wtorek, 22 sierpnia 2017

Wyspy Aran: Inishmaan

11 lat temu byliśmy na największej z wysp Aran - Inishmore, w ubiegłym roku na najmniejszej - Inisheer. Teraz udało nam się odwiedzić leżącą pomiędzy nimi średnią - Inishmaan.  Chociaż niewiele brakowało żebyśmy do niej nie dopłynęli, przynajmniej nie tym razem. Na szczęście - wszystko się udało i tym samym odwiedziliśmy wszystkie "Arany" ;-)

Tak jak przy wyjeździe na Inisheer, płynęliśmy z portu w Doolin. Dzień wcześniej przyjechaliśmy do leżącego nieopodal Lisdoonvarna, głównie po to żebyśmy nie musieli wyjeżdżać z Cork wcześnie rano, bo to jednak spora odległość. Tuż po śniadaniu a niespełna godzinę przed planowanym rejsem dostałem mejla od przewoźnika z którym mieliśmy płynąć z informacją że z powodu bardzo złej pogody wszystkie rejsy są odwołane. Pomimo tego jedziemy do portu - co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Okazało się że nie płyną mniejsze łódki, ale właściciel innej firmy ściągnął większy statek i "pozgarniał" wszystkich klientów. Oczywiście trzeba było kupić nowe bilety, ale na szczęście tutaj nie ma problemu z szybkim zwrotem pieniędzy.  Pomimo rzeczywiście sporych fal i rzęsistego deszczu, bez większych przeszkód docieramy najpierw na Inisheer, gdzie natychmiast przesiadamy się na inną łódź i w końcu przybijamy do Inishmaan.

Po przybiciu do brzegu tradycyjnie już wsiadamy do busika którym objeżdżamy wyspę. Mieszka tutaj ok. 200 osób, w tym, jak nas poinformował kierowca - dwie polskie rodziny które pracują w fabryce włókienniczej. Po zakończeniu zwiedzania kierowca obiecuje odebrać nas z jedynego na wyspie pubu i odwieźć z powrotem na przystań. Pierwszą godzinę na wyspie spędzamy przy herbacie w jadalni miejscowego hoteliku - pada tak intensywnie że pomimo że mamy z sobą nieprzemakalne kurtki i peleryny przeciwdeszczowe, zwiedzanie jest praktycznie niemożliwe. Kiedy deszcz nie tyle ustaje co nieco się zmniejsza, wyruszamy do Dún Conchúir, kamiennego fortu wybudowanego pomiędzy I a VII wiekiem n.e. Wspaniała, monumentalna budowla. Kiedy wychodzimy z fortu przestaje padać i wkrótce wychodzi nawet słońce, pomimo że wszystkie prognozy przewidywały całodzienne, bardzo intensywne opady. Spacerujemy w poprzek wyspy, podziwiając charakterystyczny "arański" krajobraz z szachownicą kamiennych murków. Docieramy do miejscowego kościoła ze wspaniałymi witrażami oraz do drugiego fortu -  Dún Fearbhai. Na końcu - kawa i herbata w pubie, z którego wracamy na przystań. W połowie drogi miejsce za kierownicą busa zajęła młodziutka córka dotychczasowego kierowcy. Nie zapina pasów, wątpię żeby w ogóle miała prawo jazdy. Policji tutaj nie ma ;-)

Wrażenia? Z tych trzech wysp Aran wg mnie to właśnie Inishmaan najbardziej przypomina dawną, podręcznikową Irlandię. Zdaje się, że dociera tam mniej turystów niż na bardziej popularne Inishmore i Inisheer. Kilka godzin na wyspie to zdecydowanie za krótko, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócimy.

Poniżej kilka zdjęć, więcej zdjęć znajduje się w galerii na moim fb: LINK.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz