wtorek, 13 czerwca 2006

Kod da Vinci

Ostatnio bestsellerem niemal wszechczasow okrzyknieto ksiazke "The Da Vinci Code" - znana u nas jako "Kod Leonarda da Vinci" - ktorej autorem jest Dan Brown.

Prawde piszac - taka literatura nigdy mnie nie pociagala: na przelomie burzliwych lat 80 i 90 ub.w. (jak to brzmi :-) kiedy padla cenzura i panstwowy monopol na wydawanie ksiazek a rynek zalalo mnostwo literatury "zza zelaznej kurtyny" - przeczytalem pare tzw. "ludlumow" - i stwierdzilem, ze to nie dla mnie. Szkoda czasu, skoro istnieje tyle wspaniałych dziel, ktorych i tak nie zdaze przeczytac... Jednak teraz uleglem sile anty-reklamy (czyli reklamy - tyle ze negatywnej :-) kosciola katolickiego. Tak, tak - zakazany owoc smakuje najbardziej. Dodatkowej pikanterii nadal sprawie fakt, ze zanim siegnalem po ksiazke - zdazylem obejrzec dwa rozne dokumentalne filmy "obnazajace klamstwa" zawarte w "Kodzie..." Totez sami widzicie - nie mialem wyboru :-)

/"Ostatnia Wieczerza" - obraz Leonarda Da Vinci. Czy w tym obrazie rzeczywiscie są ukryte kluczowe dla chrześcijaństwa informacje? Dan Brown twierdzi - że tak ;-)/

Ksiazka jest z gatunku "kryminalow": w muzeum w Luwrze zostaje zamordowany kustosz, ktory bedac postrzelony w brzuch i wiedzac ze pozostalo mu ok. 15 minut zycia, pozostawia kilka zaszyfrowanych wiadomosci dla swojej wnuczki, ktora jest policyjnym kryptologiem. Ba, umierajacy kustosz nawet uklada swoje cialo w symbol - ktory nasuwa nieodparte skojarzenie z jednym z rysunkow Leonarda da Vinci. Po co to wszystko? Bo, jak sie pozniej okazuje - kustosz jest czlonkiem tajemnego Bractwa Syjonu, dziedzicow tajemnic Templariuszy, strzegacego miejsca ukrycia czterech skrzyn z dokumentami z poczatkow chrzescijanstwa - w tym i zapiskow samego Jezusa - oraz doczesnych szczatkow Marii Magdaleny, ktora tak naprawde byla zona Jezusa i miala z nim corke - Sare. Sa zagadki, trupy, milosc, intryga, zadza wladzy, itp. - czyli wszystko, co w rasowym "kryminale" byc powinno. Nowoscia sa natomiast, dajace do myslenia, wskazane przez autora symbole, ukryte w znanych nam wszystkich obrazach... Reklame ksiazce przysporzyla - jak napisalem powyzej - przede wszystkim histeryczna reakcja Watykanu, w wyniku ktorej do ksiegarn ruszyly miliony czytelnikow. Ba, natychmiast napisano mnostwo innych ksiazek "dekonspirujacych" tajemnice "Kodu...", jak rowniez nakrecono pare filmow o "Kodzie..."

Dlaczego reakcja Watykanu byla tak ostra? Pojecia nie mam, bo Brown Ameryki nie odkryl, do czego sam sie zreszta przyznaje. Pare ksiazek o rzekomym malzenstwie Jezusa przeczytalem juz dosc dawno. Sam polski wydawca zdaje sie byc troche przestraszony, bowiem w swojej notce dolaczonej na koncu ksiazki probuje sie tlumaczyc, jednoczesnie chcac udobruchac kosciol katolicki i dajac klapsa autorowi - ktory bylo nie bylo - jest jego chlebodawca... Ciezko jest, panie i panowie, robic biznes w Polsce... Nie zapominajmy tez o znanym na calym swiecie kontrowersyjnym filmie "Ostatnie kuszenie Chrystusa" - ktory rowniez oscyluje wokol tematyki zwiazku Jezusa z Maria Magdalena. Jak wiec widzimy - temat wcale nie jest nowy...

Co do mojej opinii o ksiazce: to kolejny "ludlum". Jednak: polecam go wszystkim jako swietna ksiazke do poduszki. Wciaga: przeczytalem w jeden dzien :-) chociaz przez pierwsze sto stron ziewalem z nudow... Ponadto: polecam go przeczytac niejako "na zlosc" tym, ktorzy probuja nam narzucac, co czytac trzeba - a co nie. Na szczescie zyjemy juz w troche lepszych czasach: w mrocznych wiekach sredniowiecza Dan Brown wraz ze swoim "Kodem..." skonczylby na stosie :-(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz