poniedziałek, 20 czerwca 2011

Homo sovieticus ma się w Polsce dobrze

Homo sovieticus, czyli "człowiek radziecki", wyrażenie użyte przez rosyjskiego socjologa Aleksandra Zinowjewa a w Polsce spopularyzowane przez ks. Józefa Tischnera na określenie osób dobrowolnie w pełni zasymilowanych i zintegrowanych z systemem komunistycznym, pomimo upływu ponad dwóch dekad od upadku "komuny" - nadal ma się świetnie w naszej Ojczyźnie. Niektórzy z tych homo sovieticusów dzierżą nawet stery władzy w Polsce...

Pamiętam gromy jakie spadły na głowę ks. Tischnera gdy po raz pierwszy publicznie użył tego określenia. Jakim to świętym oburzeniem zapałali niektórzy nasi Rodacy: jakże to tak? jak można tak obrażać Naród Polski? Itp, itd, etc. Niestety, po raz kolejny okazało się że ludowe mądrości zawarte w przysłowiach są ponadczasowe, czyli gdy się uderzy w stół to nożyce się odezwą i że na złodzieju czapka gore.

Co charakteryzuje homo sovieticusa? Są to m.in. (za Wikipedią): koniunkturalizm i oportunizm, agresja wobec słabszych i uniżoność wobec silniejszych, brak samodzielnego myślenia oraz działania, oczekiwanie że "ktoś coś załatwi", zniewolenie intelektualnie, pozbawienie osobowości i godności, ucieczka od wolności i odpowiedzialności. Wypisz, wymaluj - jest to obraz sporej części polskich polityków, urzędników, oraz, niestety, także po prostu naszych Rodaków... Ja od siebie dołożyłbym jeszcze powszechne chamstwo, niespotykane w innych krajach które miały to szczęście, że nie znalazły się pod sowieckim butem komunizmu.

Ryba jak wiadomo psuje się od głowy, zacznijmy więc od polskiej, pożal się Panie Boże, władzy. Każda z polskich partii, która za pieniądze polskich podatników robiła sobie w Polsce prywatny folwark, charakteryzuje się kompletnym brakiem odpowiedzialności. Każdą pozytywną zmianę przypisuje sobie, każde niepowodzenie zrzuca na poprzedników. Pisałem już o tym, ale powtórzę: ogromnym zaskoczeniem, ba, wręcz szokiem były dla mnie polityczne telewizyjne reklamówki jakie bodajże w 2007 r. pojawiły się w polskiej tv, kiedy to jedna z partii chwaliła się, że "za naszych rządów zmalało w Polsce bezrobocie" i pokazując sielski obrazek jak to "tata wrócił z Irlandii bo ma lepszą pracę w Polsce". Kiedy to oglądałem, czułem jak rosną mi pięści. Bezrobocie w Polsce faktycznie wtedy zmalało, ponieważ z Polski wyjechało ok. 3 mln osób. Kto, poza nielicznymi jednostkami, w 2007 r. wracał z Irlandii do Polski? Problem w tym, że bezrobocie zmalało wyłącznie wskutek wyjazdu milionów ludzi, a nie wskutek utworzenia nowych miejsc pracy, ale o tym już oczywiście nikt się nawet nie zająknął.

Natomiast chamstwo, także werbalne, polskich polityków jest wprost przerażające. Polscy "wybrańcy narodu" publicznie potrafią posługiwać się językiem tak plugawym, jakiego nie powstydziłby się ostatni żulik spod budki z piwem. Za sporą część sformułowań wypowiadanych przez naszych polityków - w innych krajach natychmiast traciliby stanowisko i odchodzili w niebyt, u nas - wprost przeciwnie, stają się ulubieńcami polskojęzycznych mediów. I, o dziwo, to chamstwo jest werbalizowane przez polityków każdej partii, czy to reprezentującej, jak to chciał Wałęsa, prawą czy lewą "nogę", czy zgoła będącej gdzieś pośrodku.

Chociaż mam wrażenie, że w Polsce poza może całkowicie kanapowymi partyjkami bez szans na znalezienie się w sejmie, nie ma prawicowych partii. Nikt nie chce oficjalnie pełnić roli "prawej nogi", być może dlatego że pozbawiłby się szans u licznych wyborców w których tkwi homo sovieticus. Dwie największe partie określają się więc jako centrowe (czyli, znowu powtarzając za Wałęsą, tkwiące gdzieś pomiędzy prawą a lewą nogą). Dopiero kolejną można określić jako lewicową. Polskie życie polityczne przypomina więc karła, pozbawionego prawej dolnej kończyny z mocno przykrótką lewą dolną kończyną, a stojącego na... a zresztą, to już dopowiedzą sobie Państwo sami.

Koniunkturalizm i oportunizm polskich politycznych karierowiczów najlepiej widać podczas wyborów, kiedy to głoszą wszystko co ludzie chcą usłyszeć, często wykonując akrobatyczne wolty o 180 stopni. Ale nie tylko u nich, rzecz jasna, na szczebelkach urzędniczych karier również największą szansę dostania się do najszerszego i najgłębszego koryta mają ci, u których przeważają cechy homo sovieticusa. Szczególnie pożądany jest brak samodzielnego myślenia i działania oraz uniżoność wobec przełożonych i chamstwo wobec petentów. Kto był zmuszony kiedykolwiek cokolwiek załatwiać w jakimkolwiek polskim urzędzie, ten wie o czym piszę. Oczywiście - jak wszędzie zdarzają się wyjątki, ale wyjątki mają to do siebie że potwierdzają regułę. A reguła jest taka, że w polskich urzędach komuna, której koniec chyba zbyt pochopnie obwieściła w 1989 r. w Dzienniku Telewizyjnym p. Szczepkowska ("Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm") - ciągle ma się dobrze, będąc naturalnych schronieniem dla kolejnych pokoleń homo sovieticusów.

Weźmy w końcu po lupę szeregowych obywateli którejś tam Przenajświętszej Rzeczpospolitej. Tutaj szczególnie wśród pokolenia wyrosłego na jedynie słusznych mediach, przekazujących jedynie słuszne opinie z Ministerstwa Prawdy, można dokładnie zaobserwować zniewolenie intelektualne (nie mające rzecz jasna nic wspólnego z ukąszeniem heglowskim) i brak samodzielnego myślenia. Mało tego, ciągle widoczne jest oczekiwanie że "ktoś coś załatwi", a podczas jakiejkolwiek wizyty w urzędzie, etc. - jak na dłoni widać "pozbawienie osobowości i godności". Dla polskiego urzędasa człowiek jest tylko petentem określonym kombinacją liter i liczb którego trzeba jak najszybciej spławić żeby nie przeszkadzał, załatwić odmownie, ewentualnie wszcząć przeciwko niemu postępowanie, względnie wydać jakiś kwitek za słoną opłatą.

Może ktoś stwierdzić: przesada, tak jest "wszędzie". Nieprawda, drodzy Państwo. Gdyby tak było, to dlaczego nasi Rodacy w takiej Irlandii przecierają oczy ze zdumienia (oczywiście mam na myśli osoby które mają jakieś porównanie, a nie dzieci które przyjechały z Polski podejmując w Irlandii pierwszą pracę), choćby idąc po raz pierwszy do urzędu? Dlaczego tutaj urzędnicy, policjanci, sprzedawcy, lekarze, kierowcy autobusów i Bóg wie kto jeszcze mają zupełnie inny stosunek do, było nie było, imigrantów, niż jest to w Polsce w stosunku do obywateli tego samego kraju, do własnych Rodaków?

Dlatego proszę Państwa, że homo sovieticus ma się w Polsce dobrze. Mało tego, nie jest to wcale gatunek wymierający, wprost przeciwnie - rosną tam ich kolejne pokolenia...

2 komentarze:

  1. świetny tekst Panie Piotrze. (jak zwykle z resztą) Niestety, na nasze wszytkich nieszczęście jest to 100% prawdy.

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się aczkolwiek znajomi w Polsce ostatnio stwierdzili że jeśli chodzi o urzędników to się poprawiło - szczególnie ci młodsi podobno są mniej skażeni komuną - sam jeszcze nie miałem okazji się przekonać :)

    OdpowiedzUsuń