Po wymianie zwyczajowych uprzejmości, podczas których pytamy się wzajemnie o to, jak się mamy i zgodnie oświadczamy, że nigdy nie mieliśmy się lepiej, panowie oświadczają mi, że przynieśli gaśnicę do zamontowania w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu.
Co kraj, to obyczaj, więc bez zbędnych pytań wpuszczam ich do środka, i po krótkim ustaleniu miejsca zamontowania tejże gaśnicy (podobno ze względów bezpieczeństwa przedpokój jest najlepszym miejscem), zostawiam ich, coby nie przeszkadzać.
Już wiem, skąd był ten odgłos wiercenia, jak się okazuje montują je w każdym mieszkaniu w mojej kamienicy. Po chwili - oznajmiają że gotowe, pytają o nieobecnych sąsiadów, którym zostawiają gaśnicę pod drzwiami - i żegnamy się. Oczywiście - nie kwituję żadnego odbioru tejże gaśnicy, w końcu kraj podpisów i pieczątek zostawiłem daleko stąd.
Gaśnica w mieszkaniu? Ha, dlaczego nie. Zapewne jakieś nowe przepisy przeciwpożarowe, czy coś. Do tej pory gaśnice wisiały tylko na każdym piętrze korytarza "mojej" kamienicy.
W Irlandii zwraca się na szczególną uwagę na tego typu sprawy - każdemu, kto tu przyjeżdża po raz pierwszy, od razu rzucają się w oczy czujniki antypożarowe znajdujące się na suficie każdego pokoju w mieszkaniu.
Czasami dochodzi nawet do lekko absurdalnych sytuacji, gdy alarm można wywołać zwykłym gotowaniem obiadu czy wręcz... zapaleniem papierosa ;-)
Z drugiej strony, lepiej dmuchać na zimne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz