czwartek, 30 kwietnia 2009

XII wizyta w Polsce (1): na lotnisku po polsku

Na 2 tygodnie przyleciałem do Krakowa ;-)

Tuż przed wylotem zajrzałem jeszcze do sklepu na lotnisku w Cork, i po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że język polski jest drugim (po angielskim) urzędowym językiem w Irlandii. Oficjalnie, jak wiadomo, pierwszym jest irlandzki a angielski - drugim, praktyka jednak pokazuje co innego: pierwszym jest angielski a drugim - polski. Kolejny dowód - na zdjęciu poniżej:


Niestety - ciągle nie ma bezpośrednich lotów z Cork do Krakowa, więc z Cork przyleciałem do Przyrzowic, następnie pojechałem busikiem do Krakowa - przez Katowice. Przy okazji zobaczyłem, jak kierowcy tychże busików obliczają kurs euro dla tych, którzy nie wykupili przejazdu przez internet lub nie mieli złotówek. Otóż kierowcy busów przyjmują prosty przelicznik: oficjalny kurs minus złotówka na każdym euro lub funcie. Ba, jeden jegomość któremu nie spodobał się ten "kurs" funta, nie został zabrany, bo, jak stwierdził kierowca: "jak nie masz pieniędzy, to nie jedziesz". Pieniądze - to oczywiście złotówki, które są jedynym prawnym środkiem płatniczym w III RP.

Ja osobiście, nauczony doświadczeniem, zawsze wywożę z kraju parę złotych po to, by je później z powrotem wwieźć, żeby, zanim trafię na kantor w którym skupuje się walutę po normalnym kursie, nie pozwalać co niektórym zanurzać za głęboko rąk w moich kieszeniach. Wystarczy że wyjechałem, nie zabieram nikomu pracy w Polsce, nie obciążam polskiego systemu socjalnego, nie angażuję polskiej służby zdrowia, itp., za to przyjeżdżam często do Ojczyzny gdzie wydaję przywiezione pieniądze. Które to pieniądze, jak sądzę, w jakimś stopniu pozwalają Rodakom w Kraju żyć dostatniej, a Polsce rosnąć w siłę ;-)

W końcu, było nie było, emigranci wpompowali do Polski więcej pieniędzy, niż nasza Ojczyzna otrzymała dotacji z UE. I to tylko wg oficjalnych danych. A ilu z emigrantów - nie mając zaufania do polskiego systemu bankowego - nie przelewa pieniędzy na konta w Polsce, tylko przewozi tłuste funty i euro w przysłowiowej skarpecie?

No ale, o tym innym razem. A na razie: jestem w Krakowie, świeci słoneczko, jest ciepło. Nawet, jak dla mnie, zbyt ciepło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz