czwartek, 13 sierpnia 2009

Szukanie źbła w cudzym oku

Dzisiaj po raz kolejny przeczytałem kretyński tekst o polskich emigrantach. Autor, jak zwykle, pisze z Polski i nosa poza Ojczyznę nie wysunął, nie przeszkadza mu to jednak w wyszukiwaniu źdźbła w cudzym oku, nie widząc belki która tkwi w jego własnym...

Źródła przytaczał nie będą, coby nie robić niezasłużonej reklamy kolejnemu netowemu pisarczykowi, który to pisarczyk jest zresztą dość popularny, co tym bardziej budzi moje zdumienie, że tak znana postać może pisać takie bzdury. Zresztą, teksty o emigrantach są jak pisane przez kalkę: wyjechali nieudacznicy, którzy pracują co najwyżej na zmywakach i swoim karygodnym zachowaniem psują dobre imię Polski. Ręce opadają...

Ci "nieudacznicy", do których piszący te słowa również się zalicza, więcej zrobili dla Polski niż wszyscy polscy politycy razem wzięci. "Wyjechani" od 2004 r. wpompowali do Ojczyzny więcej kasy, niż wszyscy zagraniczni inwestorzy. Aż strach pomyśleć co by się stało, gdyby nagle te 3 miliony (jak nie więcej) "nieudaczników" nagle wróciło do Polski... Koniec kasy z zagranicy, bezrobocie pionowo w górę. Ludzie wyjechali z Polski dzięki czemu dla tych, którzy zostali, nagle "powstały" (czy raczej: pozostały) miejsca pracy. Oczywiście: PIS-owscy politycy w telewizyjnych reklamówkach zasługę przypisali sobie, twierdząc, że to za ich rządów bezrobocie zmalało. No, niby tak, ale uczciwie by było też wspomnieć, że zmalało tylko dlatego, że za ich rządów ludzie wyjechali. Zresztą, za kolejnych POrząd(k)ów - także...

Ci, którzy wyjechali, nie obciążają polskiego systemu socjalnego i służby zdrowia, nie zużywają polskich dróg i nie absorbują uwagi polskiej policji. Za to: pompują do Polski tłuste euro i funty przesyłane swoim bliskim, które to tłuste euro i funty ich bliscy wymieniają na złotówki w polskich kantorach, a następnie te pochodzące z euro i funtów złotówki wydają w Polsce, dając zatrudnienie całej armii polskich pracowników: od tych z kantorów po tych w urzędach.

Kolejne kretyńskie uwagi: ci którzy wyjechali pracują "na zmywakach", czyli wykonują pracę poniżej swoich kalifikacji. I co z tego? Czy raczej - co komu do tego? Pomijam już fakt, że bardzo często jest odwrotnie i ja sam widziałem mnóstwo "awansów społecznych": ze sprzątaczki w Polsce na supervisora w Irlandii. Zresztą, o czym tu pisać: ja sam w 2004 r. szukając pracy w Krakowie dostałem tylko następujące oferty: roznoszenie ulotek, parkingowy i odśnieżanie terenu wokół dworca PKP. Czyli - typowe oferty "na zmywak". Ja wiem, że wtedy bezrobocie w Polsce sięgnęło dna, ale - jednak. Żadna praca podobno nie hańbi, ale wynagrodzenie - owszem, upokarzające być potrafi. Stąd nic dziwnego, że ludzie "zagłosowali nogami". Z drugiej strony: mało to różnych magistrów w Polsce siedzi na kasach w Tesco? Tym się zajmijcie, a nie emigrantami, którzy ze swojego zmywaka mogą realizować marzenia, których w Polsce nawet nie mieli...

Kolejne zarzuty: że Polacy za granicą swoim zachowaniem przynoszą wstyd Polsce. Co proszę? Wstydem jest przede wszystkim to, że z Polski musiało wyjechać tylu ludzi... Owszem, zawsze się paru matołów trafi - o czym ja sam na tym blogu nie raz pisałem. Ale większość negatywnych zachowań, których tak naprawdę był ledwie promil w porównaniu z ilością Polaków np. w Irlandii - miała miejsce w ciągu pierwszych 2 lat po otwarciu granic. Wtedy z Polski dało nogę m.in. sporo osób żyjących na "bakier" z prawem. Ale w ciągu kolejnych lat albo ich wyłapano (czy to w Irlandii - czy na lotniskach w Polsce), albo ci którzy mieli to i owo na sumieniu - wstąpili ponownie na drogę cnoty i żyją tutaj przykładnie, doceniając szansę jaką dostali i nie wychylają się, coby nie wrócić do Polski w "obrączkach". Ale, podkreślę, takich ludzi było ułamek procenta. Teraz sytuacja jest zupełnie odmienna. Popatrzcie np. na taką polska społeczność w Cork, drugim co do wielkości mieście w Irlandii: jest to duża, ale spokojna grupa, nie słychać tutaj o żadnych ekscesach z polskim udziałem, ludzie ciężko pracują, w wolnych chwilach udzielają się społecznie, podróżują, etc. Zresztą większość już ściągnęła lub założyła rodziny, tutaj urodziły im się dzieci, itp.

Ci, którzy mieszkają tutaj od kilku lat - w dużej części już tutaj zostaną. Informacje o rzekomych masowych powrotach do Polski, jak to przedstawiają polskie media - to bzdura. Nikt "masowo" nie wraca, a przynajmniej - są to powroty co najwyżej na takim samym poziomie jaki był w ciągu poprzednich lat. Ba, zaobserwowano już zjawisko "re-emigracji": ludzie wyjechali do Polski, zobaczyli jak jest, i spakowali się z powrotem. Względnie - wyjechali do kolejnego kraju. Natomiast niewykluczone, że mniej ludzi przyjeżdża np. do Irlandii, co jest zrozumiałe z racji nasycenia rynku, i - co tu kryć - kryzysu. Ale kryzys w Irlandii czy w Anglii a kryzys w Polsce - to są dwa zupełnie różne kryzysy...

Więc o co tak naprawdę chodzi? Skąd to niezdrowe podniecanie się niektórych Rodaków w Polsce - emigrantami z Polski? Tym bardziej, że np. Polacy w Irlandii jakoś niespecjalnie debatują o sytuacji w Polsce - a byłoby o czym - tylko zajmują się własnymi sprawami.

Nie ma sensu szukać źdźbła w cudzym oku, gdy we własnym tkwi belka...

3 komentarze:

  1. Ja to już całkowicie straciłam nadzieję, że nas zostawią w spokoju. Nie pomagają ani tak efektowne rozprawki jak Twoja, Piotrze, ani odszczekiwanie się na poziomie niektórych chamskich wręcz postów na nasz temat. Niektórym Polakom w kraju wszystko nie leży. To, że wyjechaliśmy, to, że wracamy, to, że mamy pracę lub jej nie mamy (nawet mi się zgrabnie zrymowało). Jeśli udaje nam się piąć po szczebelkach - będziemy sprzedajnymi karierowiczami. Jeśli pracujemy przy maszynach - jak ja - jesteśmy żałosnymi liniowcami. Dzieci zostawione w Polsce pod opieką rodziny - osierociliśmy; dzieci, które są z nami - wyrosną na matoły i od pierwszego dnia szkoły mają wieloletnie zaległości w nauce w porównaniu z rówieśnikami w kraju. I tak w kółko.

    Ps. Nie wiem, jak to się stało, ale dopiero wczoraj trafiłam na Twój blog (4 lata w Cork, 2 lata podłączona do internetu, a nie wiedziałam!). Teraz znam drogę, będę bywać.
    Pozdrawiam serdecznie. Dobra robota!
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, niektórzy czytali ten blog jeszcze zanim przyjechali do Cork :) Piotrze, bardzo dobrze napisane, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry Panie Piotrze albo już dobry wieczór. Przeczytałem cały artykuł i prawie w całości akceptuję treść. Często zaglądam na Pana stronę, powiedzmy z ciekawości, ponieważ mam w Cork dużą swoją rodzinę; dzieci, wnuki i pra. Nie tak miało wyglądać przekształcenie i wyzwolenie się z ucisku komuny. Jest demokracja i dobrze, że Pan pisze szczerze i prawdziwie. Tak trzymać. Byłem tam już trzy razy, Irlandia bardzo mnie się podoba, tak samo Irlandczycy odnieśli nam mnie dobre wrażenie. Pozdrawiam tam wszystkich Polonusów a szczególnie wywodzących się z Gorzowa Wielkopolskiego.

    OdpowiedzUsuń