wtorek, 23 lutego 2010

XV wizyta w Polsce (1): kontrolerzy, cwaniacy i brak pracy

Dzisiaj na kilka dni przyleciałem do Polski, coby zobaczyć się z bliskimi i załatwić kilka spraw.

Najpierw pojechałem autobusem z Cork do Shannon, nieco ponad 2 godziny drogi. Niestety, ciągle nie ma bezpośredniego połączenia Cork - Kraków... W trakcie jazdy mieliśmy 2 kontrole, pierwszą - policyjną i drugą - biletową. W trakcie pierwszej kierowca wysiadł z autokaru, a wszyscy pasażerowie zaczęli nerwowo zapinać pasy przy fotelach. Ale skończyło się chyba tylko na okazaniu przez kierowcą dokumentów, bo żaden z policjantów nie wszedł do środka i ponownie ruszyliśmy już po kilku minutach. Drugą kontrolę - biletową, przeprowadził umundurowany kontroler. Przez już prawie 6 lat mojego pobytu w Irlandii i dosłownie setkach razy kiedy jechałem tutaj autobusem mniej lub bardziej dalekobieżnym, była to pierwsza kontrola jaką widziałem.

W Shannon, po odprawie i zrobieniu drobnych zakupów w sklepie na lotnisku, od razu trafiłem na kolejkę Rodaków stojących karnie przed bramką, pomimo że do odlotu pozostało więcej niż godzina. Właściwie kolejki były dwie - ta z pierwszeństwem wejścia i zwykła. Do tej z pierwszeństwem ustawiło się kilku cwaniaczków licząc - że im się "uda", jakże byli zawiedzeni kiedy ich nie mniej cwanych znajomych którzy stali przed nimi odesłano na koniec kolejki zwykłej, a ci, chcąc nie chcąc, musieli podreptać razem z nimi. "No k... nie wyszło" - usłyszałem jeszcze, co już jednoznacznie pozwoliło stwierdzić, że z pewnością nie pomylili kolejek, tylko chcieli być pierwsi. Tutaj spełniło się ewangeliczne proroctwo, że pierwsi będą ostatnimi ;-)

W samolocie usłyszałem jeszcze historyjkę o wyrzuconym przed dosłownie kilkudziesięciu minutami z pracy na tym lotnisku Polaku, który chciał "przykozaczyć" i wprowadzić swojego koleżkę bez kolejki przez bramki, pokazując jaki to z niego gieroj, bo on tu przecież pracuje i wszystkich zna, etc. Pracownik obsługujący "bramkę" zwrócił mu uwagę, że tak robić nie można, na co nasz bohater otworzył do niego buzię, co z kolei skończyło się telefonem do przełożonych naszego "uczynnego" Rodaka z informacją, że zakłóca on odprawę, i - jego natychmiastowym dyscyplinarnym zwolnieniem. Czyli wstyd na rodzinnej wsi i do tego aut z dobrej pracy w sytuacji gdy nawet o byle jaką robotę jest trudno...

Leciałem tym razem Ryanairem, i było to dość meczące: polska obsługa cały czas usiłowała coś sprzedawać, skutecznie uniemożliwiając mi to co w samolotach lubię robić najbardziej - czyli drzemkę. Sprzedawali wszystko: gorące i zimne napoje, gorące i zimne przekąski, prasę, zdrapki, upominki, a wszystko co najmniej po dwa razy. Jeżeli do tego dołożymy rozdawanie i zbieranie katalogów itp., oraz kilkukrotne zbieranie śmieci - to wyjdzie że kursowali cały czas po pokładzie przepychając się wśród pasażerów ze swoimi wózkami. Ja wiem, że tanie linie, etc., chociaż z drugiej strony - wcale nie takie tanie, za jakie chcą uchodzić.

Jadąc z lotniska do domu kupiłem "Dziennik Polski", tj. lokalny i najbardziej popularny dziennik w Małopolsce. We wtorki jest zawsze dodatek z ofertami pracy. Przejrzałem - i nie wierzyłem własnym oczom: ofert w gazecie jest zdecydowanie mniej niż w 2004 r., kiedy z Polski wyjeżdżałem...

2 komentarze:

  1. Ten kanar na trasie do Shannon miał Cię chyba przygotować na najgorsze :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecdowanie Piotrze powinienes zajac sie reportazami super Ci wychodzi :)a to co powyzej to mysle ze taki mini reportarz :)

    pozdrawiam
    Robert

    OdpowiedzUsuń