wtorek, 11 lutego 2014

Spisane będą czyny i rozmowy

Trwający właśnie miesiąc został w polonijnym irlandzkim światku zdominowany już na samym początku przez dwa wydarzenia: wizytę prof. Biniendy w Dublinie i ks. Oko w Cork. Obywa wykłady rzeczonych gości odbyły się w ten sam dzień, niedzielę 2 lutego b.r. Oj, działo się, zawrzało w "internetach" ze szczególnym uwzględnieniem różnych facebookowych profili zdominowanych przez miejscowe lewactwo.

Dla tych co nie w temacie: prof. Wiesław Binienda, doktor inżynierii mechanicznej, wykładowca, profesor University of Akron, dziekan Wydziału Inżynierii Cywilnej w College of Engineering na tym uniwersytecie, m.in. współpracuje jako niezależny ekspert z Zespołem Parlamentarnym ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154 w Smoleńsku z 10 kwietnia 2010 roku działającym w Sejmie Rzeczypospolitej Polskiej. Jest również jednym z bohaterów filmu "Polacy" Marii Dłużewskiej. Z kolei ks. Dariusz Oko – to ksiądz katolicki, teolog, filozof oraz wykładowca Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie i publicysta, posiada stopień doktora habilitowanego. Przez siedem lat studiował teoretyczne podstawy i praktyczne skutki wprowadzenia gender w Niemczech. Obecnie z upodobaniem gnębiony przez rządową prasę /GW/ i telewizję /TVN - Tusk Vision Network/.

Uprzedzając fakty: niemal wszyscy jednoznacznie życzyli organizatorom tych spotkań - pełnej klapy. "Mam nadzieję, że sala będzie pusta" zaklinała rzeczywistość jedna z pań. Pozostali byli znacznie bardziej bezpośredni i niecenzuralni. Ha, nie udało się, pełny frekwencyjny sukces w obydwu przypadkach. W Dublinie zarówno w Domu Polskim jak i w Dublin Institute of Technology, gdzie prof. Binienda miał wykłady, pełne sale. W Cork na wykład ks. Oko w kościele św. Augustyna przyszło ponad dwieście osób, czyli więcej niż na polskie imprezy z darmowym jadłem, jakie się tutaj czasami odbywają. Jak widać, ludzie się budzą i zaczynają interesować tym, czym wg lewactwa - nie powinni.

Właśnie, co do zainteresowań: szczerze pisząc, zupełnie nie rozumiem zainteresowania miłośników Słońca Peru i zwolenników Partii Miłości tym, co się dzieje u "faszystów z ciemnogrodu". A już zdziwienie do kwadratu budzi nadaktywność co niektórych, którą mogliby spożytkować w znacznie lepszy sposób. Jeżeli mnie coś nie interesuje, to się tym nie zajmuję. Dla przykładu: o tym że w Cork była taka dajmy na to parada gejów, dowiedziałem się dopiero z facebooka /tak, to znak naszych czasów/, ze zdjęć moich co niektórych znajomych, którzy w niej uczestniczyli. O tym, że w Dublinie gościła Anna Grodzka, i że taką paradę otwierała - również. Nie wnikam kto ją zaprosił, co mówiła, nie interesuje mnie trasa przemarszu, itd., itp. I widzę że podobnie to działa u innych ciemnogrodzian.

Tym bardziej więc dziwi, dlaczego ci młodzi, wykształceni, z dużych miast, którzy schowali babci dowód i wyemigrowali na Zieloną Wyspę, zamiast zająć się swoimi sprawami - pilnie śledzą poczynania ks. Oko czy prof. Biniendy? Nie neguję oczywiście ich prawa do tego tylko autentycznie mnie ciekawi, dlaczego ich to ciekawi? Dlaczego u nich, w przypadku ks. Oko w Cork, nie ma takiego samego mechanizmu jak u mnie w przypadku p. Grodzkiej w Dublinie? A jeżeli jednak już to ich tak bardzo ciekawi, to mnie z kolei ciekawi - dlaczego nie przyjdą na taki wykład? Przecież to świetna okazja żeby posłuchać i skonfrontować to, co ks. Oko czy prof. Binienda mówią, z tym co piszą o nich polskojęzyczne niemieckie gazety drukowane w Polsce. Po do debatować o ks. Oko na facebooku czy innym forum, skoro można to było zrobić, nomem omen - oko w Oko?

A, i jeszcze te pytania: "kto ich tu zaprosił?!", "za czyje pieniądze przyjechali?!", itp. bzdury. Kto ich zaprosił - było jak byk napisane na plakatach tudzież w innych miejscach. W końcu skoro organizatorzy wykładają swoją kasę, to nie po to żeby się później wstydliwie kamuflować. Rozumiem, że lewactwu ciężko przeczytać coś więcej niż komiksowy dymek, no ale są jakieś granice, których - jak to ogłosił ich idol, tow. Jaruzelski pamiętnego grudniowego poranka 1981 roku - przekroczyć nie wolno. Za czyje pieniądze przyjechali? - jeżeli nie za swoje, to na pewno też nie za tegoż dociekliwego pytacza.

Krótka instrukcja obsługi jak się zaprasza do Irlandii /i nie tylko/ takich gości. Po pierwsze - nawiązujemy kontakt. Z reguły chętnie zgadzają się przyjechać i to najczęściej tylko za zwrot kosztów. Dla nich to też korzyść - wyrwą się na kilka dni z polskiego piekiełka, zieloną Irlandię zobaczą, guinnessa w pubie skosztują, a po powrocie do kRAJu będą mogli sobie dodać do życiorysu, że "gościli w Irlandii na zaproszenie miejscowej Polonii", choćby ta Polonia składała się raptem z kilku osób. Następnie - robimy miedzy sobą zrzutkę na bilet. No niestety, tak to wygląda i ta chwila kiedy trzeba sięgnąć do własnej kieszeni jest nie do przeskoczenia przez tutejsze lewactwo. Nie do przeskoczenia i nie do zrozumienia, no bo jakże to, ze swoich dawać? No niestety. Nocleg - najczęściej po domach zapraszających, bo koszty tniemy i tak wygodniej, a i czasu jest więcej na nocne Polaków rozmowy. Teraz wystarczy znaleźć odpowiednią salę, jak nie pasuje w kościele może być w hotelu, wybór jest w końcu spory, nagłaśniamy - i czekamy na widzów, którym będzie się chciało wstać z fotela przed tv i przyjść, żeby usłyszeć i zobaczyć to, czego nie nadają w tejże tv.

Oczywiście zakładam, że zupełnie inaczej to wygląda gdy zaprasza się taką p. Grodzką czy inne znane persony z Partii Miłości - podejrzewam że oni funduszy mają na tyle, że przyjeżdżają za swoje. Wróć - za pieniądze polskich podatników, rzecz jasna. Jakby nie było, dla organizatorów to spore ułatwienie. Tak czy owak instrukcję wypisałem, nic nie stoi na przeszkodzie żeby teraz bardziej lub mniej czcigodne lewactwo zaczęło zapraszać swoich idoli i różne moralne autorytety ze styropianu, a z tego co widzę - mają ich sporo. Jak to mawiał jeden z tych autorytetów, którego akurat zaprosić się już nie da, "zamiast palić komitety zakładajcie własne!" I słusznie apelował, zamiast wylewać swoje gorzkie żale - zapraszajcie swoich gości. Miejsca ci przecież u nas dostatek, a kto wie, może i ja sam się przełamię i pójdę pooglądać różnych towarzyszy tudzież resortowe dzieci? Nie wszystkich rzecz jasna, bo jednak wciąż dźwięczą mi w uszach słowa tow. Jaruzelskiego o tychże granicach - nie do przekroczenia.

Z drugiej strony wiem że tak tylko piszę, sobie a muzom. Lewactwo nikogo nie zaprosi, bo poza podpieprzeniem babci dowodu nie jest zdolne do bardziej twórczych działań, a jego gromkie komentarze zalewające "internety" to jedyny środek aktywności. I wentyl bezpieczeństwa, żeby taki jeden z drugim krzywdy sobie nie zrobił. Z tego co obserwuję tu i owdzie, to jest źle, a będzie jeszcze gorzej. O ile w takim Dublinie, jedynym mieście w Irlandii, jeszcze ta Polonia wygląda jako tako, o tyle im mniejszy ośrodek, tym gorzej. Brak pracy, brak perspektyw, jedyna rozrywka to plotki w polskim sklepie, gdzie znudzona pani sprzedawczyni wysłucha wszystkiego od wszystkich, dołoży swoje i puści dalej w obieg. Normalnie - strach tam wchodzić...

No ale co zrobić, polski kociołek mamy też już tutaj, co ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne, jak mawiał klasyk. Jest okazja żeby się policzyć, zobaczyć kto jest kim i kto z nami a kto przeciwko nam. A na koniec, inny klasyk, Czesław Miłosz, którego twórczość i postawę można oceniać różnie, ale nie sposób odmówić mu talentu:
"Spisane będą czyny i rozmowy.
Lepszy dla ciebie byłby świat zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.
"

2 komentarze:

  1. Chapeau bas! Dziękuję Piotrze za odwagę w napisaniu rzeczy oczywistych... Choć nie dla wszystkich...

    OdpowiedzUsuń
  2. punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia.i tyle.

    OdpowiedzUsuń