środa, 25 stycznia 2012

XXII wizyta w Polsce (1): zima zaskoczyła lotników

Przez najbliższy tydzień będę w Polsce. Dwa dni na Lubelszczyźnie, trzy dni w Krynicy-Zdroju, dwa dni w Krakowie.

Plan był taki: lot do Pyrzowic, stamtąd bus dla odmiany - do Katowic, następnie pociąg i autobus "w Lubelskie". Wyszło trochę inaczej: kapitan poinformował nas, że z powodu dużych opadów śniegu lądowanie w Pyrzowicach jest niemożliwe. Polecimy więc do Krakowa, tam zatankujemy paliwo i przylecimy z powrotem do Przyrzowic. Po wylądowaniu zaczął się tradycyjny rozgardiasz, część Rodaków nie rozumiejących chyba po polsku zaczęła się ubierać i wyciągać walizki, część tkwiła na swoim miejscu, stewardessy i kapitan oczywiście pochowani w swoich kanciapach. Po kilkunastu minutach komunikat, że jednak pogoda się nie poprawia i wysiadamy w Krakowie, skąd autobusy przewiozą wszystkich chętnych do Pyrzowic.

Ja chętny nie byłem, bo i tak przez Kraków miałem przejeżdżać, tyle że pociągiem za kilka godzin. No nic, zastanawiam się, co teraz? Nie ma sensu jechać na dworzec PKP w Krakowie o 2 w nocy, skoro pociąg mam dopiero o 6. W zasadzie nie pozostaje nic innego, niż poczekać kilka godzin na lotnisku w Krakowie, ciepło i bezpiecznie, czego nie można powiedzieć o krakowskim dworcu w nocy...

/Powyżej: puste lotnisko w podkrakowskich Balicach, 3 rano.../

Otwarty kantor, nauczony doświadczeniem mam złotówki, ale z ciekawości zerkam na kurs: euro sprzedają po 4,60 zł, ale skupują po... 3,60. Ot, centusie. Na lotnisku w Pyrzowicach kurs jest niemal "normalny", ale tutaj jak widać aż się palą z chęci oskubania kogo się da, a przyjezdnych w szczególności. Nie tym razem ;-)

W jedynej czynnej o tej porze lotniskowej jadłodajni, nie wiem dlaczego zwanej "restauracją", wypijam kawę i sprawdzam czy jest wi-fi. Jest, a jakże, nawet dwie sieci, Orange i T-mobile, obie płatne. Wybieram web-kiosk w którym przyjmują nawet w monetach euro, i tutaj właśnie piszę pierwszą część pierwszej notki z mojej kolejnej wizyty w Polsce ;-) W międzyczasie komp się sam zresetował, ale o dziwo nie połknął kredytu. Później - coś zjem, obejrzę jakiś film (na szczęście ściągnąłem kilka na komórkę), i jak się zrobi bardziej cywilizowana godzina (bo teraz jest przed trzecią w nocy) - ruszę dalej ;-)

-------------------
Po kilkunastu godzinach i kilkuset kilometrach:

Z ciekawostek: w kasie nie mogłem kupić biletu na I klasę, ponieważ, jak mi powiedziała pani kasjerka pokazując stosowny monit na monitorze swojego komputera, pozostało mniej niż 30 minut do odjazdu pociągu. Ale na II klasę - komputerowy program pozwala nabyć bilet bez problemu... Poza tym PKP chyba za bardzo wzięło sobie do serca biblijne zalecenia z Apokalipsy św. Jana o byciu "zimnym albo gorącym, ale nie letnim", wskutek czego w połowie wagonów panował syberyjski ziąb, za to w drugiej połowie afrykański ukrop. Umieszczone w przedziałach skrzeczące głośniku informujące do jakiej stacji się zbliżamy skutecznie uniemożliwiały drzemkę po zarwanej nocy.

Ale najważniejsze - że dotarłem do celu ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz