwierzyć, ale podobno rzeczywiście znacznie spada tam sprzedaż smartfonów a wzrasta sprzedaż prostych modeli "z guziczkami". Mało tego, nawet tych prostych modeli nie potrafią sami zrobić porządnie i posiłkują się importem z Chin.

Już wspominałem, że na każdą technikę jest inna technika, więc zapewne dałoby się obejść nawet i takie utrudnienia. Tyle że z pewnością byłoby to bardziej skomplikowane niż to, z czym przeciętny użytkownik w Rosji musiał się zmagać do tej pory. A skoro tak, to większość takich smartfonów zapewne zakończyłaby swój żywot będąc w furii roztrzaskanym na najbliższej ścianie pokoju tego czy innego zrozpaczonego użytkownika. Który następnie udałby by się do sklepu, właśnie po tani, chiński telefon "z guziczkami". Czy do tego dojdzie? Nie wiem, ale technicznie, jak wspomniałem jest to możliwe i faktycznie Rosjanie się tego obawiają. 

Czy Rosja może w odwecie, dajmy na to "wyłączyć internet"? Raczej nie, podobnie zresztą jak z użyciem broni atomowej. Czy Rosjanie mają broń atomową? Zapewne tak, nie wszystko da się sprzedać za skrzynkę wódki. Czy mogą jej użyć? Tak, ale tylko raz, o ile w ogóle. Po odwecie nie będzie już Moskwy i Petersburga, a my zyskamy w końcu swoje kolonie. Miała je cała zachodnia "cywilizowana" Europa, z czego zbiera frukty do dzisiaj, więc może teraz nasza kolej?

Wracając: wyłączyć internetu Rosjanie nie mogą, ale utrudnić korzystanie z niego, już tak. Internet to również fizyczna infrastruktura: centra danych, sieci serwerów, światłowody, itp. Pojedyncze elementy tej układanki można jak najbardziej zniszczyć fizycznie, co może spowodować perturbacje w tej czy innej części świata. Żeby działały w Dublinie potężne serwerownie takiego facebooka, potrzeba również sporej ilości energii. Tym samym wystarczy zakłócić przesył prądu. Generalnie wszystko się da zrobić, ale gdyby Rosjanie nie szczędząc sił i środków w odwecie "wyłączyli internet" na całym świecie, to myślę że reakcja ludzi byłaby znacznie gwałtowniejsza niż gdyby rzucili bombę atomową na Waszyngton. Bez stolicy USA jakoś przeżyjemy, ale bez internetu? Los rosyjskich ambasad na całym świecie byłby już chyba przesądzony.

Niemniej, puśćmy wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że faktycznie w wyniku działań militarnych zostaliśmy bez sieci. Nie będzie facebooka i youtuba. Nie potrzebujesz? Ok, ale e-maila też nie będzie. Nie zapłacisz telefonem, nie sprawdzisz w bankowej aplikacji ile Ci jeszcze środków pozostało. Ale w sumie - jakich środków? Twoje środki są zapisane gdzieś tam w super i hiper bezpiecznej chmurze, fizycznie znajdującej się na specjalnym mega wydajnym serwerze, tylko nie ma się jak do niego dostać. Nie obejrzysz serialu na jednym ze znanych serwisów VOD. W wielu domach nie obejrzysz nawet podstawowych kanałów tv, bo to też już najczęściej idzie przez internet. Podobnie zresztą jak domowy telefon. Większą część swojej funkcjonalności stracą domowe kamery, które dla bezpieczeństwa umieściłeś tu i ówdzie. Co najwyżej, później będziesz mógł sobie później odtworzyć film z akcji okradania Twojego mieszkania, ale żadnego sygnału pozwalającego na szybką reakcję już nie otrzymasz.

Przerażające? Niekoniecznie. Stracisz co prawda jedno, ale zyskasz drugie. Przede wszystkim: czas i inną perspektywę. O ile Twoje życie nie kręci się wokół facebooka, naprawdę dasz radę. Zamiast oglądać tiktoki, sięgniesz po książkę. Zamiast płacić co miesiąc za oglądanie filmów nie mających nic wspólnego z prawdą historyczną, zajrzysz do zakurzonego pudełka z płytami dvd. O ile oczywiście będziesz miał je na czym odtworzyć. To samo zresztą z muzyką, chociaż tutaj akurat wraca moda na winyle. Radio będzie działało, nawet gdy padnie telewizja. Właśnie, kiedy ostatnio słuchałeś radia? Nie napiszesz e-maila ale napiszesz list, włożysz go do koperty na którą nakleisz znaczek. Ba, sam wybór znaczka to czysta poezja. W przedpotopowych czasach mojej młodości nawet sposób w jaki się go naklejało, też miał ogromne znaczenie. Jeżeli nakleiłeś go bokiem, ukośnie lub do góry nogami - to już był sposób na dyskretne przekazanie stanu swoich uczuć do tej czy innej sympatii. Ech, dawne czasy...

Co nie znaczy że "stare dobre czasy". Człowiek był wtedy młodszy, ale nic poza tym. Z internetem żyje się zdecydowanie wygodniej. Można jednak żyć i bez. Ba, można żyć też bez prądu, dacie wiarę? Ale to już jest wyzwanie dla prawdziwych mega - twardzieli. Czyli takich, których każdy z nas miał w swojej rodzinie a którzy żyli raptem 2-3 pokolenia temu. Dla nich był to chleb codzienny, dla nas byłaby to apokalipsa, prawda? 

Po co ja Państwu o tym wszystkim piszę? Tak na wszelki wypadek. Żebyśmy pochopnie nie wyrzucali nieużywanych odtwarzaczy dvd, płyt z dobrą muzyką i zwykłego analogowego radia, dopóki to wszystko jeszcze działa. Róbmy cyfrowe kopie ważnych dla nas rzeczy i przechowujemy je nie tylko w chmurze, ale i na fizycznym nośniku u siebie w domu. Zamiast gier na konsoli, zagrajmy w gry planszowe. Na wszelki wypadek spróbujmy też uwierzyć w życie pozafacebookowe, robiąc sobie detoks od internetu, na przykład - w każdy piątek? No i trochę gotówki, tak na wszelki wypadek, trzymajmy dobrze ukryte w domu. Swoją drogą, fasolę i ryż też można kupić, niech leży.

Ale przede wszystkim zachowajmy dobry humor, pomimo ciężkich czasów. Jak to śpiewano za komuny: "przeżyliśmy potop szwedzki, przeżyjemy i radziecki". Historia jak widać lubi się powtarzać ale o ile rozegramy to dobrze, wyjdziemy z tej zawieruchy znacznie silniejsi - i mądrzejsi. Czego Państwu i sobie życzę.

piątek, 23 września 2022

Cork Culture Night 2022

Dzisiaj w Cork była Noc Kultury. Pisałem już nie raz, że ta "noc" często zaczyna się przed południem a kończy o 16:00, więc trzeba do tego terminu podchodzić z nieco irlandzkim poczuciem humoru, co zresztą widać nawet na niżej pokazanym plakacie. W naszym mieście było do wyboru aż 81 wydarzeń, ale im człowiek starszy, tym trudniej mu znaleźć coś interesującego dla siebie. 

Niemniej, po przestudiowaniu programu, wybór padł na mój ulubiony St. Peter's Cork , gdzie pod jednym dachem elementy swojej narodowej kultury prezentowały dwa narody: rumuński i meksykański. Były m.in. warsztaty, tańce, śpiewy i poczęstunek. W międzyczasie zajrzeliśmy również nieopodal Cork Opera House, gdzie swój występ miały uczennice szkoły tanecznej. Wracając do galerii, natknęliśmy się jeszcze na popisy ekwilibrystów.

W Irlandii Noc Kultury miała miejsce po raz pierwszy w 2006 roku w Dublinie, w Cork to wydarzenie jest organizowane od 2008 roku.

Filmik z tegorocznej Nocy Kultury w Cork znajduje się na moim YT: LINK, a poniżej - kilka zdjęć. Więcej znajduje się w galerii na mojej stronie na fb: LINK.






środa, 21 września 2022

Kalendarz z Cork na 2023 rok

Na lokalnej poczcie kupiłem kalendarz "Cork Then and Now Calendar 2023". Zgodnie z tytułem, w kalendarzu znajdują się zdjęcia dawne i współczesne tych samych miejsc w Cork. W niektórych przypadkach niewiele się zmieniło, w innych - zmieniło się wszystko. Na okładce kalendarza w lewym dolnym rogu znajduje się logo Cuh Charity, czyli organizacji charytatywnej wspierającej Szpital Uniwersytecki w Cork, więc zakładam że przynajmniej część dochodu ze sprzedaży zostanie przeznaczone na cele dobroczynne.

/Powyżej: kalendarz z Cork na 2023 roku/

wtorek, 20 września 2022

Seedlip Spice 94, bezalkoholowy spirytus ;-)

Kolejny, po "Antidote", zakup bezalkoholowego alkoholu, jeżeli można się tak wyrazić. Seedlip Spice 94 ma być bezalkoholową wersją... spirytusu.

Jak napisano na stronie producenta: "Misją Seedlip jest zmiana sposobu, w jaki świat pije najwyższej jakości napoje bezalkoholowe". Firma produkuje trzy odmiany swojego napoju: Grove 42, Sice 94 i Garden 108. Dlaczego wybrałem wersję Spice 94? Bo taki był w moim lokalnym sklepie Dunnes Stores i w dodatku w promocji: przeceniono go z 30 na 15 euro ;-)

Jak można z kolei przeczytać na stronie jednego ze sklepów internetowych który oferuje go w sprzedaży wysyłkowej: "Seedlip stworzył alkohole bezalkoholowe o niesamowitych i wyrazistych smakach. Jeżeli szukasz fantastycznej alternatywy dla alkoholu, aby dobrze się bawić lub podawać gościom, Seedlip jest dla Ciebie. Seedlip Spice 94 to bezalkoholowy spirytus z mieszanką aromatycznej jagody jamajskiej, zielem angielskim i kardamonu z jasnym, cytrusowym finiszem. Najlepiej podawać w koktajlach bezalkoholowych. Wg raportu Drinks International Annual Brand Report na styczeń 2022 roku, był to najlepiej sprzedający się alkohol bezalkoholowy."

No dobrze, a jak smakował? Degustację przeprowadziłem z Agnieszką /która jest kompletną abstynentką/. Jej zupełnie nie smakował a dla mnie - sam smak może być. Zdecydowanie lepszy od wspomnianego na wstępie Antidote ale ciągle daleko jeszcze od wrażenia picia mocnego alkoholu. Czuć zioła i bardzo ale to bardzo daleki posmak alkoholu, wynikający z lekkiej pieprzności. Może faktycznie sprawdzi się w drinkach, solo - to ciągle nie jest to.

Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia mojego krótkiego filmiku na YT z tej degustacji: LINK.

/Powyżej: Seedlip Spice 94 /

poniedziałek, 19 września 2022

Info o śmierci Elżbiety II w centrum handlowym w Cork

Dzisiaj jest pogrzeb królowej Elżbiety II. Irlandczycy mają nieco krytyczne podejście do brytyjskiej monarchii, ze względu na zaszłości historyczne, chociaż gdy królowa w 2011 roku odwiedziła Cork, była witana bardzo przyjaźnie. Nie zauważyłem, żeby w jakiś specjalny sposób oddano jej tutaj hołd, tak jak widać to było np. na lotnisku w Londynie, niemniej w moim lokalnym centrum handlowym na Blackpool w Cork, jedna z firm o brytyjskich korzeniach również wyświetlała na monitorze info o śmierci królowej.

Ewentualny lekko czarny humor na zdjęciu nie był zamierzony, ale skoro tak się przypadkowo zrobiło /dolny ekran co kilka sekund zmieniał wyświetlaną treść/, niech zostanie. Trochę też ku własnemu memento mori...

/Powyżej: upamiętnienie Elżbiety II w centrum handlowym w Cork/

sobota, 17 września 2022

Clonakilty Camera Club - wystawa na lotnisku

Wystawy na lotnisku w Cork zmieniają się regularnie. Tym razem, wracając z Polski, trafiłem na wystawę prac członków Clonakilty Camera Club.

Klub został założony przez grupę entuzjastów fotografii w 1981 roku. Jego członkowie spotykają się co dwa tygodnie w hotelu O'Donovan's w centrum Clonakilty i zrzesza fotografów z całego obszaru West Cork, od Bandon po Skibbereen. Większość członków korzysta z cyfrowych lustrzanek ale wraz z rozwojem technologii coraz częściej wybieranym narzędziem staje się smartfon, chociaż niektórzy fotograficy ciągle tworzą fotografie analogowe.

/Powyżej: wystawa Clonakilty Camera Club na lotnisku w Cork/

środa, 14 września 2022

57 wizyta w Polsce (7): złapany w siatkę

Wracałem do domu z Kauflandu /niemieckiego sklepu dla Polaków w Polsce/ na krakowskim Ruczaju, gdy drogę zagrodziła mi... siatka. Co kilka metrów były wbite słupy, a pomiędzy nim rozciągnięta wspomniana druciana siatka. Najpierw pomyślałem, że to swego rodzaju ochrona przed dzikami, bo w tej okolicy były widywane. Zresztą podobne, chociaż znacznie niższe płotki, też tam się w różnych miejscach znajdowały, chociaż oczywiście nigdy centralnie na ścieżce. Dziki pojawiały się, bo co niektórzy je dokarmiali, ot co. 

Ale - nie, błędny trop. Nigdzie nie było żadnego przejścia, siatka biegła przez uczęszczane ścieżki, spotkałem też towarzyszy niedoli którzy tak samo szukali jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Jak stwierdziła jedna pani, jeszcze wczoraj tego nie było ;-) Okazało się, że w okolicy budują korty tenisowe, więc ogrodzili kawał terenu żeby nikt się tam nie kręcił

Bardzo fajnie, ale kompletnie nie pomyślano o umieszczeniu wcześniej jakiejkolwiek tabliczki informacyjnej, ostrzegającej że ścieżka, znana i uczęszczana od lat przez okolicznych mieszkańców - została zamknięta. O wytyczeniu alternatywnej trasy, nawet nie ma co marzyć. Brak szacunku, typowa prl-owska sowiecka mentalność, gdzie nikt się ludźmi nie przejmował. Podobno z komuny wychodzi się tak długo, jak długo się w niej tkwiło. Przyjmując bardzo ostrożnie, że nasz kraj tkwił w tym bagnie przez 45 lat, to jeszcze z 15 lat przed nami, zanim wszystko będzie normalnie. Oby.

No cóż, obchodziłem ją tak długo aż w końcu wyszedłem na znany sobie teren. Tylko dlatego, że jestem jeszcze w miarę sprawny. Dla matek z dziećmi w wózkach, osób starszych, o niższej sprawności, itp. - byłoby to niewykonalne. Jak już napisałem, jedna tabliczka zmieniłaby wszystko.

/Powyżej: siatka na ścieżce/

wtorek, 13 września 2022

57 wizyta w Polsce (6): MOCAK 10

Jak zwykle, obowiązkowa wizyta w MOCAK-u. Przykro mi to stwierdzić, bo chociaż nowych wystaw jest sporo, to coraz mniej wartego zobaczenia. Włodarzy tej galerii zamiast sztuki coraz bardziej brną w bieżącą politykę, z wyraźną szkodą dla tego przybytku.

Dlatego tylko dla odnotowania jeden z wartościowszych, wg mnie, eksponatów: Krzysztof M. Bednarski: "Gest" z 1979 roku. Jak napisano przy tym dziele: "Artysta w rzeźbach tworzonych na połowie lat 70. i 80. często wykorzystywał motyw dłoni. Istota tej pracy opiera się na zestawieniu dwóch materiałów - roboczego żeliwa i szlachetnego brązu. Poprzez formalne nawiązanie do stylistyki rzeźby socrealistycznej artysta wyraża podejrzliwość wobec dogmatyki komunistycznej ideologii, krytykując sztukę na usługach propagandy".

/Powyżej: "Gest" Krzysztofa M. Bednarskiego/

poniedziałek, 12 września 2022

57 wizyta w Polsce (5): restauracja Paleo w Krakowie

Na obiad wybrałem się do restauracji Paleo, na ul. Lipowej na przeciwko MOCAK-u i Muzeum Fabryki Oskara Schindlera. Nie jest to co prawda restauracja vege, ale jak najbardziej serwują też takie posiłki. Zamówiłem grillowanego w całości kalafiora i zielonego shake. Bardzo dobre ;-)

/Powyżej: restauracja Paleo/

/Powyżej: moje danie/

niedziela, 11 września 2022

57 wizyta w Polsce (4): Kościół św. Józefa Robotnika w Kłaju

W Kłaju znajduje się kościół św. Józefa Robotnika. Wybudowano go w latach 1959 - 1967, chociaż prace wykończeniowe trwały znacznie dłużej. Zarówno kamień węgielny jak i będący w stanie surowym kościół - poświęcił ks. kardynał Karol Wojtyła, późniejszy Jan Paweł II. Świątynię konsekrował w 2010 roku kardynał Stanisław Dziwisz. Wcześniej, tj. w latach 1912-1914, zbudowano w Kłaju niewielki drewniany kościółek św. Józefa Oblubieńca, który służył wiernym do 1967 roku. Kościół ufundowano w całości ze składek wiernych, przy sporych problemach czynionych przez komunistyczną władzę.

Piękny kościół, z imponującą dzwonnicą. W przedsionku znajduje się też znak nowych czasów: dwie kropielnice, jedna dawna, druga nowego typu - na fotokomórkę. Wg mnie bardzo dobrze i higienicznie. Tyle, że wody nie było w żadnej z nich...

Poniżej - kościół św. Józefa Robotnika w Kłaju:




sobota, 10 września 2022

57 wizyta w Polsce (3): Eat and Fly

Na krakowskim lotnisku tamtejsze bistro Eat and Fly oferuje potrawy kuchni ukraińskiej, polecane przez ich ukraińskich pracowników. Poszliśmy tam z ciekawości, ale to był raczej, jak w znanym skeczu o chińskiej restauracji, "chwyt marketingowy".  Żadnych typowych dań kuchni ukraińskiej tam nie wypatrzyliśmy, więc Agnieszka zjadła schabowego z ziemniakami i smażoną kapustą a ja - pierogi galicyjskie, jeszcze niedawno znane jako ukraińskie a wcześniej - ruskie. Też było smacznie ;-)

/Powyżej: reklama Eat and Fly na lotnisku/

/Powyżej: nasz obiad/

piątek, 9 września 2022

57 wizyta w Polsce (2): kaplica na lotnisku w Krakowie

Do tej pory wszystkie kaplice /a właściwie: "pokoje modlitwy"/ na lotniskach które opisywałem to były mini-meczety, wreszcie - mamy prawdziwą rzymska-katolicką kaplicę na lotnisku w Krakowie. Aż za bardzo polską, można by napisać, bowiem w centrum nad ołtarzem mamy obraz papieża - Polaka, św. Jana Pawła II, a obraz Jezusa Miłosiernego /zresztą namalowany wg wskazówek również polskiej zakonnicy, św. siostry Faustyny/ wisi z boku. Jakby nie patrzeć, powinno być odwrotnie. Tak czy owak: ważne że na lotnisku w jednym z krajów dawnej chrześcijańskiej Europy jest końcu miejsce również dla katolików.

Poniżej - kaplica na lotnisku w Krakowie:


czwartek, 8 września 2022

57 wizyta w Polsce (1): w Londynie bez cła

Kolejny tydzień w Polsce. Polecieliśmy przez Londyn, akurat w dniu śmierci Elżbiety II ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero wieczorem, gdy już byliśmy w Krakowie. Same loty standardowo, na lotnisku w Stansted w naszej ulubionej restauracyjce Itsu zjedliśmy obiad, pokręciliśmy się po sklepach. Zdecydowanie taniej niż w Irlandii, niektóre produkty również tańsze niż w Polsce. Wielka Brytania nie jest już w Unii Europejskiej, stąd niższe ceny /różnice w podatkach, brak cła/.

/Powyżej: informacja po polsku o sprzedaży bez cła na lotnisku w Stansted/

wtorek, 6 września 2022

Głowa do góry, zawsze jest jakieś wyjście

Wakacje już za nami, czas wracać do rzeczywistości. A rzeczywistość mamy taką, jaką mamy. Wojna na Ukrainie tli się od ponad pół roku, chociaż miała się skończyć w trzy dni, tak przynajmniej buńczucznie zapowiadali Rosjanie. W Irlandii dotychczasowy kryzys mieszkaniowy stał się katastrofą, co przyznał w końcu sam prezydent. Inflacja rośnie we wszystkich krajach, nawet bardzo odległych od Europy. Przed nami zima i kryzys energetyczny, którym też straszą nas od miesięcy. 

"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?" - wołał Chór w mickiewiczowskich Dziadach. Nic nie będzie, proszę Państwa. A raczej: nic nowego pod słońcem, o czym przekonywał nas Kohelet i to już ponad dwa tysiące lat temu. Z kolei stara ludowa mądrość twierdzi że: "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". Co dobrego może być z wojny i inflacji? Wojny zawsze były, są i zapewne będą, taka już jest zepsuta ludzka natura. Ten konflikt akurat toczy się za granicą naszej Ojczyzny, i swoją tragedią dotyka ludzi ze stosunkowo bliskiego nam kręgu kulturowego. Dlatego jesteśmy nim żywiej zainteresowani. Jednak w takim Laosie czy innej Kostaryce nikt o tym nawet nie myśli. Tam mają swoje problemy, a my tutaj swoje. Z drugiej strony, globalizacja odciska piętno już niemal na wszystkich krajach, więc i tam odczują inflacyjne skutki dwuletnich pandemicznych ograniczeń, chociaż inaczej niż my.

Profesjonalne narzędzia do walki z inflacją, czyli spadku siły nabywczej lokalnej waluty, mają tak naprawdę tylko rządy danych państw. Nie znaczy to oczywiście, że przeciętny zjadacz chleba może tylko płakać i płacić. Skoro spada wspomniana siła nabywcza lokalnej waluty, można ją systematycznie wymieniać na inną, bardziej stabilną. Można nawet, co się często w takich kryzysach dzieje, mniej lub bardziej formalnie dokonywać nią rozliczeń. I nie musi to być wcale dolar czy euro, skoro one również tracą na wartości. Nie trzeba też biegać do kantorów, żeby sprawdzać ceny walut i kupować te najlepiej rokujące. Teraz każdy z nas może mieć własny kantor w swoim smartfonie a wymiana walut, nawet na najbardziej egzotyczne, nigdy nie była prostsza. Nadmiar szybko tracącej na wartości gotówki można też zainwestować np. w zakup działki. I znowu: niekoniecznie w Irlandii, Polsce, czy w ogóle - w Europie. Ostatnio śledzę na jednym z kanałów na YT losy naszych Rodaków, którzy zajęli się inwestowaniem w ziemię i apartamenty w... Kambodży. Ten kraj leżący w południowo - wschodniej Azji zaczyna się intensywnie rozwijać, a co za tym idzie ceny nieruchomości rosną tam niemal wykładniczo. Ktoś może wzruszyć ramionami na jakieś tam azjatycki kraik, leżący hen, daleko, ale z drugiej strony, w dzisiejszym świecie wszędzie jest blisko. Mało tego, jest to kraj w którym nie obowiązuje europejska jurysdykcja, ba, nawet nie ma tam polskiej ambasady. Dla wielu osób mających gotówkę ale nie mogących jej udokumentować, może to być dość interesujące. I nie, nie mam tutaj na myśli handlarzy narkotyków czy innej gangsterki, bo tych akurat stać na dobrych księgowych którzy im te pieniądze elegancko wypiorą, przepuszczając przez kilka spółek, w tym również zarejestrowanych w Irlandii. Zresztą, Kambodża to tylko przykład operatywności naszych Rodaków.

Jak to przy każdych kryzysach bywa, bogaci staną się jeszcze bogatsi a biedni jeszcze biedniejsi. Ale to też nie jest regułą, bo i na liście najbogatszych mogą się zdarzyć potężne przetasowania. Skoro konsumenci biednieją, to stracą handlarze szampanem ale zyskają handlarze jajkami. Dlatego warto zdywersyfikować swoje źródła przychodu i trzymać swoje, nomen omen, jajka w różnych koszykach. W praktyce oznacza to że bezpieczniej jest handlować zarówno szampanem jak i jajkami, chociaż nie zawsze jest to takie proste. Niektórzy radzą, by przy galopującej inflacji pomyśleć o ograniczeniu konsumpcji. Ja bym raczej poszedł inną drogą: nie zmieniał stylu życia, bo to może prowadzić wprost do takiej czy innej formy depresji, ale przemyślał kto bardziej szanuje moje pieniądze. Weźmy taką turystykę: ceny hoteli w Irlandii poszły w górę prawie trzykrotnie. Ale w sąsiednim Londynie jest dwa razy taniej niż w Dublinie. Ceny biletów również są więcej niż kuszące. Dość powiedzieć, że można taniej zapłacić za bilet lotniczy z Cork do Londynu, niż za bilet autobusowy z Cork do Dublina. Czyli nie dość że ktoś taki jak ja, na co dzień mieszkający w Cork, szybciej znajdzie się w stolicy UK niż IRL, znacznie taniej wynajmie hotel o takim samym standardzie to i atrakcji zazna tam zdecydowanie więcej. Owszem, nie damy zarobić "lokalsom" ale gdy ktoś wyraźnie zbyt głęboko próbuje sięgnąć do naszych kieszeni, to trzeba się bronić.

Przy inflacji ludzie z reguły zaczynają ostrożniej i bardziej świadomie dokonywać zakupów. Jeżeli taki nawyk pozostanie nam również po zakończeniu tego, raczej sztucznie wywołanego kryzysu, możemy wyciągnąć z niego cenną lekcję. Nie warto na przykład przepłacać za znaczki firmowe odzieżowych gigantów, którzy próbują kreować własną politykę wpływu na kolejne pokolenia, serwując treści przed którymi chcielibyśmy uchronić najmłodszych. Tym bardziej gdy uświadomimy sobie, że swoje produkty masowo wytwarzają w krajach które zapewniają im pół-niewolniczą, lub wręcz rzeczywiście niewolniczą siłę roboczą. W tym przypadku trzeba stawiać na lokalne a nie globalne firmy, które również trzymają świetną jakość. Podobnie jest z żywnością: przy każdym tego rodzaju kryzysie wzrasta zainteresowanie m.in. domowym wytworem przeróżnych przetworów, z destylacją włącznie. Warto opanować takie umiejętności, które w czasach naszych dziadków były na porządku dziennym. Owszem, będzie to znacznie bardziej pracochłonne ale zdecydowanie zdrowsze. Jest szansa, że dzięki temu zostawimy mniej pieniędzy u lekarzy a własne zdrowie jest przecież dla każdego - bezcenne, o czym przypominał nam w swoich fraszkach Mistrz z Czarnolasu.

Wojna na Ukrainie jest tragedią dla tego państwa. Ale jest też szansą na pojednanie się naszych narodów. Polacy pokazali, że wbrew wyssanym z brudnych paluchów teoriom o naszym rzekomo paskudnym społecznym charakterze, przez całe dziesięciolecia lansowanym przez pseudo-elity i łże-media, jesteśmy wspaniałym narodem, który pomimo pamięci o przeszłości, szeroko otworzył granice swojego państwa i drzwi swoich domów dla prawdziwych uchodźców wojennych. Pokażcie drugi kraj, którego mieszkańcy masowo przyjmowali do siebie nieznanych ludzi? Nie do jakichś "obozów" ale pod swój własny dach? W dodatku nie licząc na żadne profity z tego tytułu? Ukraińcy o tym pamiętają i mam nadzieję że zawsze będą pamiętali. Jeżeli jeszcze odrzucą panujący w niektórych kręgach kult Bandery oraz we właściwy sposób upamiętnią ofiary Rzezi Wołyńskiej, co jest warunkiem absolutnie nie podlegającym żadnej dyskusji czy negocjacjom - nie będzie przeszkód do pojednania. W każdym razie: my Polacy, jak zwykle, zachowaliśmy się jak trzeba.

Jeżeli jeszcze o jakimś proficie z tej wojny można pisać, to pokazała ona całemu światu niesamowitą hipokryzję Niemiec i Rosji, tych dwóch państw z którymi nigdy nie było nam po drodze. Te dwa kraje zrobiły w przeszłości wiele, żeby Polska przestała istnieć a praktycznie nadal próbują się wybielić próbując nam przypisać swoje winy. Dość wspomnieć o ciągłej batalii o prawidłowe nazywanie niemieckich obozów koncentracyjnych, które niemieccy historycy od lat 50-tych ub.w. celowo przedstawiali jako "polskie", bo znajdowały się na terenie Polski. Tego, że w zniewolonej i okupowanej, której rząd - w przeciwieństwie do wielu innych, tzw. "zachodnich krajów", nigdy nie poszedł na współpracę - już nie dodawali. O Rosji to nawet szkoda pisać, to cały kraj zbudowany na kłamstwie. Rolę "wiosek potiomkinowskich" pełnią tam obecnie dwa miasta: Moskwa i Petersburg, a cały pozostały zamieszkały obszar kraju to przerażająca bieda, korupcja, zamordyzm i warunki urągające godności życia ludzi w XXI wieku.

Najgorszą rzeczą która dotyka lub wkrótce dotknie wielu z nas, mieszkańców Irlandii, jest wspomniana katastrofa mieszkaniowa. Kolejne rządowe programy tak naprawdę tylko pogłębiają kryzys i nakręcają spiralę wzrostu cen. Tymczasem nie trzeba być wybitnym ekonomistą żeby wiedzieć jakie jest rozwiązanie: skoro brakuje domów, trzeba je zbudować. Irlandia naprawdę nie jest gęsto zaludnionym krajem, ziemi pod budowę jest sporo. Nie ma tutaj zim, temperatury praktycznie przez cały rok są dodatnie, co również ma spore znaczenie i zmniejsza koszty inwestycji. Dlaczego więc jest jak jest? Teorii jest sporo, od zarzutów wobec nieudolnych polityków po opinie że tak naprawdę wreszcie zaczyna tutaj triumfować socjalizm, tak przecież ukochany ostatnio przez Irlandczyków. Rzeczywiście, tam gdzie rządzą socjaliści, nawet w krajach leżących na ropie czy węglu, zawsze jest bieda. Tym samym nic dziwnego, że w kraju gdzie jest sporo ziemi i dobry klimat do szybkiego budowania całych osiedli mieszkaniowych - zaczyna dramatycznie brakować mieszkań. Najwyższy czas żeby zrozumieć, że darmowy ser jest tylko w pułapce na myszy...

Na szczęście w dojrzałych demokracjach nieudolną władzę można bezkrwawo wymienić, wystarczy do tego karta wyborcza. Dlatego samych udanych wyborów Państwu życzę, czy to w Irlandii czy w Polsce.

poniedziałek, 5 września 2022

Komuniści przeciw rządowi

W Cork rozlepiono wlepki, z hasłem: "Pamiętaj kto sprawił, że straciliśmy nadzieję. Nie głosuj na obecne partie: FF, FG i G". Chodzi oczywiście o o Fianna Fáil, Fine Gael i Green Party, których członkowie obecnie współtworzą irlandzki rząd. Autorzy nie podpisali się, ale zaciśnięta pięść i piorun w tle jasno wskazują na komunizującą grupę, prawdopodobnie mariaż Socialist Workers z tutejszymi feministkami.

/Powyżej: wlepka lewicy/

niedziela, 4 września 2022

The Battle for Cork

W St. Peter's Cork od 15 sierpnia do 1 grudnia b.r. można obejrzeć wystawę "The Battle for Cork", ze zdjęciami Williama D. Hogana. Bitwa o Cork, stoczona w w sierpniu 1922 roku pomiędzy Armią Narodową a Irlandzką Armią Republikańską, była jedną z najważniejszych operacji wojskowych w irlandzkiej wojnie domowej.

/Powyżej: wystawa The Battle for Cork/

sobota, 3 września 2022

Pacyfiści i socjaliści

Jak co sobotę, w centrum Cork mają miejsce mniejsze lub większe agitacje i demonstracje. Udało mi się trafić na dwie: pacyfistów i socjalistów. Pacyfiści standardowo byli przeciwko NATO i wydatkom na zbrojenia, chcąc aby Irlandia pozostała neutralna. Wygodne to i tanie, w "razie czego" będą zapewne oczekiwali obrony przez innych, którzy się jednak uzbroili. Socjaliści również standardowo: chcą podwyżki płac i jednocześnie obniżki cen, przy okazji sprzedając swoje gazetki i zbierając datki. Czyli: nic nowego.

/Powyżej: pacyfiści z tęczową pacyfką/

/Powyżej: socjaliści/

piątek, 2 września 2022

Graduate Group Exhibition Award 2022

W Lavit Gallery w Cork od 1 do 17 września b.r. ma miejsce Graduate Group Exhibition Award 2022, czyli wystawa prac wybranych absolwentów MTU Crawford College of Art & Design. W tym roku, na pierwszej wystawie studentów tej uczelni od czasów covidowych ograniczeń, swoje prace prezentują: Klaudia Lasota, Monika Kosmowska, Ronja Lagerqvist, Roisin Moloney, Aoife Nolan, Morag Ransley i Baibe Sisene.

Jak można zauważyć, dwie pierwsze wymienione panie to nasze Rodaczki. Kuratorzy wystawy napisali: "Klaudia Lasota odwołuje się do historii sztuki, sygnalizując śmierć, śmiertelność i kruchość życia, wykorzystując obrazy trującej, ale pięknej flory, takiej jak wilcza jagoda i naparstnice. (...) Monika Kosmowska zajmuje się przemijaniem i związaną z nim dezorientacją. Jej obrazy akrylowe w formacie pocztówkowym przedstawiają nieużywane przystanki autobusowe w polskim pejzażu, wywołując uczucie dyskomfortu i nostalgii. Sceny są obce, ale dziwnie znajome".

/Powyżej - Graduate Group Exhibition Award 2022/

/Powyżej - Klaudia Lasota: A walk through the garden/

/Powyżej - Monika Kosmowska: Stop 1-8/