sobota, 20 maja 2006

II Wizyta w Polsce. Strefa turbulencji.

Wrocilem do Polski. Co prawda tylko na dwa tygodnie, ale zawsze :-)

Lecialem tak jak ostatnio, z przesiadka w Londynie, tyle ze tym razem na lotnisku Stansted. Z Cork do Londynu - Ryanair, z Londynu do Krakowa - Sky Europe. W samolocie z Irlandii do Anglii praktycznie nie bylo Polakow (Rodacy preferuja raczej bezposrednie polaczenia, np. z Cork do Warszawy lub z Dublina do Krakowa, nie ma jeszcze bezposredniego polaczenia z Cork do Krakowa).

/Na zdjęciu powyzej wlasnie wysiadlem z samolotu na lotnisku Stansted. Za cztery godziny wsiade w kolejny samolot - juz do Krakowa :-)/

Z Anglii do Polski - to juz co innego. W samolocie paru Brytyjczykow, ktorzy przylatuja do Polski chyba tylko po to, aby przepuscic troche funtow (bo przeciez nie po, zeby pracy szukac, czy nawet zabytki zwiedzac - skoro u siebie maja ich mnostwo), no a pozostali - to nasi :-)

Oczywiscie: nie obylo sie bez tumultu i zamieszania: kto pierwszy zdola wedrzec sie do samolotu i zajac najlepsze miejsca. Bez sensu - bo miejsca byly oznaczone na biletach, wiec kolejne zamieszanie i protesty - przy przesadzaniu... Jak widac, sklonnosc do szarzy mamy zakodowana genetycznie...

W noc przed wylotem (samolot mialem o 8 rano) malo co spalem (pakowanie sie, itp.), wiec usilowem nadrobic te zaleglosci podczas lotu. Z lekkiej drzemki tylko dwa razy wyrywal mnie glos stewardessy: pierwszym razem poinformowala nas, ze przelatujemy nad Niemcami, jestesmy na wysokosci 11 tysiecy metrow a na zewnatrz na tej wysokosci jest temperatura -59 st. C. Nie wiem, czy podawanie takich informacji w samolocie pelnym Polakow jest rozsadne: znajac nasza ulanska fantazje - jeszcze ktoremus przyjdzie do glowy chec wystawienia reki za okno samolotu aby sprawdzic czy faktycznie jest tak zimno :-(

Ze niemozliwe? No to nie znacie "pomyslowosci" naszych Rodakow. Jak podala niedawno Polska Agencja Prasowa: "Dla 37-letniego Szczepana D. ze Szprotawy (lubuskie) migracja zarobkowa rozpoczęła się od ... miesięcznego pobytu w więzieniu. Taką karę wymierzył mu sąd okręgowy w Ennis (hrabstwo Clare w zachodniej Irlandii) za awanturę w samolocie linii Centralwings w drodze z Polski do Irlandii. Dodatkowo Szczepan D., który wyruszył do Irlandii w nadziei znalezienia pracy w firmie budowlanej w Cork lub Tralee, mając przy sobie 150 euro, znalazł się w długach, ponieważ sąd wymierzył mu karę dodatkową - grzywnę w wysokości 500 euro. Do awantury w samolocie doszło 25 marca. Na postępowaniu przedprocesowym tego samego dnia sąd zalecił zatrzymanie Polaka w areszcie. Szczepan D. tłumaczył się, że nigdy w życiu nie leciał samolotem i że wszystkiemu winna wódka, z którą przesadził na pokładzie. Sąd nie uznał tego jednak za okoliczność, która usprawiedliwiałaby walenie pięściami w okno, posługiwanie się obelżywym, wulgarnym językiem wobec innych pasażerów i uciekanie się do rękoczynów."

Tyle polskie media. Irlandzkie byly mniej powsciagliwe i opisaly znacznie bardziej dokladnie ten incydent. Tak przy okazji: u nas ciagle jeszcze chroni sie roznych lobuzow, ukrywajac ich dane personalne. W Irlandii jest inaczej: prasa podaje ich imiona, nazwiska, adresy - oraz zamieszcza zdjatka. Nie inaczej bylo tez z p. Szczepanem... No i wg irlandzkiej prasy, p. Szczepan uparl sie, zeby otworzyc okno w samolocie - podczas lotu - rzecz jasna, i w tym celu nie tyle walil w nie piesciami - jak podal PAP - tylko kopal noga... Brawo, p. Szczepanie :-( Jest pan chyba pierwszym Polakiem, ktory stal sie znany w Irlandii jeszcze zanim zdazyl postawic stope na jej ziemi... Znanym takze z fizjonomii, poniewaz gazety zamiescily pana zdjatko z podbitym okiem...

No ale, wracajac do przerwanego watku - wiec pierwszym razem wyrwal mnie z drzemki glos stewardessy informujacy, ze jestesmy nad Niemcami oraz o temperaturze panujacej za samolotowym oknem na wysokosci 11 km. Drugi komunikat ktory przerwal mi drzemke (a w zasadzie kompletnie wybudzil ze snu :-( brzmial nastepujaco: "Prosze panstwa, wlecielismy na terytorium Polski. Kapitan prosi o zapiecie pasow poniewaz wchodzimy w strefe turbulencji"... Nie uwierzylbym, gdybym nie uslyszal na wlasne uszy :-) Polska - strefa turbulencji. W zasadzie nic dziwnego, ale my przeciez bylismy 11 km nad ziemia... Popatrzcie, jak to juz wysoko zaszlo :-)

Pozniej - juz normalnie. Ledwie kiedy samolot zatrzymal sie na pasie, Rodacy natychmiast rzucili sie do wyjscia (podobnie zreszta jak na lotnisku w Londynie "rzucali" sie do wejscia, co swiadczy chyba o naszej wybitnie stadnej naturze) - i stewardessy musialy parokrotnie prosic ich o powtorne zajecie miejsc, informujac - ze jeszcze nawet nie "podjechaly" schody, po ktorych pasazerowie moga wysiasc z samolotu. Na niewiele sie to zdalo, ale to juz inna historia. Pozniej stadny galop po torby (na ktore i tak trzeba bylo czekac), jeszcze kontrola paszportowa (czyli znowu: siedzacy w szklanych budkach - co podkresla dystans - umundurowani i uzbrojeni wasaci faceci o chmurnym spojrzeniu lustrujacy fizjonomie pasazerow).

Tak na marginesie, do przelozonych tychze funkcjonariuszy: skoro dajecie im pistolety, to dajcie im tez kamizelki kuoodporne. Bo zakladam, ze bron palna ma sluzyc przede wszystkim do obrony przed uzbrojonymi, bo ja wiem - przestepcami? a nie przed nieuzbrojnymi obywatelami? Chyba ze zakladacie, zreszta slusznie, ze raczej trudno przemycic np. w takiej Anglii bron palna na poklad samolotu, wiec kamizelki kuloodporne sa zbedne. Ale w takim razie - po co im te pistolety ostentacyjnie noszone przy paskach? Jesli juz musza miec bron (po co?), to niechze ja chociaz schowaja "za pazuche". Bo w ten sposob tylko strasza turystow i uswiadomiaja im juz na lotnisku, w jakim panstwie sie znalezli...

Po odprawie juz tylko pozostalo mi sie odpedzic od naganiaczy nagabujacych ludzi juz w hali lotniska: "Taksoweczke potrzeba? A moze euro, funty chce pan sprzedac?" - i moglem ruszyc do domu :-)

Chociaz - z drugiej strony - gdzie jest moj "dom"? Jeszcze tu - czy juz tam?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz