środa, 27 maja 2020

Wesele /w reż. W. Kostrzewskiego/

W zeszłym tygodniu TVP Kultura pokazała "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego. Nagrałem a wczoraj obejrzałem. Rewelacja! Zdecydowanie lepszy od ekranizacji Andrzeja Wajdy z 1972 roku, przynajmniej - jak dla mnie.

Dodam, że na ten spektakl trafiłem przypadkiem, ot przeglądając kanały w tv i sprawdzając co jest warte nagrania i obejrzenia w danym tygodniu. Sam spektakl miał swoją premierę ponad rok temu, 28 stycznia ub.r. ale prawdę pisząc, nie natknąłem się wcześniej na informacje o nowej ekranizacji tego dramatu. Szkoda, tym bardziej że mamy do czynienia z wyjątkowo udanym dziełem.

Aby potwierdzić swoje przekonanie obejrzałem raz jeszcze ekranizację Wajdy a pół wczorajszej nocy poświęciłem na ponowne przeczytanie oryginalnego tekstu "Wesela". Nie ma co ukrywać, przerabiałem to w szkole średniej jako lekturę obowiązkową a z lektur obowiązkowych trudno czerpać przyjemność. Nie dlatego że złe, uchowaj Panie Boże, ale dlatego - że obowiązkowe. Teraz wreszcie nie musiałem - a chciałem. A dzisiaj rano ponownie dokładnie obejrzałem "Wesele" Kostrzewskiego, co zdecydowanie utwierdziło mnie w wyrażonej na wstępie opinii.

/Powyżej: "Wesele" w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego/

Od razu zastrzeżenie: ekranizację Wajdy traktuje się jako film a Kostrzewskiego - jako spektakl Teatru Telewizji. To jest tylko kwestia semantyki a nie rzeczywistości, bo między jednym i drugim nie ma żadnej różnicy: i tu i tam zastosowano te same środki, zdecydowanie bardziej filmowe niż teatralne. No, jedyna może różnica jest taka, że Kostrzewski darował sobie huczny przejazd orszaku weselnego z Panem Młodym i Panią Młodą spod Kościoła Mariackiego do dworku w Bronowicach, który jest u Wajdy a nie ma u Wyspiańskiego.

Nie zawsze co nowe, jest lepsze. Ot np. w styczniu b.r. w Teatrze Telewizji oglądałem "Igraszki z diabłem" w reżyserii Artura Więcka. Dobre, nawet - bardzo dobre, a jednak wersja Tadeusza Lisa z 1980 roku którą oglądałem jako dziecko wydała mi się zdecydowanie lepsza i to przy znacznie skromniejszych środkach jakie wtedy zastosowano. Upewniłem się w tym, oglądając ją ponownie.

Tutaj jest inaczej. "Wesele" Kostrzewskiego jest zdecydowanie wierniejsze Wyspiańskiemu niż "Wesele" Wajdy, a z drugiej strony - mamy wrażenie że akcja toczy się niemal współcześnie a nie 120 lat temu. Nie ukrywam też, że u Wajdy męczył mnie muzyczny kołowrotek gdzie w ciasnych kadrach aktorzy niemal wykrzykiwali swoje kwestie i gdzie brylował Pan Młody, znowu - niezgodnie z tym jak było u Wyspiańskiego. W nowej inscenizacji Kostrzewskiego wreszcie można się skupić na tym, co naprawdę ważne w tym dramacie. Do tego niezła muzyka, tam - gdzie powinna być.

I tam i tu wystąpili świetni aktorzy. Z ciekawostek: w jednym i w drugim "Weselu" zagrał Daniel Olbrychski, u Wajdy w 1972 roku był Panem Młodym, u Kostrzewskiego w 2019 roku - Werynhorą. Ale jest też nowe pokolenie aktorów grających naturalnie, bez teatralnych przerysowań. I są nowi twórcy na nowo odczytujący "Wesele' a jednocześnie dochowujący wierności oryginałowi.

Trzeba obejrzeć. Koniecznie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz