/Powyżej: Rynek w Krakowie/
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wizyta w Polsce: 26. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wizyta w Polsce: 26. Pokaż wszystkie posty
piątek, 26 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (19): tramwaj zwany Ryanairem
Czas zakończyć wojaże i wrócić z jednej Zielonej Wyspy, na drugą. Czy też z "drugiej Irlandii" - do tej pierwszej. Kilka ostatnich chwil na krakowskim Rynku /jak widać, we Wrocławiu mają krasnali, a w Krakowie - barany/, kupuję plik gazet trudniej dostępnych w Cork, lotnisko, odprawa, lot powietrznym tramwajem zwanym Ryanairem, miejsca zajęte do ostatniego, lądowanie, odprawa, taksówka, dom.
czwartek, 25 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (18): Wrocław - w policji bieda aż piszczy...
Jak już wspomniałem przy okazji notki o wizycie w Ogrodzie Zoologicznym we Wrocławiu, w czasie gdy my zwiedzaliśmy ZOO, nasz samochód został okradziony. Straty niewielkie, ale zgłosiliśmy to na policję. Tyle że to co tam zobaczyłem powoduje, że ręce opadają...
Samochód okradziono fachowo, żadnych śladów włamania poza otwartym schowkiem. Nawet drzwi złodzieje za sobą zatrzasnęli ;-) Zginął sporadycznie używany gps /z reguły korzystamy z googlowego w smartfonie/ i z bagażnika drobne zakupy, z tymże też wybiórczo - złodziejaszek spośród pamiątek z Wrocławia zabrał np. magnesy, ale zostawił książkę. Straty - kilkaset złotych, z czego oczywiście głównie przez gps, na szczęście szyby całe, zamek nierozbity, itp.
Zastanawiamy się co robić, bo mieliśmy ciekawsze plany na wieczór niż spędzenie go na posterunku policji i straty w sumie niewielkie, a znając skuteczność naszej policji w łapaniu samochodowych włamywaczy - podejrzewamy że zgłoszenie będzie tylko stratą czasu. Z drugiej strony, na sąsiednim budynku szkoły dostrzegamy kamerę która powinna swoim zasięgiem obejmować miejsce parkowania naszego auta, a z trzeciej - uznajemy że jednak trzeba podnieść trochę do góry oficjalne statystyki przestępczości w kRAJu, żeby miłościwie nam rządzący nie popadli w jeszcze większy samozachwyt, że jest tak dobrze - bo nie jest.
Dzwonimy na policję i prosimy, żeby ktoś do nas przyjechał, bo auto po włamaniu i są może jakieś ślady, dla nas niedostrzegalne. Nic z tych rzeczy, dostajemy polecenie osobistego podjechania pod najbliższy posterunek policji - w naszym wypadku przy ul. Grunwaldzkiej. Jedziemy. Komenda na parterze "odpicowana", Europa proszę Państwa. Próbujemy zgłosić Panu w dyżurce co się stało. Każe nam usiąść na krzesłach i czekać, nie wie jak długo to potrwa.
Po pół godzinie wychodzi do nas policjant, który ogląda auto. Ponieważ naoglądałem się amerykańskich filmów, proponuję, żeby zdjął odciski palców. Patrzy na mnie z jakimś takim - zawstydzeniem, i próbuje tłumaczyć, że to nie ma sensu, bo już przyjechaliśmy tym autem i na pewno sami je zatarliśmy.
- Ale to wy, policja, kazaliście nam przyjechać. My przecież chcieliśmy poczekać na was na miejscu zdarzenia?
Nic na to nie odpowiada. Pyta co zginęło i takie tam. Każe nam znowu usiąść na krzesełkach i czekać na kogoś, kto nas przesłucha. Mija kolejne pół godziny
W międzyczasie na komendzie pojawia się pan, który chce zgłosić zajście: jego sąsiedzi urządzili sobie w nocy libację i z okna mieszkania obrzucili m.in. jego samochód butelkami. Są szkody, ale nie o szkody tutaj idzie, co o to, żeby z hołotą zrobić porządek, bo to nie pierwszy raz. Wiadomo kto to zrobił, wiadomo kiedy. Policjant nie kwapi się do przyjęcia zgłoszenia, sugerując, żeby ten pan zadzwonił następnym razem, jak znowu będzie taka impreza. Poszkodowany twardo obstawia, żeby jego zgłoszenie zostało odnotowane. Policjant każe mu usiąść i czekać...
Po ledwie półtoragodzinnym oczekiwaniu - wychodzi do nas policjant po cywilu, i zabiera nas do pokoiku na górze. W międzyczasie jego kolega pyta:
- Będziesz pisał (zeznania) ręcznie?
- Nie, na komputerze - odpowiada "nasz" policjant
Nie rozumiem o co chodzi, zrozumiem za chwilę.
Wchodzimy na górę. Jestem w lekkim szoku - o ile parter jest odremontowany i "europejski", o tyle góra - zawalona jakimś starymi meblami, gratami, itp., bardziej przypomina to składowisko śmieci niż komisariat. Pokoik w stylu wczesnego Gomułki, ale na biurku - laptop. Jak się okazuje - UWAGA - to prywatny sprzęt tego policjanta. Policja tam jest tak biedna, że funkcjonariusze mając pisać zeznania ręcznie - wolą przynieść z domu własne komputery.
Spisywanie zeznań idzie sprawnie, drukowanie, chwila rozmowy. To czego się dowiaduję, trochę mnie szokuje. Nie ma komputerów, nie ma internetu i e-maili (halo, mamy już drugą dekadę XXI wieku!), jeżeli chcemy coś dosłać to najlepiej... faksem. Jak zdobyć dostęp do faksu - nie wiem, no ale - mniejsza z tym. Zdjęcie odcisków placów z okradzionego auta? Toż to s-f...
Koleżanka która mieszka we Wrocławiu opowiada mi - i po tym co widziałem jestem skłonny jej wierzyć - że zdarza się, że wrocławscy policjanci nie podejmują interwencji, bo nie mają paliwa.
Panie i Panowie - jak to możliwe, że wrocławska policja, w tak pięknym i bogatym chyba mieście, nie ma komputerów i policjanci są zmuszeni do używania własnego, prywatnego sprzętu? Jak to możliwe, że nie można wysłać mejla na komisariat do konkretnego policjanta prowadzącego daną sprawę? Jak to możliwe, że policja nie ma na paliwo? I w końcu - ile osób widząc to wszystko i mając w perspektywie półtoragodzinne oczekiwanie na twardym krześle - machnie na to ręką i zrezygnuje ze zgłoszenia drobnych kradzieży, włamań, itp.?
Piszę, co widziałem.
Czy wrocławscy policjanci złapią złodziejaszka, który nam się włamał do auta? Na 99% nie, pomimo prawdopodobnego zapisu z kamery, chyba że sam skruszony przyjdzie, przyzna się i odniesie "fanty". Kto wie, cuda się zdarzają ;-) Nie złapią, bo jest ich tylko kilku i podejrzewam, że ledwie nadążają z przyjmowaniem kolejnych zgłoszeń o przestępstwach. Gdyby im przyszło pisać ręcznie, pewnie i tego by nie dali rady odnotować.
Proszę mnie źle nie zrozumieć - nie mam nic do wrocławskich policjantów. To są na pewno w porządku ludzie, którzy starają się wykonywać jak najlepiej swoją pracę. Problem w tym, że nie mają ku temu środków. I dzięki temu, jak już przed laty śpiewał Kazik: "tu złodzieje okradają wszystkich którzy się ruszają".
A Polacy w kRAJu płacą coraz wyższe podatki. I to już jest skandal...
--------------------------
dopisek z 27.08.b.r.: dzisiaj na polski adres przyszło pismo z policji. Oczywiście "dochodzenie umorzono z powodu niewykrycia sprawców"...
Samochód okradziono fachowo, żadnych śladów włamania poza otwartym schowkiem. Nawet drzwi złodzieje za sobą zatrzasnęli ;-) Zginął sporadycznie używany gps /z reguły korzystamy z googlowego w smartfonie/ i z bagażnika drobne zakupy, z tymże też wybiórczo - złodziejaszek spośród pamiątek z Wrocławia zabrał np. magnesy, ale zostawił książkę. Straty - kilkaset złotych, z czego oczywiście głównie przez gps, na szczęście szyby całe, zamek nierozbity, itp.
Zastanawiamy się co robić, bo mieliśmy ciekawsze plany na wieczór niż spędzenie go na posterunku policji i straty w sumie niewielkie, a znając skuteczność naszej policji w łapaniu samochodowych włamywaczy - podejrzewamy że zgłoszenie będzie tylko stratą czasu. Z drugiej strony, na sąsiednim budynku szkoły dostrzegamy kamerę która powinna swoim zasięgiem obejmować miejsce parkowania naszego auta, a z trzeciej - uznajemy że jednak trzeba podnieść trochę do góry oficjalne statystyki przestępczości w kRAJu, żeby miłościwie nam rządzący nie popadli w jeszcze większy samozachwyt, że jest tak dobrze - bo nie jest.
Dzwonimy na policję i prosimy, żeby ktoś do nas przyjechał, bo auto po włamaniu i są może jakieś ślady, dla nas niedostrzegalne. Nic z tych rzeczy, dostajemy polecenie osobistego podjechania pod najbliższy posterunek policji - w naszym wypadku przy ul. Grunwaldzkiej. Jedziemy. Komenda na parterze "odpicowana", Europa proszę Państwa. Próbujemy zgłosić Panu w dyżurce co się stało. Każe nam usiąść na krzesłach i czekać, nie wie jak długo to potrwa.
Po pół godzinie wychodzi do nas policjant, który ogląda auto. Ponieważ naoglądałem się amerykańskich filmów, proponuję, żeby zdjął odciski palców. Patrzy na mnie z jakimś takim - zawstydzeniem, i próbuje tłumaczyć, że to nie ma sensu, bo już przyjechaliśmy tym autem i na pewno sami je zatarliśmy.
- Ale to wy, policja, kazaliście nam przyjechać. My przecież chcieliśmy poczekać na was na miejscu zdarzenia?
Nic na to nie odpowiada. Pyta co zginęło i takie tam. Każe nam znowu usiąść na krzesełkach i czekać na kogoś, kto nas przesłucha. Mija kolejne pół godziny
W międzyczasie na komendzie pojawia się pan, który chce zgłosić zajście: jego sąsiedzi urządzili sobie w nocy libację i z okna mieszkania obrzucili m.in. jego samochód butelkami. Są szkody, ale nie o szkody tutaj idzie, co o to, żeby z hołotą zrobić porządek, bo to nie pierwszy raz. Wiadomo kto to zrobił, wiadomo kiedy. Policjant nie kwapi się do przyjęcia zgłoszenia, sugerując, żeby ten pan zadzwonił następnym razem, jak znowu będzie taka impreza. Poszkodowany twardo obstawia, żeby jego zgłoszenie zostało odnotowane. Policjant każe mu usiąść i czekać...
Po ledwie półtoragodzinnym oczekiwaniu - wychodzi do nas policjant po cywilu, i zabiera nas do pokoiku na górze. W międzyczasie jego kolega pyta:
- Będziesz pisał (zeznania) ręcznie?
- Nie, na komputerze - odpowiada "nasz" policjant
Nie rozumiem o co chodzi, zrozumiem za chwilę.
Wchodzimy na górę. Jestem w lekkim szoku - o ile parter jest odremontowany i "europejski", o tyle góra - zawalona jakimś starymi meblami, gratami, itp., bardziej przypomina to składowisko śmieci niż komisariat. Pokoik w stylu wczesnego Gomułki, ale na biurku - laptop. Jak się okazuje - UWAGA - to prywatny sprzęt tego policjanta. Policja tam jest tak biedna, że funkcjonariusze mając pisać zeznania ręcznie - wolą przynieść z domu własne komputery.
Spisywanie zeznań idzie sprawnie, drukowanie, chwila rozmowy. To czego się dowiaduję, trochę mnie szokuje. Nie ma komputerów, nie ma internetu i e-maili (halo, mamy już drugą dekadę XXI wieku!), jeżeli chcemy coś dosłać to najlepiej... faksem. Jak zdobyć dostęp do faksu - nie wiem, no ale - mniejsza z tym. Zdjęcie odcisków placów z okradzionego auta? Toż to s-f...
Koleżanka która mieszka we Wrocławiu opowiada mi - i po tym co widziałem jestem skłonny jej wierzyć - że zdarza się, że wrocławscy policjanci nie podejmują interwencji, bo nie mają paliwa.
Panie i Panowie - jak to możliwe, że wrocławska policja, w tak pięknym i bogatym chyba mieście, nie ma komputerów i policjanci są zmuszeni do używania własnego, prywatnego sprzętu? Jak to możliwe, że nie można wysłać mejla na komisariat do konkretnego policjanta prowadzącego daną sprawę? Jak to możliwe, że policja nie ma na paliwo? I w końcu - ile osób widząc to wszystko i mając w perspektywie półtoragodzinne oczekiwanie na twardym krześle - machnie na to ręką i zrezygnuje ze zgłoszenia drobnych kradzieży, włamań, itp.?
Piszę, co widziałem.
Czy wrocławscy policjanci złapią złodziejaszka, który nam się włamał do auta? Na 99% nie, pomimo prawdopodobnego zapisu z kamery, chyba że sam skruszony przyjdzie, przyzna się i odniesie "fanty". Kto wie, cuda się zdarzają ;-) Nie złapią, bo jest ich tylko kilku i podejrzewam, że ledwie nadążają z przyjmowaniem kolejnych zgłoszeń o przestępstwach. Gdyby im przyszło pisać ręcznie, pewnie i tego by nie dali rady odnotować.
Proszę mnie źle nie zrozumieć - nie mam nic do wrocławskich policjantów. To są na pewno w porządku ludzie, którzy starają się wykonywać jak najlepiej swoją pracę. Problem w tym, że nie mają ku temu środków. I dzięki temu, jak już przed laty śpiewał Kazik: "tu złodzieje okradają wszystkich którzy się ruszają".
A Polacy w kRAJu płacą coraz wyższe podatki. I to już jest skandal...
--------------------------
dopisek z 27.08.b.r.: dzisiaj na polski adres przyszło pismo z policji. Oczywiście "dochodzenie umorzono z powodu niewykrycia sprawców"...
środa, 24 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (17): Wrocław - całoroczna ruchoma szopka
W wrocławskim kościele Najświętszej Marii Panny na Piasku znajduje się całoroczna ruchoma szopka. Jej twórcą był ks. Kazimierz Błaszczyk.
Oczywiście szopkę najlepiej podziwiać w czasie Bożego Narodzenia, kiedy rozrasta się do olbrzymich rozmiarów, stając się największą na Dolnym Śląsku ruchomą szopką. Ale i w środku upalnego lata warto tutaj zajrzeć ;-)
Jak podaje portal mmwroclaw.pl, ks. Kazimierz Błaszczyk "pierwszą ruchomą szopkę stworzył w 1967 r., z myślą o niewidomych i niesłyszących. Od tej pory co roku dodawał nowe elementy. Słynna ruchoma szopka w kościele na Piasku jest inna niż wszystkie. Oprócz typowych figurek pasterzy czy zwierząt, możemy tu zobaczyć niezliczoną ilość zabawek. Kiedy gaśnie światło i zapalają się światełka szopki, w ruch idą figurki w strojach ludowych, karuzele i wiatraki, a wokół nich pędzi elektryczna kolejka. Najwięcej radości mają dzieci, ale i dorośli chętnie tu przychodzą. Ksiądz Błaszczyk był nie tylko twórcą szopki, ale też doskonałym duszpasterzem głuchoniemych i niewidomych."
Oczywiście szopkę najlepiej podziwiać w czasie Bożego Narodzenia, kiedy rozrasta się do olbrzymich rozmiarów, stając się największą na Dolnym Śląsku ruchomą szopką. Ale i w środku upalnego lata warto tutaj zajrzeć ;-)
/Powyżej: ruchoma szopka w kościele NMP na Piasku/
Jak podaje portal mmwroclaw.pl, ks. Kazimierz Błaszczyk "pierwszą ruchomą szopkę stworzył w 1967 r., z myślą o niewidomych i niesłyszących. Od tej pory co roku dodawał nowe elementy. Słynna ruchoma szopka w kościele na Piasku jest inna niż wszystkie. Oprócz typowych figurek pasterzy czy zwierząt, możemy tu zobaczyć niezliczoną ilość zabawek. Kiedy gaśnie światło i zapalają się światełka szopki, w ruch idą figurki w strojach ludowych, karuzele i wiatraki, a wokół nich pędzi elektryczna kolejka. Najwięcej radości mają dzieci, ale i dorośli chętnie tu przychodzą. Ksiądz Błaszczyk był nie tylko twórcą szopki, ale też doskonałym duszpasterzem głuchoniemych i niewidomych."
wtorek, 23 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (16): Wrocław - Pomnik Anonimowego Przechodnia
Kolejny rewelacyjny pomnik we Wrocławiu - Pomnik Anonimowego Przechodnia, umieszczony na chodnikach po dwóch stronach ulicy.
Za PolskaNiezwykla.pl: "Pomnik Anonimowego Przechodnia (zwany też "Przejście") autorstwa Jerzego Kaliny znajduje się przy skrzyżowaniu ul. Świdnickiej i ul. Piłsudskiego. Pomnik został odsłonięty w nocy z 12 na 13 grudnia 2005 roku w 24. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego i miał symbolizować zmiany, jakie zaszły w Polsce od tego czasu. Cały pomnik tworzy czternaście naturalnej wielkości rzeźb z brązu. Postaci stoją w grupach po siedem po obu stronach ul. Świdnickiej. Część rzeźb widoczna jest w całej swojej okazałości, część "znika" w niewidzialnym przejściu. Gdy staniemy na tym ruchliwym przejściu dla pieszych w oczekiwaniu na zielone światło, wraz z nami będą też stać studentka, mama z wózkiem, kobieta z zakupami, mężczyzna z walizką i dziesięciu innych zwykłych przechodniów."
/Powyżej: stoję przy jednej z części Pomnika Anonimowego Przechodnia. Po drugiej stronie ulicy jest widoczna jego druga część/
Za PolskaNiezwykla.pl: "Pomnik Anonimowego Przechodnia (zwany też "Przejście") autorstwa Jerzego Kaliny znajduje się przy skrzyżowaniu ul. Świdnickiej i ul. Piłsudskiego. Pomnik został odsłonięty w nocy z 12 na 13 grudnia 2005 roku w 24. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego i miał symbolizować zmiany, jakie zaszły w Polsce od tego czasu. Cały pomnik tworzy czternaście naturalnej wielkości rzeźb z brązu. Postaci stoją w grupach po siedem po obu stronach ul. Świdnickiej. Część rzeźb widoczna jest w całej swojej okazałości, część "znika" w niewidzialnym przejściu. Gdy staniemy na tym ruchliwym przejściu dla pieszych w oczekiwaniu na zielone światło, wraz z nami będą też stać studentka, mama z wózkiem, kobieta z zakupami, mężczyzna z walizką i dziesięciu innych zwykłych przechodniów."
poniedziałek, 22 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (15): Wrocławskie Krasnale
Wrocławskie Krasnale to absolutny fenomen ;-) Wyrastające jak grzyby po deszczu na ulicach Wrocławia figurki krasnali stały się jedną z wielkich turystycznych atrakcji tego miasta.
Historia figurek krasnali rozpoczęła się w 2001 r., kiedy stanął pierwszy krasnal, czyli pomnik Pomarańczowej Alternatywy. Dzisiaj, wg stanu na dzień 9 lipca b.r. - jest ich 256!, i ciągle przybywają kolejne. Można nabyć mapkę krasnali i zwiedzać Wrocław ich śladem, widziałem też zorganizowane grupy zagranicznych turystow, oprowadzane przez przewodników właśnie śladem wrocławskich krasnali.
Wrocław - potrafi!
/Powyżej: kilka z ponad 250 figurek wrocławskich krasnali/
Historia figurek krasnali rozpoczęła się w 2001 r., kiedy stanął pierwszy krasnal, czyli pomnik Pomarańczowej Alternatywy. Dzisiaj, wg stanu na dzień 9 lipca b.r. - jest ich 256!, i ciągle przybywają kolejne. Można nabyć mapkę krasnali i zwiedzać Wrocław ich śladem, widziałem też zorganizowane grupy zagranicznych turystow, oprowadzane przez przewodników właśnie śladem wrocławskich krasnali.
Wrocław - potrafi!
niedziela, 21 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (14): Wrocław - pomnik Ku Czci Zwierząt Rzeźnych
Wiele już widziałem rzeźb, posągów, obelisków i pomników. Ale ten we Wrocławiu - jest szczególny. Jest to pomnik zatytułowany "Ku Czci Zwierząt Rzeźnych - Konsumenci".
Pomnik znajduje się na ulicy Stare Jatki, gdzie od 1242 roku skupiały się zakłady rzeźnicze.
Pomnik znajduje się na ulicy Stare Jatki, gdzie od 1242 roku skupiały się zakłady rzeźnicze.
/Powyżej: pomnik Ku Czci Zwierząt Rzeźnych/
sobota, 20 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (13): Wrocław - PKP
Mam sentyment do głównego dworca PKP we Wrocławiu. Kiedy jako dzieciak, podróżując wraz z Rodzicami lub Dziadkami przesiadałem się na nim na innym pociąg, przytłaczał mnie swoim ogromem. Dzisiaj, gdy mam lat tyle co mam i bywałem tu i ówdzie, perspektywa nieco się zmieniła, ale i tak - robi wrażenie ;-) A poza tym - ma swoją historię...
/Powyżej: przed dworcem głównym PKP/
/Powyżej: przed halami peronowymi/
piątek, 19 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (12): Muzeum Współczesne Wrocław
Nie byłbym sobą, gdybym nie odwiedził działającego od dwóch lat Muzeum Współczesne Wrocław ze zbiorami sztuki współczesnej.
Obecna, tymczasowa siedziba mieści się przy Placu Strzegomskim w schronie przeciwlotniczym wybudowanym dla ludności cywilnej w 1942 roku. Docelowo siedziba Muzeum Współczesnego ma powstać w centrum Wrocławia, nieopodal Panoramy Racławickiej.
Przed muzeum znajduje się "Pociąg do nieba" – rzeźba do zbudowania której użyto prawdziwego parowozu.
A samo muzeum: R-E-W-E-L-A-C-Y-J-N-E-!!! Kilka pięter współczesnej Sztuki /przez duże "S"/, a na samej górze - można wypić niezłą kawę z panoramą 360 stopni na Wrocław ;-) Opisywać nie ma sensu, to trzeba zobaczyć.
Obecna, tymczasowa siedziba mieści się przy Placu Strzegomskim w schronie przeciwlotniczym wybudowanym dla ludności cywilnej w 1942 roku. Docelowo siedziba Muzeum Współczesnego ma powstać w centrum Wrocławia, nieopodal Panoramy Racławickiej.
/Powyżej: "Pociąg do nieba", po lewej - budynek muzeum /
A samo muzeum: R-E-W-E-L-A-C-Y-J-N-E-!!! Kilka pięter współczesnej Sztuki /przez duże "S"/, a na samej górze - można wypić niezłą kawę z panoramą 360 stopni na Wrocław ;-) Opisywać nie ma sensu, to trzeba zobaczyć.
/Powyżej: "Skrzynia do zaglądania", jeden z eksponatów w muzeum/
XXVI wizyta w Polsce (11): Wrocław - Ogród Zoologiczny
Wrocławskie ZOO, jak podaje Wikipedia, jest: "najstarszym na obecnych ziemiach polskich i największym (pod względem liczby wystawianych zwierząt) ogrodem zoologicznym w Polsce." Dlatego się tam wybrałem, chociaż - nie przepadam za takimi przybytkami, bo uważam, że zwierzęta nie powinny żyć w klatkach. Na szczęście - idzie ku lepszemu i ciasne klatki powoli są zastępowane obszernymi wybiegi.
Ogólnie rzecz ujmując - wrocławskie zoo niespecjalnie mi się spodobało. Zabudowa jakaś taka chaotyczna, zabytkowe budynki sąsiadują z tymi topornymi, jakby powstałymi przy pomocy siekiery. Pomieszanie nowego ze starym, brak spójności i planowania. To oczywiście tylko i wyłącznie moja subiektywna ocena, nie proszę nikogo, żeby się ze mną zgadzał. Trwa budowa Afrykarium, być może jej otwarcie poprawi wizerunek tegoż przybytku, chociaż - szczerze wątpię.
W trakcie spaceru natykamy się na faceta... ze strzelbą w ręku. Nie znam się na tym, bron wygląda na taką, z pomocą której "strzela" się do zwierząt z ładunków zawierających środek usypiający. Po chwili zauważamy, że alejkami spaceruje sarna, która zapewne uciekła z zamknięcia. Ni z tego ni z owego, "myśliwy" zaczyna krzyczeć do mnie i towarzyszących mi osób: "proszę nie utrudniać mi pracy! proszę nie iść w jej kierunku, bo pobiegniecie za nią i kto ją będzie łapał?!". Na początku - aż mnie "przytkało" ze zdumienia. Ani dzień dobry, ani przepraszam, ani proszę państwa, jakiś krzyk, a w dodatku - do jasnej anielki, nikt z nas nie zamierzał biegać za sarnami, ani nawet iść w jej kierunku, bo czort ją wie - może wściekła się?... Poza tym - najpierw zobaczyliśmy faceta ze strzelbą, dopiero później sarnę. Żadnych znaków ostrzegawczych, taśmy odgradzającej, nic. No i - w końcu szliśmy sąsiednią alejką, a nie tą "sarnią". Wreszcie mi przechodzi, a ponieważ facet dalej wydziera się na naszą Bogu ducha winną grupkę, usadzam go:
- Po pierwsze, trochę grzeczniej. Po drugie, jak ci uciekła sarna, to ją łap, a nie zaczepiaj ludzi którzy kupili bilety i spokojnie sobie spacerują po ogrodzie.
Formę "pan", chociaż z reguły rygorystycznie jej przestrzegam, w tym jednostkowym przypadku uważam za zupełnie zbędną. "Myśliwy" otworzył usta ze zdumienia. Odchodzimy, profilaktycznie nie oglądając się za siebie, licząc na to, że w rewanżu jednak nie będzie strzelał w plecy. Lub niżej ;-)
Ręce opadają, tak jak wspomniałem przy notce z Ogrodu Japońskiego - Irlandia rozpieszcza... Ale to jeszcze nic, po wyjściu z ZOO zastajemy nasz samochód - okradziony. Ale o tym i o naszych perypetiach z wrocławską policją - już na koniec mojej relacji z pobytu w tym jakże uroczym mieście ;-)
/Powyżej: stoję przed znanym głównym wejściem do wrocławskiego ZOO. Obecnie, z uwagi na budowę Afrykarium, wejście znajduje się z innej strony/
Ogólnie rzecz ujmując - wrocławskie zoo niespecjalnie mi się spodobało. Zabudowa jakaś taka chaotyczna, zabytkowe budynki sąsiadują z tymi topornymi, jakby powstałymi przy pomocy siekiery. Pomieszanie nowego ze starym, brak spójności i planowania. To oczywiście tylko i wyłącznie moja subiektywna ocena, nie proszę nikogo, żeby się ze mną zgadzał. Trwa budowa Afrykarium, być może jej otwarcie poprawi wizerunek tegoż przybytku, chociaż - szczerze wątpię.
/Powyżej: kilka zwierząt z wrocławskiego ZOO. Tych w klatkach nie fotografowałem.../
W trakcie spaceru natykamy się na faceta... ze strzelbą w ręku. Nie znam się na tym, bron wygląda na taką, z pomocą której "strzela" się do zwierząt z ładunków zawierających środek usypiający. Po chwili zauważamy, że alejkami spaceruje sarna, która zapewne uciekła z zamknięcia. Ni z tego ni z owego, "myśliwy" zaczyna krzyczeć do mnie i towarzyszących mi osób: "proszę nie utrudniać mi pracy! proszę nie iść w jej kierunku, bo pobiegniecie za nią i kto ją będzie łapał?!". Na początku - aż mnie "przytkało" ze zdumienia. Ani dzień dobry, ani przepraszam, ani proszę państwa, jakiś krzyk, a w dodatku - do jasnej anielki, nikt z nas nie zamierzał biegać za sarnami, ani nawet iść w jej kierunku, bo czort ją wie - może wściekła się?... Poza tym - najpierw zobaczyliśmy faceta ze strzelbą, dopiero później sarnę. Żadnych znaków ostrzegawczych, taśmy odgradzającej, nic. No i - w końcu szliśmy sąsiednią alejką, a nie tą "sarnią". Wreszcie mi przechodzi, a ponieważ facet dalej wydziera się na naszą Bogu ducha winną grupkę, usadzam go:
- Po pierwsze, trochę grzeczniej. Po drugie, jak ci uciekła sarna, to ją łap, a nie zaczepiaj ludzi którzy kupili bilety i spokojnie sobie spacerują po ogrodzie.
Formę "pan", chociaż z reguły rygorystycznie jej przestrzegam, w tym jednostkowym przypadku uważam za zupełnie zbędną. "Myśliwy" otworzył usta ze zdumienia. Odchodzimy, profilaktycznie nie oglądając się za siebie, licząc na to, że w rewanżu jednak nie będzie strzelał w plecy. Lub niżej ;-)
Ręce opadają, tak jak wspomniałem przy notce z Ogrodu Japońskiego - Irlandia rozpieszcza... Ale to jeszcze nic, po wyjściu z ZOO zastajemy nasz samochód - okradziony. Ale o tym i o naszych perypetiach z wrocławską policją - już na koniec mojej relacji z pobytu w tym jakże uroczym mieście ;-)
czwartek, 18 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (10): Wrocław - Ogród Japoński we Wrocławiu
Nieopodal Hali Stulecia, a więc również Iglicy, Wrocławskiej Fontanny i ZOO, znajduje się Ogród Japoński.
Założony przed stu laty, przez większą część swego istnienia był japońskim głównie z nazwy. Dopiero w latach 1996-1997, jak podaje Wikipedia: "(...)przy współpracy Ambasady Japonii oraz ogrodników polskich i japońskich z miasta Nagoja, kierowanych przez Yoshikiego Takamurę, przeprowadzono prace przywracające ogrodowi japoński charakter. Dwa miesiące po uroczystym otwarciu, w lipcu 1997 podczas powodzi stulecia, Ogród znalazł się na trzy tygodnie pod wodą. Ok. 70% roślinności wymagało wymiany. Ponowne otwarcie nastąpiło w październiku 1999."
Piękne miejsce do spaceru. Jedyny zgrzyt: tuż po kupnie biletów, stróż w quasi-policyjnym uniformie groźnie zwraca uwagę, że nie można chodzić po trawie - i takie tam. Nie wiem, czy wyglądam na faceta którego życiowym powołaniem jest niszczenie miejskiej zieleni, ale widzę, że Irlandia wyraźnie mnie rozpieściła, bowiem najpierw oczekuję jakiegoś zwrotu grzecznościowego. No cóż, to jeszcze nie ten czas. Podobny przypadek bezpardonowego zachowania będę miał we wrocławskim ZOO, ale o tym - w następnej notce ;-)
/Powyżej: stoję przed sukiya-mon, bramą główną do ogrodu/
Założony przed stu laty, przez większą część swego istnienia był japońskim głównie z nazwy. Dopiero w latach 1996-1997, jak podaje Wikipedia: "(...)przy współpracy Ambasady Japonii oraz ogrodników polskich i japońskich z miasta Nagoja, kierowanych przez Yoshikiego Takamurę, przeprowadzono prace przywracające ogrodowi japoński charakter. Dwa miesiące po uroczystym otwarciu, w lipcu 1997 podczas powodzi stulecia, Ogród znalazł się na trzy tygodnie pod wodą. Ok. 70% roślinności wymagało wymiany. Ponowne otwarcie nastąpiło w październiku 1999."
/Powyżej: Ogród Japoński we Wrocławiu/
Piękne miejsce do spaceru. Jedyny zgrzyt: tuż po kupnie biletów, stróż w quasi-policyjnym uniformie groźnie zwraca uwagę, że nie można chodzić po trawie - i takie tam. Nie wiem, czy wyglądam na faceta którego życiowym powołaniem jest niszczenie miejskiej zieleni, ale widzę, że Irlandia wyraźnie mnie rozpieściła, bowiem najpierw oczekuję jakiegoś zwrotu grzecznościowego. No cóż, to jeszcze nie ten czas. Podobny przypadek bezpardonowego zachowania będę miał we wrocławskim ZOO, ale o tym - w następnej notce ;-)
XXVI wizyta w Polsce (9): Wrocław - Wrocławska Fontanna Multimedialna
Przy Hali Stulecia oprócz Iglicy znajduje się również Wrocławska Fontanna Multimedialna.
Przy okazji obiadu na tarasie restauracji przy Hali Stulecia - udało mi się zobaczyć jeden z dziennych pokazów Wrocławskiej Fontanny. Pokazy prezentowane są o każdej pełnej godzinie, od 10:00 do 22:00, w trakcie sezonu. Bardziej spektakularne są pokazy nocne, gdy dochodzi jeszcze gra świateł, a najbardziej - pokazy specjalne. No nic, mam powód, żeby tam jeszcze wrócić ;-)
Przy okazji obiadu na tarasie restauracji przy Hali Stulecia - udało mi się zobaczyć jeden z dziennych pokazów Wrocławskiej Fontanny. Pokazy prezentowane są o każdej pełnej godzinie, od 10:00 do 22:00, w trakcie sezonu. Bardziej spektakularne są pokazy nocne, gdy dochodzi jeszcze gra świateł, a najbardziej - pokazy specjalne. No nic, mam powód, żeby tam jeszcze wrócić ;-)
/Powyżej: Wrocławska Fontanna w trakcie dziennego pokazu/
środa, 17 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (8): Wrocław - Hala Stulecia
Wybudowana w latach 1911–1913 według projektu Maxa Berga, w stylu ekspresjonistycznym olbrzymia hala, w 2006 roku została uznana za obiekt światowego dziedzictwa UNESCO.
Przez sto lat swojego istnienia Hala Stulecia pełniła różne funkcje, głownie jednak odbywały się tutaj imprezy masowe, w tym wystąpienia NSDAP z Adolfem Hitlerem jak i sterowany przez ZSRR Światowy Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokoju. Ale ponadto odbywały się tutaj zawody sportowe, koncerty piosenkarzy, itd., itp.
Halę można zwiedzać, głownie po to żeby obejrzeć interesujący dokument o jej powstaniu i zobaczyć "od wewnątrz" jej ogrom. Chociaż, jak dla mnie, większe wrażenie robi z zewnątrz, niż wewnątrz.
Nieopodal Hali Stulecia znajduje się Pergola z Fontanną Multimedialną, Ogród Japoński oraz ZOO.
/Powyżej: stoję przed Halą Stulecia/
Przez sto lat swojego istnienia Hala Stulecia pełniła różne funkcje, głownie jednak odbywały się tutaj imprezy masowe, w tym wystąpienia NSDAP z Adolfem Hitlerem jak i sterowany przez ZSRR Światowy Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokoju. Ale ponadto odbywały się tutaj zawody sportowe, koncerty piosenkarzy, itd., itp.
Halę można zwiedzać, głownie po to żeby obejrzeć interesujący dokument o jej powstaniu i zobaczyć "od wewnątrz" jej ogrom. Chociaż, jak dla mnie, większe wrażenie robi z zewnątrz, niż wewnątrz.
/Powyżej: w Hali Stulecia/
Nieopodal Hali Stulecia znajduje się Pergola z Fontanną Multimedialną, Ogród Japoński oraz ZOO.
XXVI wizyta w Polsce (7): Wrocław - Iglica
Dublin ma swoją Szpilę, a Wrocław - Iglicę, niewiele mniejszą od Szpili, za to ponad pół wieku od niej starszą. Jak podaje Wikipedia, Iglica ma 96 metrów (pierwotnie 106) i została ustawiona 3 lipca 1948 na terenach wystawowych koło Hali Stulecia (Ludowej) we Wrocławiu w związku z rozpoczynającą się tam wówczas "Wystawą Ziem Odzyskanych".
/Powyżej: stoję przed wrocławską Iglicą/
wtorek, 16 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (6): Wrocław - Panorama Racławicka
Będąc we Wrocławiu musiałem zobaczyć Panoramę Racławicką. Namalowane u schyłku XIX wieku pod kierownictwem Jana Styki i Wojciecha Kossaka monumentalne dzieło, eksponowane w specjalnie na ten cel zaprojektowanym budynku, robi ogromne wrażenie.
Udało mi się być rano, w pierwszej turze zwiedzających, dzięki czemu uniknąłem późniejszego tłumu - a przynajmniej takie odniosłem wrażenie widząc ilość osób w kolejnej turze. Przed wejściem do głównej części budynku w którym eksponowany jest obraz, obejrzałem film dokumentalny o historii Panoramy i zabiegach konserwatorskich jakim została poddana. Komunistom jak wiadomo nie śpieszyło się do pokazania przywiezionej z Lwowa cudem ocalałej Panoramy, która praktycznie przeleżała w magazynach przez 40 lat, zanim po raz pierwszy od czasów powojennych pokazano ją w całości w 1985 roku. Od tego czasu Panoramę zobaczyło kilka milionów Polaków - cieszę się, że udało mi się być jednym z nich ;-)
/Powyżej: przed budynkiem Panoramy Racławickiej/
Udało mi się być rano, w pierwszej turze zwiedzających, dzięki czemu uniknąłem późniejszego tłumu - a przynajmniej takie odniosłem wrażenie widząc ilość osób w kolejnej turze. Przed wejściem do głównej części budynku w którym eksponowany jest obraz, obejrzałem film dokumentalny o historii Panoramy i zabiegach konserwatorskich jakim została poddana. Komunistom jak wiadomo nie śpieszyło się do pokazania przywiezionej z Lwowa cudem ocalałej Panoramy, która praktycznie przeleżała w magazynach przez 40 lat, zanim po raz pierwszy od czasów powojennych pokazano ją w całości w 1985 roku. Od tego czasu Panoramę zobaczyło kilka milionów Polaków - cieszę się, że udało mi się być jednym z nich ;-)
/Powyżej: oglądam Panoramę Racławicką/
poniedziałek, 15 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (5): Wrocław - Ostrów Tumski
Po Rynku - czas na Ostrów Tumski, najstarszą zabytkową część Wrocławia. Zajrzałem tam i w dzień, i w nocy, bo każda pora ma tam swój urok ;-)
Znajduje się tutaj m.in. pochodząca z z XIII-XIV w. Archikatedra św. Jana Chrzciciela /warto wjechać windą na jej szczyt i podziwiać panoramę Wrocławia/ - i wiele, wiele innych zabytków.
A także - Most Tumski, zwany też Mostem Zakochanych, chyba najsłynniejszy most w Polsce ;-) To tutaj tysiące zakochanych co roku przypinają kłódki, symbolizujące ich uczucie.
Udało mi się tam również trafić na latarnika, codziennie zapalającego i gaszącego ponad setkę gazowych lamp.
/Powyżej: stoję przed Archikatedra św. Jana Chrzciciela na Ostrowie Tumskim/
Znajduje się tutaj m.in. pochodząca z z XIII-XIV w. Archikatedra św. Jana Chrzciciela /warto wjechać windą na jej szczyt i podziwiać panoramę Wrocławia/ - i wiele, wiele innych zabytków.
A także - Most Tumski, zwany też Mostem Zakochanych, chyba najsłynniejszy most w Polsce ;-) To tutaj tysiące zakochanych co roku przypinają kłódki, symbolizujące ich uczucie.
/Powyżej: na Moście Tumskim, na którym wisi tysiące kłódek/
Udało mi się tam również trafić na latarnika, codziennie zapalającego i gaszącego ponad setkę gazowych lamp.
/Powyżej: z latarnikiem zapalającym na Ostrowie Tumskim lampy gazowe/
niedziela, 14 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (4): Wrocław - Rynek we Wrocławiu
Wrocław - to fantastyczne miasto. Spędzę w nim najbliższych kilka dni ;-)
Zwiedzanie rozpoczynam z marszu, nocą, od Rynku, jednego z największych w Europie i z największym ratuszem w Polsce. I w dzień, i w nocy - robi wrażenie...
Zwiedzanie rozpoczynam z marszu, nocą, od Rynku, jednego z największych w Europie i z największym ratuszem w Polsce. I w dzień, i w nocy - robi wrażenie...
/Powyżej: Ratusz, elewacja zachodnia/
/Powyżej: Ratusz, elewacja wschodnia/
sobota, 13 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (3): Wałbrzych
Po Ząbkowicach Śląskich - czas na Wałbrzych. Odwiedziny u rodziny, tym razem po "ledwie" 20 latach ;-) A ponadto: ponowne obowiązkowe zwiedzanie Zamku Książ, Palmiarni i spacer po mieście.
Zamek Książ, trzeci co do wielkości zamek w Polsce, ma fascynującą historię - od swojej budowy w latach 1288–1292 przez księcia świdnicko-jaworskiego Bolka I Surowego po faszystowską Organizację Todt, która zagnieździła się w nim w 1941 roku.
To, co było w zamku, zostało niestety kompletnie rozkradzione, zarówno przez Niemców jak i Rosjan, stąd zamek sprawia wrażenie nieco pustego, niemniej jego wnętrza powoli znowu wypełniają się sprzętami z dawnych epok. Podobnie jak w Łańcucie, również w Książu można zobaczyć dawne powozy. Nieopodal Zamku Książ znajdują się ruiny Zamku Stary Książ. Dla mnie jest to miejsce osobiście ważne, bo - wraz z przyjaciółmi świętowałem tam swoją... "18"-stkę ;-)
Palmiarnia to miejsce zgoła inne, chociaż powiązane z ostatnimi właścicielami Zamku Książ, tj. familią von Pless, którzy ją zbudowali w latach 1911-1913. Jedną z palm rosnącą do dzisiaj posadziła księżna Daisy, żona założyciela palmiarni. Wnętrze palmiarni od wewnątrz pokrywa lawa wulkaniczna z Etny.
/Powyżej: ratusz w Wałbrzychu/
Zamek Książ, trzeci co do wielkości zamek w Polsce, ma fascynującą historię - od swojej budowy w latach 1288–1292 przez księcia świdnicko-jaworskiego Bolka I Surowego po faszystowską Organizację Todt, która zagnieździła się w nim w 1941 roku.
/Powyżej: Zamek Książ/
To, co było w zamku, zostało niestety kompletnie rozkradzione, zarówno przez Niemców jak i Rosjan, stąd zamek sprawia wrażenie nieco pustego, niemniej jego wnętrza powoli znowu wypełniają się sprzętami z dawnych epok. Podobnie jak w Łańcucie, również w Książu można zobaczyć dawne powozy. Nieopodal Zamku Książ znajdują się ruiny Zamku Stary Książ. Dla mnie jest to miejsce osobiście ważne, bo - wraz z przyjaciółmi świętowałem tam swoją... "18"-stkę ;-)
/Powyżej: stoję przed wejściem do Palmiarni/
Palmiarnia to miejsce zgoła inne, chociaż powiązane z ostatnimi właścicielami Zamku Książ, tj. familią von Pless, którzy ją zbudowali w latach 1911-1913. Jedną z palm rosnącą do dzisiaj posadziła księżna Daisy, żona założyciela palmiarni. Wnętrze palmiarni od wewnątrz pokrywa lawa wulkaniczna z Etny.
piątek, 12 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (2): Ząbkowice Śląskie
Ostatni raz byłem w tym miasteczku 30 lat temu. Teraz, przy okazji odwiedzin u rodziny, znowu trafiłem do "Śląskiej Pizy" ;-)
Ząbkowice słyną przede wszystkim z Krzywej Wieży, a ja trafiłem akurat na uroczystość 600-lecia jej (udokumentowanego) istnienia. Dlaczego Krzywa Wieża jest krzywa? Wg jednych źródeł - przed wiekami przechyliła się wskutek niewielkiego trzęsienia ziemi, wg innych - została tak celowo wybudowana. Tak czy owak, nie trzeba jechać do Pizy, krzywą wieżę mamy na miejscu w Polsce (i to zdaje się - nie jedną, bo druga jest w Toruniu). Na wieżę można oczywiście wejść.
Oprócz Krzywej Wieży - w Ząbkowicach Śląskich są m.in. ruiny renesansowego zamku z XVI wieku, wzniesionego na miejscu wcześniejszego, gotyckiego z XIV wieku. Z ciekawostek: dzięki staraniom Jerzego Organiściaka, postaci znanej większości mieszkańcom powiatu ząbkowickiego,m.in. autora szeregu publikacji o tym regionie, zamek wkrótce zostanie częściowo odbudowany.
Więcej zdjęć z moich odwiedzin w Ząbkowicach można zobaczyć tutaj: KLIK.
/Powyżej: XIX wieczny ratusz miejski z Ząbkowicach Śląskich/
Ząbkowice słyną przede wszystkim z Krzywej Wieży, a ja trafiłem akurat na uroczystość 600-lecia jej (udokumentowanego) istnienia. Dlaczego Krzywa Wieża jest krzywa? Wg jednych źródeł - przed wiekami przechyliła się wskutek niewielkiego trzęsienia ziemi, wg innych - została tak celowo wybudowana. Tak czy owak, nie trzeba jechać do Pizy, krzywą wieżę mamy na miejscu w Polsce (i to zdaje się - nie jedną, bo druga jest w Toruniu). Na wieżę można oczywiście wejść.
/Powyżej: stoję przed Krzywą Wieżą/
Oprócz Krzywej Wieży - w Ząbkowicach Śląskich są m.in. ruiny renesansowego zamku z XVI wieku, wzniesionego na miejscu wcześniejszego, gotyckiego z XIV wieku. Z ciekawostek: dzięki staraniom Jerzego Organiściaka, postaci znanej większości mieszkańcom powiatu ząbkowickiego,m.in. autora szeregu publikacji o tym regionie, zamek wkrótce zostanie częściowo odbudowany.
/Powyżej: ruiny zamku w Ząbkowicach Śląskich/
Więcej zdjęć z moich odwiedzin w Ząbkowicach można zobaczyć tutaj: KLIK.
czwartek, 11 lipca 2013
XXVI wizyta w Polsce (1): z kasjerem o encyklice, teatry na ulicy
Dwa tygodnie w Polsce, ambitne plany zwiedzania Polski południowo - zachodniej, co wyjdzie z tych planów - zobaczymy ;-)
Lot z Cork do Krakowa /w końcu bezpośrednie połączenie/, samolot pełny, w samolocie norma: jedni piją, inni snują opowieści dziwnej treści, etc. Tym razem miałem z sobą zatyczki do uszu, polecam.
W Cork upały przekraczające 30 st. C, w Krakowie - niemal 10 stopni mniej, i momentami nawet pada.
Drobne zakupy w Bonarce, w Auchan kupuję m.in. najnowszy numer "Gościa Niedzielnego" z dołączoną encykliką "Lumen fidei" Papieża Franciszka . Kasjer sam nawiązuje rozmowę o niej, wyraźnie bardzo zainteresowany. Przez chwilę nie ma innych klientów, więc na kilka minut wchodzimy na wyższy poziom abstrakcji. Dyskusja w hipermarkecie o papieskiej encyklice? Dlaczego nie? Ale takie rzeczy już chyba tylko w Polsce...
A ponadto - trafiłem akurat na Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych.
Lot z Cork do Krakowa /w końcu bezpośrednie połączenie/, samolot pełny, w samolocie norma: jedni piją, inni snują opowieści dziwnej treści, etc. Tym razem miałem z sobą zatyczki do uszu, polecam.
W Cork upały przekraczające 30 st. C, w Krakowie - niemal 10 stopni mniej, i momentami nawet pada.
Drobne zakupy w Bonarce, w Auchan kupuję m.in. najnowszy numer "Gościa Niedzielnego" z dołączoną encykliką "Lumen fidei" Papieża Franciszka . Kasjer sam nawiązuje rozmowę o niej, wyraźnie bardzo zainteresowany. Przez chwilę nie ma innych klientów, więc na kilka minut wchodzimy na wyższy poziom abstrakcji. Dyskusja w hipermarkecie o papieskiej encyklice? Dlaczego nie? Ale takie rzeczy już chyba tylko w Polsce...
A ponadto - trafiłem akurat na Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych.
/Powyżej: spektakl "Stary Clown i morze" Teatru Pinezka na krakowskim Rynku/
Subskrybuj:
Posty (Atom)