środa, 10 września 2025

Coście Irlandczycy uczynili z tą krainą...

Kiedy 21 lat temu, po trzech dniach jazdy autobusem, przyjechałem z Krakowa do Corku, to miejsce wydało mi się rajem. Teraz coraz częściej przekonuję się, że jest to raj utracony. Niestety, na własną prośbę Irlandczyków.

Jaka była Polska w 2004 roku, kiedy opuszczałem naszej Ojczyzny łono? Nijaka. Rządziła jeszcze lewica, a więc oczywiste było, że kraj był splądrowany, bezrobocie szalało a praca na umowach śmieciowych po 3 złote za godzinę - była szczytem marzeń. Nawet Kraków, to niegdyś stołeczno-królewskie miasto, przypominał obraz nędzy i rozpaczy. Pierwsze poważniejsze remonty rozpoczęto tam dopiero w 2007 roku, kiedy już było wiadomo, że raczej w tej Unii zostaniemy. Dopiero wtedy, po dekadzie stawiania w tym mieście wyłącznie zagranicznych hipermarketów, postanowiono zabezpieczyć odpadające gzymsy i odmalować fasady.

W Irlandii nasi Rodacy przekonali się wreszcie, że za solidną pracę należy się przyzwoita zapłata, a szacunek należy się z kolei każdemu, bez względu na pracę, którą wykonuje. Do rodzin emigrantów w Polsce, popłynęła szeroka rzeka euro, co pozwoliło im również szybciej podnieść z finansowej zapaści. Praca w Polsce może i ludzi uszlachetniała, ale dopiero w takiej Irlandii pozwalała im się wzbogacić. No dobrze, żartuję z tym uszlachetnianiem, szczególnie w Polsce Roku Pańskiego 2004. Z reguły było bardzo źle, ludzie po studiach trafiali, w najlepszym przypadku, na kasy we wspomnianych wybudowanych w ostatniej dekadzie zagranicznych hipermarketach. W Irlandii też tam lądowali, ale za 7-8 krotnie wyższą płacę, z gwarantowanymi przerwami w pracy i szacunkiem do własnej osoby. Spora część osób nie będzie miała pojęcia, o czym piszę, bo wyjechała z Polski zaraz po maturze czy studiach, nie pracując w Ojczyźnie nawet jednego dnia.

Wyjechaliśmy i byliśmy szczęśliwi. No dobrze, nie zawsze i nie wszyscy, ale jednak Irlandia dała nam to, czego nie dała nam Ojczyzna. Irlandczycy przyjęli nas bardzo ciepło, często wspominając, że pochodzimy z kraju Ojca Świętego, Jana Pawła II, pierwszego papieża, który odwiedził ich kraj. Podkreślali też, że sami często było emigrantami, albo przynajmniej mają kogoś bliskiego w rodzinie, kto musiał wyjechać.

Irlandia zawsze była biednym krajem, jeszcze długo po odzyskaniu niepodległości żyło się tutaj bardzo skromnie. Kraj rolniczy, naród bardzo konserwatywny, wierzący. Tą wiarą, a raczej zaufaniem do kościoła katolickiego, zachwiało ujawnienie szeregu przestępstw przez osoby, które nigdy nie powinny być przyjęte do stanu duchownego. Do tego nagle objawił się Celtycki Tygrys, ogromny boom gospodarczy. Wiadomo, że jak trwoga, to do Boga a w spadającym samolocie nie ma ateistów, każdy natychmiast się nawraca, choćby tylko do chwili zażegnania groźnej sytuacji. Tym samym, gdy jest dobrobyt, a w Kościele afera goni aferę, nie ma lepszego momentu do pożegnania tej instytucji.

Kościoły opustoszały, liczba powołań spadła, ale za to Irlandczykom zaczęło powodzić się materialnie. Wkrótce w wykonywaniu najcięższych lub najmniej wdzięcznych prac, zaczęli zastępować ich obcokrajowcy. Z kolei w referendum zagłosowali za udzieleniem ślubów osobom tej samej płci, a później wreszcie za aborcją. Mogłoby się wydawać, że kiedy odeszli od Kościoła, to złapali Pana Boga za nogi. Nic bardziej mylnego. Przestali służyć Bogu a zaczęli - Mamonie, i na krótki czas to się nawet sprawdzało.

Jednak miesiąc miodowy, chociaż miałby trwać i dekadę, musiał się skończyć. Wskutek wielu czynników, od uległości unijnym komisarzom, przez brak wyobraźni po polityczną korupcję, gospodarka, chociaż dobrze wygląda w sprawozdaniach, przestała dostarczać środków na rozwiązanie coraz większych problemów społecznych. Przede wszystkim brakuje mieszkań, przez co ich ceny szybują do góry. Im więcej trzeba oddać za mieszkanie, tym mniej zostaje na życie, a warto dodać, że ceny innych produktów czy usług również nie stoją w miejscu. W przeciwieństwie do przeciętnej płacy, której wzrost jest niemal niezauważalny. Pomimo tej katastrofy mieszkaniowej, irlandzki rząd posłusznie wykonuje unijne dyrektywy i wpuszcza olbrzymią ilość przybyszów z innych, pozaunijnych krajów, często kompletnie obcych kulturowe i wyznających inne wartości, co prędzej czy później musi rodzić konflikty. Irlandczycy to widzą i są coraz bardziej wkurzeni. Wcześniej, gdy tygodniówka pozwalała na spokojne życie i weekendowe imprezy z przyjaciółmi, niespecjalnie im to przeszkadzało. Teraz gdy z powodu cen wypijają sześciopak heinekena na swoim ogródku, zamiast w pubie, zaczyna w nich wzrastać frustracja.

Za politykę, również imigracyjną, odpowiadają rządzący, którzy są emanacją społeczeństwa. Jaki rząd, takie społeczeństwo, chciałoby się napisać. Tyle że zamiast mieć pretensje do siebie, że cały czas wybierają tak, jak wybierają, najprawdopodobniej skumulują ten gniew gdzie indziej. Komu się oberwie w pierwszej kolejności? Imigrantom, oczywiście. Nikt nie będzie rozróżniał, czy chodzi o lekarzy i inżynierów z pontonów, czy o osoby z innych krajów UE, mieszkające i pracujące tutaj zupełnie legalnie. Nie jesteś stąd, więc jesteś obcy i najlepiej, żebyś wrócił do siebie. Już przestaje im pasować Polak "robiący im kanapki", jak to niegdyś "żartował" sobie pewien radiowy prezenter z Cork. Już nie pasuje Brazylijczyk zatrudniony w pralni czy Chorwat pakujący tabletki w fabryce medykamentów. Nagle okazuje się, że to już nie jest ten sam kraj, do którego przyjechaliśmy, a Irlandczycy nie są tymi samymi ludźmi, którzy nas tak ciepło witali. W tym czasie wyrosła cała nowa generacja, wychowana już według innych wartości, a często i bez wartości.

Pytanie, czyja to jest wina? Jak to mówią, gdy wskazujesz jednym palcem na kogoś, to najczęściej trzema na siebie. Nie ma już silnej, dominującej roli Kościoła, co otworzyło szeroko drzwi dla imigrantów innych wyznań. Nie ma niezależnego, zorientowanego narodowo rządu, przez co idee "społeczeństwa otwartego", są realizowane na naszych oczach. Do tego doprowadzili, niestety, sami Irlandczycy. To oni, w kolejnych wyborach, dawali mandat tej władzy, a w referendach zmieniali to, co było święte dla ich przodków. Skutki, jak widać, są opłakane. Z miejsca naprawdę dobrego do życia, powoli tworzą twór, z którego sami będą uciekali.

Oczywiście, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: jak ci nie pasuje, to wracaj do Polski, a Irlandczyków zostaw w spokoju. Tylko nie zawsze jest to takie łatwe. Ludzie tutaj często utknęli na lata: bo rodzina, bo dzieci w szkole, bo kredyt na dom. Trudno jest wracać po dwóch dekadach i często zaczynać układać życie na nowo. Do tego wielu z nas naprawdę pokochało Irlandię, za jej krajobraz, za historię, a alergicy nawet za pogodę. Wielu z nas ma ciągle złudną nadzieję, że jeszcze będzie przepięknie, albo przynajmniej - normalnie.

I w końcu: jesteśmy Polakami, ale i Europejczykami. Wszędzie w UE jesteśmy u siebie, bo przecież nikt nam nie dał nic za darmo. Za wejście do Unii słono zapłaciliśmy otwarciem naszego rynku i zdominowaniem go przez zachodnie koncerny. Więc to nie może być tak, że Polakom już dziękujemy i wracajcie do siebie, bo wtedy poprosimy, żeby przestano nas już traktować jak dojną krowę. I żeby wyjąć ręce z naszych kieszeni.

Spójrzmy, jak jesteśmy wykorzystywani gospodarczo w każdym niemal obszarze. Co by się stało, gdybyśmy jednak postanowili znowu wybić się na niepodległość? Czy naprawdę na naszym terenie są nam potrzebne niemieckie firmy, zatrudniające pracowników z Kolumbii czy innej Wenezueli, do tego rok do roku wykazujące straty? Wiemy, że takie mamy. Do tego media z zagranicznym kapitałem kształtujące polskie umysły, handel eksportujący zyski do swoich macierzystych krajów, obce banki i firmy telekomunikacyjne. Jak już idziemy, to na całość, nawet gdybyśmy musieli mieć swoją wersję słynnego bostońskiego parzenia herbaty.

Pytanie, komu się to bardziej opłaci?

niedziela, 7 września 2025

AutumnFest na Douglas Street w Cork

W ramach programu "Open Streets", realizowanego przez władze Cork, miał miejsce kolejny "uliczny festiwal", tym razem AutumnFest na Douglas Street. Wybrałem się tam z Patryczkiem, było sporo atrakcji dla dzieci - i dorosłych. Pokazy teatralno - cyrkowe, występy artystów, warsztaty artystyczne i rękodzielnicze, pokazy rzemiosła i lokalnych producentów, stragany z jedzeniem, kącik dla najmłodszych z malowaniem twarzy, zabawami, itp.

Poniżej kilka zdjęć, na YT można zobaczyć mój filmik z tego wydarzenia: LINK.





sobota, 6 września 2025

National Services Day

Dzisiaj przed Centrum Handlowym Mahon Point w Cork, z okazji National Services Day /Dzień Służb Państwowych/ zorganizowano wydarzenia, w którym zaprezentowali się przedstawiciele ponad 20 takich służb, tj., cytując za organizatorem: "Policji, Straży Pożarnej Hrabstwa Cork, Krajowego Pogotowia Ratunkowego, Irlandzkiego Czerwonego Krzyża z Cork, Zakonu Maltańskiego – Korpusu Pogotowia Ratunkowego – Region Południowy, Ratownictwa Medycznego, CFR Ireland, Obrony Cywilnej Cork West i wielu, wielu innych".

Poniżej kilka zdjęć, na YT można zobaczyć mój filmik z tego wydarzenia: LINK.



poniedziałek, 1 września 2025

Domowa wizyta nauczycielki

Dzisiaj odwiedziła nas w domu pani nauczycielka, będąca swoim "nauczycielem łącznikowym" ze szkoły Patryczka. Wiedzieliśmy że taka wizyta będzie, wspomniano o niej zresztą i w innej szkole, w której byliśmy na wstępnej rozmowie, gdy nie wiedzieliśmy jeszcze, do której szkoły zapiszemy Patryczka. Czyli jest to, jak rozumiem, standard, przynajmniej w szkole podstawowej, że nauczyciel odwiedza domy uczniów. Oczywiście oficjalnym powodem była chęć bliższego poznania się oraz przekazania upominku od szkoły, nieoficjalnie - myślę że w ten sposób szkoła sprawdza, jakie warunki ma uczeń w domu, a gdyby okazało się że jest tam jakaś patologia, zapewne można szybko zareagować. Tak więc z jednej strony trochę inwigilacja, z drugiej - uważam że to bardzo dobra procedura.

Pani nauczycielka była bardzo miła, zapytała o podstawowe kwestie związane z Patryczkiem, tj. jak spędza czas, co lubi jeść, itp. My też mogliśmy zapytać o wszystko, co związane ze szkołą.

/Poniżej: upominek dla Patryczka z jego szkoły/

niedziela, 31 sierpnia 2025

Inniscarra Agricultural Show 2025

Po trzech latach, znowu wybraliśmy się do Inniscarra, na tamtejszą wystawę rolniczą, połączoną z pokazem dawnych aut i wieloma atrakcjami dla dzieci. Z powodu deszczu, część wystawców albo nie dotarła, albo wyjechała wcześniej, dlatego zrezygnowano z pobierania opłat za wejście.

Poniżej kilka zdjęć, na YT można zobaczyć mój filmik z tego wydarzenia: LINK.






czwartek, 28 sierpnia 2025

Patryczek idzie do szkoły

Dzisiaj Patryczek poszedł do szkoły. Oczywiście - w obowiązkowym mundurku. Nie mógł się już doczekać ;-)  W Irlandii dzieci nieco wcześniej zaczynają szkołę, niż w Polsce.

/Powyżej: Patryczek tuż przed wyjściem do szkoły/

niedziela, 24 sierpnia 2025

Blackpool Block Party w Cork

Dzisiaj po raz pierwszy był zorganizowany Blackpool Block Party w Cork. To kolejne wydarzenie w ramach projektu Open Streets, który, jak napisali organizatorzy: "przekształca ulice w miejsca spotkań społecznych, promując zrównoważony styl życia i redefinicję przestrzeni miejskiej." Wybraliśmy się tam, tym bardziej że mieliśmy tak blisko, że już bliżej nie można ;-)

Było naprawdę super: muzyka na żywo, gry i zabawy dla dzieci, kreatywne warsztaty i stoiska, bezpłatna herbata, pizza i sałatki z lokalnych składników, jak również świeże wypieki, a do tego ogrodnicze prezenty: sadzonki, doniczki, kompost i nasiona od lokalnych ogrodników, by zachęcić do samodzielnej uprawy.

Poniżej - kilka zdjęć, na na moim YT można zobaczyć filmik z tego wydarzenia: LINK.




sobota, 23 sierpnia 2025

North Main Street Carnival w Cork

Od 2023 roku, w ramach projektu Open Streets, pod koniec sierpnia, w Cork ma miejsce ma miejsce North Main Street Carnival. Na czas festynu, North Main Street, ta historyczna ulica Cork, zostaje wyłączona z ruchu samochodowego i zamienia się w deptak. Są wówczas koncerty, występy artystyczne, zabawy i gry plenerowe dla dzieci, mini zoo, malowanie twarzy, itp.

Poniżej - kilka zdjęć, na na moim YT można zobaczyć filmik z tego wydarzenia: LINK.





piątek, 22 sierpnia 2025

Dzień Rodzinny w Dellu

Dzisiaj w fabryce Della /dawniej: EMC/ w Ovens, zorganizowano dla pracowników Dzień Rodzinny. Można było przyjechać z dziećmi, bo to w sumie pod nich było zorganizowane to wydarzenie, i wziąć udział w zabawach i konkursach. Było malowanie twarzy, lody i ciastka, robienie bransoletek, sadzenie własnych roślinek, itp. Filmik z tego wydarzenia można zobaczyć na moim YT: LINK.

/Powyżej: Dzień Rodzinny w Dellu/

niedziela, 17 sierpnia 2025

Cork on a Fork Festival

Od 13 do 17 sierpnia b.r. w Cork miał miejsce Cork on a Fork Festival. Jak napisali na swojej stronie organizatorzy: "to pięciodniowe święto kulinarne obejmie blisko 100 wydarzeń: od ulicznych atrakcji i wyjątkowych kolacji, przez pokazy gotowania, warsztaty i degustacje, po spotkania z szefami kuchni oraz wydarzenia rodzinne. Cork to kulinarna stolica Irlandii – miasto nagradzanych restauracji, kawiarni, pubów i 60% producentów rzemieślniczej żywności w kraju. Tradycje sięgają X wieku, kiedy jako port handlowy rozwijało kuchnię "od pola do stołu". Festiwal, zainicjowany przez Radę Miasta Cork w 2022 roku, powstał, by wspierać sektor gastronomii po pandemii i promować Cork jako główny cel kulinarny Irlandii. Program obejmuje zarówno wydarzenia biletowane, jak i bezpłatne."

Wybraliśmy się na dwa wydarzenia w ramach tego festiwalu, oczywiście dostosowując wybór pod Patryczka. Pierwszy był w Elizabeth Fort, drugi przed Cork Opera House. W tym pierwszym było raczej skromnie: muzyka na żywo, parę straganów, kilka możliwości tradycyjnych zabaw dla dzieci. W tym drugim byłą znacznie bogatsza oferta kulinarna, pokaz gotowania a nawet mini zoo. Mini relację z tego pierwszego eventu można zobaczyć na moim YT tutaj: LINK, a z drugiego tutaj: LINK.

/Powyżej: Cork on a Fork Festival w Elizabeth Fort/

piątek, 15 sierpnia 2025

Szkolny mundurek dla Patryczka

Z końcem sierpnia Patryczek idzie do szkoły. W Irlandii w zdecydowanej większości szkół obowiązują mundurki szkolne. Wskazano nam konkretny sklep, w którym mamy dokonać zakupu. Na komplet składa się koszulka, długie i krótkie spodnie oraz bluza. Koszt jednego kompletu - ok. 100 euro. Do tego musimy mu jeszcze dokupić jakiś plecak, ale chcemy się upewnić co do rozmiaru.

Sms-em przysłano nam też link do zainstalowania na telefonie szkolnej aplikacji. Podobną mieliśmy w przedszkolu w Polsce, w przedszkolu w Irlandii była jedynie grupa na whatsapp, ale to w zupełności wystarczało.

/Powyżej: Patryczek przymierza swój szkolny mundurek/

wtorek, 12 sierpnia 2025

Goście z Polski

Przed 2 tygodnie gościli u nas Angelika, Łukasz i Oliwia. Myślę że dla nas wszystkich był to dobrze spędzony czas ;-)

/Powyżej: nasi Goście zwiedzają Cork i okolice/

piątek, 1 sierpnia 2025

Polska najpiękniejsza, gotówka obowiązkowa

Połowa wakacji już za nami, jeszcze miesiąc i młodzież wraca do szkół a życie na swoje stare koleiny, czyli, jak to pisał anonimowy emigracyjny wierszokleta: "za oknem rain, a w sercu pain, i do roboty jutro again". Na szczęście została jeszcze druga połowa, cały sierpień, który w Irlandii uchodzi za najcieplejszy spośród innych miesięcy, czyli w porywach średnio na jakieś 18°C - można będzie liczyć.

My w tym roku postanowiliśmy naprawdę rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, na całe 5 dni. Z punktu widzenia takich turystów jak my, z 5-letnim dzieckiem na pokładzie, z reguły to wszystko jedno gdzie pojedziemy, wszędzie natrafiamy na Krupówki. Czy to nad morzem, czy w Bieszczadach, o Zakopanem nie wspominając. Ile to chińskich fabryk musi na to wszystko pracować, proszę Państwa. Te wszystkie maskotki, ciupagi i magnesiki same się przecież nie zrobią. Jakieś lokalne rękodzieło? A kto tam ma czas na to? Lepiej ściągnąć podróbki laleczek Labubu i sprzedawać je po bieszczadzkich kramach.

Wracając do samych Bieszczad: miejsce wspaniałe, tak jak zresztą inne regiony Polski. Polska jest najpiękniejszym krajem na świecie, o ciągle niewykorzystanym potencjale. Może i dobrze, bo przynajmniej można ją zwiedzać jeszcze w miarę spokojnie, bez tabunu obcojęzycznych turystów, którzy też zresztą najczęściej już wcale większą gotówką nie śmierdzą.

O właśnie, gotówka. Im dalej w bieszczadzki las, tym bardziej używa się wyłącznie gotówki. Nie mam z tym problemu, chociaż w dzisiejszych czasach samo zgromadzenie tej gotówki, stanowi problem sam w sobie. Swoją drogą, jak to ciekawie funkcjonuje: meldujemy się na turystycznej kwaterze, proszą nas o gotówkę, nie zapominając o "opłacie klimatycznej", chociaż żadnych rachunków nikt nie wydaje. W budce z pamiątkami kupujemy to i owo, oczywiście znowu za gotówkę, bez możliwości płacenia elektronicznie, i również bez paragonu. Nie, żeby mi to przeszkadzało, bo wierzę, że ludzie zrobią lepszy użytek z zarobionych przez siebie pieniędzy, niż zrobi to za nich urząd skarbowy, ale gdybym chciał prowadzić w takim miejscu legalnie działający biznes, uznałbym to jednak za nieuczciwą konkurencję.

Po Bieszczadach kolejny tydzień spędziliśmy na Roztoczu. To następna perła w polskiej turystycznej koronie. Miejsce absolutnie zjawiskowe, które nawet turyście zblazowanemu oglądaniem włoskich zabytków i hiszpańskich krajobrazów, otwiera szeroko oczy ze zdumienia, że takie rzeczy mamy w Polsce. Bo Polska, jak już pisałem, jest najpiękniejsza na świecie. Szkoda, że aby to docenić, trzeba czasami z niej wyjechać. Może dlatego, że z daleka faktycznie czasem widać lepiej...

Z drugiej strony, co innego Polska, a co innego mieszkający w niej Polacy, a raczej - to pokolenie. Tutaj już różnie bywa, ale mam wrażenie, że w porównaniu z naszymi przodkami, ze wcale nieodległej historii, bardzo skarłowacieliśmy. Tam całe pokolenie młodych ludzi było gotowe oddać swoje życie w obronie Ojczyzny, byli, powtarzając za Słowackim, "jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec". Dzisiejsze pokolenie jest gotowe Polskę oddać za darmo, rozpuszczając ją w europejskim tyglu, z nieformalną stolicą w Berlinie. Do tego są przekonani, że dobrze robią. Bo po co nam lotnisko w Warszawie, skoro jest w Berlinie, po co nam złotówka, jak możemy mieć euro, po co nam własne mieszkanie, skoro możemy wynajmować, tak jak to robią na Zachodzie? W końcu, po co nam Polska, jak możemy mieć Generalną Gubernię, wróć, Unię Europejską, zarządzaną przez starszych i mądrzejszych z Berlina i z Paryża, bo wiadomo, że tubylcy sami rządzić się nie potrafią i w dodatku nie zawsze wybierają tak, jak trzeba. Do tego nasza historia, zdawałoby się tak dumna i szlachetna, coraz częściej jest pisana przez innych. A jak to z takim pisaniem bywa, to wiadomo. O jednym nie wspomną, o drugim dopiszą, a o trzecim wręcz nakłamią.

Tak swoją drogą, Irlandczycy żartobliwie mówią, że Dublin - to nie Irlandia. Faktycznie, obecnie to miasto średnio pasuje do Zielonej Wyspy. Analogicznie można by rzec, że Warszawa, ale też Wrocław, Kraków, Poznań czy Gdańsk, to również nie jest wierne odbicie naszego kRAJu. Nasz kRAJ to takie Majdany Sopockie, Tomaszowy Lubelskie czy Tarnogrody. Tam ludzie żyją po swojemu, z własnymi, a nie wyimaginowanymi problemami. Tam nie wstydzą się polskiej flagi. Tam wreszcie można zjeść najlepsze lokalne potrawy, których próżno szukać w setkach modnych knajpek w dużych miastach. Ba, nawet pobyt na plażach roztoczańskich kąpielisk wspominam lepiej, niż w znanych miejscach nad naszym Bałtykiem, gdzie byliśmy w zeszłym roku. Bez parawanów, cwaniactwa i powszechnej drożyzny.

Wracając do wakacji: ich drugą część spędzimy w Irlandii. Po trosze mamy zobowiązania, w postaci konieczności podbijania karty w fabryce sztucznych kwiatów, ale również będziemy mieli Gości, w postaci najbliższej rodziny, którzy po kilku latach ponownie nas odwiedzą. Pozostaje dylemat, co im pokazać, gdy większość z turystycznych atrakcji, już mają odhaczone? Oczywiście, coś się wymyśli, ale przy okazji przestudiowałem ceny noclegów, nawet w zwykłych b&b. Do tej pory w głowie miałem te sprzed covidu, bo najpierw siedzieliśmy w domu, a później, z powodu ważnych dla nas spraw, przez kolejne dwa lata kursowaliśmy między Polską a Irlandią. Teraz widzę, że do tych zapamiętanych kwot, należy dołożyć co najmniej po sto euro za pokój, za każdą dobę. Na stare lata trzeba będzie chyba pokochać biwakowanie pod namiotem, i to raczej na dziko. Najważniejsze, żeby dzieciom się podobało.

Wszystko podrożało, proszę Państwa. Złośliwi mówią, że to przez to, że wszelkie turystyczne noclegi są okupowane przez masowo przybyłych tutaj inżynierów i lekarzy, za których pobyt płacą irlandzkie agencje rządowe, ale kto by tym złośliwcom dawał wiarę. Ceny żywności również ostro poszły w górę, ale to akurat dobrze. Podobno człowiek żyje z 1/4 tego, co zje, a z pozostałych 3/4 żyją jego lekarze. Wychodzi na to, że taka rygorystyczna dieta, dla wielu z nas, na czele ze mną, może wyjść tylko na dobre. Jak to dobrze mieć tę pewność, że wybrana w końcu przez nas władza, tak dba o nas: pikniki na łonie natury oraz zdrowe jajka i suchary, zamiast tego rozpasania, które było poprzednio. Jak dobrze pójdzie, to może nawet na stałe zamieszkamy w tych namiotach, bo mieszkania bardziej przydadzą się wspomnianym inżynierom i lekarzom. Że klimat nie bardzo sprzyja przeprowadzce z osiedla na pole namiotowe? Za to Irlandia stanie się technologiczną potęgą, a opieka zdrowotna będzie wzorcowa: na każdego mieszkańca będzie przypadał jeden medyk. Bo to o to tutaj chodzi, takie są cele, prawda?

Jakkolwiek nie będzie, będzie dobrze, na tym najlepszym ze światów. Czego Państwu i sobie życzę.

środa, 30 lipca 2025

83 wizyta w Polsce /20/: wracamy do Cork, znowu przez Belgię

Tak jak ostatnio, wracamy z Krakowa do Cork z przesiadką na belgijskim lotnisku Bruksela-Charleroi. Wracamy, ale nie sami: towarzyszą nam Angelika, Łukasz i Oliwia, którzy spędzą z nami prawie 2 tygodnie. Poprzednio byli u nas w 2019 roku, jeszcze przed pandemią. Rok później świat stanął na głowie, później my mieliśmy swoje Bardzo Ważne Sprawy w Polsce, i tak się zeszło. Z ciekawostek: dla Oliwi był to jej pierwszy lot w życiu ;-)

Filmik z tego naszego powrotu można zobaczyć na YT: LINK.

/Powyżej: przed samolotem w Bruksela-Charleroi/

wtorek, 29 lipca 2025

83 wizyta w Polsce /19/: spotkanie w Lime&Spicy

Jutro wracamy do Cork, dzisiaj udało nam się spotkać z Sylwią, Darkiem i Leonkiem, którzy właśnie wrócili z długich wakacji. Wybór padł na Lime&Spicy w Krakowie, gdzie Patryczek świętował swoje 2 urodziny. Mają tam plac zabaw dla dzieci, teraz doszły jeszcze dmuchane zamki, dodatkowo płatne, ale w korzystnej cenie.

Poniżej - kilka zdjęć, w tym moja sałatka ;-) 



niedziela, 27 lipca 2025

83 wizyta w Polsce /18/: 3 puszki

Coca-Cola wypuściła serię puszek z imionami. Podczas tego pobytu w Polsce, udało mi się skompletować naszą trójkę ;-)

/Powyżej: puszki coli z naszymi imionami/

sobota, 26 lipca 2025

83 wizyta w Polsce /17/: Zatorland

Wybraliśmy się do Zatorlandu, parku rozrywki w Zatorze. Odwiedziliśmy Park /ruchomych/ Dinozaurów, Park Mitologii /rewelacja!/ i Park Owadów - tutaj chyba Patryczek bawił się najlepiej. Świetnie spędzony dzień!

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z tej naszej wycieczki można zobaczyć tutaj: LINK.







niedziela, 20 lipca 2025

83 wizyta w Polsce /16/: Dinner Safari

Wybrałem się z Michałem do Dinner Safari, afrykańskiej restauracji w Krakowie, prowadzonej przez parę z Ghany. Dlaczego tam? Bo w afrykańskiej jeszcze nie byliśmy ;-) Niestety, dla wegetarian był bardzo ubogi wybór, generalnie - udało się zamówić tylko jeden rodzaj przystawki i dania głównego. Tak więc na przystawkę wzięliśmy koffi brokeman - pod tą nazwą krył się pieczony plantan /rodzaj banana/ podany z orzeszkami ziemnymi. Na danie główne: również taki pieczony banan z fasolą. Było naprawdę dobre! Do picia - sobola, napój z hibiskusa z imbirem i cynamonem.

Poniżej - kilka zdjęć:




sobota, 19 lipca 2025

83 wizyta w Polsce /15/: Tarnogród

Wracamy z Tomaszowa do Krakowa. Po drodze mijamy Tarnogród, w którym zatrzymaliśmy się na chwilę. 

Położony na pograniczu Roztocza i Podkarpacia, Tarnogród to niewielkie, ale urokliwe miasteczko z bogatą historią sięgającą średniowiecza. Prawa miejskie otrzymał w 1567 roku, a przez wieki był ważnym ośrodkiem handlowym i rzemieślniczym regionu. Miasteczko znane jest również z tradycji teatralnych – od 1984 roku odbywają się tu Tarnogrodzkie Spotkania Teatralne, które przyciągają zespoły z całej Polski. Szczególną uwagę przyciąga pomnik... nożyczek, który znajduje się na rynku. Nożyczki są elementem herbu Tarnogrodu, co czyni to miasto jednym z nielicznych w Polsce, a może i na świecie, które może pochwalić się tak oryginalnym symbolem. Ich obecność w herbie sięga czasów nadania praw miejskich – najprawdopodobniej nawiązywały do lokalnego rzemiosła lub cechów rzemieślniczych. W centrum znajduje się również m.in. pomnik Jana Pawła II.

Poniżej - kilka zdjęć:



piątek, 18 lipca 2025

83 wizyta w Polsce /14/: Józefów k. Biłgoraja

Po kąpielisku, wybraliśmy się do centrum Józefowa. O samej historii miasteczka pisałem już w 2013 roku, gdy pojechaliśmy na tamtejszą wieżę widokową: LINK.

Poniżej - kilka zdjęć ze ścisłego centrum: