czwartek, 20 maja 2010

XVI wizyta w Polsce (3): powrót do przeszłości

Zagrożenie powodziowe, przynajmniej na razie, dla Krakowa mija, więc dzisiaj słów kilka o jeździe tramwajem i zakupach w tesco ;-)

W tramwaju zauważyłem naklejoną w wagonie na oknie ulotkę, której treść wzbudziła moje zdumienie. Na tej ulotce czytamy: "Jeśli nie lubisz marznąć na przystankach zimą, a latem korzystać z sauny w tramwaju, kasuj bilet! Jeżeli nie kasujesz biletu gwarantujesz sobie powrót do przeszłości".

/Powyżej: ulotka rozklejana w krakowskich tramwajach/

Hm... Wrażenie powrotu do przeszłości to ja mam za każdym razem, kiedy jadę krakowskimi tramwajami, bowiem ich miejsce w zdecydowanej większości powinno być w jakimś motoryzacyjnym skansenie i to co najmniej od ćwierć wieku. No ale - ja kasuję bilety, więc co by było, gdybym nie kasował? W ogóle treść tej ulotki to jak dla mnie za wysoki poziom abstrakcji. Oczywiście domyślam się, że w mało zrozumiały sposób zachęca się nas do kasowania biletów - ale jednak spece od marketingu zatrudnieni w MPK z pewnością się nie popisali. W przeszłości siedząc w szkolnej ławce nie raz głowiłem się nad tym, "co poeta chciał przez to powiedzieć", ale myślałem że ten etap w swoim życiu mam już za sobą, a komunikaty to nie poezja: powinny być proste i czytelne...

Robiąc zakupy w tesco też zauważyłem pewną "marketingową" ciekawostkę: tuż pod tablicą informującą że na najbliższych półkach znajdziemy m.in. zdrową żywność - umieszczono stojak reklamujący... karmę dla psów. Kto wie, może i jest to zdrowsza żywność od tej którą z reguły możemy dostać w hipermarketach? Na marginesie: oprócz tej karmy na pierwszym planie mamy też chipsy. Nie wiedziałem, że są takie zdrowe ;-)

/Powyżej: karma dla psów tuż pod tablicą informującą o zdrowej żywności/

Ale najlepsze było dopiero przede mną ;-) Kończąc zakupy, tuż za kasami natknąłem się na miłą panią która poinformowała mnie, że jest teraz promocja firmy kosmetycznej o nazwie której nie potrafię powtórzyć, w każdym razie żadnej szerzej na pewno nie znanej, i że rozdają gratis szampony, po czym podała mi tubkę z tym szamponem. Przyjąłem, podziękowałem i chciałem pójść dalej, ale miła pani powiedziała, że daje mi też gratis balsam po goleniu. Grzecznie odmówiłem stwierdzając, że się nie golę, tylko krótko strzygę mój zarost, więc balsam mi niepotrzebny. Na to miła pani natychmiast zaoferowała mi jeszcze żel pod prysznic i krem do twarzy, plus - ho ho - firmową reklamówkę ;-) żebym, jak to się wyraziła "chodząc po mieście reklamował ich firmę, bo ta firma nie reklamuje się w żaden inny sposób tylko poprzez rekomendacje zadowolonych klientów, itp., itd". Wszystko to oczywiście gratis, "bo dzisiaj promujemy naszą markę". Już trochę znudzony tymi wywodami podziękowałem raz jeszcze, chciałem wziąć to co ta nieznana mi i nie reklamująca się nigdzie firma tak wspaniałomyślnie zaoferowała i wyjść w końcu ze sklepu, kiedy miła pani zakończyła monolog i rozpoczęła dialog:

- Jak pan myśli, co by się stało gdybyśmy ogłosili że rozdajemy kosmetyki za darmo? Ustawiłaby się kolejka chętnych?
- Hm, nie wiem, pewnie tak, chyba że ktoś jest przywiązany do konkretnej, sprawdzonej marki - odpowiedziałem
- A jak pan myśli, czy ludzie ustawialiby się po parę razy w kolejce? - drążyła temat miła pani
- Nie wydaje mi się - odparłem
- Na pewno tak by było proszę pana - kategorycznie stwierdziła miła pani i zadała kolejne pytanie:
- Co wg pana zrobiliby ludzie z nadwyżką kosmetyków?
- No, używaliby? - próbowałem zgadywać
- Nie proszę pana, oni by ją odsprzedali! - oświeciła mnie lepiej ode mnie poinformowana miła pani - I dlatego żeby się zabezpieczyć przed taką ewentualnością, mam dla pana jeszcze męskie perfumy, w promocyjnej cenie tylko 69 zł, która to cena stanowi zabezpieczenie przed odsprzedażą.

No, to się w końcu wyjaśniło: pani była ni mniej ni więcej tylko komiwojażerką sprzedającą zestawy kosmetyczne firmy mi nie znanej i nigdzie się nie reklamującej, stosującą stary trick: najpierw się wmawia klientowi, że wszystko to dostaje gratis, a na samym końcu wspomina o jednym małym "ale": że aby otrzymać te "gratisy" trzeba wcześniej zapłacić za jeden z produktów. Nie zdziwiłbym się, gdyby te "zestawy" były dostępne na pobliskim bazarze w cenie o połowę niższej...

Takie żenujące sztuczki stosowali nachalni akwizytorzy w pierwszej połowie lat 90-tych ub.w., myślałem że już dawno nikt się do takich metod nie posuwa, a tu proszę - powrót do przeszłości ;-)

4 komentarze:

  1. Ale co?
    Dała Ci w końcu ten szampon, czy nie? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłeś powiedzieć, że sam z siebie ładnie pachniesz, a szampon Ci potrzebny, bo myć się jednak trzeba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No brak refleksu, po prostu :-( Ale obawiam się, że wtedy pani policzyłaby mi za ten szampon, dodatkowo dając gratis krem do rąk ;-)

    OdpowiedzUsuń