poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Bajkowy element w szarej rzeczywistości

Kiedy przed laty zapytano Jana Himilsbacha, spożywającego o dość wczesnej porze w tzw. miejscu publicznym alkohol - co robi?, ten z właściwym sobie wdziękiem odparł, że "wprowadza element bajkowy w szarą rzeczywistość". Trzeba przyznać że nasz kultowy polski aktor znalazł wielu naśladowców, chociaż gorzała została zastąpiona przeróżnymi plotkarskimi kolorowymi pisemkami i internetowymi Pudelkami czy Kozaczkami.

Rzeczywistość jak wiadomo - skrzeczy, stąd zapewne tęsknota za elementem bajkowym. Ostatnim takim przykładem jest słynne royal baby, gdy spora część świata niemal zastygła w oczekiwaniu, kogoż to też księżna Kate powije, chłopca czy dziewczynkę, jakie imię otrzyma dziecię i do kogo będzie podobne. Psychoza sięgnęła tak głęboko, że podobno co niektóre panie, które urodziły w tym samym mniej więcej czasie, wstrzymywały się z nadaniem imienia swojemu dziecku, czekając na decyzję księżnej. Wcześniej z kolei media rozpisywały się o nagich piersiach księżnej przyłapanej na opalaniu topless, czy też o gołym tyłku księcia Harry'ego, który w Las Vegas zabawiał się z dziewczętami nieciężkich obyczajów. Ot, ma królowa matka Elżbieta II skaranie z tą całą królewską familią, bo i synalek Karol też przysporzył jej sporo zgryzot, najpierw nieudanym związkiem z księżną Dianą, zanim okazało się że stara miłość nie rdzewieje i to jednak Camilla jest tą pierwszą...

Oczywiście królowa Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej jak i cała jej wesoła rodzinka od dawna ma tyle do powiedzenia w brytyjskiej polityce, co nic. Gdyby nie jej sędziwy już wiek, można by powiedzieć że jest tzw. paprotką, czy też służy do stania pod żyrandolem, jak u nas, nie przymierzając, prezydent "Bul" Komorowski. Tyle tylko, że brytyjscy podatnicy wydają mniej na swoją królową niż my na prezydenta. Kto nie wierzy, niech sprawdzi.

Pożytek z całej tej monarszej czeredy Anglicy mają taki, że oprócz tego że dzięki niej może zarobić na kieliszek chleba cała masa pismaków i paparazzi, których stada czyhały pod szpitalem czekając na urodzenie królewskiego dziecięcia, to są także ważną angielską turystyczną atrakcją. Ot dla przykładu: codziennie tłumy turytów fotografują się przed pałacem Buckingham. Zrobić sobie "słit focię" z pałacem w tle można za darmo, ale żeby ją zrobić - to jednak trzeba wybrać się do Londynu, zapłacić za nocleg, popołudniowa herbatkę i słynne angielskie śniadanie. A jak się już jest w Londynie, to jest tam sporo miejsc do wydania kilku funtów, poczynając od królewskiego sklepiku tuż przy pałacu, gdzie można kupić całą bibliotekę książek o monarszej familii, jak i sporo gadżetów z nimi związanych. Takich sklepów jest zresztą mnóstwo, biznes się kręci i w sumie chyba tylko po to pragmatyczni Anglicy utrzymują przy życiu tę fikcję, którą ponad dwieście lat temu w gorącej wodzie kąpani Francuzi wysłali na gilotynę. Oraz, oczywiście, do łatwego wywołania tematu zastępczego, którym można przykryć coś znacznie ważniejszego.

Tak czy owak, Anglicy na swojej atrakcji turystycznej, jaką jest żywa skamielina w postaci monarszej familii z pewnością zarabiają tłuste funty. Pytanie, kto płaci? Wiadomo, objaśnił to już duet cytowanego na wstępie Himilsbacha z Maklakiewiczem w "Rejsie": "pan płaci, pani płaci, my płacimy. Społeczeństwo". Niestety, także nasze społeczeństwo. Pół biedy, gdy robi się to świadomie i dobrowolnie, gdy ktoś nie mając własnego życia osobistego interesuje się życiem innych. Gorzej, gdy jednak przez natłok informacji o skokach w bok księcia, opalającej się topless księżnej czy wreszcie royal baby nie zauważamy tego, co jest naprawdę ważne. A dzieją się rzeczy jeżące włos na głowie...

Weźmy takiego Edwarda Snowdena - byłego agenta CIA poszukiwanego za ujawnienie tajemnic państwowych. Młody chłopak, który zapewne sędziwego wieku nie dożyje bo prędzej czy później przydarzy mu się jakiś nieszczęśliwy wypadek z udziałem nieznanych sprawców. I przydarzy mu się to nie dlatego, że on ma coś jeszcze do powiedzenia, bo powiedział już wszystko, a czego nie powiedział to wydobędą od niego Rosjanie. Przydarzy mu się dlatego, że jego zeznania są policzkiem dla USA, a tego Wuj Sam nie wybaczy, i będzie to jednocześnie ostrzeżeniem dla innych, mających za długi jęzor. Tak czy owak, Edward Snowden który m.in. ujawnił istnienie programu PRISM dzięki czemu mamy pewność że jesteśmy inwigilowani na masowa skalę, zrobił to chyba - na darmo. Czy świat się tym przejął? Czy ktoś z nas z tego powodu skasował swoją skrzynkę na gmailu, usunął konto z facebooka czy youtube? Szczerze wątpię. On powiedział, my wysłuchaliśmy, i - nic. Życie toczy się dalej, tylko Snowden ma przechlapane.

A tymczasem sprawa jest o tyle istotna, że o ile wcześniej wiedzieliśmy że śledzą nas rządy własnych państw, to teraz wiemy, że z kolei wszystkich śledzi Wuj Sam i to na skalę globalną. Praktycznie każdy z nas jest inwigilowany. I co? I nic, moja chata z kraja, nic złego nie robię więc o co chodzi? Ano o to, że skoro nic złego nie robisz, to dlaczego by nie dać sobie wszczepić czipa? Jak znalazł dla ludzi z chorobą Alzheimera, a tym bez choroby - też nie zaszkodzi jeżeli ich wszelkie ruchy będą monitorowane, bo przecież nic złego nie robią? Problem w tym, że jak już wszyscy będą zaczipowani, to wtedy może się okazać że zmienią sie kryteria tego, co dobre i złe. I co wówczas? Bo wydłubać tego widelcem raczej się nie da... Afera ze Snowdenem i praktycznie brak społecznej reakcji wskazuje, że wszystko ku temu zmierza. Jeszcze dekada, dwie, i wzorem zwierząt domowych i hodowlanych każdy z nas swój "dowód osobisty" w postaci miniaturowej elektronicznej płytki będzie nosił pod skórą. I nikt słowa nie powie, bo przecież "nic złego nie robi". A potem - na protesty będzie już za późno...

Na naszym rodzimym podwórku mamy też ciekawe wydarzenia: internowany w stanie wojennym Zbigniew Miernik, który w czerwcu b.r. rzucił tortem w sędzinę orzekająca w procesie Kiszczaka, został skazany zaocznie na dwa tygodnie więzienia - i poszedł siedzieć. Ale nie za tortowy protest, tylko za... rzekomą odmowę okazania dowodu osobistego funkcjonariuszowi policji, gdzieś tam, kiedyś, a sam Miernik twierdzi że takiego zdarzenia nie pamięta. 15 dni więzienia przez zaocznie wydany wyrok za nieokazanie dowodu osobistego? Sprawa jest oczywiście polityczna, a tym samym Miernik, jakby na to nie patrzeć, jest więźniem politycznym w III RP. Przypomnę, że z kolei pp. Kiszczak i Jaruzelski - są ciągle na wolności.

Idźmy dalej: w Katowicach od dwudziestu lat nie udaje się usunąć Pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej. Dlaczego? Bo sprzeciwia się temu... ambasada rosyjska. Tak, dobrze Państwo rozumieją: ambasada innego kraju, ba - kraju który ramię w ramię z Niemcami napadł na Polskę w 1939 roku i którego Armia Czerwona wraz z Wehrmachtem świętowała zwycięstwo nad naszą ojczyzną organizując wspólną defiladę w Brześciu, kraju który w Katyniu, Kozielsku, Starobielsku, Ostaszkowie i wielu innych miejscowościach dokonał masowych mordów polskich żołnierzy, wreszcie kraju który okupował Polskę przez cały okres tzw. PRL-u, więc ambasada ta zabrania Polsce, krajowi podobno suwerennemu, burzyć pomnika ku czci okupantom.

Ambasada rosyjska nie pozwala, więc pomnika "wdzięczności" zburzyć nie wolno. Ostatnio coś jednak drgnęło i Rosjanie pozwolili łaskawie przenieść pomnik na cmentarz żołnierzy radzieckich. Problem w tym, ze miasta na to nie stać. Pod pomnikiem stanęła więc grupka patriotów w mocno średnim wieku z jednym kilofem w ręku, którym mogła co najwyżej tynk z cokołu oskrobać, żeby zachęcić władze do działania. Jak nic, tak modny ostatnio performance artystyczny. Ale co wolno wojewodzie, to nie tobie, patriocie. Na miejscu natychmiast pojawiła się policja i sprawnie obezwładniła starszych ludzi, jednemu wybijając bark a innego /zresztą znanego działacza antykomunistycznego i byłego posła/ dusząc do utraty przytomności. Brawo, pomnik obroniony, ambasada rosyjska z pewnością jest wdzięczna. Ba, może nawet komuś platynowo-złoty Order Lenina wręczy za wzorcowo przeprowadzoną akcję.

Nie chcę Państwa zanudzać, bo takich przykładów w całym kraju jest mnóstwo. Dzieją się u nas ważne rzeczy, tylko nie ma szans żeby mainstreamowe media o tym poinformowały. Historia lubi się powtarzać, w 1983 roku Lombard w legendarnym przeboju "Przeżyj to sam", śpiewał: "ktoś inny zmienia świat za Ciebie, nadstawia głowę, podnosi krzyk". Minęło trzydzieści lat i te słowa są znowu aktualne.

Problem w tym, że wtedy ten krzyk, chociaż zakazany, był jednak wyraźnie słyszalny. Teraz - zagłusza go radosne kwilenie royal baby...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz