Widmo krąży po Europie - widmo biedy. Ta parafraza z Manifestu Komunistycznego Karola Marksa jest jak najbardziej na miejscu i czasie. Europa, na naszych oczach, staje się biedna i Europejczycy wkrótce zaczną to dotkliwie odczuwać.
Doskonale wiemy, jak jest w Irlandii. Teoretycznie pracy jest sporo, ale kryzys mieszkaniowy i rosnące opłaty za media, stawiają jej sens, pod znakiem zapytania. Czy warto pracować tylko po to, żeby tutaj mieszkać? Nie inaczej jest na Ojczyzny łonie. Ostatnio regularnie bywamy w Polsce i za każdym razem wzrost cen przyprawia nas o palpitację serca. Tak, wiem: to nie ceny są za wysokie, tylko my za mało zarabiamy. Wychodzi jednak na to, że nie tylko my...
W Polsce naprawdę zrobiło się drogo, a ludzie mają coraz mniej pieniędzy. Jeżeli jeszcze tego nie widać w większych miastach, to w tych mniejszych - już tak. Oczywiście, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, pieniądz przepływa od jednych do drugich i kiedy jedni biednieją, drudzy mogą dokładnie z tego samego powodu znacznie się wzbogacić. Kiedy społeczeństwo popada w biedę, z całą pewnością stracą na tym lokalni sprzedawcy kawioru, ale z kolei zyskają handlarze jajkami.
Moja żona spotkała naszego znajomego, który kilka lat wyjechał z Cork do Krakowa. Jak wspomniał, pracę ma dobrą, płacę powyżej średniej, ale w sklepach musi jednak zwracać uwagę na promocje. Sam zauważyłem, że w restauracjach zrobiło się zdecydowanie luźniej. Tam, gdzie kiedyś trzeba było robić rezerwacje ze sporym wyprzedzeniem, teraz dostaje się stolik od razu, a na sali też jest raczej pustawo.
Restauratorzy skarżą się na rosnącą inflację, koszty energii i najmu, przez co podnoszą ceny potraw. Tyle że podwyżki dotyczą każdego, przez co ludzie, mając mniej pieniędzy, w pierwszej kolejności zrezygnują z wykwintnej kolacji. Koło się zamyka, a raczej - po kolei będą się zamykały restauracje. Oczywiście, te najlepsze przetrwają, ale jeżeli jesteś w czymś najlepszy, od kowalstwa artystycznego po wyrób obuwia na miarę, zawsze dasz sobie radę. Pytanie, ilu może być tych najlepszych? Większość z nas jest raczej przeciętna i nie ma w tym nic złego, tyle że konkurencja jest wtedy zdecydowanie większa.
Wzrastają ceny usług, od dentysty po fryzjera. Na fryzjera można machnąć ręką, szczególnie gdy jest się mężczyzną, na dentystę - już nie bardzo. Znajomy, pracujący w tej branży, twierdzi, że na leczenie kanałowe ludzie będą wkrótce kredyty zaciągali. Z ciekawości sprawdziłem, co można zrobić ze swoim uzębieniem w ramach NFZ. W teorii sporo, w praktyce, zanim przyjdzie twoja kolej, to już tylko usunięcie. Zresztą, wspomniane leczenie kanałowe dla dorosłych, jest refundowane tylko w przypadku przednich zębów. Te dalsze, jeżeli kogoś nie stać na drogie usługi prywatne, można jedynie wyrwać. No, chyba że jesteście kobietą w ciąży, to teoretycznie nadal przysługuje leczenie. Tylko terminy są takie, że latorośl zdąży się urodzić i mieć własne zęby do wyleczenia. Karnawał się skończył, postępujące załamanie finansowe najlepiej widać w małych miasteczkach. W tych większych orkiestra ciągle gra, jak na Titanicu, do samego końca, ale ten okręt nieuchronnie zbliża się do góry lodowej.
Jak to pisał mój ulubiony Kohelet, wszystko już było. Bieda też. Umowy śmieciowe, ze stawką 5 złotych za godzinę. Odbieranie dzieci rodzicom, nieradzącym sobie finansowo - i przekazywanie ich do rodzin zastępczych, wspomaganych sporym zastrzykiem gotówki od państwa. No i potężna emigracja, gdzie młodzi i wykształceni, zaraz po szkole, pakowali walizkę i wyjeżdżali w kierunku zachodzącego słońca.
O przyczynach europejskiej drożyzny nie będę się rozpisywał, tak w skrócie i oficjalnie, to wiadomo: inflacja z powodu wzrostu kosztów energii, podwyżek płac i drukowania pieniędzy na programy socjalne, pandemia COVID-19, wojna na Ukrainie, podatki, regulacje, akcyzy, opłaty klimatyczne i ekologiczne. Również w skrócie, ale nieoficjalnie, myślę, że trwa jakaś większa zorganizowana akcja przepływu pieniędzy od tych coraz biedniejszych, do tych coraz bogatszych. O wielu zjawiskach, jakie się dzieją, nie mamy pełnej wiedzy, ale możemy się domyślać, że coś jest na rzeczy.
Co można zrobić? To, co zwykle w czasach kryzysu: starać się przetrwać. Restauracje zamienić na bary a księgarnie na biblioteki. Zamiast wakacji na egzotycznej wyspie, można się udać na wyspy Aran, również będzie bardzo ciekawie, chociaż zgoła inaczej. Do tego trzeba jeszcze staranniej szczotkować zęby, mając na uwadze ceny leczenia stomatologicznego.
Można też wyjechać. Wyjechaliśmy już przynajmniej raz, trafiając na Zieloną Wyspę, można wyjechać i kolejny raz, uważając jednak żeby nie wpaść z deszczu pod rynnę. Z tego, co widać, teraz kraje azjatyckie nabrały wiatru w żagle, nieskrępowane unijnymi dyrektywami. Europa, jeżeli się nie otrząśnie z tego swoistego stuporu, w jaki popadła, wkrótce stanie się disneylandem dla zamożnych Azjatów.
Na szczęście kryzysy przemijają, bo ludzie przyciśnięci biedą, zaczynają się radykalizować, co widać choćby po wynikach I tury wyborów w Polsce, jak i wyborach w innych krajach. Zradykalizowane społeczeństwa to jest to, czego europejskie elity boją się najbardziej.
Miejmy nadzieję, że zdesperowani Europejczycy nie będą musieli kolejny raz zdobywać Bastylii czy robić ostrzału z Aurory, bo do niczego dobrego to nie doprowadzi. Wiemy to szczególnie my, Polacy, świadomi historycznych zawieruch, które wielokrotnie sponiewierały nasz kRAJ...