sobota, 18 sierpnia 2018

41 wizyta w Polsce (1): FlixBus? Nie polecam

I znowu na 10 dni do Polski. Lot z Cork do Wrocławia, z Wrocławia autobus do Krakowa.

Z samego lotniska we Wrocławiu można się dostać do centrum taksówką, miejskim autobusem, albo prywatną linią autobusową /nazwy nie pamiętam/. Wybieram ostatnią opcję i w niespełna pół godziny bez żadnych przystanków dojeżdżamy przed dworzec autobusowy i kolejowy. Wcześniej przez internet kupiłem bilet na autobus do Krakowa.

/Powyżej: lotnisko we Wrocławiu/

Kiedyś jeździł tą trasą szkocki PolskiBus, teraz przejął go niemiecki FlixBus. Bilet mam na godzinę 13:00, ale wyrobiłem się już na 12:00, pomyślałem więc że zapytam czy mogę pojechać wcześniejszym kursem. Czasami mi się to zdarza w irlandzkim Aircoach, zwłaszcza gdy wracam z Dublina, więc pomyślałem że o ile będzie miejsce - nie będzie chyba problemu? Miejsce było, ale problem też. Zajęte było z tego co zauważyłem z 30% miejsc w autobusie, ale pomimo że panowie mają urządzenia do skanowania kodów z biletów /w Irlandii, gdzie problemów nie robią, ciągle sprawdzają to analogowo z wydrukowaną listą pasażerów/ to jednak uznali że decyzja ich przerasta. Najpierw jakiś pomocnik kierowcy odesłał mnie piętro wyżej do kasy, żeby tam mi przybili pieczątkę że mogę jechać wcześniej. Dobrze, że bilet miałem wydrukowany, bo gdybym miał w komórce to nie wiem na czym bym mi tę pieczątkę przybili. Niestety, do kasy kolejka na dobrą godzinę a autobus odjeżdża za 10 minut. Wracam, tłumaczę że kolejka, że dużo miejsca w autobusie, że bilet mam tylko na następną godzinę.
- "Jak jest bilet na 13:00, to trzeba jechać o 13:00" - autorytatywnie stwierdził Pan Kierowca.
Jawohl! Jak niemiecka firma to porządek musi być - się pomyślało i poszedłem na kawkę do znajdującego się nad dworcem centrum handlowego. Przy okazji popodziwiałem tamtejszą fontannę, tryskającą wodą pod sufit. Wiadomo, Wrocław miastem wodotrysków.

/Powyżej: fontanna w centrum handlowym we Wrocławiu/

Kawę wypiłem, wracam na dworzec żeby już zgodnie z godziną na opłaconym bilecie wsiąść w niemiecki, niestety, autobus, a tu niespodzianka - na stanowisku ciągle stoi autobus z Panem Kierowcą który nie chciał mnie wpuścić, pomimo że powinien od dobrych 45 minut być w trasie. Ha, awaria.

/Powyżej: autobus którym nie-pojechałem/

Potem zrobiło się zamieszanie, bo ten nie mógł wyjechać a kolejny nie mógł wjechać, sprzeczne informacje gdzie podjedzie ten kolejny autobus, anglojęzyczni turyści kompletnie zdezorientowani, itd., itp. W końcu podjechał, bagaże wrzucone, miejsca na bilecie oznaczone nie numerami tylko "strefami" w różnych kolorach /dobrze, że przynajmniej podstawowe barwy rozpoznaję, biada tym - którzy nie.../. Wyjeżdżamy opóźnieni by po drodze to opóźnienie jeszcze zwiększyć ze trzy razy. Przyjeżdżamy do Krakowa, odbiór bagaży to jakieś nieporozumienie /bagażnik otwarty z dwóch stron, każdy może wziąć co mu się podoba - założę się że dochodzi tam w miarę często do zagubienia lub zamiany bagażu/.

I - tyle. Ta niemiecka jakość i precyzja jest wyraźnie przereklamowana...

1 komentarz:

  1. niemiecka jakość jakoś sobie radzie, ale jak Polacy wezmą się za zarządzanie to wcześniej czy później dochodzi do katastrofy

    OdpowiedzUsuń