sobota, 18 października 2025

Cirque de Lumière

Dzisiaj Agnieszka wybrała się z Patryczkiem do cyrku, który się rozstawił w Ballincolig. Na stronie cyrku możemy przeczytać: "Cirque de Lumière - to irlandzki cyrk rodzinny, odpowiedni dla widzów w każdym wieku, oferujący radosną rozrywkę w miastach, miasteczkach i wsiach całej Irlandii." Na szyldzie widnieje co prawda nazwa Circus Da Silva, ale na stronie jest wyjaśnienie, że "Circus Da Silva jest prowadzony przez Cirque de Lumière", cokolwiek by to miało znaczyć. Najważniejsze, że dzieciom się podobało ;-)

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z tej ich wycieczki można zobaczyć na YT: LINK.





niedziela, 12 października 2025

Farma w Ballymorisheen

Wybraliśmy się na farmę w Ballymorisheen, nieopodal Cork. Halloweenowy wystrój i mnóstwo dyń, ale również szereg innych atrakcji, szczególnie dla dzieci. Jest plac zabaw, pole dyniowe, można pogłaskać zwierzątka, zobaczyć irlandzki dom z połowy XX wieku, szkołę, itp. Farma jest dostępna do zwiedzania sezonowo, ale przy niej znajduje się restauracja, która jest czynna codziennie.

Poniżej kilka zdjęć, filmik z tej farmy można zobaczyć na moim YT: LINK.







środa, 8 października 2025

Pamiątka 1-dnia Patryczka w szkole

Patryczek już ponad miesiąc temu poszedł do irlandzkiej szkoły - i jest bardzo zadowolony :-) Dzisiaj dostaliśmy taką oto pamiątkę z jego pierwszego dnia pobytu w tej szkole:

/Powyżej: pamiątka z 1-dnia pobytu Patryczka w szkole/

środa, 1 października 2025

Drony ze styropianu, państwo z kartonu

/Ten tekst powstał 13 września b.r. i został pierwotnie opublikowany w październikowym wydaniu polonijnego miesięcznika MIR - mir.info.pl z którym współpracuję, stąd uwagi na wstępie/

Nie jest łatwo napisać felieton do miesięcznika o bieżących wydarzeniach w Polsce, bo przez cykl wydawniczy to, co dla mnie wydarzyło się wczoraj, dla Państwa miało miejsce dobre 2-3 tygodnie temu. Z mojej perspektywy, wczoraj wtargnęło do Polski kilkanaście dronów, a w momencie, gdy weźmiecie Państwo do ręki bieżące wydanie lub pobierzecie je ze strony internetowej, może się okazać, że nasz kRAJ jest w stanie wojny, bo wszystko wskazuje na to, że pomimo zapewnień najważniejszych polityków, nasi żołnierze jednak znajdą się na Ukrainie.

Niemniej pewne rzeczy na pewno się nie zmienią, przynajmniej przez te najbliższe dwa tygodnie. Przede wszystkim to, że my, Polacy, mamy państwo z kartonu. Jak to w kartonowym państwie, zamiast oglądać poważne kanały informacyjne, możemy sobie od razu włączyć Cartoon Network. Poziom dziecięcej naiwności będzie taki sam. Dlaczego twierdzę, że mamy państwo z kartonu, którego polityka przypomina komiksowe obrazki? Ano choćby przez te drony. Na chwilę, w której to piszę, informacje mamy takie: do Polski wtargnęło 19 tanich dronów, najprawdopodobniej nieuzbrojonych, będących tzw. wabikami. O tym, że lecą do nas te drony, poinformowała nas... Białoruś. Poderwano nasze myśliwce, które nic nie mogły zrobić, bo nie mają możliwości namierzenia i niszczenia tak małych celów, oraz myśliwce naszych sojuszników, a konkretnie - Holendrów, którzy strącili 3 takie drony, używając rakiet za, dosłownie, miliony.

Reasumując: o niebezpieczeństwie poinformowało nas teoretycznie wrogie nam państwo, nasi sojusznicy z NATO strącili nam co 6-tego drona, a my sami mogliśmy co najwyżej rykiem silników naszych odrzutowców pobudzić okolicznych mieszkańców. Alert RCB rozesłano kilka godzin po fakcie, podobno po to, żeby nie wzbudzać paniki i żeby ludzie nie chcieli uciekać z kRAJu. Co ogłosił rząd? Jak zwykle pełny sukces i że "wszystkie procedury zadziałały".

Oczywiście jak to w kartonowym państwie, nic nie zadziałało. Nie mamy na granicy żadnego sprawnego systemu antydronowowego, chociaż takie są produkowane przez polskie firmy i sprawdzają się w warunkach bojowych na Ukrainie. Gdyby nie Białoruś, kto wie, czy w ogóle wiedzielibyśmy, że jakieś drony do nas wleciały. Gdyby nie Holendrzy, wszystkie drony mogłyby osiągnąć swoje cele, gdyby w ogóle je miały. Ogólnie rzecz biorąc, blamaż i kompromitacja: można do nas wpuścić nawet latawce czy inne dmuchawce, a sam wiatr zrobi swoje. Dokładnie jak w piosence: latawce, dmuchawce, wiatr...

Co do samych dronów, w chwili kiedy to piszę, trwają dywagacje, skąd to przyleciało i czyje to na pewno jest. Oczywiście głównie twierdzi się, że to ruskie maszyny. Sposób ich wykonania, byle jak i z byle czego, też na to wskazuje. Do tego na poważnie traktuje się argument, że: "były rosyjskie, bo miały rosyjskie napisy". Przyjmuje się również, że drony faktycznie były rosyjskie, tyle że wleciały na nasze terytorium wskutek zakłócenia sygnału gps przez ukraińską armię, która to jednak nie poinformowała nas o tym. Problem w tym, że od zawsze wojna polegała nie tylko na strzelaniu do siebie czym popadnie, ale również na dezinformacji, tworzonej z reguły przez wszystkie strony konfliktu.

Pamiętacie Państwo słynną ukraińską Wyspę Wężową, która wręcz stała się symbolem tej wojny? Już pierwszego dnia pełnoskalowej wojny, podpłynął do niej rosyjski okręt wojenny, i zażądał od ukraińskich odbiorców poddania się. Ich odpowiedzią miało być słynne: "Russkij wojennyj korabl, idi na ch...". Dalej, jak głosiła ukraińska hagiografia, Rosjanie mieli otworzyć ogień, a w nierównej walce zginęli wszyscy bohaterscy obrońcy wyspy. W rzeczywistości żaden z nich nie zginął, wszyscy się poddali a później wskutek wymiany jeńców - wrócili do domu. Dzisiaj o tym już wiemy, ale wtedy każdego, kto po lekturze rosyjskich mediów podważał ukraińską wersję, wyzywano od ruskich onuc i zwolenników Putina.

Właśnie, rosyjskie media. Nadal mamy je zablokowane w Europie, tej ostoi wolności słowa, prawda? Słusznie, nic nie może psuć jedności przekazu: jak wszyscy polegli, to wszyscy, wiadomo. "Prawda została ustalona i żadne fakty tego już nie zmienią", jak to stwierdziła swego czasu znana dziennikarka TVN i jednocześnie felietonistka Gazety Wyborczej.

Po Wyspie Wężowej mieliśmy cały wysyp baśni i legend: a to ukraińska babcia miała strącić słoikiem ruskiego drona, a to lokalni Cyganie ukradli ruskim... czołg, a to Rosjanie błyskawicznie się wystrzelali z amunicji i rakiet i wkrótce będą strzelać chyba tylko kamienicami z procy, a to Ukraińcy walczą tak dzielnie, że wkrótce zorganizują defiladę w Moskwie. I co? I nic, bajki z mchu i paproci, rzeczywistość jest zupełnie inna.

W końcu przyszedł Przewodów i śmierć dwóch Polaków od rakiety rosyjskiej produkcji, tyle że wystrzelonej przez Ukraińców. Jednak najpierw usłyszeliśmy, że to Rosja nas zaatakowała i że teraz już musimy zastosować odwet i wkroczyć do wojny. Oto co wtedy napisał prezydent Zełenski na Twitterze: „Federacja Rosyjska zabija wszędzie tam, gdzie może dotrzeć. Dzisiaj dotarła do Polski. Ten atak na bezpieczeństwo zbiorowe w regionie euroatlantyckim jest eskalacją. Zginęli ludzie. Moje kondolencje dla polskich braci i sióstr! Ukraina zawsze z wami. Należy powstrzymać terror Rosji. Solidarność to nasza siła". Nastroje znacznie podkręcali w internecie Ukraińcy, pisząc wprost: " I co, Poliaki? Ruscy was zaatakowali, a wy nic?" Dodam, że szczegółowe śledztwo w sprawie tej rakiety trwa do dzisiaj, skutecznie blokowane przez Ukrainę. Zresztą podobnie jak blokowane są ekshumacje Polaków, niewyobrażalnie brutalnie zamordowanych przez swoich ukraińskich sąsiadów. Doprawdy, trudno po tym wszystkim dawać wiarę jednej stronie, pamiętając jednocześnie, że druga też kłamie w żywe oczy a wręcz jest mistrzem propagandy.

Wracając do naszego ogródka: kolejnym symptomem tego, że mamy państwo z kartonu jest fakt, że będąc sąsiadem kraju, który od 2014 roku jest w stanie wojny z Rosją, kiedy to bez jednego wystrzału przekazano jej Krym, skupiamy się na kompletnie nieistotnych rzeczach, zamiast już wtedy zacząć się zbroić. Wydajemy mnóstwo pieniędzy na budowanie jakiś super zapór na granicy z Białorusią, gdy tymczasem, o czym jestem przekonany, wystarczyłaby jedna, góra dwie karabinowe serie: pierwsza tuż pod nogami próbujących się wedrzeć do Polski przestępców, a druga, gdyby pierwsza nie poskutkowała, już w kolana. Do trzeciej, wymierzonej w głowę, zapewne by nie doszło.

Rozumiem, że może to niektórych z Państwa zbulwersować, ale tak postępuje poważny kRAJ. Granica to świętość, do jej przekraczania służą odpowiednie przejścia. Każdy, kto przekracza ją inaczej, w świetle prawa jest przestępcą i ryzykuje życiem. Gdybyśmy od razu zastosowali taką taktykę, ilość chętnych do szturmowania naszej granicy stopniałaby do zera, a nasz dźgnięty nożem żołnierz, młody chłopak, przed którym było całe życie, pewnie nadal by żył. Swoją drogą to, że ten bandyta, który ugodził polskiego żołnierza, nie został zastrzelony na miejscu, również daje sporo do myślenia. Idąc dalej: wydajemy mnóstwo pieniędzy na jakieś centra dla podrzucanych nam przez Niemców imigrantów, zamiast przekształcić je od razu w ośrodki deportacyjne, i odsyłać nieproszonych gości, oczywiście - na koszt Niemców, którzy ich tutaj zaprosili. Nie mówię już o milionach złotych wydawanych na jakieś chore ideologie, według których istnieje 365 płci, inna na każdy dzień roku, zamiast przeznaczyć te pieniądze na jak najlepsze zabezpieczenie naszych granic.

To, że mamy kartonowe państwo, widać choćby po naszej ambasadzie w Dublinie. Dacie Państwo wiarę, że już od ponad roku nie mamy tutaj swojego ambasadora? Oczywiście tylko i wyłącznie wskutek politycznych gierek nowej władzy, status naszej ambasady w Irlandii ma znacznie niższy prestiż. Pominę już litościwe działania naszego konsulatu, którego najmniejszych grzechem jest rozsyłanie e-maili z jawną listą mailingową odbiorców, dzięki czemu tak naprawdę nawet osoby postronne, mogą łatwo uzyskać dostęp do bazy adresowej organizacji i działaczy polonijnych w Irlandii. Niby to niewielka rzecz, może zwykły błąd, ale już świadczy o kompetencjach, a raczej ich braku. 

Aha, panie konsulu: jeżeli Pan to czyta, to zweryfikujcie sobie tę listę, bo idę o zakład, że w połowie jest już nieaktualna. Później człowiek przeciera oczy ze zdumienia, widząc goszczących na różnych rautach w naszych dyplomatycznych placówkach persony, które od lat nie udzielają się w pracy dla Polonii, ale ciągle mają dostęp do skrzynki mailowej. Niemniej, proszę się nie przejmować, nikt od Was tak naprawdę niczego nie wymaga, bo ludzie rozumieją, że jakie państwo, taka i dyplomacja. Na szczęście - już nie rowerowa, którą uprawiała poprzednia pani ambasador, bo jak widać, miniona władza też traktowała Zieloną Wyspę po macoszemu, i kierowała tutaj różne dyplomatyczne persony, chyba za karę.

Dlaczego tak jest? Dlatego, że jesteśmy Polakami i jest to naszą narodową przywarą. Już Mickiewicz to piętnował w Panu Tadeuszu, krytykując zryw narodowy wywołany emocjami, nad starannie zaplanowane działanie. Pamiętamy jego słynne zawołanie, włożone w usta Sędziego: "Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, Ja z synowcem na czele, i? – jakoś to będzie!". Jakoś to będzie, odwaga przed rozsądkiem... Tyle, że nie tym razem.

Ida trudne czasy i dla naszego państwa - i dla Państwa, bo przecież każdy z nas zostawił w kRAJu jak nie najbliższą rodzinę, to przynajmniej część serca i duszy. Oczywiście przetrwamy to wszystko i daj Panie Boże, odrodzimy się silniejsi. W Polsce choćby i betonowej, byle nie kartonowej...

Czego Państwu i sobie życzę.

poniedziałek, 29 września 2025

The Donkey Sanctuary - po raz drugi

Po 17 latach znowu wybraliśmy się do The Donkey Sanctuary, azylu dla osiołków w Liscarroll. Byliśmy tam w 2008 roku: LINK, teraz - wybraliśmy się tam z Patryczkiem. Osiołki jak zwykle były bardzo przyjazne ;-) Odwiedziliśmy również zamek w tej miejscowości.

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z tej naszej wycieczki można zobaczyć na YT: LINK.



niedziela, 28 września 2025

Cork Mind Body Experience

W Cork City Hall, reprezentacyjnym budynku ratusza miejskiego, w dniach 27-28.09. b.r. miało miejsce Cork Mind Body Experience, czyli generalnie wystawa i targi, na której ponad 100 wystawców prezentowało swoje towary lub umiejętności: od stawiania kart tarota, poprzez uleczanie, praktyki jogi, wykłady, masaże, po ręcznie robioną biżuterię, naturalne kosmetyki, ziołowe preparaty, itp. Wybrałem się z ciekawości, tym bardziej że wstęp był wolny. No cóż, człowieka u niemal schyłku życia niewiele rzeczy może zaskoczyć, więc tylko tak dla porządku: w laicyzującym się społeczeństwie, wróżki cieszą się coraz większym wzięciem ;-) Gdzie logika i sens - nie wiem.

/Powyżej: Cork Mind Body Experience/

sobota, 27 września 2025

Blackpool Family Fun Day

Wybraliśmy się z Patryczkiem na "Dzień Rodzinny", zorganizowany przez Blackpool Tidy Village Group, na placyku obok Kościoła Zwiastowania. Jak zwykle było malowanie twarzy, gry i zabawy, artysta który robił różne rzeczy z baloników oraz pokazywał sztuczki, malowanie domków dla ptaków, robienie koralików, muzyka, itp. Serwowane były bezpłatne lekkie przekąski, jak nieśmiertelne kanapki z chipsami oraz domowe ciasta. Było super ;-)

/Powyżej: dzień rodzinny przy kościele/

niedziela, 21 września 2025

Farran Forest Park

Wybraliśmy się do Farran Forest Park. Jak napisano na jego stronie: "jest to niewielki park, który ma wiele do zaoferowania pod względem atrakcji i walorów przyrodniczych. Rośnie w nim zróżnicowana mieszanka gatunków drzew i krzewów, co czyni go atrakcyjnym miejscem do odwiedzenia przez cały rok. W wybiegu dla zwierząt żyje stado jeleni i danieli, a także kilka bardzo przyjaznych kaczek. Obserwowanie jeleni z ich imponującymi porożami w okresie godowym jesienią, a następnie z młodymi wiosną, to wystarczający powód, aby odwiedzić park".

/Powyżej: Agnieszka z Patryczkiem w Farran Forest Park/

sobota, 20 września 2025

Zwierzęta, manifestacja i koncert

W ciągu tygodnia Patryczek przykładnie chodzi do szkoły, ale w weekendy zawsze staramy się ciekawie spędzić czas. Jak było w tę sobotę? Najpierw wybraliśmy się do Wilton Shopping Centre, gdzie miał być szumnie zapowiadamy pokaz zwierząt. Myślałem, że z pół parkingu na ten cel przeznaczą, w rzeczywistości były to trzy skromne klatki na korytarzu tegoż centrum. Ot tyle, że Patryczek mógł na chwilę wziąć jednego gadziego oseska na ręce. Pojechaliśmy więc od razu do Fitzgerald Park, gdzie miał być chrześcijański koncert, zorganizowany przez kościoły protestanckie w Cork, ale wcześniej, w centrum, natknęliśmy się na antyizraelską manifestację poparcia dla Palestyny. Później - szybki obiad i do domu ;-)

Poniżej - kilka zdjęć, zapraszam też do obejrzenia filmiku na YT: LINK.




środa, 10 września 2025

Coście Irlandczycy uczynili z tą krainą...

Kiedy 21 lat temu, po trzech dniach jazdy autobusem, przyjechałem z Krakowa do Corku, to miejsce wydało mi się rajem. Teraz coraz częściej przekonuję się, że jest to raj utracony. Niestety, na własną prośbę Irlandczyków.

Jaka była Polska w 2004 roku, kiedy opuszczałem naszej Ojczyzny łono? Nijaka. Rządziła jeszcze lewica, a więc oczywiste było, że kraj był splądrowany, bezrobocie szalało a praca na umowach śmieciowych po 3 złote za godzinę - była szczytem marzeń. Nawet Kraków, to niegdyś stołeczno-królewskie miasto, przypominał obraz nędzy i rozpaczy. Pierwsze poważniejsze remonty rozpoczęto tam dopiero w 2007 roku, kiedy już było wiadomo, że raczej w tej Unii zostaniemy. Dopiero wtedy, po dekadzie stawiania w tym mieście wyłącznie zagranicznych hipermarketów, postanowiono zabezpieczyć odpadające gzymsy i odmalować fasady.

W Irlandii nasi Rodacy przekonali się wreszcie, że za solidną pracę należy się przyzwoita zapłata, a szacunek należy się z kolei każdemu, bez względu na pracę, którą wykonuje. Do rodzin emigrantów w Polsce, popłynęła szeroka rzeka euro, co pozwoliło im również szybciej podnieść z finansowej zapaści. Praca w Polsce może i ludzi uszlachetniała, ale dopiero w takiej Irlandii pozwalała im się wzbogacić. No dobrze, żartuję z tym uszlachetnianiem, szczególnie w Polsce Roku Pańskiego 2004. Z reguły było bardzo źle, ludzie po studiach trafiali, w najlepszym przypadku, na kasy we wspomnianych wybudowanych w ostatniej dekadzie zagranicznych hipermarketach. W Irlandii też tam lądowali, ale za 7-8 krotnie wyższą płacę, z gwarantowanymi przerwami w pracy i szacunkiem do własnej osoby. Spora część osób nie będzie miała pojęcia, o czym piszę, bo wyjechała z Polski zaraz po maturze czy studiach, nie pracując w Ojczyźnie nawet jednego dnia.

Wyjechaliśmy i byliśmy szczęśliwi. No dobrze, nie zawsze i nie wszyscy, ale jednak Irlandia dała nam to, czego nie dała nam Ojczyzna. Irlandczycy przyjęli nas bardzo ciepło, często wspominając, że pochodzimy z kraju Ojca Świętego, Jana Pawła II, pierwszego papieża, który odwiedził ich kraj. Podkreślali też, że sami często było emigrantami, albo przynajmniej mają kogoś bliskiego w rodzinie, kto musiał wyjechać.

Irlandia zawsze była biednym krajem, jeszcze długo po odzyskaniu niepodległości żyło się tutaj bardzo skromnie. Kraj rolniczy, naród bardzo konserwatywny, wierzący. Tą wiarą, a raczej zaufaniem do kościoła katolickiego, zachwiało ujawnienie szeregu przestępstw popełnionych przez osoby, które nigdy nie powinny być przyjęte do stanu duchownego. Do tego nagle objawił się Celtycki Tygrys, ogromny boom gospodarczy. Wiadomo, że jak trwoga, to do Boga a w spadającym samolocie nie ma ateistów, każdy natychmiast się nawraca, choćby tylko do chwili zażegnania groźnej sytuacji. Tym samym, gdy jest dobrobyt, a w Kościele afera goni aferę, nie ma lepszego momentu do pożegnania tej instytucji.

Kościoły opustoszały, liczba powołań spadła, ale za to Irlandczykom zaczęło powodzić się materialnie. Wkrótce w wykonywaniu najcięższych lub najmniej wdzięcznych prac, zaczęli zastępować ich obcokrajowcy. Z kolei w referendum zagłosowali za udzieleniem ślubów osobom tej samej płci, a później wreszcie za aborcją. Mogłoby się wydawać, że kiedy odeszli od Kościoła, to złapali Pana Boga za nogi. Nic bardziej mylnego. Przestali służyć Bogu a zaczęli - Mamonie, i na krótki czas to się nawet sprawdzało.

Jednak miesiąc miodowy, chociaż miałby trwać i dekadę, musiał się skończyć. Wskutek wielu czynników, od uległości unijnym komisarzom, przez brak wyobraźni po polityczną korupcję, gospodarka, chociaż dobrze wygląda w sprawozdaniach, przestała dostarczać środków na rozwiązanie coraz większych problemów społecznych. Przede wszystkim brakuje mieszkań, przez co ich ceny szybują do góry. Im więcej trzeba oddać za mieszkanie, tym mniej zostaje na życie, a warto dodać, że ceny innych produktów czy usług również nie stoją w miejscu. W przeciwieństwie do przeciętnej płacy, której wzrost jest niemal niezauważalny. Pomimo tej katastrofy mieszkaniowej, irlandzki rząd posłusznie wykonuje unijne dyrektywy i wpuszcza olbrzymią ilość przybyszów z innych, pozaunijnych krajów, często kompletnie obcych kulturowe i wyznających inne wartości, co prędzej czy później musi rodzić konflikty. Irlandczycy to widzą i są coraz bardziej wkurzeni. Wcześniej, gdy tygodniówka pozwalała na spokojne życie i weekendowe imprezy z przyjaciółmi, niespecjalnie im to przeszkadzało. Teraz gdy z powodu cen wypijają sześciopak heinekena na swoim ogródku, zamiast w pubie, zaczyna w nich wzrastać frustracja.

Za politykę, również imigracyjną, odpowiadają rządzący, którzy są emanacją społeczeństwa. Jaki rząd, takie społeczeństwo, chciałoby się napisać. Tyle że zamiast mieć pretensje do siebie, że cały czas wybierają tak, jak wybierają, najprawdopodobniej skumulują ten gniew gdzie indziej. Komu się oberwie w pierwszej kolejności? Imigrantom, oczywiście. Nikt nie będzie rozróżniał, czy chodzi o lekarzy i inżynierów z pontonów, czy o osoby z innych krajów UE, mieszkające i pracujące tutaj zupełnie legalnie. Nie jesteś stąd, więc jesteś obcy i najlepiej, żebyś wrócił do siebie. Już przestaje im pasować Polak "robiący im kanapki", jak to niegdyś "żartował" sobie pewien radiowy prezenter z Cork. Już nie pasuje Brazylijczyk zatrudniony w pralni czy Chorwat pakujący tabletki w fabryce medykamentów. Nagle okazuje się, że to już nie jest ten sam kraj, do którego przyjechaliśmy, a Irlandczycy nie są tymi samymi ludźmi, którzy nas tak ciepło witali. W tym czasie wyrosła cała nowa generacja, wychowana już według innych wartości, a często i bez wartości.

Pytanie, czyja to jest wina? Jak to mówią, gdy wskazujesz jednym palcem na kogoś, to najczęściej trzema na siebie. Nie ma już silnej, dominującej roli Kościoła, co otworzyło szeroko drzwi dla imigrantów innych wyznań. Nie ma niezależnego, zorientowanego narodowo rządu, przez co idee "społeczeństwa otwartego", są realizowane na naszych oczach. Do tego doprowadzili, niestety, sami Irlandczycy. To oni, w kolejnych wyborach, dawali mandat tej władzy, a w referendach zmieniali to, co było święte dla ich przodków. Skutki, jak widać, są opłakane. Z miejsca naprawdę dobrego do życia, powoli tworzą twór, z którego sami będą uciekali.

Oczywiście, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: jak ci nie pasuje, to wracaj do Polski, a Irlandczyków zostaw w spokoju. Tylko nie zawsze jest to takie łatwe. Ludzie tutaj często utknęli na lata: bo rodzina, bo dzieci w szkole, bo kredyt na dom. Trudno jest wracać po dwóch dekadach i często zaczynać układać życie na nowo. Do tego wielu z nas naprawdę pokochało Irlandię, za jej krajobraz, za historię, a alergicy nawet za pogodę. Wielu z nas ma ciągle złudną nadzieję, że jeszcze będzie przepięknie, albo przynajmniej - normalnie.

I w końcu: jesteśmy Polakami, ale i Europejczykami. Wszędzie w UE jesteśmy u siebie, bo przecież nikt nam nie dał nic za darmo. Za wejście do Unii słono zapłaciliśmy otwarciem naszego rynku i zdominowaniem go przez zachodnie koncerny. Więc to nie może być tak, że Polakom już dziękujemy i wracajcie do siebie, bo wtedy poprosimy, żeby przestano nas już traktować jak dojną krowę. I żeby wyjąć ręce z naszych kieszeni.

Spójrzmy, jak jesteśmy wykorzystywani gospodarczo w każdym niemal obszarze. Co by się stało, gdybyśmy jednak postanowili znowu wybić się na niepodległość? Czy naprawdę na naszym terenie są nam potrzebne niemieckie firmy, zatrudniające pracowników z Kolumbii czy innej Wenezueli, do tego rok do roku wykazujące straty? Wiemy, że takie mamy. Do tego media z zagranicznym kapitałem kształtujące polskie umysły, handel eksportujący zyski do swoich macierzystych krajów, obce banki i firmy telekomunikacyjne. Jak już idziemy, to na całość, nawet gdybyśmy musieli mieć swoją wersję słynnego bostońskiego parzenia herbaty.

Pytanie, komu się to bardziej opłaci?

niedziela, 7 września 2025

AutumnFest na Douglas Street w Cork

W ramach programu "Open Streets", realizowanego przez władze Cork, miał miejsce kolejny "uliczny festiwal", tym razem AutumnFest na Douglas Street. Wybrałem się tam z Patryczkiem, było sporo atrakcji dla dzieci - i dorosłych. Pokazy teatralno - cyrkowe, występy artystów, warsztaty artystyczne i rękodzielnicze, pokazy rzemiosła i lokalnych producentów, stragany z jedzeniem, kącik dla najmłodszych z malowaniem twarzy, zabawami, itp.

Poniżej kilka zdjęć, na YT można zobaczyć mój filmik z tego wydarzenia: LINK.





sobota, 6 września 2025

National Services Day

Dzisiaj przed Centrum Handlowym Mahon Point w Cork, z okazji National Services Day /Dzień Służb Państwowych/ zorganizowano wydarzenia, w którym zaprezentowali się przedstawiciele ponad 20 takich służb, tj., cytując za organizatorem: "Policji, Straży Pożarnej Hrabstwa Cork, Krajowego Pogotowia Ratunkowego, Irlandzkiego Czerwonego Krzyża z Cork, Zakonu Maltańskiego – Korpusu Pogotowia Ratunkowego – Region Południowy, Ratownictwa Medycznego, CFR Ireland, Obrony Cywilnej Cork West i wielu, wielu innych".

Poniżej kilka zdjęć, na YT można zobaczyć mój filmik z tego wydarzenia: LINK.



poniedziałek, 1 września 2025

Domowa wizyta nauczycielki

Dzisiaj odwiedziła nas w domu pani nauczycielka, będąca swoim "nauczycielem łącznikowym" ze szkoły Patryczka. Wiedzieliśmy że taka wizyta będzie, wspomniano o niej zresztą i w innej szkole, w której byliśmy na wstępnej rozmowie, gdy nie wiedzieliśmy jeszcze, do której szkoły zapiszemy Patryczka. Czyli jest to, jak rozumiem, standard, przynajmniej w szkole podstawowej, że nauczyciel odwiedza domy uczniów. Oczywiście oficjalnym powodem była chęć bliższego poznania się oraz przekazania upominku od szkoły, nieoficjalnie - myślę że w ten sposób szkoła sprawdza, jakie warunki ma uczeń w domu, a gdyby okazało się że jest tam jakaś patologia, zapewne można szybko zareagować. Tak więc z jednej strony trochę inwigilacja, z drugiej - uważam że to bardzo dobra procedura.

Pani nauczycielka była bardzo miła, zapytała o podstawowe kwestie związane z Patryczkiem, tj. jak spędza czas, co lubi jeść, itp. My też mogliśmy zapytać o wszystko, co związane ze szkołą.

/Poniżej: upominek dla Patryczka z jego szkoły/

niedziela, 31 sierpnia 2025

Inniscarra Agricultural Show 2025

Po trzech latach, znowu wybraliśmy się do Inniscarra, na tamtejszą wystawę rolniczą, połączoną z pokazem dawnych aut i wieloma atrakcjami dla dzieci. Z powodu deszczu, część wystawców albo nie dotarła, albo wyjechała wcześniej, dlatego zrezygnowano z pobierania opłat za wejście.

Poniżej kilka zdjęć, na YT można zobaczyć mój filmik z tego wydarzenia: LINK.






czwartek, 28 sierpnia 2025

Patryczek idzie do szkoły

Dzisiaj Patryczek poszedł do szkoły. Oczywiście - w obowiązkowym mundurku. Nie mógł się już doczekać ;-)  W Irlandii dzieci nieco wcześniej zaczynają szkołę, niż w Polsce.

/Powyżej: Patryczek tuż przed wyjściem do szkoły/

niedziela, 24 sierpnia 2025

Blackpool Block Party w Cork

Dzisiaj po raz pierwszy był zorganizowany Blackpool Block Party w Cork. To kolejne wydarzenie w ramach projektu Open Streets, który, jak napisali organizatorzy: "przekształca ulice w miejsca spotkań społecznych, promując zrównoważony styl życia i redefinicję przestrzeni miejskiej." Wybraliśmy się tam, tym bardziej że mieliśmy tak blisko, że już bliżej nie można ;-)

Było naprawdę super: muzyka na żywo, gry i zabawy dla dzieci, kreatywne warsztaty i stoiska, bezpłatna herbata, pizza i sałatki z lokalnych składników, jak również świeże wypieki, a do tego ogrodnicze prezenty: sadzonki, doniczki, kompost i nasiona od lokalnych ogrodników, by zachęcić do samodzielnej uprawy.

Poniżej - kilka zdjęć, na na moim YT można zobaczyć filmik z tego wydarzenia: LINK.




sobota, 23 sierpnia 2025

North Main Street Carnival w Cork

Od 2023 roku, w ramach projektu Open Streets, pod koniec sierpnia, w Cork ma miejsce ma miejsce North Main Street Carnival. Na czas festynu, North Main Street, ta historyczna ulica Cork, zostaje wyłączona z ruchu samochodowego i zamienia się w deptak. Są wówczas koncerty, występy artystyczne, zabawy i gry plenerowe dla dzieci, mini zoo, malowanie twarzy, itp.

Poniżej - kilka zdjęć, na na moim YT można zobaczyć filmik z tego wydarzenia: LINK.





piątek, 22 sierpnia 2025

Dzień Rodzinny w Dellu

Dzisiaj w fabryce Della /dawniej: EMC/ w Ovens, zorganizowano dla pracowników Dzień Rodzinny. Można było przyjechać z dziećmi, bo to w sumie pod nich było zorganizowane to wydarzenie, i wziąć udział w zabawach i konkursach. Było malowanie twarzy, lody i ciastka, robienie bransoletek, sadzenie własnych roślinek, itp. Filmik z tego wydarzenia można zobaczyć na moim YT: LINK.

/Powyżej: Dzień Rodzinny w Dellu/

niedziela, 17 sierpnia 2025

Cork on a Fork Festival

Od 13 do 17 sierpnia b.r. w Cork miał miejsce Cork on a Fork Festival. Jak napisali na swojej stronie organizatorzy: "to pięciodniowe święto kulinarne obejmie blisko 100 wydarzeń: od ulicznych atrakcji i wyjątkowych kolacji, przez pokazy gotowania, warsztaty i degustacje, po spotkania z szefami kuchni oraz wydarzenia rodzinne. Cork to kulinarna stolica Irlandii – miasto nagradzanych restauracji, kawiarni, pubów i 60% producentów rzemieślniczej żywności w kraju. Tradycje sięgają X wieku, kiedy jako port handlowy rozwijało kuchnię "od pola do stołu". Festiwal, zainicjowany przez Radę Miasta Cork w 2022 roku, powstał, by wspierać sektor gastronomii po pandemii i promować Cork jako główny cel kulinarny Irlandii. Program obejmuje zarówno wydarzenia biletowane, jak i bezpłatne."

Wybraliśmy się na dwa wydarzenia w ramach tego festiwalu, oczywiście dostosowując wybór pod Patryczka. Pierwszy był w Elizabeth Fort, drugi przed Cork Opera House. W tym pierwszym było raczej skromnie: muzyka na żywo, parę straganów, kilka możliwości tradycyjnych zabaw dla dzieci. W tym drugim byłą znacznie bogatsza oferta kulinarna, pokaz gotowania a nawet mini zoo. Mini relację z tego pierwszego eventu można zobaczyć na moim YT tutaj: LINK, a z drugiego tutaj: LINK.

/Powyżej: Cork on a Fork Festival w Elizabeth Fort/