piątek, 30 października 2009

Bajzel po polsku

Polskie kino niezależne wzbogaciło się o kolejną perełkę: "Bajzel po polsku". Autorami filmu są: Eugeniusz Kluczniok, scenarzysta, reżyser i autor muzyki, oraz Mirosław Ropiak, operator kamery i montażysta.

W zasadzie film powinien nosić tytuł "Bajzel po śląsku", rzecz się dzieje bowiem na Śląsku, jego bohaterowie to Ślązacy, a w filmie posługują się, jak to na wstępie zaznaczył jeden z bohaterów, językiem śląskim: "to już nie jest śląsko gwara ino to jest śląski język". Skoro tak, to należałoby być konsekwentnym. Niemniej, jak twierdzą twórcy obrazu: "Historia, którą opowiada film, mogłaby wydarzyć się w każdym zakładzie, nie tylko na Śląsku." O.k., niech będzie.

Pamiętacie film "Golasy"? Tamten film przedstawiał jeden dzień pracy pewnego biura, w tym mamy do czynienia z jednym dniem pracy pewnego mocno podupadłego zakładu. Niemniej mentalność pracowników i skłonność do obijania się - jest identyczna. To ten sam popeerelowski typ, kompletnie nie pasujący do współczesnej rzeczywistości, pracowniczy skansen finansowany niestety nie z pieniędzy odwiedzających turystów - a z kieszeni podatników. Problem w tym, że tak jak w "Golasach" - młodzi ludzie którzy stykają się z taką mentalnością - szybko ją przesiąkają i przyjmują za swoją.

Film, jak wspomniałem, opowiada o jednym dniu pracy w jakimś podupadłym zakładzie. Nie wiemy jaki to zakład, widzimy jednak że nie robi się tam praktycznie nic, poza ewentualnymi "fuchami" na własne konto. Trzech robotników otrzymało za zadanie powieszenie lampy: niestety, dniówka okazała się za krótka, tym bardziej, że jeden z nich kończy ten dzień pracy kompletnie pijany. Mamy tam też i inne postacie: sprzątaczkę nie potrafiącą poradzić sobie z własną miotłą, strażnika bardziej niż pracą zainteresowanego swoją wędką i kopaniem robaków na przynętę dla ryb, kierownika "opalającego" robotników z papierosów, robotnika dokonującego ważnych pomiarów uszkodzonym przyrządem - z czego nawet nie zdawał sobie sprawy, itp. Tego dnia na terenie zakładu trwa kontrola inspektora PIP, która to kontrola, wskutek wyjątkowej jednorazowej mobilizacji tego "zespołu" - nie znajduje żadnych uchybień.

W filmie zagrało dwóch znanych aktorów, co ciągle jest rzadkością w naszym polskim kinie niezależnym, są to: Jerzy Janeczek, niezapomniany "Witia" z komedii "Sami Swoi", oraz Jerzy Cnota, znany m.in. z filmu „Janosik”.

2 komentarze:

  1. Leo - just Leo29.10.2009, 22:29

    Z notki sie nie dowiedzialem jaki autor wpisu ma stosunek do filmu mowiac po ludzku sie podobal czy sie nie.I dlaczemu

    OdpowiedzUsuń
  2. Autor we wstepie napisal: "Polskie kino niezależne wzbogaciło się o kolejną perełkę (...). Skoro "perełka" - to znaczy że film dobry ;-)

    OdpowiedzUsuń