piątek, 20 września 2013

Telefon do skarbówki

Dzisiaj wybrałem się do tutejszej skarbówki załatwić pewną drobną sprawę, która ma jednak istotny wpływ na moje opodatkowanie. Poprosiłem o stosowny formularz, jaki już kilka razy wcześniej wypełniałem, ale pan w informacji skierował mnie do... telefonu, tłumacząc że "formularzowo" będzie to długo trwało /czyli coś ze 3 dni/, a "telefonicznie" - załatwię to od ręki.

/Powyżej: telefon w skarbówce/

Na początku trochę... się zdziwiłem. Wiem co prawda, że tutejszą skarbówkę od skarbówki polskiej z którą miałem /nie/przyjemność wielokrotnie mieć do czynienia dzielą lata świetlne, no ale jakże to - przez telefon? No nic, postanowiłem zaryzykować. Telefony /bezpłatne oczywiście/ znajdują się na sali, stosowny numer wybiera się jednym przyciskiem, chwila wysłuchania nagranych komend, następnie podaje się automatowi - głosowo - swój nr pps, rownież głosowo wybiera się co chcemy załatwić, wtedy dopiero zgłasza się operator. Wyłuszczam w czym rzecz, pani natychmiast się tym zajmuje.

W Polsce gdybym chciał załatwić sprawę o tym stopniu trudności, musiałbym składać ze 3 dokumenty z 5 pieczątkami /tak przynajmniej było przed moim wyjazdem/. Tutaj załatwiłem to od ręki, przez telefon. A po powrocie do domu zauważyłem, że mogłem to zrobić również przez internet.

Ha, czasy się zmieniają ;-) Czy wszędzie?

2 komentarze:

  1. Uproszczona biurokracja to był dla mnie jeden z ważniejszych czynników pozostania na stałe w Irlandii. W szczególności tutejsza Skarbówka poupraszczała większość rzeczy tak, żeby było maksymalnie frontem do klienta. Normalnie aż się chce płacić podatki...

    OdpowiedzUsuń
  2. To samo w moim banku. Ostatnio zepsuła sie moja Visa. Poszedłem zgłosic do oddziału. Pani z Customer Desk podprowadziła mnie do telefonu (darmowego). Do słuchawki wyłuszczyłem sprawę, pan z drugiej strony drutu powiedział, że chip zepsuty. Za póltora dnia nowa karta przyszła pocztą. I love this game! Powtarzam wielokrotnie, że jestem tu sporo lat, urzędu skarbowego ani ichniego ZUSu nie widziałem na oczy! W Polsce średnio raz w miesiącu byłem "zapraszany". Mail, list, telefon w Polsce nie mają racji bytu w kontaktach między urzędem a tzw. 'zwykłym człowiekiem'

    OdpowiedzUsuń