sobota, 8 kwietnia 2006

Co tam, panie, w polityce?

Kiedy rozmawiam z moimi polskimi znajomymi, nawet poznanymi tutaj - w Irlandii, rozmowa predzej czy pozniej schodzi na polityke w Polsce. Temat sytuacji politycznej w Kraju jest tez czesto poruszany w e-mailach, jakie od Was dostaje.

Ci, ktorzy znaja mnie nieco lepiej i wiedza ze gdzies tam na mojej zyciowej drodze "popelnilem" studia politologiczne, w zwiazku z czym moge sobie stawiac trzy litery przed nazwiskiem :-) pytaja mnie, co sadze o tym czy o tamtym - jako politolog. Chwilami czuje sie jak glowny bohater filmu pt.: "Gulczas, a jak myslisz?" :-)

Na tychze moich politologicznych studiach liznalem nieco wiedzy teoretycznej - m.in. z socjologii, psychologii, ba - filozofii nawet (polityk jak wiadomo musi miec odpowiedni "bajer"), troche umiejetnosci praktycznych, niezbednych kazdemu politykowi (np. jak radzic sobie z agresywnie nastawionymi osobnikami podczas odczytywania przemowienia na sali :-) - ale przede wszystkim: ze studiow wynioslem glebokie przekonanie, ze polityka to ta sfera dzialalnosci, w ktora normalny czlowiek, w normalnym kraju, pchac sie nie powinien...

No, moze poza jednym wyjatkiem: jezeli traktuje sie polityke jako mozliwosc dopchania do "koryta" i napelnienia sobie kieszeni pieniedzmi podatnikow. Ten ostatni motyw "wchodzenia w polityke" - chociaz moralnie naganny - jest jednak jedynym, ktory moge zrozumiec (co nie znaczy: zaakceptowac). Natomiast uwazam ze tych, ktorzy biora sie za polityke, bo czuja ze maja jakas misje do spelnienia - nalezy natychmiast zamykac w szpitalach psychiatrycznych, gdzie poddaloby sie ich dokladnym badaniom. Alebowiem realizowanie tej "misji" zawsze odbywa sie kosztem wlasnego Narodu...

Zeby bylo zabawniej: prosze zauwazyc, ze politykami z reguly bardzo rzadko zostaja... politolodzy (czyli ci, ktorych wyksztalcenie jak najbardziej pretendowaloby ich do obejmowania takich funkcji). Politykami zostaja natomiast osoby o czesto jakze "ezgotycznym" (w stosunku do polityki) wyksztalceniu czy wykonywanym zawodzie...

Zdumiewajace jest to, ze kiedy kladziemy sie na stol operacyjny, zadamy aby operujacy nas czlowiek posiadal studia medyczne o odpowiedniej specjalnosci, natomiast kiedy wrzucamy kartke do urny wyborczej - wyksztalcenie naszego kandydata jest dla nas sprawa trzeciorzedna. Tymczasem niedouczony chirurg moze co najwyzej zarznac pare osob - zanim zostanie odsuniety od wykonywanego zawodu i postawiony przed sądem. Z kolei niedouczony polityk moze podjac decyzje brzemienne w negatywnych skutkach dla calego spoleczenstwa - a i tak nie ma co marzyc o postawieniu mu jakichkolwiek zarzutow.

Z tego mozna wywnioskowac, ze polityka - to rzecz najlatwiejsza pod sloncem, bo w koncu politykiem w Polsce moze byc kazdy: od znanego chirurga, ktory jako pierwszy w Polsce dokonal transplantacji serca, poprzez rock-owego muzyka - po plantatora burakow... Po co wiec sa 5 - letnie studia politologiczne? Sam zachodze w glowe...

W normalnym kraju przecietny obywatel ma polityke dokladnie tam, gdzie jest jej miejsce... Zupelnie inaczej jest w krajach niedemokratycznych, w krajach w ktorych panuje dyktatura czy inny zamordyzm. Tam obywatele czy tego chca, czy nie chca, musza sie polityka "interesowac" - poniewaz wlazi im ona z butami w prywatne zycie...

Jakim Polska jest krajem? Demo - czy niedemo? Ocencie sobie sami...

Ja osobiscie wyzbylem sie zludzen gdzies tak na przelomie tysiacleci... Przelom roku 1999 i 2000 jest dla mnie cezura oddzielajaca panstwo, w ktorym mozna miec jeszcze nadzieje od panstwa - ktore nie pozostawia zadnych zludzen...

I nie chodzi tutaj wcale o nowego prezydenta (z ktorego, tak na marginesie , po glebszym przemysleniu, wielu z nas zyjacych tu - w Irlandii jest bardzo zadowolonych, bo od czasu kiedy objal on rzady, cena euro w Polsce systematycznie pnie sie w gore, co jest bardzo korzystne dla osob wysylajacych swoim bliskim w Polsce to rzeczone euro :-) Chodzi tu o cale minione poltorej dekady. 15 zmarnowanych lat... Czy mozna miec nadzieje, ze nastepne 15 lat bedzie lepsze? Ja juz tej nadziei sie wyzbylem.

A wraz z wyjazdem przed dwoma laty do Irlandii przestalem tez sledzic biezace polityczne wydarzenia w Polsce. I dobrze mi z tym. Odzyskalem psychiczny spokoj.

Czego i Panstwu zycze :-)

Totez - nie pytajcie mnie wiecej: "co tam, panie, w polityce?" :-) Bo jedyne co moge Wam odpowiedziec, to to, ze: "Chinczycy trzymaja sie mocno". Jak widac, od czasow "Wesela" Wyspianskiego - niewiele sie zmienilo. Ba, wg niektorych - Polska nadal jest pod zaborami...

I kto wie - moze wcale tak bardzo sie nie myla?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz