Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wizyta w Polsce: 72. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wizyta w Polsce: 72. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 11 stycznia 2024

72 wizyta w Polsce /33/: po 2-miesiącach wracamy do Cork

Jak w tytule tej notki: po dwóch miesiącach spędzonych w Polsce - wracamy do Cork. To jak do tej pory nasz rekord, nigdy na tak długo nie opuszczaliśmy Zielonej Wyspy. Wychodzi na to, że bardziej mieszkamy w Krakowie, niż w Cork, i to raczej wizyty w Cork powinienem zacząć numerować ;-) Wróciliśmy, ale nie na długo. Trzeba podlać kwiatki, odpalić auto, przejrzeć korespondencję z pocztowej skrzynki, itp. Przy okazji - Agnieszka w polskiej szkole poprowadzi warsztaty z okazji Dnia Babci i Dziadka.

/Powyżej: na lotnisku w Dublinie/

poniedziałek, 8 stycznia 2024

72 wizyta w Polsce /32/: kolędowanie na Rynku Podgórskim w Krakowie

Wczoraj wieczorową porą wybraliśmy się na kolędowanie, na Rynku Podgórskim, w Krakowie rzecz jasna. Było to już 17 Podgórskie Kolędowanie, a więc wytworzyła się tam swego rodzaju tradycja. Organizatorzy przygotowali teksty kolęd, a także świece. 

/Powyżej: kolędowanie na Rynku Podgórskim/

niedziela, 7 stycznia 2024

72 wizyta w Polsce /31/: obiad w Magillo

Wybraliśmy się do restauracji Magillo w Krakowie, na rodzinny obiad. Teoretycznie, jest to połącznie pizzerni z domową kuchnią, w praktyce - to fantastyczne miejsce szczególnie dla spotkań z dziećmi, które mogą nacieszyć się obecnością egzotycznych zwierząt. Akwaria, papugi, żółw a nawet prawdziwy krokodyl - wzbudzają spore zainteresowanie. Patryczek również nie mógł oczu oderwać od kolorowych rybek i papug. W dodatku smacznie i niedrogo. Dodatkowo - restauracja może poszczycić się kilkoma rekordami w Księdze Guinnessa ;-)

/Powyżej: nasz rodzinny obiad/

sobota, 6 stycznia 2024

72 wizyta w Polsce /30/: Orszak Trzech Króli w Krakowie

Dzisiaj mamy święto Trzech Króli, a że akurat jesteśmy w Krakowie, więc wybraliśmy się na uroczysty orszak. W Krakowie generalnie są trzy orszaki, które spotykają się na Rynku Głownym. My - poszliśmy w afrykańskim ;-) Pomimo deszczu, przyszły tłumy ludzi. Do tej pory dwa razu udało nam się iść w takim orszaku ale za każdym raem gdy byliśmy w Tomaszowie Lubelskim: w 2013 i w 2023 roku.

/Powyżej: nasz selfik ;-) przed Bazyliką Mariacką/

wtorek, 2 stycznia 2024

72 wizyta w Polsce /29/: Świece zgasły, zaczął się kabaret

Sylwester za nami, mam nadzieję, że dla wszystkich udany, czas wracać do rzeczywistości. Nowej rzeczywistości, bo to nie tylko nowy rok, ale i nowy rząd, chociaż z drugiej strony, jaki nowy? Wszystko już było, więc czeka nas powtórka z rozrywki. Tym samym na pytanie, czy teraz w Polsce będzie lepiej, można śmiało odpowiedzieć, że nie, ale za to na pewno będzie śmieszniej. Chociaż dla wielu Rodaków będzie to śmiech przez łzy...

Kabaret zaczął się już w czasie wyborów, nawet tych tutaj, na Zielonej Wyspie: mieliśmy taką kuriozalną sytuację, że część lewicowych działaczy polonijnych w Irlandii, bezczelnie i na rympał, zniechęcało ludzi biorących udział w wyborach - do udziału w referendum. Pretekstem miało być to, że "komisje mogą się nie wyrobić w ustawowym czasie z liczeniem głosów, przez co wszystkie głosy oddane w danej komisji będą uznane za nieważne". Coś niesamowitego, i to oczywiście bez żadnych konsekwencji. Referendum to największe święto demokracji, za wszelkie próby zniechęcania do udziału w nim, takie persony powinien objąć bezwzględny społeczny ostracyzm. Tymczasem jakby nigdy nic, dalej brylują na salonach, w sposób mniej lub bardziej dosłowny. To samo oczywiście było w Polsce, gdzie członkowie komisji wyborczych masowo nie wydawali kart do referendum, wskutek czego uznano je za nieważne.

Wynik wyborów i ich konsekwencje to kabaretu ciąg dalszy. PiS wygrał, ale przegrał, bo więcej ludzi zagłosowało na "opozycję", chociaż partia o takiej nazwie nie startowała w wyborach. Jednak biznes to biznes, panie i panowie "policzyli głosy" i zawarli wspólny deal, że "teraz k... My!". Oczywiście Prawo i Sprawiedliwość popełniło fundamentalny błąd, od dawna atakując Konfederację, zamiast próbować robić z nimi koalicję. Ba, ostatni atak przypuścili na dzień przed ciszą wyborczą. Socjaliści z PiS z jakiegoś powodu uznali się za jedyną możliwą prawicę w Polsce i ewentualną konkurencję potraktowali nad wyraz poważnie. Nawet do programów telewizyjnych zapraszali skrajną lewicę, ale Konfederacja była na cenzurowanym. Tymczasem gdyby do wyborów poszli razem, mogłoby to wyglądać zupełnie inaczej. Ewentualnie dokupiliby kilku posłów z PSL, no a tak, srogo zapłacą za swój błąd.

Skoro o Konfederacji mowa, to długo nikt nie przebije Grzegorza Brauna, który przykrył miałkie exposé Tuska, gdy ruszył z gaśnicą na chanukowe świece. Aj waj, jakaż się rozpętała przez to awantura. Że idiota, rasista, antysemita, że latami wypracowywane porozumienie między Izraelem a Polską legło przez to w gruzy, no generalnie - koniec świata. Tymczasem w parlamentach wielu państw zachodnich, nie takie rzeczy się działy. No i kruche to porozumienie między Izraelem a Polską, skoro może je zniszczyć jeden facet z gaśnicą. Może tam Izrael się na nas obraził, trudno. Nie graniczymy z nim i nie mamy wspólnych interesów. Ale w przyrodzie nic nie ginie, co prawda Izrael obrażony, nie pierwszy raz zresztą, ale kraje arabskie nagle nabrały do nas sympatii. Trzeba kuć żelazo, póki gorące. Może jakąś zniżkę na ostatnie dostawy ropy dostaniemy, zanim wszędzie ustawią nam niemieckie wiatraki?

Tak swoją drogą, posłowi Braunowi zarzucono przerwanie uroczystości religijnych. Nie wiem doprawdy, dlaczego te uroczystości mają się odbywać akurat w polskim sejmie? Nie wie tego też co najmniej pół Polski, a drugie pół przeciera oczy ze zdumienia dowiadując się, że takie coś ma miejsce w naszym parlamencie. W izraelskim Knesecie nie można nawet małej choinki ustawić, o szopce bożonarodzeniowej nie wspominając, a u nas ustawia się wielką menorę, która zapala sam prezydent Rzeczypospolitej. Gdzie tutaj jest jakaś symetria? To jak z podświetlaniem w Polsce budynków na zielono w Dniu Świętego Patryka i podświetlaniem na biało-czerwono budynków w Irlandii w nasze Święto Niepodległości. Nie łudźcie się, też symetrii nie ma. To, że po 20 latach naszej tutaj masowej bytności podświetlą most w Dublinie i pozwolą wywiesić polską flagę na ratuszu w Cork /podobnie jak flagi wielu innych państw/, nie powoduje, że jesteśmy kwita. Nie ma czego wymagać, oni są u siebie, i my to rozumiemy. Dobrze by było, gdyby Polacy nauczyli się być tak asertywni, jak Irlandczycy.

Skoro jednak nasz sejm ma być miejscem modłów dla wszelkich, nawet niszowych religii, to pokusiłem się o zebranie garści dostępnych statystyk. Według danych GUS z 2021 roku, w Polsce mieszka 2105 osób deklarujących wyznanie judaistyczne. Stanowi to 0,02% ludności kraju. Dwa razy więcej, bo 4 tysiące, jest hinduistów. Buddystów jest z kolei 15 tysięcy a muzułmanów jeszcze więcej, bo aż 30 tysięcy. Skoro więc dla liczącej sobie raptem 2 tysiące członków grupy wyznaniowej udostępniamy sejm na religijne uroczystości, to jak rozumiem, tym bardziej nie odmówimy hinduistom, buddystom i muzułmanom? Skoro się powiedziało A, to trzeba powiedzieć i B... Ja tam jestem za, na pewno widowiskowo będzie wyglądało hinduskie święto Holi, którego uczestnicy obrzucają się kolorowym proszkiem i polewają farbą. Nie inaczej będzie też podczas obchodów muzułmańskiego święta Id al-Adha, podczas którego rytualnie zabija się zwierzęta. I to wszystko w naszym, polskim sejmie. Nareszcie przestaniemy być zaściankiem Europy, prawda? Tak swoją drogą nie wiem, czy Państwo zauważyli, ale tych chanukowych menor pojawia się coraz więcej w większych miastach w Polsce, za to coraz bardziej wycofywane są wszelkie bożonarodzeniowe akcenty. W Krakowie, gdzie obecnie goszczę, ustawiono w różnych miejscach trzy 3-metrowe menory, za to rozświetlone figury aniołów zniknęły z centrum miasta, przesunięte gdzieś na peryferia. W ich miejsce pojawiły się... wielbłądy, niby to nawiązujące do arrasów wawelskich. Tylko co to ma wspólnego z Bożym Narodzeniem?

Wracając do Grzegorza Brauna: gościł on w Irlandii kilkukrotnie, podczas pokazów swoich filmów. Byłem na jego sześciu spotkaniach w Cork, miałem okazję go poznać i posłuchać tego, co mówi i jak mówi. Jest to człowiek o olbrzymiej erudycji, inteligencji i wysokiej kulturze osobistej. Tak wiem, gaśnica nie bardzo pasuje do tego opisu, ale nie on pierwszy i nie po raz pierwszy, sięgnął po zdecydowanie niekonwencjonalne środki, by zaprotestować przeciwko temu, co według niego nie miało prawa się zdarzyć. 

Tak swoją drogą, szczególnie zapadło mi w pamięć spotkanie z Grzegorzem Braunem i Marianem Kowalskim w Cork, 12 kwietnia 2015 roku. Obaj panowie kandydowali wtedy na urząd Prezydenta RP i przylecieli do Irlandii na spotkanie z Polonią. Miejscowe lewackie bojówki, podpuszczone przez polskojęzycznych towarzyszy, zrobiły wszystko, żeby zablokować te spotkania. Nie udało im się to, ale narobili sporo złego. Sam  wtedy nawet nie wybierałem się na to wydarzenie, ale gdy dowiedziałem się co się dzieje, uznałem, że muszę tam być. Na mojej prywatnej stronie napisałem kilka słów, co sądzę o takich próbach blokowania spotkań, przypomnę, kandydatów na urząd Prezydenta RP. Wtedy po raz pierwszy na własnej skórze przekonałem się, że nawet na Zielonej Wyspie możesz mieć poglądy jakie chcesz, byleby były lewicowe. Inaczej - możesz mieć problemy. Lokalni polskojęzyczni towarzysze napisali na mój temat spory paszkwil, oczywiście po angielsku, i rozesłali go do miejsca, w którym pracowałem, oraz do wszystkich lokalnych mediów. Na szczęście w tutejszych redakcjach, przynajmniej w tamtym czasie, pracowali jeszcze dziennikarze, którzy po krótkiej weryfikacji wiedzieli, że to stek bzdur. Nie inaczej było w pracy, w końcu znano mnie już dość dobrze. Pozostał tylko niesmak i moja jeszcze większa pogarda dla takich faszystowskich prób czerwonej cenzury. Przypomnę, że wtedy próbowano uniemożliwić również spotkania nawet z Pawłem Kukizem. On również na tamtym etapie był "faszystą". I dodam jeszcze, że ambasada RP w Dublinie, pomimo że była dokładnie poinformowana - również przeze mnie - o tym, co się dzieje, nie kiwnęła nawet palcem w tej sprawie, chociaż miała możliwości i wskazywaliśmy wyraźnie, jakie czynności, chociażby symboliczne, należałoby podjąć. No ale, wiadomo, dyplomaci byli z innego politycznego nadania i nie będą tracić czasu na interwencję dotycząca ich politycznej konkurencji. Było, minęło, mam nadzieję, że się nie powtórzy...

Z tym całym incydentem z gaśnicą jest wg mnie jak z kolizją na drodze, w której wzięli udział dwaj kierowcy: jeden z nich był trzeźwy, drugi - nie. Tyle że wypadek spowodował ten trzeźwy. Kogo należy skazać? Praktyka polskich sądów jest różna, ale co do zasady powinno się uznawać zawsze winę nietrzeźwego. Dlaczego? Ano dlatego, że on w ogóle nie powinien znaleźć się na drodze. Gdyby go nie było, nie byłoby kolizji. Piłeś, nie jedź, to chyba oczywiste. Tak jest i tutaj: tej menory i obrzędów nie powinno być w polskim sejmie, tak jak nie powinno być obrzędów innych religii. Sejm to miejsce stanowienia prawa, tylko tyle i aż tyle.

Powie ktoś, a co z choinką, opłatkiem, krzyżem w sali sejmowej? Krzyż, jak pamiętamy, przekazała matka księdza Jerzego Popiełuszki. Ten konkretny krzyż leżał na grobie jej syna, podczas jednej z mszy świętej w intencji ojczyzny. Jest to symbol nie tyle religijny, ile historyczny. To niemy świadek historii, przypominający o ciemnym okresie komunizmu w Polsce i o bestialstwie jego funkcjonariuszy. Dlatego powinien tam zostać, tym bardziej, gdy z upływem lat zaciera się pamięć o tamtym okresie naszej historii, a młodzież często uważa, że komuna była całkiem fajna, bo "wszyscy byli równi", mieszkania dostawało się "za darmo", a jedzenie władza rozdawała "na kartki", a komu było mało, mógł sobie dokupić na "wolnym rynku". Poważnie, taki mamy tragiczny poziom edukacji. Choinka, opłatek to również bardziej element tradycji i historii. W końcu - jesteśmy Polakami, mamy za sobą pewną dziejową drogę i swoje korzenie, o których warto pamiętać, a tym samym kultywować nasze zwyczaje. Nie musimy przejmować tradycji od innych, gdy mamy własną, co najmniej - nie gorszą, a chciałby się wręcz napisać: najlepszą z możliwych. Nie mamy się czego wstydzić, za to mamy prawo czuć dumę.

Grzegorz Braun to przede wszystkim reżyser filmowy, a więc artysta. Dlatego jego występ  z gaśnicą należy traktować jako mocny artystyczno - polityczny performance, a nie zaraz wycierać sobie gębę antysemityzmem i holocaustem, bo takie porównanie jednego z drugim to plucie w twarz prawdziwym ofiarom tej potwornej niemieckiej zbrodni. Widząc, jakie persony dostały się do sejmu, myślę, że wkrótce będziemy świadkami kolejnych takich happeningów, tym razem w jeszcze mocniejszym, lewackim wydaniu. Przedsmak tego już pokazano nam w poprzedniej kadencji.

Tak więc proszę Państwa, zapnijmy pasy i jedziemy, bo będzie się działo! Jedyne czego mi żal, to polskich kabaretów i stand-uperów. Ci pierwsi stracą oglądalność na rzecz polskiego sejmu, ci drudzy - na rzecz nowych, politycznych gwiazd z kanałami na tiktoku. No ale - taki jest koszt demokracji. Parafrazując Gałczyńskiego: "skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie, chcieliście Tuska, no to go macie! skumbrie w tomacie pstrąg".

niedziela, 31 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /28/: Podróże kształcą, czyli między Irlandią a Polską

Kolejny rok już prawie za nami. Nie wiem, czy zgodzą się ze mną fizycy ze swoim twierdzeniem o dylatacji czasu, ale wedle moich obserwacji, im człowiek jest starszy, tym ten czas szybciej mu upływa. Ważne, żeby go należycie spożytkować i niczego nie żałować, kiedy przyjdzie po nas Zegarmistrz Światła Purpurowy.

Dla mnie ten rok, jak i zresztą ubiegły, upłynął w mgnieniu oka, najczęściej na podróżach pomiędzy Irlandią a Polską. Sprawy osobisto-urzędowe, o których nie czas i miejsce wspominać, ale które spowodowały, że były miesiące, gdy latałem do Polski co tydzień, zdarzało się - nawet na jeden dzień. Na lotnisku w londyńskim Stansted, gdzie z reguły robiłem sobie przesiadkę, obsługę restauracji z moim ulubionym wegańskim sushi, traktowałem niemal jak dobrych znajomych. Bywało i tak, że miałem takie momenty swoistego "zawieszenia", że budząc się rano nie wiedziałem gdzie jestem, w Cork czy w Krakowie? Oczywiście, przy takim trybie życie moje finanse są w opłakanym stanie, ale są w życiu rzeczy ważniejsze od pieniędzy, a nawet od akcji, obligacji czy kamieni szlachetnych.

Przy okazji tych przesiadek w Wielkiej Brytanii, która opuściła Unię Europejską, mogłem sobie porównać ceny unijne - i nieunijne. Z reguły w Londynie czy innym Manchesterze, było dwa razy taniej niż w Dublinie czy w Cork. I tutaj po raz kolejny objawia się ta słynna "prawda czasu i prawda ekranu", ukazana w "Misiu" Stanisława Barei: co innego widzę w tv a co innego za oknem. Wg medialnych doniesień, Wielka Brytania po wyjściu z UE to obraz nędzy i rozpaczy, a Brytyjczycy sobie w brodę plują, że w referendum zagłosowali tak, jak zagłosowali. Tymczasem na ogół wszystko jest tam tańsze a pracy jest sporo. Również mieszkania, bo chociaż też są problemy, to jednak zdecydowanie mniejsze, niż na naszej wiecznie Zielonej Wyspie. Niższe ceny widziałem na własne oczy, o braku problemów z pracą donoszą, chociażby mieszkający tam nasi Rodacy, na własnych kanałach youtubowych. Czasy mamy teraz takie, że każdy może robić własną telewizję i jedyny słuszny prounijny przekaz nie ma racji bytu.

Podróże jak wiadomo kształcą, nawet takie krótkie jak pomiędzy Polską a Irlandią. Co prawda z reguły starałem się je w jak największej części przesypiać, ale zdarzało się, że współpasażerowie mieli inne plany, co skutecznie uniemożliwiało mi samolotowe drzemki. Głównie oczywiście chodzi o alkohol i głośne rozmowy. Przy czym picie na umór dotyczyło z reguły Anglików, lecących do lub wracających z Krakowa, chociaż raz trafił się i Irlandczyk, pijany tak, że ze schodów dostawianych do samolotu zjechał na własnych czterech literach. Anglicy z kolei zawsze podróżują w grupkach, zazwyczaj grzeczni i stateczni, ale w takim Krakowie potrafili do odprawy paszportowej iść z otwartym piwem w garści, czego nigdy nie zrobiliby u siebie. Do tego wzajemne oblewanie się wspomnianym trunkiem już podczas lotu, dopełnia obrazu nędzy i rozpaczy. Nie jest tajemnicą, że taki Kraków jest traktowany jako tania imprezownia, ale to też efekt wieloletnich zaniedbań władz miasta, pozwalających traktować gród Kraka bardziej jako spelunę niż miasto historii i kultury. Gdyby jeszcze kasa się zgadzała, można by na przymknąć oko, ale miasto jest zadłużone po uszy, pomimo że odwiedza je tabuny turystów, zostawiających w nim swoje ciężko zarobione euro lub hrywny.

Po mieście, jak i po naszym ukochanym kRAJu przemieszczamy się z reguły autem, co z kolei pozwala wyciągnąć wnioski na temat kultury naszych kierowców. Więc od razu wyjaśnię: nie ma żadnej. Łamanie przepisów jest nadal absolutnie nagminne, a za niektóre powszechne zachowania, powinno się natychmiastowo i dożywotnio odbierać prawko. Naszym Rodakom wydaje się, że potrafią dobrze jeździć, tak jak i to, że świetnie gramy w piłkę nożną, dlatego z tej dyscypliny, ku pośmiewisku całego świata, uczyniliśmy swój sport narodowy. Jak jest naprawdę, dobrze wiemy, Polska jest mistrzem Polski, i wystarczy. Oczywiście, są w Europie kierowcy gorsi od nas, jak np. Włosi, ale oni przynajmniej lepiej "haratają w gałę".

Takie życie jednocześnie na dwa kraje, dało mi też możliwość porównania, jak szybko rozwija się Polska i jaka stagnacja dosięgnęła Irlandię. Aż żal patrzeć, co z dawnym celtyckim tygrysem uczynili socjaliści z Irlandii i biurokraci z Brukseli. Mieszkam tutaj już prawie 20 lat, więc miałem wystarczająco dużo czasu, by obserwować jak rok za rokiem robi się gorzej, niż było. Ogromny kryzys mieszkaniowy, płace od lat na tym samym poziomie, przy 2-3 krotnym wzroście cen. Tutaj ciągle zarabia się więcej niż w Polsce, ale przy jednocześnie znacznie większych kosztach życia, emigracja ekonomiczna przestaje mieć uzasadnienie. Oczywiście Irlandia ma też inne walory, jak przesympatycznych autochtonów /chociaż mam wrażenie, że mniej sympatycznych niż te dwie dekady temu/, oszałamiające widoki na Wild Atlantic Way, a nawet, co może zdziwi niektórych Czytelników, pogodę. Tak, taka jednostajna pogoda, z małą amplitudą temperatur i licznymi opadami, dla wielu osób jest błogosławieństwem. Sam znam kilku alergików, którzy bez leków nie mogli funkcjonować w Polsce, a tutaj je odstawili i czują się znakomicie. Tak wiem, brak słońca wpędza niektórych w depresję, ale mnie z kolei w depresję wpędza jego nadmiar, od którego dostaję wręcz zapalenia spojówek. Uwierzcie mi Państwo, są na świecie rzeczy o których, jak to mawiał Ferdynand Kiepski, "się fizjologom nie śniło" i są tutaj ludzie, dla których irlandzka pogoda jest idealna.

Co w Polsce jest lepsze? Z pewnością standard mieszkań, procedury związane z ich zakupem, które w Irlandii są drogą przez mękę, większa liczba placów zabaw dla dzieci, chociaż z kolei zabawki są ciągle tańsze na Zielonej Wyspie. Osobiście podoba mi się też postępująca cyfryzacja, chociaż i w Irlandii wcale nie jest źle pod tym kątem. No dobrze, trochę się rozpędziłem: z tą cyfryzacją w Polsce to tak na razie bardziej w formie ciekawostki, bo chcąc załatwić cokolwiek poważniejszego, ciągle trzeba stawiać się przed obliczem Urzędnika przez wielkie "u", gdy w Irlandii faktycznie sporo ważnych rzeczy można załatwić online. No ale - nie tracę nadziei. Niemniej przynajmniej na polu realizacji recept lekarskich, w Polsce jest zdaje się zdecydowanie łatwiej. No i rzecz podstawowa: polska kuchnia, która jest absolutnie najlepsza na świecie. Francuzi, Hiszpanie czy wspomniani Włosi też potrafią nieźle zjeść, ale gdzie tam ich najbardziej wykwintnym potrawom choćby do naszych placków ziemniaczanych, pierogów z grzybami czy naleśników z serem. Ba, samych podstawowych zup mamy ponad dwadzieścia, chociaż niektórzy doliczyli się ich w polskiej kuchni aż... czterystu. Tutaj Irlandczycy mogą jedynie usiąść nad rzeką Liffey - i zapłakać. Tyle że nie samym chlebem i zupą człowiek żyje, a mnogość restauracji z kuchnią całego świata, z pewnością pomoże im zrekompensować ewentualne poczucie niedosytu.

Tak swoją drogą jak to jest, że mając najlepszą kuchnię na świecie, nie potrafimy jej należycie wypromować? Ile mamy w Irlandii prawdziwie polskich restauracji, i to w sytuacji, gdy jesteśmy tutaj jedną z największych mniejszości narodowych? Problem jest głębszy, bo mając piękny kRAJ, z morzem i górami, z absolutnie fantastyczną i dumną historią, ze świetnymi zabytkami i cudami natury - również nie potrafimy tego zrobić. Doszło do tego, że to inni muszą nas chwalić i zachęcać do odwiedzin u nas, bo nasi rodzimi decydenci ciągle są opanowani jakąś niemocą i pochodną pedagogiki wstydu. Zamiast głośno nawoływać: odwiedzajcie Polskę, kraj bezpieczny, tolerancyjny /naprawdę, czasami mam wrażenie, że aż za bardzo tolerancyjny.../, o tysiącletniej wspaniałej historii, to ci jakoś tak opuszczają wzrok i mam wrażenie że mamroczą pod nosem coś w stylu, że "niedobrze jest mówić o tem" i po co zwiedzać Polskę, gdy można zwiedzać Niemcy. Przy czym nie wiem, czy nie mieli na myśli jedynie niemieckich pól szparagów. Ewentualnie, zareklamować Kraków, królewskie miasto, jako tanią imprezownię. Ta skala upadku i zwykłego skundlenia naszych "elit", jest wprost przerażająca. Popatrzmy na dumnych Irlandczyków: nie wstydzą się nawet bratobójczych walk, a z trzech starych kamieni potrafią zrobić sławną na cały świat atrakcję turystyczną. To są prawdziwi mistrzowie marketingu, i w tym przypadku powinniśmy brać z nich przykład.

Samych udanych odwiedzin w Polsce Państwu życzę.

sobota, 30 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /27/: Warszawa da się lubić

Razem z Iwą i Krzysztofem, u których właśnie gościmy, wybraliśmy się na jeden dzień do Warszawy. Nasi gospodarze mieszkają w pięknym dużym domu pod Warszawą, ale jednocześnie mają bardzo dobre połączenie kolejowe do stolicy - to raptem kilka stacji. Można więc łączyć pracę w dużym mieście z urokami mieszkania na wsi ;-)

Kiedy już dojechaliśmy do stolicy, zaczęło padać, więc zwiedzanie rozpoczęliśmy od przystanku w kultowym Barze Kawowym. Wystrój - typowy PRL, o dziwo, ceny również. Kawałek sernika to ratpem 5 zł, obowiązkowa wz-tka to tylko złotych 7. Tak niskich cen nie widziałem od dawna. Generalnie, mam wrażenie, że wszystko w stolicy było tańsze niż w takim Krakowie. Tak, wiem, ceny mieszkań są zdecydowanie wyższe, niemniej nawet obiad w barze mlecznym nieopodal Pałacu Kultury i Nauki /dawniej: im. Józefa Stalina/, kosztował raptem kilka złotych. Warszawa naprawdę da się lubić ;-) Bardzo dużo obcokrajowców, w centrum praktycznie dominuje angielski. Również większosć obcokrajowców stanowiło klientelę wspomnianych barów, kawowego i mlecznego.

Odwiedziliśmy Kapucyńską Ruchomą Szopkę i Pomnik Powstania Warszawskiego. Na starówce spotkaliśmy kataryniarza Jana, który ma swój kanał na tiktoku, i który to kanał od dawna subskrybuję. Pospacerowaliśmy po mieście i swoją eskapadę zakończyliśmy pod wspomnianym wcześniej pałacem. Świetny dzień w doborowym towarzystwie. Poprzednio byliśmy w Warszawie w 2015 roku, kiedy przyjechaliśmy tutaj na Marsz Niepodległości.

Poniżej - kilka zdjęć:





piątek, 29 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /26/: odwiedziny u Iwy i Krzysztofa Wiśniewskich

Wybraliśmy się na weekend do Iwy i Krzysztofa Wiśniewskich. Znamy się od dawna, jeszcze z Irlandii. W 2019 roku, po 13 latach pobytu na Zielonej Wyspie, wrócili do Polski. W Irlandii mieszkali w Waterford, gdzie bardzo aktywnie uczestniczyli w życiu tamtejszej Polonii, m.in. byli twórcami Polskiej Wioski Bożonarodzeniowej, prowadzili WaterPOL - lokalny portal internetowy, organizowali parady w Dniu św. Patryka, itd. Obecnie mieszkają w pięknym, dużym domu pod Warszawą, z dumnie powiewającą nad nim polską flagą, i również pozostają bardzo aktywni w działaniach na rzecz lokalnej społeczności. Prowadzą bloga: futraki.blogspot.com.

/Poniżej: wspólna kolacja/

wtorek, 26 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /25/: jasełka i żywa szopka w Krakowie

Wybraliśmy się na słynną ulicę Franciszkańską, gdzie stanęła żywa szopka bożonarodzeniowa, przygotowana przez franciszkanów. Było też wspólne kolędowanie, jasełka i koncerty. Żywa szopka jest organizowana w Krakowie po raz 31, do tego w tym roku wypada 800 rocznica szopki urządzonej w Greccio, przez świętego Franciszka z Asyżu, od której rozpoczął się ten zwyczaj. 

Poniżej - jasełka i żywa szopka:


poniedziałek, 25 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /24/: urodziny Oliwii

Dzisiaj wybraliśmy się do Angeliki i Łukasza, żeby świętować 2 urodziny ich córeczki, Oliwii :-) 

/Powyżej: pamiątkowe zdjęcie/

niedziela, 24 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /23/: Boże Narodzenie 2023

Pierwszy raz od 20 lat, czyli od naszego wyjazdu do Irlandii, spędziliśmy Boże Narodzenie w Polsce. Do tej pory albo rodzina odwiedzała nas w Cork, albo wyjeżdzaliśmy na swięta do Dublina. Tym razem - jesteśmy w kRAJu :-)

/Powyżej: rodzinna wigilia/

sobota, 23 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /22/: Betlejem /k. Jarosławia/

Wracając z Tomaszowa Lubelskiego do Krakowa, postanowiliśmy nieco odbić z trasy żeby odwiedzić Betlejem. Oczywiście te k. Jarosławia ;-)

Legend na temat powstania nazwy miejscowości jest co najmniej kilka. Tuż za znakiem z nazwą wioski, znajduje się betlejemska stajenka. Kiedy zatrzymaliśmy się tam na chwilę, z pobliskiego domu wyszedł pan, który otworzył ogrodzenie tej bożonarodzeniowej szopki i zachęcił do zrobienia zdjęć w środku. Ogrodzenie, jak wyjaśnił, zabezpiecza szopkę przed psami, które biegają po wiosce. Cała miejscowość to raptem sześć domów, "a siódmy się buduje", jak powiedział nam wspomniany pan.

Poniżej - zdjęcia z Betelejem:


czwartek, 21 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /21/: kilka dni w Tomaszowie Lubelskim

Na kilka dni pojechaliśmy do Tomaszowa Lubelskiego, do mojego Taty, spotkać się również z moimi Siostrzeńcami, oraz zapalić znicze mojej Mamie, Siostrze i Dziadkom. Miło spędzony czas, w trakcie którego bezkarnie objadaliśmy się pirogiem biłgorajskim, cebularzami i bułeczkami z kaszą ;-)

/Powyżej: Agnieszka z Patryczkiem na tomaszowskim rynku/

niedziela, 17 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /20/: Jarmark Świąteczny w Niepołomicach

Wybraliśmy się na Jarmark Świąteczny w Niepołomicach. Podobie jak przy jarmarku w Wieliczce, swoje książki sprzedawała tam Izabella Agaczewska, która podzieliła się stoiskiem z Agnieszką, która z kolei miała miody, świeczki z wosku pszczelego, karteczki, stroiki, itp. Tym razem jarmark był pod gołym niebem, ale pogoda dopisywała. Wszyscy chętni mogli wziąć udział w śpiewaniu kolęd.

Poniżej - jarmark w Niepołomicach, śpiewanie kolęd i stoisko dziewczyn: 



piątek, 15 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /19/: Patryczek - fotograf

Dzisiaj Patryczek zrobił swoją pierwszą fotografię. A właściwie - nawet dwie. W dodatku - analogowe ;-)

Poniżej - Patryczek z aparatem i jego pierwsze zdjęcia:


wtorek, 12 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /18/: mieszkanie do góry nogami

Pisałem już o muzeum motyli i labiryncie luster. Ta sama firma /bo można kupić bilet łączony na wszystkie atrakcje, co zrobiliśmy/, oferuje również: kino 7D, labirynt laserowy i z taśm, wirtualną rzeczywistość i pokój do góry nogami. Wybraliśmy się na pozostałe atrakcje, tym bardziej że były zlokalizowane w jednym miejscu. Patryczkowi, chyba jednak z racji wieku, najbardziej przypadł do gustu wspomniany pokój, czy raczej mieszkanie, do góry nogami ;-)

Poniżej - zdjęcia:


niedziela, 10 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /17/: Jarmark Świąteczny w Wieliczce

Wybraliśmy się do Wieliczki na Jarmark Świąteczny, który miał miejsce w Centrum Edukacyjno - Rekreacyjnym "Solne Miasto". Swoje książki sprzedawała tam Izabella Agaczewska, która podzieliła się stoiskiem z Agnieszką, która z kolei miała miody, świeczki z wosku pszczelego, karteczki, stroiki, itp. 

Dobre miejsce i przemyślana impreza, bo oprócz możliwości zakupu przeróżnych rękodzielniczych wyrobów i skosztowania świetnych wyrobów kulinarnych, można też było obejrzeć szereg występów, od tria fletowego, przez występy przedszkolaków po pokazy ze szkoły tańca.

Poniżej- kilka zdjęć:




sobota, 9 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /16/: szóste spotkanie ze Świętym Mikołajem

Kolejne, już szóste spotkanie Patryczka ze Świętym Mikołajem. Tym razem w rodzinnym gronie. Gościliśmy u Angeliki i Łukasza, który zresztą wcielił się w rolę świętego. I to na tyle dobrze, że nie poznała go własna córeczka. Patryczek go rozpoznał, ale do końca czuł respekt ;-) Patryczek i Agnieszka wcielili się w pomocników Świętego, gdzie Agnieszka była aniołkiem a Patryczek - diabełkiem /chociaż nie wiem, czy to nie powinno być odwrotnie ;-)/.

/Powyżej: Łukasz jako Święty Mikołaj, Angeliką, Oliwka, Agnieszka i Patryczek/

piątek, 8 grudnia 2023

72 wizyta w Polsce /15/: Świąteczne Miasteczko Homla

Wybraliśmy się na Rynek, gdzie w jednej z kamieniczek swoje Świąteczne Miasteczko urządziła Homla - sieć sklepów z wyposażeniem wnętrz. Dzieci mogly wziąć udział w szeregu różnych zabaw i warsztatów, wspólnie ubrać choinkę, skosztować wyrabianych na miejscu lizaków a dorośli - napić się "zimowej herbaty" /bez alkoholu, gdyby ktoś się pytał;-)/. Sympatyczny krasnolud, podszywający się pod Świętego Mikołaja, rozdawał dzieciom prezenty.

Taka ciekawostka, trochę śmieszna, trochę żałosna: w pewnym momencie zrobiło się tłoczno. Tuż obok mnie przechodziły dwie dziewczyny, być może para. Pierwsza z nich wycedziła: "tutaj nie powinno się wpuszczać dzieci!", na co druga odparła: "ale ta impreza jest właśnie dla dzieci...". Tak, że tak...

Chociaż, jak napisałem, za Świętego Mikołaja znowu robił krasnolud, niemniej dla mojej prywatnej rachuby uznaję, że było to 5 spotkanie Patryczka z Mikołajem - w tym roku ;-)

Poniżej - zdjęcia: