sobota, 13 kwietnia 2013

Dokumenty o Korei Północnej

Cały świat spogląda teraz z obawą w stronę Korei Północnej, która pręży nuklearne muskuły pomimo że miliony jej obywateli cierpią głód i żyją w skrajnej nędzy. Żeby chociaż trochę zajrzeć za żelazną kurtynę i zobaczyć jak wygląda ten jeden z ostatnich bastionów komunizmu na świecie, obejrzałem wczoraj trzy dokumenty: "Defiladę", "Korea Północna: Kraj Pod Czerwoną Gwiazdą" i "Wakacje w Korei Północnej".

/Powyżej: zrzuty z tytułów ww. dokumentów/

"Defilada" Andrzeja Fidyka z 1989 r. to klasyk. Ekipa kręciła tylko to co chcieli gospodarze, wzbogacając materiał filmowy o oficjalne komentarze z północnokoreańskiej prasy i książek. Wyszedł majstersztyk, pokazujący kult jednostki na niespotykaną skalę i indoktrynację społeczeństwa od najmłodszych lat. Co zresztą jest o tyle "zabawne" /cudzysłów, bo nie wiem czy cokolwiek w takiej sytuacji można nazwać zabawnym/, ze koreańscy komuniści byli podobno zachwyceni tym filmem, gdy tymczasem dla polskiego widza byłaby to komedia, gdyby nie to, że to się dzieje naprawdę - i jest tragedią dla milionów ludzi.

"Korea Północna: Kraj Pod Czerwoną Gwiazdą" z 2005 r. niemieckich dokumentalistów pokazuje co nieco zza oficjalnej propagandy. Ludzie oczywiście dalej defilują po placach z imieniem Wielkiego Wodza i Umiłowanego Przywódcy na ustach, ale widać już, że kraj jest praktycznie zrujnowany. Są traktory, ale brakuje paliwa, orze się więc wołami. Dźwigi na budowach zastygły, wiele fabryk nie pracuje, pozostałe wykorzystują 10% swoich możliwości. Sklepy są puste. Żeby ratować sytuację komuniści zaczynają wprowadzać niektóre elementy wolnego rynku, jak np. bazary na których można kupić żywność bezpośrednio od pracowników spółdzielni rolniczych.  Jednak gdyby nie pomoc humanitarna innych krajów doszłoby już do klęski głosu.

"Wakacje w Korei Północnej" z 2010 r. to z kolei francuski dokument. Korea Północna powoli otwiera się na zamożnych zachodnich turystów, zapewne dlatego że rozpaczliwie potrzebuje dewiz. Turyści mogą płacić tylko w euro lub dolarach, nie mogą używać miejscowej waluty. Pobyt kosztuje ich tyle, co w ekskluzywnym kurorcie w zamożniejszej części świata, w zamian serwuje im się specjalny propagandowy program dla turystów, od wizyty we wzorcowej szkole po wizytę w mieszkaniach "przeciętnych" Koreańczyków. Oczywiście turyści zdają sobie sprawę z tego że to farsa, przygotowana specjalnie dla nich. Pomysł zresztą jest dość stary, podobne rzeczy robiono w Sowieckim Sojuzie, gdzie pożytecznym idiotom z Zachodu serwowano idylliczne obrazki z modelowego kołchozu, dzięki czemu uprawiali później propagandę w swoich krajach, głosząc że Kraj Rad to raj na Ziemi. Wracając do Francuzów: niewiele udało im się zobaczyć zza oficjalnej fasady, bo oczywiście cały czas są pilnowani przez przydzielonych "opiekunów", którzy nawet kasują im część zdjęć. Niemniej warto obejrzeć ten dokument choćby po to żeby zobaczyć - ilu rzeczy zobaczyć w Korei Północnej nie wolno. Na mnie największe wrażenie zrobiło ogrodzone drutem kolczastym nabrzeże, rzekomo jako obrona przed ewentualną inwazją...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz