piątek, 31 grudnia 2021

Wolność w złotej klatce

Kolejny rok za nami. Mam nadzieję że przynajmniej wśród Czytelników tego bloga spotykamy się w komplecie, bo długo niemal powszechnie lekceważony koronawirus w ubiegłym roku jednak przeorał społeczeństwo. Oczywiście o żadnej hekatombie którymi straszyły nas media nadal nie ma mowy ale dzisiaj już chyba każdy z nas, o ile nie przeszedł go sam, to przynajmniej zna kogoś kto przechorował bardzo ciężko. Być może też doświadczenia tych już dwóch ubiegłych lat wpłyną również na decyzję niektórych z nas o powrocie do Polski lub przynajmniej opuszczeniu Zielonej Wyspy. 

Sama zaraza głęboko podzieliła polskie społeczeństwo. Do tej pory przy wigilijnej wieczerzy wśród zlaicyzowanej części narodu toczyły się dyskusje o wyższości jednej opcji politycznej nad drugą a teraz doszły jeszcze podziały na zaszczepionych i niezaszczepionych, przy czym jedni odmawiają drugim nie tylko prawa do własnych poglądów ale i do zasiadania przy wspólnym stole. Jak wspomniałem rzecz się tyczy tylko tych zlaicyzowanych, obchodzących Święta Zimowe i życzących sobie, bo ja wiem, radosnego bałwana. Zwykli katolicy wiedzą czyje Urodziny wtedy obchodzą i że rozmowa przy wigilijnym stole o polityce jest równie niestosowna jak polewanie wtedy wódki i zakąszanie pasztetem.

Jednak co innego polityka a co innego strach przed ciężką chorobą. Zaszczepieni boją się zarazić od niezaszczepionych chociaż szczepionki miały przed tym chronić, przynajmniej tak nam obiecywały autorytety medyczne i polityczne. Niezaszczepieni boją się z kolei zaszczepionych bo ci "emitują białko kolca", przynajmniej tak przeczytałem na jednej z antyszczepionkowych grup na facebooku. Oczywiście nie ma co wrzucać wszystkich do jednego worka, po obydwu stronach są ludzie stosujący w dyskusji racjonalne argumenty ale czasami człowiek się zastanawia czy aby na pewno wszyscy powinni mieć prawa wyborcze.

Tak swoją drogą, Rodacy mieszkający w kRAJu i pomstujący na ograniczenia stawiane przez polskie władze, chyba nie do końca zdają sobie sprawę jak to jest w tych tak zwanych rozwiniętych demokracjach zachodnich. Oczywiście że Polaka mieszkającego w Polsce nie musi interesować jakie ograniczenia nakłada na swoje społeczeństwo rząd w Irlandii ale dla Polaka mieszkającego w Irlandii musi to być widoczna różnica. Słyszał ktoś w Polsce o zakazie opuszczania domów na odległość większą niż dwa kilometry, łaskawie zwiększoną później do kilometrów aż pięciu? O listach od pracodawców będącymi swoistymi przepustkami do poruszania na drodze z i do pracy? O zakazie odwiedzania się w domach? Tutaj to było na porządku dziennym a skoro już raz to przerabialiśmy to możemy się znaleźć w tej samej sytuacji po raz drugi i trzeci. Tym samym kiedy znowu wprowadzą twardy lockdown z zamknięciem granic i zakazem opuszczania własnego podwórka, sam wolałbym wtedy być chyba w Polsce.

Społeczeństwo irlandzkie, tak ceniące sobie wolność osobistą, dość spokojnie znosi te wszystkie ograniczenia. Oczywiście tu i ówdzie stoją nadal jakieś grupki z hasłami na tekturze, doszło do kilku manifestacji i przepychania się z policją ale medialna narracja i wysokie zasiłki wypłacane początkowo w wysokości najniższej pensji którą dostaje tutaj jednak spora część społeczeństwa, zrobiły swoje. Kiedy pojawiły się szczepionki, odetchnęliśmy z ulgą mając nadzieję że to już koniec. Tymczasem show must go on, spektakl musi trwać jak to śpiewał niegdyś Freddie Mercury i widzimy że lekarstwo staje się powoli groźniejsze od choroby. Do tego władza wspomniane zasiłki znacznie obniżyła co nie musi się z podobać jego beneficjentom z nie własnej winy pozostającym w domach, więc niewykluczone że siedzimy na beczce prochu. Tym bardziej że wkrótce przyjdzie również tutaj zapłacić wysokie inflacyjne rachunki za ostatnie dwa lata, gdzie miliardy euro poszły w błoto.

W związku z tą całą sytuacją mieszkając w Irlandii mam jeszcze inne przemyślenia, mianowicie czy to nie czas już wracać do Polski? Mieszkam tu prawie osiemnaście lat, należę do pierwszej fali emigracji która w 2004 roku zaraz po przyjęciu Polski do UE dotarła na Zieloną Wyspę. W tym czasie wyrosło całe nowe pokolenie które wkrótce wyruszy do urn wyborczych. Nie obawiam się oczywiście preferencji wyborczych młodych ludzi bo zdaję sobie sprawę że i moje pokolenie w sporej części głosuje zupełnie nieracjonalnie. Chodzi bardziej o podkreślenie faktu że trochę się tutaj zasiedziałem. Dlaczego? Z tych samych powodów co spora część naszych Rodaków: bo w Polsce zrobiło się dla mnie za ciasno, bo tutaj można żyć niemal zupełnie bezstresowo, bo nawet najniższa byle regularnie otrzymywana wypłata pozwala na opłacenie rachunków i zagraniczne wakacje przynajmniej dwa razy w roku, bo Irlandczycy to fantastyczni ludzie i jeżeli nie szukasz problemów to z reguły mieszka się tutaj zupełnie dobrze.

Obawiam się jednak że mamy do czynienia z czasem przeszłym, dokonanym. Coraz częściej mam wrażenie że ten osiemnastoletni miesiąc miodowy powoli dobiega końca. Pensje generalnie od lat stoją w miejscu /tak, wiem, nie zawsze i nie dla wszystkich/, ceny systematycznie rosną, mimo to chętnych do wynajęcia mieszkań jest coraz więcej tylko lokali coraz mniej. Na zagraniczne wakacje trudno wyjechać bo lockdowny, ograniczenia i kwarantanny a sami Irlandczycy coraz podejrzliwiej patrzą na Polaków, tym bardziej po doniesieniach medialnych że polska diaspora szczepić się nie chce. To wszystko oczywiście nie jest jeszcze powodem żeby opuszczać Zieloną Wyspę, tym bardziej po osiemnastu latach pobytu. Problem jest inny, wynikający właśnie z tego że jest to wyspa. Chociaż zielona ale jednak - wyspa. Może być i we wszystkie kolory tęczy, co z tego gdy poprzez taką czy inną decyzję polityczną można zostać na niej swoistym więźniem?  

Przekonaliśmy się już o tym gdy nagle zamknięto lotniska. Znam kogoś komu w Polsce zmarła w tym czasie najbliższa osoba i, jakkolwiek to zabrzmi, w pogrzebie mógł on uczestniczyć jedynie online. To nie kontynent że wsiądziesz w samochód i jakoś dojedziesz, stąd w kryzysowej sytuacji naprawdę będzie trudno się wydostać. Tak, ja wiem że Polak potrafi, niemniej izolacja wyspy jest znacznie łatwiejsza niż kraju w środku kontynentu. Oczywiście może tak być że strachy na Lachy, że już wkrótce cała ta koronawirusowa histeria wróci do normy, że jak to śpiewał z kolei kiedyś Tilt w refrenie zaraz po zwrotce o "milionach masek", "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie". Na marginesie - ponad 30-letni utwór a nieoczekiwanie dostał drugie życie. Może tak być ale nie musi i wszystko wskazuje na to że raczej nie będzie. 

W Polsce również inflacja zbiera swoje żniwa, stąd niektórym może się wydawać że lepiej jest dostawać wypłatę w brytyjskich funtach czy niemieckim euro ale o ile z inflację i szalejącymi cenami można sobie próbować radzić w ten czy inny nawet domowy sposób, to z fundamentalnym ograniczeniem swobody przemieszczania się - już nie. Nikt z nas nie chce być chyba starym czyżykiem z fraszki Krasickiego który chociaż miał "lepsze w klatce niż w polu wygody" to jednak zdecydowanie wolał wolność.

"Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem" to z kolei śpiewali nam Chłopcy z Placu Broni. I tej wolności - oprócz zdrowia oczywiście - Państwu i sobie życzę w tym nadchodzącym 2022 roku. Oby był lepszy od poprzedniego i gorszy od następnego i żebyśmy za rok znowu spotkali się w komplecie, czy to na Zielnej Wyspie czy na Ojczyzny łonie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz