wtorek, 22 kwietnia 2025

Zbieramy jajka w Fota House

Po raz trzeci wybraliśmy się na wielkanocne zbieranie jajek, tym razem do Fota House. Dzieci miały za zadanie odnaleźć miejsca w ogrodzie, gdzie już czekali na nie bohaterowie bajek, którzy w nagrodę wręczali im po drewnianym jajku. Gdy dzieci odwiedziły wszystkie miejsca, mogły zamienić otrzymane jajka na jedno duże, czekoladowe ;-)

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z tego wydarzenia można zobaczyć na moim YT: LINK.





poniedziałek, 21 kwietnia 2025

Waterford Suir Valley Railway

Kolejny świąteczny dzień spędziliśmy w okolicy Waterford, gdzie wybraliśmy się na przejażdżkę kolejka wąskotorową. Waterford Suir Valley Railway to kolej wąskotorowa o długości 10 km, biegnąca wzdłuż rzeki Suir z Kilmeadan do Bilberry, na obrzeżach Waterford. Trasa oferuje malownicze widoki, m.in. ogrody Mount Congreve i Magic Wood. Przejazd trwa ok. 40–50 minut i częściowo pokrywa się z trasą pieszo-rowerową Waterford Greenway. Stacja Kilmeadan, otwarta pierwotnie w 1878 r., została odrestaurowana; na miejscu jest kawiarnia. Kolejka dostępna jest dla wszystkich, w tym osób z niepełnosprawnościami.

W trakcie przejazdu dzieci zaznaczały na wcześniej rozdanych kartach charakterystyczne miejsca które mijały, za co później otrzymywały nagrody w postaci drobnych maskotek.

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z tego wydarzenia można zobaczyć na moim YT: LINK.




niedziela, 20 kwietnia 2025

Zbieramy jajka w Leahy's Open Farm

Po raz 3-ci odwiedziliśmy farmę Leahy's Open Farm, tym razem żeby wspólnie z Patryczkiem wziąć udział w zbieraniu czekoladowych jajek. Zbieraliśmy je w niewielkim zagajniku, dzieci były bardzo zaangażowane i przejęte. Później przejażdżka traktorem z licznymi przygodami i sporo zabawy na samej farmie. Świetne miejsce!

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z tego wydarzenia można zobaczyć na moim YT: LINK.



sobota, 19 kwietnia 2025

Święcimy pokarmy w Cork

Po 5-ciu latach znowu święciliśmy pokarmy w Cork, po raz pierwszy w "nowym" polskim kościele, tj. Holy Cross. Ostatnie 3 lata robiliśmy to w Tomaszowie Lubelskim, a jeszcze 2 poprzednie w ogóle nie święciliśmy - bo covid i zamknęli kościoły w Cork. Wreszcie wszystko wraca do normy ;-) W tym roku na świętach gości u nas Mama Agnieszki.

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z tego wydarzenia można zobaczyć na moim YT: LINK.




środa, 16 kwietnia 2025

Wybory na odległość: czy emigranci powinni decydować o Polsce?

Zbliżają się wybory w Polsce, tym razem prezydenckie. Jak zwykle przy takich okazjach, toczą się "nocne Polaków rozmowy": czy emigracja powinna głosować?

Oczywiście, na wstępie wyraźnie zaznaczmy, że zgodnie z obowiązującymi przepisami, Polacy mieszkający za granicą takie prawo mają, i w tym celu tworzy się dla nich komisje wyborcze, najczęściej działające przy ambasadach, konsulatach, itp. Pytanie jest inne: nie czy Polacy mieszkający za granicą mogą głosować, tylko - czy powinni?

Tutaj zdania są mocno podzielone. Nie ma, zdaje się, na ten temat żadnych badań, ale z internetowych dyskusji wynika, że nasi Rodacy w kRAJu zdecydowanie wolą, żeby kwestię wyboru kto ma nimi rządzić, zostawić im samym. Podnoszą, nie bez słuszności, argument, że to oni bezpośrednio poniosą skutki polityczne i ekonomiczne wyborów, a nie Rodacy, znajdujący się o tysiące kilometrów od Ojczyzny łona. Sam jak najbardziej się z tym zgadzam, dlatego chodzę na wszystkie irlandzkie wybory, a omijam te polskie. Tak na zdrowy rozum: czy mieszkańcy Gdańska powinni wybierać mieszkańcom Krakowa, kto ma u nich rządzić? Wiadomo, że nie. Dlaczego więc mieszkańcy Irlandii, którzy mają polskie obywatelstwo, koniecznie chcą wybierać władze mieszkańcom Polski? Rozumiem argument, że ten czy ów pobyt za granicą traktuje krótkoterminowo, jako możliwość zarobienia i odłożenia pieniędzy na inwestycje w Polsce, ale wkrótce wraca do kRAJu, więc chce mieć wpływ na to, kto będzie nim zarządzał, bo to się może bezpośrednio przełożyć na jego decyzje finansowe. Jednak nie rozumiem osób, które wprost deklarują, że do kRAJu nie wrócą, tutaj kupili dom i ułożyli sobie życie, a mimo to ciągle uczestniczą w polskich wyborach. Najczęściej słyszałem argument: bo mam tam rodzinę, i chcę żeby żyło im się lepiej. Jeżeli chcesz, żeby żyło im się lepiej, to wysyłaj im euro. Im więcej wyślesz, tym lepiej będzie im się żyło, ot co.

Spójrzcie Państwo, jak głosuje Polonia za granicą, a jak Polacy w Polsce: czasami różnice są porażające. Mało tego: w polskich wyborach przeprowadzanych za granicą zaczynają brać udział osoby, które nawet się w Polsce nie urodziły. W tym momencie pełnoletność osiąga kolejne pokolenie, już urodzone tutaj, na emigracji. Z automatu mają polskie obywatelstwo, bo rodzice są Polakami, ale z Polską już naprawdę niewiele ich łączy. Bywa, że nawet nigdy na dłużej tam nie byli. Język polski znają tylko z rozmów w domu, znacznie lepiej władają angielskim, a jeżeli rodzice nie przypilnowali należycie edukacji, czy to samemu w domu, czy przynajmniej posyłając dziecko do polskiej szkoły, to ta młodzież najczęściej już nie potrafi czytać i pisać po polsku. Znam osobiście takie przypadki, Państwo na pewno też. Znowu powtórzę pytanie: czy tacy młodzi ludzie, z całym szacunkiem do nich, na pewno powinni wybierać Polakom w Polsce, kto ma nimi rządzić? Weźmy też pod uwagę, że takich osób będzie przybywało, a sama ilość Polaków mieszkających za granicą, ale posiadających prawa wyborcze, może już mieć znaczący wpływ na to, kto tym prezydentem zostanie.

Oprócz argumentu o "pomocy rodzinie" przez głosowanie, zwolennicy układania życia innym, najczęściej ucinają dyskusję: "mam prawo głosować i będę z tego prawa korzystać". No pewnie, że masz prawo, nikt Ci go nie odbiera. Niemniej w większości krajów, łącznie z Irlandią, co do zasady przyjmuje się, że głosować należy na miejscu, a nie za granicą. Stąd tak wiele Irlandek przyleciało z USA na niesławne referendum, dotyczące aborcji. Śledząc ówczesne relacje medialne można było odnieść wrażenie, że jeden za drugim lądowały samoloty, całe wypakowane tymi paniami. Co ciekawe, ani wcześniej ani później, na żadne inne wybory już tak nie przylatywały. Ot, aborcja albo śmierć! chciałoby się zakrzyknąć, gdyby to nie było to samo.

Wracając: nikomu nie chciałbym odbierać jego praw wyborczych, ale osobiście absolutnie byłbym za likwidacją komisji wyborczych za granicą. Chcesz głosować w polskich wyborach, przyleć na ten jeden dzień do Polski. Jeżeli nadal coś Cię nadal z Ojczyzną łączy, to nie będzie chyba wielkie poświęcenie. Przy okazji rodzinę odwiedzisz, której tak chcesz "pomagać" przez głosowanie. Polonia mieszkająca za granicą, a chcąca się przysłużyć Ojczyźnie, ma inne zadania: należy zachęcać do udziału w wyborach w swoich krajach zamieszkania, i popierać polityków przyjaznych Polsce - i Polakom. To jest zadanie dla nas i na tym powinniśmy się skupić, zostawiając Rodakom w Polsce prawo decydowania o sobie samym. To oni bezpośrednio na własnych plecach i we własnej kieszeni odczują skutki takich, a nie innych decyzji. Lepiej, żeby nie szukali kozła ofiarnego w Polonii.

W jednej z dyskusji mój kolega zwrócił mi uwagę, że o ile moje rozumowanie co do zasady wybierania sobie władzy przez Polaków w Polsce jest słuszne, właśnie ze względu na ponoszenie bezpośrednich konsekwencji swoich decyzji, o tyle wybory prezydenckie powinny być jednak wyjątkiem, bo prezydent, co do zasady, reprezentuje wszystkich Polaków, i tych w Ojczyźnie, i tych na obczyźnie. To może być faktycznie wyjątek potwierdzający regułę, ale z drugiej strony, patrząc na wyborcze decyzje moich Rodaków, jestem przekonany, że jedyną różnicą w wyborze tego czy innego głównego pretendenta do tego stanowiska, będzie to, czy będzie on chodził na tęczowe parady, czy nie. Oczywiście jest tam przynajmniej jeden kandydat, który ma w głowie inną wizję Polski niż pozostali, ale sondaże są dla niego bezlitosne. Ja wiem, że sondażami można sobie czasami co najwyżej buty wyłożyć, żeby nie łapały tak szybko wilgoci na tej naszej irlandzkiej ziemi. Jak wiadomo, najbardziej przekonał się o tym w 2015 roku Bronisław Komorowski, który, wg słów Adama Michnika, z szerzej nie znanym wówczas Andrzejem Dudą mógłby przegrać wybory tylko wtedy, gdyby "po pijanemu przejechał na pasach zakonnicę w ciąży". Niemniej to raczej wyjątek, a nie reguła. Jak się ma kilkanaście procent sondażowego poparcia, to można powalczyć, jak się ma raptem 1-3 procent, to walczyć wręcz trzeba, ale już tylko w imię zasad.

Niemniej, wybór nowego prezydenta RP, daje przynajmniej nadzieję dla Rodaków mieszkających w Irlandii, że znowu będziemy mieli tutaj swojego ambasadora. Tak, proszę Państwa, od lipca ubiegłego roku go nie mamy, bo obecna władza zrobiła polityczne czystki, a ciągle urzędujący prezydent uznał, że nie może powołać nowego, skoro nie odwołał poprzedniego. Z drugiej strony: odczuwacie Państwo jego brak? Jeżeli nie, to świadczy tylko o tym, że polska ambasada w Dublinie nie jest specjalnie potrzebna Rodakom. Wystarczy sam konsulat, do wydawania paszportów.

Od ponad 20 lat przyglądam się naszej ambasadzie, i czasami mam wrażenie, że dyplomaci kierowani do dublińskiej placówki, w większości pochodzą z łapanki: ot, nie dali rady, na własnej plaży, uciec przed siatką, że tak sparafrazuję wywód jednego z bohaterów filmu "Chłopaki nie płaczą". My tutaj w Irlandii w naprawdę mamy szczęście do różnych dyplomatycznych person. Najpierw był pan sekretarz, który niedokładnie odłożył słuchawkę telefonu po rozmowie z petentką, przez co, ponieważ rozmowa została nagrana i opublikowana, mogliśmy poznać jego bogaty zasób słownictwa rodem z knajpy "Sowa i Przyjaciele". Później pan z-ca ambasadora, który razem z "wiodącym prawnikiem z Dublina" ucięli sobie publiczną facebookową pogawędkę, w której ten drugi pytał "kiedy ekshumują najnowszego lokatora z Wawelu" i że "może będzie okazja, żeby go tam z powrotem nie wpuścić", a nasz dyplomata dodawał, że oni "zawsze jesienią jeździli na wykopki". No i sam pan ambasador, który palcem nie kiwnął, kiedy wraz z kolegami prosiliśmy go tylko o napisanie listu z protestem, w trakcie wydarzeń z 2015 roku, kiedy to tutejsi postpolacy i napuszczeni przez nich miejscowi komuniści, próbowali zablokować spotkania z kandydatami na urząd Prezydenta RP. I to jest, dodam, dyplomacja, czyli ci najlepsi z najlepszych, a "ryba psuje się od góry" - jak mawiał Ryszard Petru...

I tak idzie ku lepszemu. Jeszcze kilka lat temu, ambasada RP w Dublinie na swoim profilu na fb słowem nie wspominała o rocznicach ważnych dla Polaków, za to na nie zapominała pogratulować Irlandczykom wyników "tęczowego" referendum. Nie zapomnę, jak dokładnie 1 września 2015 słowem nie wspomnieli o rocznicy napaści Niemców na Polskę, ale za to zachęcali do przesyłania zdjęć, z których chcieli zrobić "wielki portret Bartoszewskiego". Rozumiem, że było to zadanie narzucone im z góry przez ówczesną, a obecnie przywróconą z banicji władzę, ale wspomnieć o rocznicy mogli. Tylko - nie chcieli. Taką agenturę mieliśmy tutaj i większości nadal mamy. Aha, o 17 września też długo nie wspominali, za to radośnie reklamowali wyświetlane tutaj "Pokłosie", "Idę" i inne tego typu filmy. Nie tylko zresztą oni, co niektórzy polskojęzyczni "aktywiści" też jak mogli, tak zaganiali ludzi do kina. Trzeba było aż zmiany władzy w Polsce i awanturowania się o to w social mediach, żeby towarzysze prowadzący profil ambasady RP w Dublinie na fb, na chwilę odłożyli sierp i młot. Nawet flagowy PolskaÉire Festiwal, festiwal polsko-irlandzki, który zresztą już zdaje się niemal dokonał żywota /w chwilach świetności odbywał się bodajże w 23 miastach, w tym roku odbędzie się już chyba tylko w Cork/ wymyślił Aodhán Ó Ríordáin, ówczesny minister ds. Mniejszości Narodowych, Kultury i Równości, który z tym pomysłem przyszedł do polskiej ambasady. Ponieważ zaproponował to Irlandczyk, jeszcze w randze ministra, to nasze dyplomatyczne orły nie miały jak odmówić, za to później chętnie wypięły pierś próbując przekonać naiwnych, że to był "wspólny" pomysł, albo że nawet wyszedł z polskiej ambasady.

Zresztą, za PiS wcale nie było lepiej. Najpierw jeden z ministrów zapowiedział, że "zmiany w ambasadzie RP w Dublinie będą szybkie i głębokie". I co? I nic, rzecz jasna. Każdy z dyplomatołków dotrwał do końca swojej kadencji, po powrocie do KRAJu nie tylko włos im z głowy nie spadł, ale każdy dostał tłustą posadkę. Z kolei przysłana tutaj przez poprzedni rząd pani ambasador, zasłynęła głównie z uprawiania, jak to określiła, "dyplomacji rowerowej", polegającej zdaje się na jeżdżeniu na rowerkach z innymi paniami - dyplomatkami. Co do ostatniego ambasadora, ciężko coś powiedzieć, bo zanim się rozkręcił, to już musiał pakować walizki. Dublin nie był i nie jest, niestety, wyjątkiem, ale mam wrażenie, że wyjątkowo często trafiają tutaj dyplomaci mierni i bierni, a do tego nawet niezbyt wierni...

Mądrych wyborów naszych Rodaków w Polsce, Państwu i sobie życzę. Na wybory Rodaków w Irlandii, przyjdzie chyba spuścić zasłonę milczenia...

środa, 9 kwietnia 2025

Gdybym wydrukował ten blog, to...

Szukając dobrego narzędzia do zrobienia kopii bezpieczeństwa tego bloga, natknąłem się m.in. na usługę BlogBooker /blogbooker.com/. Za jej pomocą można m.in. zapisać zawartość bloga do pliku pdf. Wykupiłem podstawową wersję i skorzystałem. Kopia zrobiona, cały blog w 1 pliku i w wygodnym do odczytu formacie. 

Z ciekawostek, bo o tym jest właśnie ten post: dzięki tej kopii dowiedziałem się, że mój blog na chwilę obecną ma m.in. 6785 zdjęć i zajmuje 8780 stron formatu a4. Tak, prawie 7 tysięcy zdjęć, a na wydrukowanie go trzeba by było poświęcić 4390 dwustronnie zadrukowanych arkuszy a4, to jest prawie 9 ryz takiego papieru. Zwizualizujcie to sobie: 9 ryz, po 500 arkuszy każda, ustawiona jedna na drugiej. Gdybym wydrukował ten blog w postaci książki o takim formacie, to, na chwilę obecną, byłaby to księga o grubości ok. 45 cm i wadze ponad 20 kg. Robi wrażenie! Pamiętajmy, że piszę go już prawie 21 lat.

Oczywiście, nigdy tego nie będę drukował, szkoda by mi było drzew na to ściętych, ale - tak sobie a muzom, do odnotowania ;-)


wtorek, 8 kwietnia 2025

Nowa fala komunistycznych wlepek

Cork "zalały" kolejne komunistyczne wlepki z sierpem i młotem, sygnowane przez Revolutionary Communists of Ireland, nawołujące do wstąpienia do nich. Z ciekawości odwiedziłem ich stronę: na zdjęciu, poza jedną starszą personą, sama młodzież, i to raczej jeszcze się ucząca. Jest nadzieja, że z wiekiem otrzeźwieją. Fajnie być komunistą w wolnym kraju, ale w kraju komunistycznym nikt nie jest wolny...

/Powyżej: komunistyczna wlepka/

poniedziałek, 7 kwietnia 2025

124 i 125 Warsztaty z My Little Craft World

W miniony weekend My Little Craft World zaprosiło wszystkie dzieci i młodzież na  warsztaty artystyczne, które miały miejsce w Polskiej Szkole w Cork. Dzieci wielkanocne ozdoby świąteczne. Dodatkowo w sobotę był dzień otwarty w tej szkole, i z tej okazji wszyscy chętni mogli wziąć udział w bezpłatnych warsztatach malowania kamieni, które kilka dni wcześniej wraz z Agnieszką i Patryczkiem pieczołowicie pozbieraliśmy na plaży w Myrtleville ;-)

Poniżej - uczestnicy sobotnich i niedzielnych zajęć:


sobota, 5 kwietnia 2025

Kiermasz w Polskiej Szkole w Cork

Dzisiaj i jutro w Polskiej Szkole w Cork ma miejsce Kiermasz Wiosenno-Wielkanocny. Można na nim nabyć przedmioty wyrabiane przez mieszkających tutaj polskich rękodzielników, własnoręcznie pieczone ciasta, itp. Tradycyjnie już na kiermaszu była również Agnieszka, ze swoimi świeczkami z wosku pszczelego, słodkimi bukietami, mydełkami i miodem z pasieki mojego Taty ;-)

/Powyżej: Agnieszka na swoim stoisku/

czwartek, 3 kwietnia 2025

Pure Cork & Irish Legends

W centrum handlowym Douglas Court w Cork, ma miejsce niewielka wystawa "Pure Cork & Irish Legends", na której swoje prace przedstawia Onóir O'Brien, urodzona w Cork absolwentka sztuk pięknych w Crawford Art College oraz studiów podyplomowych UCC, w zakresie sztuk cyfrowych i nauk humanistycznych. Na wystawie artystka prezentuje portrety, wykonane techniką mieszaną, które upamiętniają wpływowe postacie z Cork i Irlandii oraz ważne miejsca w historii Cork. 

/Powyżej: wystawa Pure Cork & Irish Legends/

sobota, 29 marca 2025

Sesja zdjęciowa dla klubu capoeiry

Dzisiaj miała miejsce sesja fotograficzna dla tej szkoły capoeiry, na której treningi uczęszcza Patryczek. Zdjęcia mają trafić na stronę www i na fb, a wykonywał je - nasz Rodak. Oczywiście wybrałem się z Patryczkiem, a kiedy pojawią się zdjęcia - umieszczę link do nich. Na razie jedna fotka, zza kulis ;-)

/Powyżej: Patryczek w trakcie sesji /

piątek, 28 marca 2025

Strój na capoeirę

Jak już pisałem, zapisaliśmy Patryczka na lekcje capoeiry. Widzimy, że chętnie chodzi, więc zamówiliśmy dla niego odpowiedni strój. Po 3-tygodniach oczekiwania -  w końcu jest ;-) Koszulka, spodnie i sznur. Wzięliśmy najmniejsze dostępne rozmiary, ale i tak wszystko jest na niego za duże. Patryczek jest najmłodszym ćwiczącym tam dzieckiem.

/Powyżej: Patryczek w swoim przepisowym stroju/

wtorek, 25 marca 2025

Shantyman w Cobh

Od 13 grudnia ub.r. Cobh ma nową atrakcję turystyczną: pomnik "Shantyman", ufundowany przez Garry'ego i Anne Wilson, właścicieli zamku Belvelly, który został przez nich kilka lat temu odrestaurowany i w którym zamieszkali. Wilsonowie zlecili wykonanie pomnika brytyjskiemu artyście, Rayowi Lonsdale'owi. Statuta przedstawia żeglarza, który śpiewa tradycyjną piosenkę "The Holy Ground", o treści związanej z Cobh. Ma 3,6 metra wysokości, powstawała przez pięć miesięcy i jest wykonana ze stali corten, materiału o wysokiej zawartości niklu i miedzi, który przetrwa stulecia. Żeby trafiła do Cork, musiała jeszcze przejechać 800 km, z warsztatu artysty z Wielkiej Brytanii. Umieszczono ją na parkingu Five Foot Way.

/Powyżej: Shantyman w Cobh/

poniedziałek, 17 marca 2025

Parada w Dniu św. Patryka w Cork 2025

Dzień św. Patryka, największe święto w Irlandii. Jak święto, to zaczęliśmy od Mszy Świętej w Katedrze Najświętszej Maryi Panny i św. Anny, w której to Mszy uczestniczył również Micheál Martin, pochodzący z Cork - obecny premier Irlandii. W Irlandii jest zwyczaj, że tego dnia święci się koniczynę, za pomocą której św. Patryk objaśniał tajemnicę Trójcy Świętej. Irlandczycy wpinają ją sobie w klapy. Później wzięliśmy udział w uroczystej paradzie, tym razem, po 10 latach, znowu jako aktywni uczestnicy. Ostatni raz szliśmy w paradzie w 2015 roku, później różnie to bywało: albo nie było nam po drodze, albo nie było polskiej grupy, albo nie było parady - bo covid, albo nie było nas w Irlandii. W tym roku wreszcie poszliśmy w grupie z Polską Szkołą w Cork, za nami była Drużyna Harcerska "Zarzewie". Ponieważ nasz Patryczek ma też dzisiaj imieniny, więc po paradzie wybraliśmy się do sklepu, gdzie wybrał dla siebie prezent, a w domu dmuchał świeczkę na "imieninowym" torcie ;-)

Poniżej - kilka zdjęć z parady, zapraszam do zobaczenia mojego filmiku z tego dnia: LINK.







środa, 12 marca 2025

Hejt nasz powszedni

W ubiegłym miesiącu cały Uśmiechnięty kRAJ obiegła wstrząsająca wiadomość: oto Jerzemu Owsiakowi, naszemu naczelnemu orkiestrowemu Filantropowi, ktoś groził śmiercią na facebooku, pisząc: "giń człeku". Służby zareagowały błyskawicznie: do mieszkania emerytki, która taki wpis popełniła, udał się sam komendant z naczelnikiem, ale że nie zastali jej w domu, to następnego dnia, o 6:00 rano, poważnie schorowaną kobietę, zatrzymali już zwykli policjanci, bo przecież naczelnicy i komendanci nie wstają do roboty o tej porze.

Brawo policja, w końcu udało się wam "przyjechać na facebooka". Schorowanej emerytki bronić nie zamierzam, napisała co napisała i na pewno ma prawo dowodzić swoich racji przed polskim sądem, stosującym przepisy "tak, jak my je rozumiemy". Nie jest ubezwłasnowolniona, ma prawa wyborcze, więc powinna odpowiadać za swoje czyny tak, jak każdy zwykły obywatel. Tyle tylko, że zwykły obywatel nie może liczyć na taką policyjną ochronę, jaką ma nasz umiłowany Filantrop.

Ja sam, będąc tylko malutkim internetowym żuczkiem, tworzącym jak najbardziej "family-friendly content", takie pogróżki dostaję regularnie kilka razy w roku. Najłagodniejsze z nich to życzenie, żebym, cytuję: "wrócił do Polski i zdechł tam pod krzyżem". Tych mniej łagodnych w żaden sposób cytować się nie da, bo to zwykły ściek, chociaż ich autorami są często osoby, których w życiu byście Państwo o takie zachowanie nie podejrzewali. Co z tym robię? Od dawna zakładam, że ludzi, którym odklejają się klepki, będzie przybywało w postępie geometrycznym, więc chamskie komentarze po prostu kasuję a bałwanów banuję, i tyle. Nigdy nie przyszło mi do głowy wzywać policji, chociaż niektóre sytuacje, jakie miałem przez ćwierć wieku mojej obecności w Sieci, kwalifikowałyby się jak najbardziej do sądu, a gdyby to ode mnie zależało, to również do ucięcia paluszków, jednego po drugim, tak, żeby następnym razem taki internetowy chojrak, stukał w klawiaturkę własnym nosem. Na szczęście takiej władzy nie posiadam, jak również nie mam takich znajomości, żeby po jakimś chamskim wpisie na mój temat, od razu reagował choćby zwykły stójkowy, o naczelniku z komendantem nie wspominając. Podejrzewam, że u Państwa wygląda to podobnie. Oczywiście, naszego umiłowanego Filantropa trzeba chronić, ale czy nie obowiązuje zasada, że wszyscy jesteśmy równi wobec prawa? Naprawdę po każdym chamskim wpisie na facebooku, reaguje naczelnik z komendantem, czy może nasz Filantrop ma specjalne względy, których nie ma szary zjadacz chleba?

Wszystko to pytania retoryczne, człowiek żyje już na tyle długo, że zna w praktyce wartość polskich przysłów ludowych, na czele z tym, że "co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie!". Filantrop może hejtować, ale Filantropowi złego słowa napisać nie można, bo to przecież nasze Dobro Narodowe. Tak na poważnie: równość wobec prawa jest fikcją, celebryta może więcej, chociaż przykład Palikota, który pomimo politycznych koneksji i minionych zasług dla obecnego rządu, jednak przez kilka miesięcy oglądał świat w kratkę, napawa pewnym optymizmem. Hamowanym jednak przez fakt, że jego wspólnik, przez cały ten czas, jednak bawi na wolności, bez zakłóceń prowadząc swoje telewizyjne show. No cóż, zbliżają się wybory prezydenckie, więc może trzymają go w rezerwie, gdyby znowu trzeba było ratować sytuację przez udział w programie, jak to zrobiono z Bronisławem Komorowskim.

Generalnie, za tę sprawę z naszym Filantropem i wycieczkami pod drzwi emerytki naczelnika z komendantem, powinny spaść głowy. Nie dosłownie, rzecz jasna, żeby nie było, że teraz ja nawołuję do "giń człeku", ale w cywilizowanym kraju media by ich rozszarpały, a oni sami zostaliby oddelegowani do kierowania ruchem ulicznym. W naszym Uśmiechniętym kRAJu, zostali, zdaje się, awansowani. No cóż, nie ma woli politycznej, żeby nasz kraj cywilizować, pomijając już fakt, że obecna władza ma wobec Filantropa dług wdzięczności, za aktywną pomoc w wygranych wyborach. Sama władza jest, niestety, emanacją Narodu, więc jaki Naród, taka władza, chciałoby się napisać.

Zostawmy już, zblatowanego z częścią środowiska politycznego naszego naczelnego Filantropa, bez którego, w urojeniu jego wyznawców, cała polska służba zdrowia natychmiast by runęła, a pochylmy się nad samym hejtem. Internetowy hejt istnieje od samego początku internetu. Wiadomo, sprzyjała temu anonimowość. Myślałem, że facebook trochę to zmieni, w końcu tam większość ludzi pisze pod własnym imieniem i nazwiskiem, często ze zdjęciem profilowym i informacjami o aktualnej pracy, ale gdzie tam. Ludzie naprawdę myślą, że wolno im więcej, a później jest zdziwienie gdy "ofiara" się broni, często nawet ich własną bronią. Bo przecież oni ewentualnie "tylko krytykują", a w odpowiedzi zderzają się z hejtem, no jak tak można? Dla ciebie hejt, dla innego krytyka, i vice versa. Ludzie hejtują wszystkich i za wszystko, ale przede wszystkim za poglądy polityczne. Przykre jest to, że polityczne podziały przenosimy na Zieloną Wyspę, jakby w kRAJu było tego za mało. Rodacy potrafią zakończyć nawet wieloletnią znajomość, tylko dlatego, że ktoś inny głosował na inną partię. Serio? To co z tą demokracją, działa tylko wtedy, gdy wybory wygrywają "nasi", a kto nie idzie z nami, ten przeciwko nam? Z falą hejtu można się spotkać, gdy ktoś przyzna, że słucha Radia Maryja. Poważnie? Świetne radio, dużo ciekawych audycji o zdrowiu, jeszcze więcej modlitwy. Dla wielu starszych, samotnych osób to jedyne okno na świat. Ale nie, bo Rydzyk, bo polityka. A co ci to przeszkadza? Ochłoń, nie chcesz, nie słuchaj, a katolicy też mają prawo do swoich mediów, takie są reguły demokracji.

Na hejt szczególnie muszą być uodpornieni ci, którym przyjdzie do głowy organizować jakiś event dla Rodaków w Irlandii. Nie daj Panie Boże zaprosić jakiegoś polityka z prawej strony, artysty, który nie bierze udziału w paradach równości i jeszcze ma czelność o tym mówić, albo nawet zespołu, którego lider udzielił wywiadu w tv Republika. Nieważne, że następnego dnia udzielił podobnego wywiadu na Onecie - on zdradził tęczowe ideały i okrył się hańbą. Zmycie tego będzie wymagało długiego czasu, ale jest do zrobienia, co udowodnili np. Roman Giertych, niegdyś Wszechpolak i przykładny katolik, a obecnie tęczowy euroentuzjasta, czy Michał Kamiński, niegdyś twardy endek z ZChN, obecnie, jak jego wyżej wymieniony kolega, prawdziwy europejski demokrata. Da się? Da - jak mawiają Rosjanie.

Będąc na emigracji, zdarza się niektórym z nas być hejtowanym przez Polaków w Polsce. Bo "uciekliśmy", więc generalnie nie powinniśmy się wypowiadać na polskie tematy. Nie znam nikogo, kto by z Polski "uciekł", każdy normalnie wyjechał, robiąc tym samym miejsce dla innych. Wyjechał, więc nie zabrał ci pracy, za to z reguły zostawia sporo pieniędzy, kiedy do Polski przyjeżdża. Tak na marginesie, niedawno czytałem dosyć gorzką w wymowie wypowiedź jednego z "wyjechanych", a ilość wspierających go komentarzy, była ogromna. Otóż stwierdził on, cytuję z pamięci: "Od kiedy wyjechałem, nikt mnie tutaj nie odwiedził. Zawsze to ja mam bliżej do Polski, niż rodzina czy przyjaciele do mnie. Zawsze to ja dzwonię, chociaż telefon działa w obie strony. Kiedy jestem w Polsce, wszyscy oczekują prezentów, chociaż ja sam nic nie dostaję. Kiedy jesteśmy w restauracji, to ja mam za wszystkich płacić, bo przecież zarabiam w euro. Rodzinę muszę odwiedzać każdą z osobna, chociaż lepiej byłoby zorganizować jedno większe spotkanie, ale nie - muszę chodzić od domu do domu, a jeżeli gdzieś nie pójdę, to jest obraza majestatu. Poświęcam na to cały swój urlop, chociaż mógłbym wyjechać w jakieś ciekawe miejsce, ale i tak nikt tego nie docenia". Oczywiście były kontrargumenty, że w Polsce mniej się zarabia a bilety lotnicze i rozmowy drogie, urlop trzeba brać, itp. Bilety lotnicze, szczególnie na bliskie loty w Europie, w dodatku kupione z wyprzedzeniem, są naprawdę tanie, rozmawiać można za darmo przez internet, itp. Nie chodzi tutaj o koszty, ale o jakieś takie poczucie, że skoro ktoś wyjechał, to niejako jest coś "winien" tym, którzy zostali. Swój czas, atencję, no i najchętniej - pieniądze. Oczywiście, nikt nie jest nikomu nic winien, a m.in. poprzez takie zachowania, coraz więcej takich emigrantów, zamiast odwiedzin u rodziny w Polsce, wybiera się na urlop w bardziej egzotyczne miejsca, co znowu nakręca falę krytyki bliższych lub dalszych im osób.

Wracając do internetowego hejtu: osobiście najwięcej facebokowych "znajomych" potraciłem wtedy, gdy w pamiętnym pandemicznym okresie napisałem, że się zaszczepiłem. Broń Panie Boże nie nawoływałem nikogo do szczepień, napisałem tylko, że sam się zaszczepiłem - bo tak radziła większość lekarzy, no i z uwagi na to, że jestem gruby i po 50-tce, a więc znalazłem się w grupie podwyższonego ryzyka. Ze zdziwieniem patrzyłem, jak licznik moich "znajomych" pikuje w dół. Mała strata, krótki żal, ale przy okazji dostałem sporo naprawdę niefajnych wiadomości. Oczywiście, niczego nie żałuję, dzisiaj też bym się zaszczepił i też bym o tym napisał, a jak.

Jak sobie radzić z internetową nagonką? Generalnie rozwiązanie zastosowane przez naszego, przytoczonego na wstępie, umiłowanego Filantropa, byłoby godne naśladowania, gdyby udało się je wcielić w życie na masową skalę. Ot, ktoś ci źle życzy w internecie, to następnego dnia o 6:00 rano policja wyciąga go z łóżka. Piękna wizja, tylko skąd tylu policjantów nabrać, skoro już ich brakuje nawet do zwykłych patroli? Pozostaje więc kasować, banować i się nie przejmować. W zdecydowanej większości przypadków to są nieszczęśliwi ludzie, którzy za własne nieudane życie obwiniają wszystkich dookoła. Najczęściej sprawdza się też tutaj nieładne stwierdzenie, za które przepraszam, ale które celnie oddaje sedno sprawy, że "chojrak w necie, pi*da w świecie". Mocni w gębie na internecie, ale już pokorni w realnym świecie.

Chyba że nie, bo trafi się ktoś, kto naprawdę przeniesie nienawiść z wirtualnej rzeczywistości do prawdziwego życia i spowoduje kłopoty w pracy, zagrozi bezpieczeństwu Twojemu lub Twoich bliskich. Skoro tak, to witamy w realnym świecie i stosujemy realne, dozwolone prawem środki. Tylko wtedy to nie jest już internetowy hejt czy wirtualne pogróżki, tylko zwykły kryminał, a za swoje czyny trzeba zapłacić. Swoją drogą, za plotki rozsiewane w pracy powinni wyrzucać na zbity pysk, za próbę udaremnienia legalnego, artystycznego występu - powinno się zasądzać zwroty wszelkich kosztów jego organizacji. Wtedy błyskawicznie by oprzytomnieli co niektórzy, bo nic tak nie działa na wyobraźnię, jak wizja sięgnięcia do własnej kieszeni.

Do tego potrzeba jednak politycznej woli i sprawnych sądów. Żyjemy na przełomie dziejów, ewidentnie widać, że, jak to śpiewał kiedyś Bob Dylan, "czas zmian nadchodzi". Do tego wspomnijmy słowa Jana Pawła II, które za nim powtórzył viceprezydent USA J.D. Vance, praktycznie mieszając z błotem europejskie elity: "Nie lękajcie się". Czego Państwu i sobie życzę.

niedziela, 9 marca 2025

Marvellous Mascot" - show dla dzieci

Wybrałem się z Patryczkiem na "Marvellous Mascot", przedstawienie /czy raczej - show/ dla dzieci, który miał miejsce w Nemo Rangers GAA Club w Cork. Na podobnej zabawie byliśmy w październiku ub. roku, pisałem o tym tutaj: LINK. "Aktorzy" przebrani za postacie z różnych bajek, trochę tańczyły - czy też kiwały się do muzyki, można było sobie zrobić z nimi zdjęcie. Do tego sprzedaż popcornu i chińskich świecidełek.

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z tego wydarzenia można zobaczyć na moim YT: LINK:



czwartek, 6 marca 2025

Wino i pesto od Celtyckiego

Dostałem od kolegi z kanału na YT Celtycki Odkrywca - polecam!,  takie oto 2 wina z głogu i pesto z czosnku niedźwiedziego. Oczywiście, zarówno wino jak i pesto, Celtycki robi sam, z własnoręcznie zebranych darów natury z irlandzkich lasów. Nie muszę chyba dodawać, ze smak jednego i drugiego - jest świetny! Do tego Patryczek dostał książeczkę o życiu w dawnych zamkach, oraz grę - na którą jest jeszcze za mały, ale w którą chętnie sam zagram z Agnieszką. W zamian daliśmy miód spadziowy z pasieki mojego Taty i świeczki z wosku pszczelego. Z tego co wiem, obydwaj jesteśmy zadowoleni z wymiany ;-)

/Powyżej: wino, pesto, gra i książka od Celtyckiego/

niedziela, 2 marca 2025

Bal Karnawałowy "Księżniczki i Superbohaterowie" z My Little Craft World

Po dłuższym czasie, Agnieszka /jako My Little Craft World/ ponownie zorganizowała bal dla dzieci, tym razem pod hasłem: "Księżniczki i Superbohaterowie". Była wspólna zabawa, prezentacja strojów, konkurencje sportowe i loteria z nagrodami, nie zabrakło drobnego poczęstunku dla dzieci i dorosłych - w tym domowych ciast, które upiekła Agnieszka. Wszystkim smakowało, była świetna zabawa, a sama Agnieszka została na koniec nagrodzona oklaskami przez dzieci i rodziców ;-)

Poniżej kilka zdjęć, na YT można zobaczyć mój filmik z tego balu: LINK.





czwartek, 27 lutego 2025

Patryczek z kolegą robią pączki

Patryczka odwiedził jego kolega, Gabryś, a że dzisiaj Tłusty Czwartek, to obydwaj Panowie pod okiem Agnieszki m.in. robili pączki, faworki i oponki ;-)

Poniżej - Agnieszka z Gabrysiem i Patryczkiem oraz gotowe wypieki:


środa, 26 lutego 2025

Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa

W wolnej chwili, których obecnie mam niewiele ;-) obejrzałem film Macieja Kawulskiego: "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa". Uczucia mam mocno mieszane.

Jest to swego rodzaju polska wersja "Chłopców z ferajny", tyle że tam główny bohater zostaje świadkiem koronnym, a "nasz" idzie tam gdzie jego miejsce, czyli do więzienia. Akcja toczy się od lat 70-tych ub.w. do czasów jak najbardziej współczesnych i opowiada historię gangstera od czasów dzieciństwa, po budowę własnego przestępczego imperium. Film ogląda się dobrze, jest sprawnie nakręcony i zagrany.

Problemem jest coś innego: to, podobnie jak przy "Psach", kolejna próba mitologizowania i uszlachetniania zwykłej patologii. "Psy" de facto wybielały sb-ków, pokazując ich jako ludzi "wiernych zasadom". Tutaj mamy postać gangusa, który nawet jak okradał, to przecież tylko bogatych, jak zabijał - to głownie złych ludzi, etc. Do tego tu i tam rozterki moralne i mniej lub bardziej niespełniona miłość. 

Nie, tak nie było. Bandyci w latach 90-tych, to była gangrena tocząca nasz kraj. Ciężko pracujących ludzi mieli za "frajerów", czy wręcz - podludzi, których można było bezkarnie okraść, a często i skopać, dla rozrywki. Haracze wymuszali od wszystkich i za wszystko, zresztą, do tej pory takie próby się zdarzają. Policja w tamtym okresie, to był śmiech na sali, najczęściej sądowej, na której tych przestępców błyskawicznie uwalniano. Myślę że dopiero perspektywa rychłego wejścia Polski do UE i konieczność uporządkowania tych spraw na naszym podwórku sprawiła, że zrobiono z tym porządek, przynajmniej do tej pory. Te bandziory okradały ludzi, torturowali i często zabijali. Łamali ludziom kości i życiorysy. Oczywiście, o czym jednym zdaniem jest wspomniane w tym filmie, nie mogło to się odbywać bez wiedzy, zgody i swego rodzaju ochrony przez służby.

Warto obejrzeć, ale mieć z tyłu głowy co jest prawdą, a co romantyczną mitologią, którą z jakiś względów chce się otoczyć bandziorów, szczególnie tych nieco starszych, którzy właśnie powychodzili z więzień, za to zaczynają robić kariery "na internecie", imponując młodym ludziom, nie zdających sobie sprawy z tego, co to była za patologia. Do tego, nie ukrywajmy, najczęściej współpracująca z sb-kami, a później z ich następcami.

/Powyżej: Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa/

niedziela, 23 lutego 2025

Urodziny Malwinki

Malwinka, koleżanka Patryczka, właśnie świętuje swoje 4 urodziny. Na domowej imprezie, ku uciesze maluchów,  Agnieszka pomalowała dzieciom buzie w przeróżne wzorki ;-)

Poniżej - kilka zdjęć:



sobota, 22 lutego 2025

Ardmore i Waterford

Dzisiaj była wyjątkowo ładna pogoda, więc wybraliśmy się z Patryczkiem do Waterford, odebrać nasze niesprzedane rzeczy z zeszłorocznej Polskiej Wioski Bożonarodzeniowej. Po drodze wstąpiliśmy do Ardmore, przede wszystkim - na plażę.

Poniżej - kilka zdjęć:



czwartek, 20 lutego 2025

Obwarzanki i chałka

Dzisiaj Agnieszka z Patryczkiem pierwszy raz przygotowali i upiekli obwarzanki - i chałkę. Mieli przy tym sporo zabawy, można więc napisać, że połączyli przyjemne - z pożytecznym ;-)